środa, 28 marca 2018

Konkretny język architekta

W zasadzie język architekta powinien być konkretny z racji zawodowych, nie wyobrażam sobie architekta który w malowniczych słowach przedstawia mi piękno walącego się budynku, zamiast po prostu obliczyć nośność ścian. Z drugiej strony architektura to jednak coś więcej niż "projektowanie", to twórczość artystyczna, zagospodarowanie świata tak pod względem funkcjonalności jak i pod względem piękna. Czy zatem architekt musi posługiwać się językiem barwnym i rozpoetyzowanym , czy jednak operować konkretnym, suchym opisem?  Nie wiem! Kombinujcie na własną rękę.  

Ten konkretny architekt ma także konkretny język - jeśli od książki oczekujecie sienkiewiczowskich opisów to spokojnie możecie dać sobie z tą spokój. Jednakowoż jeśli lubicie przygody, miejsca nietypowe, spostrzeżenia niebanalne i trasy nieuczęszczane turystycznie, to zacznijcie czytać z uwagą. 

"Rowerem do Indii" Adama Chałupskiego jest pozycją która na pewno przypadnie do gustu blogerom! Język typowo blogowy, świadomy tego że strony opisu nie zastąpią jednego zdjęcia, ale też i tego że setki zdjęć nie zastąpią kilku linijek przemyśleń, narracji i spostrzeżeń. Tu mamy dziełko kompletne - zdjęcia dokładnie ilustrują słowa autora, a słowa autora dokładnie opisują to co na zdjęciach. Ani mniej, ani więcej - jest w sam raz. Całość tworzy spójną formę, do tego sposób dzielenia opowieści na poszczególne etapy, dzienne przebiegi lub osobne lokacje, także doskonale jest znany z blogosfery, więc czujemy się przy nim świetnie. 



Co tu dużo gadać. Facet wybrał się na rowerową mega eskapadę - część drogi pokonując wszakże w pociągach, czy autobusach, ale korzystanie z tych środków lokomocji było uzasadnione więc w najmniejszym stopniu nie obniża jego dokonań - i postanowił swoje przygody opisać. 
U mnie ma szacun wielki jak Himalaje, bo to była pasjonująca lektura. 

niedziela, 25 marca 2018

Pola Chyszowskie

Logika kobiet jest dla mnie niezrozumiała! Ot weźmy takie mycie samochodu, czynność całkowicie bezsensowna, z racji tego iż wkrótce znów się upaprze, a tym bardziej jeśli jest to jasny samochód i brudu w zasadzie na nim nie widać - no chyba że zrobią się mazaki - dlatego zawsze powinien być równomiernie ubrudzony, to wtedy wygląda jak by był czysty, tylko w ekscentrycznym kolorze. Po zimie wszakże jest równomiernie pokryty solą - owszem trzeba uważać żeby jej nie zetrzeć na siebie, ale sól konserwuje (kto nie wierzy niech jedzie do Wieliczki), mucha nie siada, do tego zawsze można traktować karoserię jako rezerwuar soli na potrzeby gospodarskie... no generalnie same zalety! Tymczasem Marzenka staje okoniem - masz jechać na myjnię i już. A mi szkoda i czasu i pieniędzy, a głównie siebie... rzucam hasło by wyprowadzić auto w las, to może sarny wyliżą? Ale też nie daje się przekonać. Kobiety tak mają, jak się zafiksują na jakieś myśli to ich nie odkręcisz.

Więc jadę - no trudno (a te głupie feministki gadają mi o opresji ze strony mężczyzn! - niech se k... mać żony wezmą to idiotki zobaczą co to opresja!).

Więc jadę... ale... no sami wiecie, nie po to Bóg dał chłopu rozum, żeby z musu korzyści dla siebie nie wyciągnął!

