środa, 29 listopada 2017

Epitafia

Epitafia - wiele by pisać. Powstały pewnie całe naukowe dzieła poświęcone epitafiom, i niejeden zrobił na tym doktorat.
(A na nagrobku epitafiologa takie epitafium:
Całe życie w epitafia wpatrzony
Zaniedbywał, domu, dziatek, żony 
Na koniec kostucha o łeb go skróciła 
A nas do wywieszenia tej tablicy zmusiła...
;-D)
no dobrze bez jaj, bo temat do zadumy skłaniający.

Na tarnowskim Starym Cmentarzu epitafiów nie brakuje (znalazłem nawet jedną perełkę - ale z tego będzie osobny post, bo jeszcze kilka rzeczy muszę się dowiedzieć, a wujo Gugiel jest w tym konkretnym przypadku bardzo mało pomocny) - są różne, od najtańszych, "maszynowo" powielanych wierszydeł, na poziomie średnio rozgarniętego grafomana (czyli moim), poprzez utwory dużo bardziej autentyczne, aż po treny może nie na poziomie Kochanowskiego, ale na pewno niosące ogromny ładunek uczuć przy wsparciu sporej dozy talentu.

Niektóre zdjęcia zostawiam  bez opisu, bo epitafia są doskonale czytelne, inne przepisuje, mi było łatwiej odnotować z natury niż Wam wyznawać się ze zdjęć.



 

 Na progu życia los nieubłagany
zabrał nam Ciebie Michasiu kochany
A serca nasze co dla Ciebie biły
przykuł na zawsze do twojej mogiły.

Dwa epitafia praktycznie jednobrzmiące, podejrzewam iż "ryte" przez ówczesnych kamieniarzy z szablonu, tak jak dziś z szablonu robi się kiczowate obrazki na chińskim granicie.
    


Wszystko co najdroższego
W tym grobie się mieści
Śmierć Cię Matuś droga zabrała
Nie wzięła jednak boleści

Także stosunkowo często spotykana rymowanka - na tyle prosta, że sam bym takich naklepał pęczek, a potem spieniężał rodzinie zmarłego... 

 

 Tu też nagrobek dziecka - w ogóle zauważyłem iż epitafiów, w formie wierszowanej (lubo zgoła pięknego wiersza, bo i takie znajdziecie) na dziecięcych mogiłach, tudzież miejscach pochówku ludzi młodych, jest zdecydowanie więcej niż u osób starszych - tam zazwyczaj znajdziemy odwołanie do Boga, jakąś krótką wzmiankę i dorobku i w zasadzie tyle, choć oczywiście są też i wyjątki. 

 

Z Wyroku Pana z światem się rozstali
Wyroku tego i my nie ujdziemy
Lecz dozwól Panie bym Cię ubłagali
By kiedyś gdy się znów razem zejdziemy
Zechciałeś przyjąć nas do swojej chwały
I by twe względy nas nie rozłączały



 

Robi się coraz ładniej.
Na koniec trzy epitafia z grobu nieszczęsnej rodziny Sekundów. 
Zamożna, rodzina, kilku pracowników sądowych wysokiej rangi, a dzieci umierały młodo.



Śpij spokojnie w welony i mirty spowita
Niby anioł co dobrą straż dzierży nad nami
A kiedy promień słońca nad Tobą zaświta
Jasnością czystej duszy zabłyśnij jak skrami
Niechaj Ci wiatry szumne smutną wieść przywiodą
Że cały dom bez Ciebie dziką pustką wieje
Z zimnej cichej mogiły świeć swą duszą młodą
Jak słońce co wokół radość, szczęście sieje




 Śpisz cicho nasza szczebiotko złocista
Marzysz tu pośród swej maleńkiej groty
do snu ci szumi ta trawa falista
Bezdenny ból nasz i nieme tęsknoty
Spij słodko cudna nasza pieszczoto
Niech do Cię słońca promienie przypłyną
niechaj zanucą piosenkę rzewną złotą
Luli słodziutko złocista dziecino



Umarły Twoje pieśni
Już z martwych nie powstaną.
Wszystko co człowiek sercem tworzy,
Co widzi w kształtach, śniąć, że nie sni
jest tylko łodzią z mgły na zorzy
Na bystrej fali pianą
Smutek rozgryza serca nasze
J próżne łamią nas żale!




