poniedziałek, 15 sierpnia 2022

Sudeckie przypadki - sezon pierwszy - epizod czwarty - Na porwocie... rodział pierwszy (i jedyny) - Tylko przełęcz je dzieli

Rzadko się zdarza, by dwa pasma górskie graniczyły ze sobą swymi najwyższymi szczytami. Tak jednak jest w przypadku Gór Bialskich i Gór Złotych, przynajmniej w/g rozpiski Korony Gór Polski. To w ogóle chyba najbardziej kontrowersyjne ze szczytów KGP - Kowadło w Górach Złotych, to zaledwie czwarty szczyt - a w Polsce w koronie powinien znaleźć się wyższy o ponad sto metrów Smrek Trójkrajny, no ale jest jak jest. A co ciekawsze, wielu geografów i geologów nie uważa Gór Bialskich za odrębne pasmo, ale za część Gór Złotych. Ba sam Rudawiec (po czesku Polska Hora) to zaledwie trzeci szczyt tych gór. Z drugiej strony - na pewno są to ciekawe szczyty, na pewno są warte wejścia, na pewno zabawa jest z tym świetna.

Te dwa szczyty wybrałem na koniec naszej sudeckiej przygody. Czemu? Bo są blisko siebie i można je objąć jednym szlakiem, bo są po drodze do domu i nie są jakoś specjalnie wymagające czasowo. Wszak po ich zdobyciu będzie mnie jeszcze czekało prawie 400 km jazdy.

Zajeżdżamy do Bialic z rozmachem ale... stajemy ciut za wcześnie. Teren opuszczony, jakieś stado owiec pasie się kilkadziesiąt metrów od kościółka w postępującej ruinie. Zasięg zerowy, na mapy w smartfonach możemy nie liczyć. Ale co tam. Przez kościół biegnie szlak "solidarności Polsko-Czechosłowackiej - to szlak przemytników, kurierów którzy za komuny przemycali tędy pisma opozycyjne czy inne materiały potrzebne do działalności, no to nim powędrujemy, ze schematycznego planu, wynika że musimy po drodze trafić na szlak prowadzący granią Gór Złotych i on na 100% doprowadzi nas na Kowadło - potem już powinniśmy bez problemu znaleźć drogę do przełęczy i na Rudawiec... Tyle w teorii, a w praktyce?

A w praktyce, nie jest to takie proste, wprawdzie szlak się znajduje ale oznakowania szczytów... No już nie koniecznie - najczęściej to pisane na korze drzew "oznakowanie" że trzeba iść tędy"... fajnie.

No cóż, pewnych śladów wymazać się nie da, nawet nie wolno, trzeba tylko głośno mówić jak było
Wcześniej też, je łamano...
Czyli jest dla niego szansa
Choć wygląda smutno
Polska strona, czeskie szlakowskazy - to mi się podoba!
I znów brak ostrości - niestety, żeby wyszło dobrze muszę przystanąć i dać aparatowi kilkanaście sekund na "aklimatyzację"
o dziwo przedni obiektyw stroi się szybciej
Z tych emocji, zapomniałem zrobić zdjęć tego od czego Kowadło wzięło swoją nazwę - otóż jest tutaj fajne płaskie odsłonięcie skalne, które może kojarzyć się z kowadłem. 
A to już znów Bielice - po drodze spotykamy kilku wędrowców i "koroniarzy". Tu na parkingu koło leśniczówki powinniśmy zostawić samochód... no ale wtedy nie było by takiej fajnej pętelki i nie poznali byśmy fragmentu całkiem nieoczekiwanego szlaku.
Spotykamy wędrowców - będą wchodzili właśnie stokówkami narciarskimi, skrzętnie korzystamy z ich porad (jeden zna teren)
I to JEDYNY ślad że idziemy w dobrym kierunku
tą drogą wrócimy
Tu omal nie wszedłem na żmiję, dopiero Aneczka zareagowała krzykiem i tupaniem skłoniliśmy gada do zejścia ze szlaku - wszak będą tędy szli inni
Polska Góra - czyli Rudawiec - jesteśmy na miejscu
ja sobie cmokam szluga a Aneczka sobie zajada... Na szczycie robi się wieloetnicznie, dobijają Czesi, para Niemców i jest naprawdę fajnie. jakaś dziewczynka reaguje strachem na moja zakrwawioną rękę, dopiero teraz to zauważam - jakiś miejscowy "poborca" dossał się do mnie na szlaku i zostawił po sobie maleńka rankę z której jednak krew się lała jak ze strzykawki - skubańcy wyewoluowali sobie antykoagulanty ;)
wracamy już innym szlakiem
charakterystyczny toponim, tak samo jak "Zimne Wody"
To ten sam który przekraczaliśmy w drodze na szczyt
Upamiętnienie ludzi i zdarzeń. to fajna sprawa, gdy ktoś tak się zasłuży dla społeczności łazików iż postanawiają mu wystawić taki pomniczek. Dla mnie cenniejszy niż spiżowe posągi "wielkich" tego świata.
Nawet niemieckie nazwy miejsca wskazują że były to ziemie polskie.
A zostało tyle co w "Niskim"
Od razu widać gdzie jesteśmy, pogranicze ma swoje prawa. i to jedno z tych praw które szanuję.
Kapliczka stara, ale płaskorzeźba wewnątrz, już nowa. Widać tamtą zabrali ze sobą ci którzy te ziemie musieli opuścić.

Tak to już koniec, jeszcze tylko jazda do domów, kąpiele, uzupełnianie kalorii i... witajcie kolejne przygody! Ale o tym w następnych postach.
Ps. w Sudety jeszcze wrócimy... niedługo. Obiecuję.

2 komentarze:

  1. No i znów okazało się, że dla takiego wytrawnego wędrownika nie ma rzeczy niemożliwych i szlaków nie do pokonania! Może też doczekasz się pomnika, np. zdobywcy KGP. Oby był tak rewelacyjny, jak ten napotkany po drodze.
    Powodzenia:)))
    Ps. Widoki bajeczne!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki - w świętokrzyskim mają zwyczaj fundowania wybitnym przewodnikom kapliczek na szlaku. Ania z bloga "https://swietokrzyskiewloczegi.blogspot.com/" o tym wspomina.

      Usuń