sobota, 27 kwietnia 2019

Fort Prokocim - eksploracja z synem

I kolejny filmik - następny będzie już post pisany, o rowerowym wypadzie do Szczepanowa (nie, nie tego od biskupa)



tradycyjnie proszę o suby i lajki...

środa, 24 kwietnia 2019

Pieszo do irańskich nomadów - recenzja

Hej witajcie. Dziś gadana recenzja. A książka dość długa, warta jednak przeczytania.



i tradycyjnie poproszę o suby i lajki na YT

czwartek, 18 kwietnia 2019

Rowerem po opłotkach Tarnowa


Straszliwie mnie ten materiał umęczył - Easy Video Maker robi filmiki tylko do pięciu minut, Resolve nie chce się instalować z płyty PC Formatu (a ściągnięty z sieci, wrzeszczy o kod rejestracyjny. Ściągam Movavi - ma być freeware... ale jak zwykle kanalie łżą, dopiero po instalacji okazuje się że daje znak wodny a ścieżkę audio renderuje tylko do połowy filmu (ale buce, co to za freeware?). W końcu udaje mi się zainstalować Resolve i rozkminić jak działa, ale jest już 2 w nocy i wale się w kimę.

O szóstej rano budzą mnie balony (takie pobudki mogę mieć zawsze, balon robiący "phffff" całująca Żona, czy zapach kawy)siadam do Resolve i układam materiał - nawet działa, po kilkudziesięciu minutach filmik gotowy - cóż z tego jak co trzecia ścieżka dźwiękowa "ginie".

Powtarzam operację... to samo...! (emotikon na maksymalne wkur...nie).

Już mam wywiesić białą flagę...
Ale...
No ale koziorożce nie poddają się nigdy!

Robię cztery, kilkuminutowe filmiki w Easy Video Makerze, a następnie sklejam je w całość w Resolve!
I oto !!!!
JEST!!!!!!!!





Tradycyjnie żebram o lajki, suby i pochlebne komentarze.

Ps. Tam gdzie mówią o tarnowskim "Plastyku" i podaję ulice Grottgera, to oczywiście pomyłka. ulica nosi miano Wastwalewicza (także malarz) a Grottgera to jest zespół szkół plastycznych. Wybaczacie.

wtorek, 9 kwietnia 2019

Kajacznie

Mam, wreszcie mam!! Swój własny, taki jak mi pasuje. No ale po kolei. Kajaki kochałem od zawsze, chyba od pierwszych filmów jeszcze czarnobiałych puszczanych w TV (młodzieży takiej do 40 letniej, przypominam iż dawniej były dwa programy TV i nie ma sensu pisać na jakim programie) w cyklu "w starym kinie", i ich czarnobiałość nie miała znaczenia, bo telewizory też mieliśmy czarnobiałe - w ogóle wtedy wszystko było odcieniami szarości, choć wkoło na każdym kroku czerwone flagi wisiały... W każdym razie tam były ujęcia ze spływów kajakowych i już wtedy zupełnie wbrew jakimkolwiek rodzinnym tradycjom poczułem że to jest to. 

Potem były wypady nad wodę, pierwsza karta pływacka (inaczej nie można było pożyczyć kajaka) i tak w wieku bodajże 15 lat zacząłem swoją przygodę z kajakami. To było objawienie - coś jak pocałunek dziewczyny którą nastolatek ogląda z daleka na ulicy, bojąc się choćby podejść już nie mówiąc o tym by zagadnąć i nagle jakoś tak się dzieje, że jest się z tą dziewczyną blisko. Ja do dziś pamiętam swoje pierwsze odbicia wiosłem.

A potem były spływy i drużyna wodniacka ZHP i Dunajec i Wisła i dźwiganie "skorup" (te pierwsze były jeszcze ze sklejki) masa przygód i wspomnień.

Ale nigdy nie miałem swojego!

Wreszcie mam. Został już próbnie zwodowany i teraz czeka tylko na oficjalne nadanie mu nazwy która będzie brzmiała CH.M.S Marzenaanna.

Tak w ogóle to wpierw w domu na sucho uczyłem się go rozkładać, pompować, uzbrajać w stateczniki itp.  Tu wyliczyłem że potrzeba mi czterdziestu machnięć pompką na dno i po pięćdziesiąt na burty, tu nauczyłem się ustawiać siedzenia i w ogóle co gdzie i jak.

W końcu przyszła pora na prawdziwy zalew. A wyglądało to tak:

Zajechałem na Dwudniaki (taka miejscowość skryta w Lasach Radłowskich, która przez kilku geniuszy miała wejść w skład "pojezierza tarnowskiego"), do południa, tak aby nie było świadków ewentualnej klęski. Wykonałem wszystkie przewidziane instrukcją czynności i...

No właśnie. Musiałem zdjąć buty podwinąć dżinsy i wejść do wody - widać inaczej się nie da, ofiara jakaś musi być, bo to był koniec marca i temperatury lekko ciut niewysokie.

Potem już do końca rejsu, ani skarpet ani butów nie ubierałem, zresztą Marzenaanna okazała się całkiem ciepła w środku ;-).