I tyle listopadowej zadumy, warto zwolnić, pospacerować po cmentarzach, pomyśleć o śmierci, o tych co odeszli, o tych co odejdą, o nas samych - o tym że świat będzie istniał bez nas, równie dobrze, barwnie i dźwięcznie jak istnieje z nami (w przypadku niektórych s...synów - lepiej, barwniej i dźwięczniej) i zamiast wpadać z tergo powodu w przygnębienie, wdziać kubrak, kalosze i ruszyć w ten świat by się nim nacieszyć, i by on nacieszył się nami, nim przyjdzie mu być gdy nas już nie będzie.


Następne wpisy już znowu w rajdowych klimatach.






środa, 22 listopada 2017

Kim byli?

Śmierć. Egalizatorka większa niż mityczny Prokrust i popaprany Robespierre razem wzięci. Że co? Że nie ma takiego słowa? - oto już jest! Egalizatorka - osoba zajmująca się wyrównywaniem ludzi, w odróżnieniu od egalitarystki - czyli osoby uznającej taką ideologię za swoją.

Zatem, Śmierć wszystkich nas wyrównuje. Nie ma uproś, nie ma "kup se". Wszak jednak jest pamięć, o tych którzy odeszli, ale także pamięć i poważanie względem tych którzy pozostali. A cóż więcej splendoru przydaje niż znakomici przodkowie? Jest jeszcze duma z wykonywanego zawodu, z osiągniętej pozycji społecznej, których upamiętnienie jest przykazywane spadkobiercom. Dla tegoż nawet jeśli Śmierć nie patrzy na urzędy, nawet jeśli przed Bogiem staniemy nadzy i obdarci z zaszczytów, to tu na ziemi, na cmentarzach odnajdujemy mnóstwo zapisów o zawodach, stanowiskach, urzędach. Dla tych co odchodzą jakaś namiastka istnienia - dla nas kopalnia wiedzy.

Zapraszam na krótki spacer po Cmentarzu Starym w Tarnowie, poczytajmy kim byli, nim stali się wiecznością.

Oczywiście zdecydowana większość osób pochowanych, nie chwali się swym zawodem, pracą czy stanowiskiem, słusznie czy nie, uważając je za niewarte wspomnienia. W/g moich spostrzeżeń na cmentarzach dominują pośród wspominanych zawodów trzy: żołnierz, nauczyciel i prawnik! Bez wątpienia cieszące się wybitnym społecznym uznaniem. Ale pojawiają się też inne, stosunkowo wielu jest inżynierów (w XIXw miało to sens - bo byli to ludzie na miarę Cyrus'a Smith'a  - obecnie - gdy tytuł inżynierski znaczy mniej niż dawniej technik z dyplomem, a społeczna wartość inżyniera zbliżona jest do wartości Adasia Miauczyńskiego, już raczej nikt skrótu inż. na grobowcu nie umieszcza), spotkać można kupców, rzemieślników, finansistów. Zresztą zobaczcie sami, jak ktoś zna inne - chętnie przeczytam w komentarzu lub na czyimś blogu.   
 

Wybór miejsc jest oczywiście całkiem przypadkowy - po prostu spacerowałem.


 Zapomniałem o duchownych - ale oni mają zawsze Ks. przed nazwiskiem więc przestałem to traktować jako zawód, pewnie mylnie, bo dla wielu sutanna to zwykła odzież robocza i trudno mówić w ich przypadku o powołaniu. Z drugiej strony mnóstwo księży (pastorów) to osoby z ogromnym, oddaniem pełniące swoją posługę i na pewno to co napisałem zdanie wyżej, było by dla nich ogromnie krzywdzące. Jest też wielu kapłanów - którzy realizują się nie tylko na poletku kościelnym, ale pełnią funkcje polityczne czy... finansowe!    
Jak Ks. Prałat Józef Martusiewicz


 Tadeusz Poraj Rożański
prokurator


Wincenty Kirschner
komisarz policji


Franz Ritter von Czaderski  
Kapitan 57 regimentu piechoty 
(ten "Ritter" - to na moje oko odnośnik do szlacheckiego pochodzenia pana hauptmanna, które widać nie dość było respektowane w szeregach armii cesarsko - królewskiej) 


 Aleksander Ślepowron Gutowski
żołnierz i właściciel ziemski.