Wiec jadę, a ze mną Aura i plan wypadu. Na stacji muszę wszak odczekać aż maszyna swoją procedurę wykona (kolejna przewaga starego auta nad nowym - w nowym dbasz o lakier i chlapiesz się sam na bezdotykowej - a przy starym masz to w... na uwadze, ale się tym nie przejmujesz), potem wypad, zostawiam auto na stacyjnym parkingu i w drogę - daleko się nie da - czasoprzestrzeń mocno ograniczona innymi obowiązkami, nie mniej jednak kawałek sobie człowiek połazi.

Tereny znam z czasów dziecięctwa starszego - bo niedaleko mieszkaliśmy, a tu odbywały się wypady z psami, polowe treningi karate, strzelnica procowa, poligon łuczniczy itp. Super lokacja. Wtedy zresztą to się nazywało "Pas ochronny zieleni Zakładów Azotowych im. Feliksa Dzierżyńskiego w Tarnowie" - już sama nazwa mówiła że to co się tam robiło, było zdrowe i bezpieczne ;-). Ale za to było tam ustronnie. Przez sam środek tych terenów prowadziła linia kolejowa tzw. "Szczucinka" w której zakazywano zbierania grzybów podczas jazdy, oraz kolektor ściekowy z nieodległej ubojni - na którym zawsze żer miały bociany (kilkanaście sztuk zawsze, a podczas przelotów i kilkadziesiąt) tudzież nieprzeliczone stada krukowatych. Ściek ten służył też za kąpielisko dla psa jednego z moich kolegów...

Po kilku latach, zaczęliśmy chodzić tam gdzie były dziewczyny (bo dziwne ale na polach chyszowskich, nie szło żadnej uświadczyć!), zaczęły się przemiany społeczno polityczne, "pas ochronny" został zlikwidowany, pojawiły się inwestycje, przeprowadzono tamtędy drogę, kanał po części zabudowano...

A teraz nadeszła chwila by teren sobie przypomnieć.


Zobacz trasę w Traseo

 Bardzo ciekawy krzyż figura z 1888 roku. Fundacji Marcina Kozioła, Marianny Kapusty i Marcina Solaka. 

 Na przedzie cokołu Matka Boska Bolesna

 Po zachodniej stronie cokołu św. Izydor Oracz

 Po wschodniej Św. Marcin.
W trakcie dzielenia się z biednym połową swego płaszcza.


Budynek przykoszarowy z czasów Austro-Węgier. Nie znam zastosowania, ale zakładam że skoro były tu stajnie dla koni, to pewnie pełnił rolę spichlerza i wartowni.

Podpis nie jest wymagany

Jak widać sterty śmieci na placach handlowych to ogólnoświatowe dziedzictwo ludzi spod znaku Hermesa. Nie ma znaczenia czy handlujesz na placu, czy w WTC i tak zawsze zostawiasz po sobie syf - co najwyżej różni się rodzaj śmieci, ale zawsze musi to posprzątać po tobie ktoś inny!  

Onże słynny rów ściekowy (dawniej strumień podmiejski - ale to w czasach tak zamierzchłych, że już nikt ich nie pamięta) - był czas że przechodziłem tym kanałem na drugą stronę torów i drogi - było to niedługo po wybudowaniu i jeszcze nie zdążył zarosnąć - tam jest komora w której łączą się spływy z kilku miejsc, ale teraz ani w woderach się bym tam nie zapuścił, bo szansa że znajdę coś ciekawego jest wielokrotnie niższa niż to że załapię jakąś chorobę skóry. 

Klikowa i jej kościół

Kościół pw. Niepokalanego Serca
Najświętszej Maryi Panny od zaplecza.

Klikowski cmentarz


Pomnik na cmentarzy w Klikowej


 To juz drugi pomnik poległego w czasach pokoju lotnika w Tarnowie
muszę zalogować się na forum lotniczym i podpytać speców o tamte zdarzenia. Pewnie coś wiedzą. 