 Takie selfie... Ale wiało jak diabli, takim niskim wiatrem i jeśli na chwilę przestawałem wiosłować to zaczynał się dryf, więc zdjęcie kompletnie niewycelowane. 
 Za to sama możliwość podpływania do szuwarów, brzegów, pomostów, wprost rewelacyjna.

 A tam była dawniej knajpka - nie wiem czy jeszcze jest otwierana, ale było tam całkiem fajnie. Muszę zobaczyć w sezonie.

 Od strony wody... i kto zrobi taką fotkę? Gotkiewicze to jasne, bo mają sprzęt taki iż NASA zastanawia się nad zaangażowaniem ich do zrobienia dokumentacji fotograficznej śladów Curiosity na Marsie... ale poza tym to radość dostępna tylko wodniakom. 
I furda że zdjęcie jest makabrycznie nieudane... 
 
 Na środeczku

 Para perkozów. 

 Prywatne pomosty...

 Tu gdzie ta kępka szuwarów stała kiedyś pogłębiarka (taka maszyna co to żwir wybiera) przez co jest tu płycizna, choć wkoło po kilka metrów w dół. 
Kiedyś dotarłem tam wpław, jakiś facet z brzegu krzyczy do mnie czy tam tak płytko?
A co ja, na Chrystusa wyglądam i po wodzie umiem chodzić? odparłem. 
W chwilę potem popłynąłem na powrót do miejsca gdzie miałem rower. akurat się suszyłem gdy przybiega żona owego jegomościa, Z płaczem bo: "cholerny bałwan popłynął tam gdzie pan był i chyba mu się ponton (taki wiecie PCV z PRC kupione w dyskoncie spożywczym na wyprzedaży) przebił, bo drze się że nie może wrócić, a on pływać nie umie!!! 
Cóż było robić. Mogłem podjechać do stanicy WOPR, ale mogłem też zadziałać sam. Jak się domyślacie...  zadziałałem. 
Na szczęście mieli jeszcze materac (ten był solidniejszy), napompowałem go, popłynąłem pchając go przed sobą po gościa - który był blady, zziębnięty, przerażony i w ogóle sztywny. Położyłem go na tym materacu, kurczowo wpił się w jego brzegi palcami, potem narzuciłem na niego przebity ponton, kazałem mu trzymać wiosło żeby nim łapał równowagę i tak doholowałem go do brzegu. a tam to już sam nie wiem, czy kobieta bardziej dziękowała mi, czy darła się na tamtego... 
 Nadbrzeżne wille 

 Łabędzie... nieme a darły ryja na mnie jak szalone... w sumie to nawet je rozumiem - tyle ich spokoju, co przed sezonem, a tu jakiś świr na kajaku. 



 Stanica WOPR - rzecz jasna nieczynna w tej chwili. 

 A tak wygląda Marzenaanna

Tu poczułem Ulgę (ten kanał tak się nazywa Ulga) - dosłownie, pomimo chłodu, ta zastoiskowa woda ma specyficzny zapach butwiejących szczątków roślin - nawet nie jest nieprzyjemny - po prostu jest taki jaki jest.

  I to już koniec przygody - na brzegu czeka na mnie Rapidka.

Teraz jeszcze walka z kajakiem - wyciskanie powietrza, składanie itp.

Podsumowując.   W kategorii cena/jakość kajak Itwita z Decathlonu nie ma sobie równych!
Do tego jest bardzo zwrotny, lekki w zwrotach, nie stawie dużego oporu powietrzu, więc i dryf jest łatwy do opanowania, ciepły i stateczny. W zasadzie nie dostrzegłem wad (tak zawsze jest w okresie zakochania), wiec o nich pogadamy przy okazji innych kajakowań.

A tak wyglądał trasa na wodzie.


Z wodniackim pozdrowieniem A h.j!!!!!!!

czwartek, 4 kwietnia 2019

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Trudne wyznanie

Witajcie. To naprawdę nie jest łatwe wyznanie. Nawet dziś, w dobie szalejącej tolerancji, terroru powszechnej miłości i planowanych obozów reedukacyjnych dla hejterów. Nawet dziś nie jest to łatwo wyznać. Ba, wyznać publicznie.

Ale trudno, podjąłem decyzję że jednak to wyznam i słowa danego samemu sobie nie złamię.

Otóż.
(Ale proszę o wyrozumiałość)


Otóż!
(Tylko wiecie, bez hejtu proszę)

Otóż!!
(piszę całkiem na serio)

Otóż!!!
Otóż, w wieku pięćdziesięciu wiosen uzmysłowiłem sobie, dotarło to do mnie, walnęło jak obuch tłuczka w kawał mięcha na kotlety schabowe, ogłuszyło, niczym dawka prądu przygotowane na rzeź kurczaki, powaliło nie ziemię niczym topór drwala powala prastare puszczańskie świerki!

Zorientowałem się też że mi z tym dobrze, że tak właśnie jak jest, to jest Ok. Że wcale nie chcę, nie muszę a nawet nie powinienem (na pohybel tym tępym heblom hejterom) tego zmieniać!

Dotarł do mnie mój... Bipedalizm*!
I teraz gdy już wiecie możecie mną pogardzać, ale wiedzcie że w głębi waszych jestestw jesteście tacy sami, nawet jeśli sami przed sobą wstydzicie się do tego przyznać!


  * Bipedalizm = dwunożność.