 Kamil Baum
(nie umiem rozeznać znaczenia tego znaku "w przybliżeniu", między imieniem a nazwiskiem.
chodziło o żydowskie pochodzenie tu pochowanego?)  
z zawodu kupiec.

Errata - spójrzcie na komentarz Anonima, wiele tłumaczy co do Baumów

Właśnie - "z zawodu kupiec"  - czy w przypadku kupców możemy mówić o zawodzie? Dziś gdy kupców już nie ma, a na ich miejsce pojawili się mniej lub bardziej marni handlowcy, gdy etos i styl życia został zastąpiony korporacjonizmem i wyścigiem szczurów na pewno tak. Ale  w odniesieniu do tych co odeszli sto lat temu? 
Chyba jednak nie, kupiec to nie zawód - to funkcja społeczna, tak jak  "obywatel".


Srebro Marcin
Mistrz krawiecki - rzemieślnik, może pracownik firmy krawieckiej, może mistrz w Zakładach Krawieckich? Ze skromności płyty nagrobnej można wnieść że "cienko krajał".

 Jan Józef Czapliński
RYGORYZANT medycyny! 
Konia z rzędem temu kto zna to słowo bez wypytywania wuja Googla! 
Ja nie znałem. Was zmuszał do wysiłku nie będę.
Otóż za czasów zaborczych nie istniało pojęcie doktorant - ale istniał wymóg by zawody medyczne, prawnicze i techniczne wykonywane były przez osoby wyżej kształcone niż zwykli magistrzy. 
Otóż owi rygoryzanci (rygorozanci) - byli to ludzie którzy w trakcie dodatkowych studiów przygotowywali się do trzech bardzo trudnych egzaminów uczelnianych (co dawało im prawo wykonywania zawodu i tytuł doktora)
 
 Grób Wójcików.
Nie będę opisywał.
belferiada na 50%
Zobaczcie serię fotografii poniżej. 









  Inż Władysław Pokas
Zginał na posterunku pracy, podczas budowy huty w Częstochowie.
Zasłużony Budowniczy Polski
Złoty Krzyż Zasługi
Order Sztandaru Pracy I Klasy.
Na końcu skromny napis
"bądź wole Twoja" 
(Twoja czyli czyja - I Sekretarza, samego Stalina - który wtedy jeszcze żył, zmarłego wola? - a może chodzi o wolę Boga?) - Tak wiem złośliwy jestem... może po prostu nie imponują mi życiorysy i osiągnięcia "budowniczych PRLu"? 
  

 Pomnik lotnika
nawet nie odpisałem nazwiska - zginął gdzieś pod Wierzchosławicami w katastrofie lotniczej.
Czy to ma być stylizowany krzyż? 

 Antoni Buhn
 CK kontroler pocztowy.

 Janina Sather z Zająców
Harcmistrzyni, w Tarnowskim ZHP postać bardzo znana, wręcz legendarna. Mój syn Mikołaj regularnie bierze udział w zaciąganych przy jej grobie wartach. (z czego oczywiście ojcowskie serce - ogromna dumę czerpie). 

 
Michał Iwaniec
mistrz cukierniczy.

 Grób Fistków
Przemysłowcy czasów PRL - pewnie przy swoich zdolnościach i pracowitości w normalnym państwie osiągnęli by poziom właśnie przemysłowców - zwłaszcza że to cały ród. W socjalizmie - musieli poprzestać na pozycji rzemieślników - choć pracowało u nich wiele osób, mój dziadek dorabiał po godzinach, mój ojciec i ... ja w przerwach wakacyjnych (dlatego znam fach hutnika).


 Roman Kos
pracownik ubezpieczeń

Józef Rożałowski
C.K. nadzorca Poczt i Telegrafów.

Na dziś tyle, zatoczyłem pętlę po cmentarzu, na pewno nie wyczerpałem tematu, znalazłem pomysły na kilka następnych wpisów - czy będą w tym roku, czy w następnym (jak Bóg da dożyć), nie wiem, ale się postaram.

środa, 15 listopada 2017

Najmniejszy i zapomniany.