I wracamy...
 A przed nami jeszcze jedna przygoda - pokonanie ścieku hopsem z psem. I se nie myślcie! to nie tak jak tu na zdjęciu, Aura stanie, bo lekka, pode mną się ten brzeg ugina i zatapia w czymś co na pewno nie jest wodą...
Nie ma wyjścia (odwrót nie wchodzi w grę!) - aparat, tablet, i dokumenty przekładam do plecaka i upycham obok nich kurtkę, żeby nie fiurgały luzem, plecak dopinam wszelkimi możliwymi zapięciami, udeptuję okoliczne chaszcze, biorę trzy kroki rozpędu i ... skok na miarę Stocha to nie był, ale wylądowałem na drugim brzegu wbijając się czubkami butów i kijkami w mulistą skarpę, trochę się obsunęła, ale utrzymała mój niespodziewany ciężar, potem wystarczyło już tylko wygramolić się na wierzch nasypu... ufff.


 A Aura zrobiła hop i patrzyła się na mnie z niedowierzaniem - błogosławiona nieświadomość...  gdybyś Ty marna istoto wiedziała co tym rowem płynie, to byś miała takiego samego stracha jak ja!

No nic , wszystko co piękne kiedyś się kończy - mi pozostaje jeszcze odcineczek przez młodnik i kawałek polami a potem znów jestem na Mościckiego, Aura pakuje sie do samochodu, ja też i jedziemy do domu...

A w domu Marzenka nadal to samo...
Byłeś na myjni?
Byłem!, Nie widać jak się świeci?
A w środku odkurzyłeś?
Kochanie to myjnia nie odkurzacz!
No to idź odkurz samochód w środku!

I tym sposobem pogromca przestrzeni i rowów ściekowych, został zepchnięty do podrzędnej roli operatora maszyny ssącej...



środa, 14 marca 2018

Przeszedłem samego siebie

Poniedziałek 5 Marca. Druga zmiana, Chłopcy w szkołach do późna i tak ich nie zwiozę do domu, obiad został z niedzieli, słowem... nic mnie w domu nie trzyma. A we łbie się kłębią najrozmaitsze możliwości zagospodarowania tego czasu, wygrywa oczywiście rajd pieszy. Mogłem wprawdzie czmychnąć gdzieś głębiej w pogórze, i potem wrócić autobusem wprost w objęcia elektrowni... ale jakoś wolałem dojść tam na własnych nogach - a skoro tak, to trzeba było zaplanować trasę.  
Pada na wariant ekstremalny - takim przy którym nie bardzo mogę liczyć na wsparcie. Ani nikt znajomy jeżdżący do pracy tam gdzie ja nie mieszka, ani połączeń komunikacyjnych dogodnych nie znam. W praktyce wygląda to tak że jak już wyjdę, to nie mam odwrotu - jeszcze do Kłokowej mogę zawrócić i iść czekać na autobus, a potem już punkt bez powrotu. Muszę iść do skutku. Powiem szczerze że ja lubię takie poczucie iż odwrotu nie ma. 

Wychodzę z domu po dziewiątej, też macie taki problem, iż nagle przypominacie sobie o miliardzie rzeczy które jeszcze koniecznie trzeba sprawdzić, zrobić, dotknąć? No ja tak mam... koszmar. 
Nawet laptop Marzenki podpinam w łazience na płytkach w niejasnym poczuciu iż jeśli zapalą się baterie, to pożar się nie rozprzestrzeni... (oczywiście żadnego pożaru nie było, tylko bezbrzeżne zdumienie najbliższych). 

Najtrudniej jest wykołować Aurę, ale dostaje kęsek na tarasie, a ja w tym momencie wymykam się z drugiej strony domu i jak najszybciej znikam w przecznicy, żeby mnie nie zobaczyła. Nie towarzyszy mi tęskne naszczekiwanie, wiec chyba się nie zorientowała?