Zapytajcie kogokolwiek z Tarnowian, potrafi bezbłędnie wskazać cztery tarnowskie cmentarze: Stary, Rędzin, Krzyż i Mościce.  Bardziej zorientowani dorzucą jeszcze Klikową i/lub jakieś cmentarze pierwszo wojenne (ale zazwyczaj nie będą pewni co do ich liczby). O tym o którym Wam zaraz opowiem pamięta garstka. Jest to zresztą cmentarz nader efemeryczny, bo używany był zaledwie kilka zimowych miesięcy...

Zapraszam.

Mamy przełom lat 1914 - 1915. Rosyjskiemu "Walcowi Parowemu" zaczyna kończyć się paliwo w postaci istnień carskich mużyków. Potężna ofensywa słabnie. Pod Krakowem wykrwawiają się resztki doborowych oddziałów carskich, pod Limanową, Węgrzy kosztem ogromnych ofiar dokonują aktów niezwykłego bohaterstwa i odpychają przeważające siły Rosjan. Makabryczna wojna zaczyna wchodzić w trzecią fazę kontredansa - półkrok i zastygnięcie. Front na okres zimowy stabilizuje się wzdłuż karpackich szczytów na południu i na linii Dunajca od zachodu - Tarnów staje się miastem przyfrontowym.

W tym czasie o "Mościcach" nie ćwierkają nawet wróbelki - ludzie którzy walnie przyczynią się do ich powstania gniją w okopach, duszą się pod butem okupantów rosyjskich, lub próbują jakoś funkcjonować na obszarach mniej przez działania wojenne dotkniętych. Tu gdzie dziś są Mościce mamy dwie maleńkie wioski Świerczków i Dąbrówkę Infułacką, zapadłe pośród brzezin i pól. Najbliższy kościół i cmentarz znajduje się w Zbylitowskiej Górze - ale ta jest dokładnie na linii frontu! Położona na wzniesieniu - daje wgląd w przeciwległy brzeg Dunajca. Tu Carscy tam Cesarscy. Miejscowa ludność nie ma lekko.

Nie mają też lekko mieszkańcy Dąbrówki i Świerczkowa - do cmentarza droga zamknięta kordonami Rosjan, od strony Tarnowa rzeka Biała - wszak obie wioski leża w widłach Dunajca i Białej - które zlewają się w jedno niecały kilometr na północ od ostatnich domów Świerczkowa.  A umierać trzeba gdy przyjdzie pora - śmierć zaś rozochocona wojennym żniwem i nad cywilami macha kosą z zapałem.

Cóż robić?! - Zmarłego pochować trzeba! taki mus boski i ludzki.

Nie wiadomo kto wskazał to miejsce - wtedy wyglądało ono całkiem inaczej. Ale właśnie tu, na prywatnych gruntach Franciszka Wiśniewskiego kopano groby dla tych pięciu osób dorosłych i dwójki dzieci którzy odeszli w ciągu kilku zimowych miesięcy przełomu 14 i 15 roku. Właściciel tych terenów miejsce oznaczył solidnym drewnianym krzyżem, który przetrwał pół wieku.


 Dziś przy zbiegu ruchliwej ulicy Witosa i Azotowej, będącej w zasadzie wyłącznie dojazdem do posesji zobaczyć można taki krzyż.
W latach 70ych wymieniono ten stary drewniany na obecny, żelazny osadzony w betonowym fundamencie. Podczas tych prac natrafiono na ludzkie szczątki, które z pieczołowitością złożono pod cokołem krzyża. Jeszcze niektórzy starzy mieszkańcy pamiętają że to miejsce pochówków - ale odchodzą szybciej niż nadążamy spisywać ich wspomnienia.
Prawdę powiedziawszy sam bym nie wiedział o tym cmentarzyku, gdyby nie świetna książka / przewodnik wydawnictwo tarnowskiego PTTKu "kapliczki i krzyże przydrożne w Tarnowie".

Ukłony dla autorów - westchnienie do Boga za zmarłych - Wam Powodzenia.
Wkrótce kolejny cmentarny wpis. 

ps. Google mapy odmawiają wskazania tego miejsca i nie mogę wam pokazać jak to wygląda na mapie. Zainteresowaniu muszą znaleźć Tarnów - potem Mościce i "jechać: Kwiatkowskiego do ronda, następnie Witosa i szukać skrzyżowania z Azotową. Kapliczka znajduje się w lewej dolnej ćwiartce uzyskanej poprzez przecięcie się tych dwóch ulic siatki.  

poniedziałek, 13 listopada 2017

Z wizytą u Tertila

Prawie stulecie od odzyskania niepodległości minęło, w całym kraju fety, festyny, śpiewania itp. no to i u mnie na blogu nie mogło zabraknąć akcentu z tym związanego. A któż lepiej pasuje do opowieści o odzyskaniu niepodległości niż najlepszy z tarnowskich burmistrzów dr Tadeusz Tertil.

Ten Polak będący synem CK Urzędnika w Sanoku, którego korzenie sięgają Czech a w/g tradycji rodowej także Węgier  był jednocześnie członkiem politycznego obozu Narodowej Demokracji, co zadaje kłam różnego rodzaju mędrkom szydzącym że "polskość to kwestia przypadku". Nie, drodzy durniowie, Polskość to kwestia wyboru, opowiedzenia się! Tertil mógł nazywać się Austriakiem, Czechem, Węgrem, mógł szukać kariery w Wiedniu (wszak jego ojciec Robert do ubogich się nie zaliczał). Wybrał Polskę i  pracę prawnika w biurze darmowych porad prawnych zorganizowanym przez wydawcę tarnowskiej Pogoni Józefa Pisza (a propos niech mi ktoś przypomni, żebym i o tych niezwykłych ludziach opowiedział, przy okazji prowadząc Was na na skwer ich imienia - ale to na wiosnę jak nabierze barw).
Powoli zaczyna swoją karierę, jako członek Sokoła, potem jego władz, i jako jego prezes. Jest młody ambitny, wykształcony. Wkrótce zostaje radnym miejskim, asesorem, w końcu po ustąpieniu zaszczutego przez radnych opozycyjnych (głównie socjaliści i nacjonaliści żydowscy)   Witolda Rogoyskiego (i znów niech mi ktoś przypomni bym tę barwną postać dowódcy kompani w sławnym Batalionie Galicyjskim z czasów Powstania Styczniowego Wam przybliżył) zostaje Burmistrzem Tarnowa.

Taka mała dygresja - może i były zabory, może i Polska nie była niepodległa, ale Tarnów nigdy potem tak wspaniale się nie rozwijał jak za czasów tzw. Autonomii Galicyjskiej. To za Tertila powstaje supernowoczesna sieć wodociągów, która mimo iż liczy ponad 100 lat - nadal jest zasadniczym zrębem stanu obecnego, to wtedy powstaje pierwsza elektrownia w mieście i pierwsza linia elektrycznych tramwajów, a także prześliczny dworzec kolejowy. Owszem miasto zadłużyło się na 2 miliony koron - ale te pieniądze szybko do kasy miejskiej zaczęły wpływać na powrót. Nowoczesne miasto, na szlaku tranzytowym, przyciągało rzesze głodnych sukcesu ludzi. Rozwijało się w niesamowitym tempie, dawało tysiące nieźle płatnych miejsc pracy; w cegielniach, na potrzeby kolei, w warsztatach mechanicznych, przy budowie domów. Tertil miał wizję przyszłości!

Ale patrzył też wstecz!  To on był jednym z głównych organizatorów 500 lecia grunwaldzkiej wiktorii. To on pamiętał by uczcić czterdziestolecie Powstania Styczniowego.

Niezwykły człowiek - to on wreszcie nie uciekł z Tarnowa do którego zbliżał się carski "Walec Parowy", został i organizował pomoc dla mieszkańców, toczył spory i polemiki z władzami okupacyjnymi, wstawiał się za Polakami którymi groziły represje, odmówił wydania Moskalom, 14 zakładników - posądzanych o współprace z C.K artylerzystami ostrzeliwującymi na terenie Tarnowa wybrane obiekty uznane za wojskowe - Rosjanom nie mieściło się w głowach że można strzelać tak celnie bez kogoś kto naprowadza ogień - gdy tym czasem sami zajęli infrastrukturę wojskową i tereny przez sztabowców Austro-Wegierskich uznane za wartościowe pod względem militarnym więc doskonale oznakowane na ich mapach a ich artylerzyści nie musieli się wstrzeliwać bo wszystkie koordynaty były im znane z przedwojnia!