Zobacz trasę w Traseo

 TARNÓW
Początkowo maszeruję z kijkami pod pachą, żeby nie zaniepokoić jej charakterystycznym stukaniem, które wszak świetnie zna. Wkrótce jednak dochodzę do Alei Tarnowskich i tam już  śmigam jak na wędrowca przystało. 

 Restauracja/pensjonat Podzamcze. 
Zero kryptoreklamy - ale spokojnie możecie tu zaglądnąć, bo przyjemny lokalik.

 Bastion - że co że nie widać? No nie widać! Jak coś jest nieremontowane od setek lat, to choćby to i taki geniusz jak Tarnowski zaprojektował, to zaczyna niszczeć. 
A całe to wzniesienie jest usypane ludzką ręką (no wieloma rękami ale ludzkimi), Stanowiło renesansową fortyfikację ziemną, przed zasadniczymi umocnieniami zamkowymi. Pamiętam jak kiedyś stała tu... skocznia narciarska! 

 Krzyż milenijny - tyle że z 1900 Roku! Obecnie ładnie wyremontowany (ciekawe co zostało z oryginału, i co z tym zrobiono?) 
Podczas jego sadowienia (1900r nie współcześnie) na tym cyplu, odnaleziono grób młodej kobiety z dzieckiem. Nie udało się rozwiązać zagadki, ale prawdopodobnie pochówek z czasów przedchrześcijańskich. 

 Ruiny Zamku Tarnowskich - te na górze, to relikty zamku średniowiecznego - Spycimira, a te niżej to już fortyfikacje (nie rezydencja) Tarnowskich. 
 
 Widok na ruiny przez jedną ze strzelnic. 

  Taki widok na Tarnów miała by księżniczka na zamku, a nawet nieco lepszy, bo ja stoję na przyziemiu a ona miała komnaty na piętrze, gdyby jeszcze były i zamek i księżniczka na nim...

 Widok z góry na zamek renesansowy - zwany często a niepoprawnie "salą rycerską" - był to rodzaj wierzy artyleryjskiej, której dolne kondygnacje mieściły arsenał i strzelnice blokujące główną drogę na zamek. Sama konstrukcja miała możliwość niszczenia przeciwnika ogniem artylerii,  na kilkaset metrów przed tym, nim jego działa osiągnęły minimalny zasięg ostrzału.  

 Widok na Pogórze z doliną Białej.

TARNOWIEC

 Kościół św. Józefa, na pierwszym planie - sklep ogrodniczy - rzecz jasna jeszcze nieczynny.

 Piękna stara kapliczka.
Na moje oko - lastrykowy krzyz został dodany później, być może zmieniając stary żelazny i skorodowany, lub zniszczony działaniami wojennymi?


 Dawny dom ludowy - podobno po remoncie ma wrócić do funkcji społecznych? Pasowało by, bo budynek ciekawy. 

Cmentarz wojenny nr 180.
Pochowani głównie żołnierze carscy, ale też i kilku cesarsko/królewskich.
Do dość częsta praktyka z czasów wielkiej akcji grzebania i honorowania poległych w I Wojnie światowej na tych terenach. Trudno było o tereny cmentarne, dlatego wykorzystywano obręby kapliczek będące poświęconą ziemią i godne miejsce pochówku.


 Tłumaczenie moje:
Najwznioślejsze duszy porywy Ojczyźnie oddajemy

Wojowie!  Polegliście bohaterską śmiercią wierni do grobu.

Zwróćcie uwagę войны nie солдаты
czyli "wojownicy" (wojowie - bardziej ze słowiańska) a nie żołnierze.


NOWODWORZE
 
 Widok na dolinę Białej. w tej chwili Nowodworze, już całkowicie straciło swój wiejski charakter - stając się wielką sypialnią. 

RADLNA
 Niszczejący klasycystyczny dwór Sanguszków z połowy XIX wieku. 
Spróbuję coś więcej o nim znaleźć, to specjalnie tu się kopsnę i zrobię większy materiał. 