Po wojnie padał często obiektem nagonki ze strony żydowskiej jako ktoś kto "nie zapobiegł plądrowaniu żydowskich sklepów przez żołdactwo Moskiewskie" (jak widać pedagogika wstydu "bo nie zapobiegłeś" to nie jest modus operandi środowisk żydowskich wypracowany względem Polaków po drugiej Wojnie Światowej - ale metoda znacznie starsza).

Tertil umiera na zapalenie wyrostka robaczkowego  w wieku 61 lat

Zapraszam na krótki spacer po Tarnowskim Cmentarzu:

 


 Brama cmentarna udekorowana z okazji 11 Listopada.
Nie lubię tej daty - niczego konkretnego nie oznacza. Od tak sobie dobrana przez Piłsudczyków.
Tarnów był niepodległy już 30 Października!
 
Trzeba przyznać że opisanie ważnych dla Tarnowa i Tarnowian miejsc jest na starym Cmentarzu naprawdę dobre. 

Maleńki, nader skromny grobowiec kryjący największego tarnowskiego burmistrza! 
To także świadectwo o człowieku jakiej miary mówimy. 

Nie zabrakło i garści informacji dla odwiedzających.

Krótka modlitwa i muszę iść dalej.
 
Nagrobek Prikrilów - z nazwiska widać że Czech ożeniony z Polką.
 
Kaplica X. Sanguszkow.

Żelazny anioł śmierci w stylu Hasiorowym 
 
Sterta kamiennych nagrobków. Ktoś pod tymi skałami spoczywa - ale czas wytopił kamień piaskowcowy niczym ogień woskowa tablicę. 

A potem już spokojnie kierujemy się do wyjścia.


To nie koniec mojego kolejnego "cmentarnego" cyklu - ale w następnym poście chciał bym Wam opowiedzieć o pewnej ciekawostce funeralnej - z czasów I wojny - ale nie ze "Starego" a z całkiem innego miejsca.

Do zobaczenia na szlaku.
  

piątek, 10 listopada 2017

Epitafia na murze.

Listopad - czas kilka postów poświecić cmentarzom. Plany mam rozbudowane, co się uda zrealizować? Nie wiem, życie pokaże! Czas co prawda jest pojęciem względnym, ale dopokąd nie umiem się poruszać z prędkościami przyświetlnymi, to muszę się liczyć z jego ograniczeniami. 

Wróćmy jednak na cmentarze.
Jest rok 1784 gdy syn Marii Teresy Habsburg, Józef II edyktem nakazuje zamykanie i likwidacje cmentarzy w obrębie miast a wyznaczanie miejsc pogrzebów poza ich terenem. Pamiętajmy, to czasy Oświecenia, czyli bałwochwalczego wręcz uwielbienia dla ludzkiego rozumu, a co się z tym wiąże; pogardy dla wszelkich "zabobonów". Ponieważ w/g encyklopedystów człowiek był tylko porcją mięsa i kości, tedy po śmierci należało jak najszybciej owe zutylizować. Cesarz Austrii był zaś nieodrodnym synem swojej epoki i w pełni podzielał owo przekonanie.  Prawdopodobnie gdyby nie opór ze strony Chrześcijaństwa i trudności techniczne nakazał by kremacje wszystkich zwłok. Ale że nawet Cesarz musi się liczyć z oporem materii, skończyło się na kategorycznym  nakazie pochówków ziemnych i zakazie stawiania nagrobków, tak by po dwudziestu trzydziestu latach, można było miejsce pochówku wykorzystać po raz kolejny.  Jedynym dopuszczalnym sposobem upamiętnienia zmarłych były epitafia na murach cmentarnych. I nimi dziś się zajmiemy.

Ps. Cesarz daleko i być może pochwali  gorliwość urzędniczą (jak się jakimś cudem o niej dowie), ale rodziny zmarłych blisko i na pewno wdzięczne nie będą, a że tacy Radziwiłłowie (którzy wszak mściwi nie są, ale pamięć mają...) mogli "uprzyjemnić" życie urzędnika na odległej prowincji, tedy prawie równo z zakazem, zaczął być on łamany - co wyszło nam na dobre... Ale to osobna historia. 

Zatem mamy epitafia na murach - Cmentarz Tarnowski na Zabłociu - bo tak się wówczas nazywał - okolony był murem w zasadzie tylko z dwóch stron, od Wątoku i od południa było tylko ogrodzenie "polowe". Na tych odcinkach należy więc szukać najstarszych tablic epitafijnych. Wiele ich nie zostało - masowo padały ofiarami czasu, te wykonane z piaskowca rozmywały się, te marmurowe pękały, a i granit przecież niezniszczalny nie jest.  Straciliśmy ich mnóstwo podczas kilku remontów jakim mury poddano. Niemniej jednak sporo zostało. 

I właśnie teraz chcę Wam je pokazać.
Mam do tego spaceru zapis trasy z Traso, ale GPS takie cuda wyczyniał, że i tak nikt nie trafi wg wskazań jego zapisu. Po prostu wchodzimy głównym wejściem robimy kilka kroków prawo i tam napotykamy pierwsze zachowane epitafia na murach.
  

 Warto zwrócić uwagę że tablice znajdują się w swoistych kilkucentymetrowych niszach. To nie oryginalny wygląd - były montowane na licu. Po prostu wraz z kolejnymi remontami, mur pokrywano tynkiem i zapewne pod jego warstwą znajdują się inne, prawdopodobnie przykryte ze względu na zniszczenie i nieczytelność. 
Akurat nie widzę powodu, by się do nich "dokopywać" brak pieniędzy na ratowanie odsłoniętych nagrobków, a tamte już i tak bardziej niszczały nie będą. Ktoś kiedyś do nich dotrze, wyasygnuje środki, odtworzy i będzie miał frajdę. 
 

Najstarsze z zachowanych epitafiów pochodzą z drugiej dziesiątki lat XIX stulecia. Prawdopodobnie wcześniejsze znajdowały się na zburzonym podczas budowy koszmarku jakim jest pomnik grunwaldzki i ofiar II wojny, odcinku murów na wprost Kościoła Matki Bożej Szkaplerznej - bo tam wtedy była główna brama cmentarza i tam były najwcześniejsze pochówki. 

 Zwróćmy uwagę na ciekawe spolszczenie 
"Pamiętnik" 
- nie przyjęło się jednak. 
 








 Część tablic została już odnowiona, część odnowienia nie wymaga,
ale poniżej seria tych w stanie tragicznym. Są prawie nieczytelne. 
Co ciekawe poruszam się cały czas wzdłuż muru i nie wybieram co pokażę wcześniej a co później - tak się po prostu układa. 
Moje prywatne zdanie jest takie:
O ile wcześniej epitafia robione były na zamówienie osób majętnych, o tyle kilkadziesiąt lat później, ci bogatsi "inwestowali" w nagrobki i grobowce, lubo kaplice, zaś mur pozostał dla tych uboższych, nie najbiedniejszych, bo im musiały wystarczyć drewniane krzyże wetknięte w kopczyk ziemny, po których już ślad nie został, ale tych z niższej klasy średniej (jak byśmy to dziś ujęli), na tyle zamożnych że rodziny stać było na trwalszą pamiątkę, ale już nie na spory wydatek jakim był nagrobek.
   
  
Dlatego epitafia powstawały w miękkim, tanim, łatwym do obróbki piaskowcu.


 To trwa zresztą do dziś. 
Ba nawet samo zawołanie "być pochowanym pod murem" jest obelżywe i sugeruje iż mamy do czynienia z kimś niegodnym bardziej honorowego miejsca. 




Czasem jakiś "mistrz ślusarski" usiłuje przechytrzyć czas... z widocznym efektem.
 

 Czasem można trafić na prawdziwe skarby - dobrze że odnowiono właśnie to miejsce.
Aczkolwiek nie udało i się dowiedzieć niczego więcej. 

Na południowym murze - tylko to jedno miejsce.

A potem już wyjście z cmentarza - i koniec pewnej przygody.
Rzecz jasna jeszcze tu wrócę...
o ile dożyję rzecz jeszcze jaśniejsza ;-)