 Atena z Radlnej 

 Rdlna Tower ;-)
I na to szły "unijne" pieniądze...

 Jak by kogoś interesowało to Gryf - nawiązuje do Gryfów Łowczowskich - rodu będącego dziedzicami tamtych terenów, zaś szabla i mannlicher rzecz jasna do bitwy łowczowskiej Legionistów w czasie Bożego Narodzenia 1914 roku. 

ŚWIEBODZIN
 Kościół i parafia pod wezwaniem św. Maksymiliana Marii Kolbego

 Grota maryjna obok kościoła.

KŁOKOWA
 Stacja PKP, a ściślej peron.

 Stacja Kolejowa na Turystycznym Szlaku Kolejowym Przez Karpaty.
Tak wiem pokazywałem już to miejsce - ale zawsze ma dla mnie "magiczną" siłę. 

 Rzeka Biała - w oddali wzniesienia Wału i Lubinki.

 
 Raz na moście, raz pod mostem...
No wybaczcie ale taki mam atawizm...
 Po przekroczeniu Białej, już nie a wielkiego sensu się wracać, jeszcze na autobus do Piotrkowic bym zdążył, ale czas mam taki że na nogach też spokojnie zajdę. A jak coś mi się zdarzy w dalszej części drogi, np. skręcenie kostki lub kiszek, to i tak już nie zdążę - dlatego nazwałem to miejsce punktem bez powrotu. 

RZUCHOWA
 Miejsce mordu 
Tu Niemcy zamordowali grupę 11 Polaków zaraz w 1939 roku.

 Cmentarz wojenny nr.196
pochowano tu tu 34 żołnierzy austro-węgierskich i 52 żołnierzy carskich.
Celowo pisząc o wojskach carskich, używam tego przymiotnika zamiast "rosyjskich" - po prostu wielu z tych ludzi bynajmniej Rosjanami nie było, do rosyjskości się nie poczuwało. W przeciwieństwie do choćby Polaków którzy w tych czasach zadeklarowali głośno "Przy Tobie Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy!" 
 
 
U stóp poległych dwie mogiły z lat 60 - ani piękne, ani wzniosłe - przeniesiono tu i pochowano zamordowanych przez Niemców ludzi, nikt nie wie jakiej narodowości i nazwisk. 

 Sam cmentarz położony przepięknie i pięknymi widokami (gdyby nie te cholerne druty) na wzniesienia Dąbrówki Szczepanowskiej (zachodnie stoki Lubinki) .
 
 
 Może to dziwne, ale w trakcie moich wędrówek, właśnie na tych cmentarzach czuje się jak najbardziej u siebie. 

KOSZYCE MAŁE
 Najświętsze Serce Jezusa
Króluj Nam
Fundatorowie
Wojciech i Maria Czosnyka
1935.

 Koszyce Małe także już praktycznie utraciły swój agrarny klimat. To wielka nowoczesna sypialnia, nawet bez sklepików czy zaplecza socjalnego - bogaci wyrobnicy z Krakówka czy Tarnówka, pokupili (sorry ;-) za rusycyzm, ale pasuje mi w tym miejscu do narracji;-) ) sobie tu działki, i nawet nie znają stu metrów okolicy wkoło własnych willi - samochody w jedną i drugą stronę a wszystko co po drodze, z wyjątkiem galerii handlowych to wrogie, nieprzyjazne, obce...

 Domek skałkowców... mówta co chceta, ale mnie sie takie szybki nadały były ;-) 
 
 Jakże by inaczej - widok na "Marcinkę" 

 Przydrożny Chrystus na rozstajach. 
Czeka mnie tu ważna decyzja - którędy iść dalej! 
Robię szybki szacunek drogo za mną i tej która mnie jeszcze czeka, dzielę to przez czas jaki już maszerowałem i ten który mi pozostał, wyciągam z tego pierwiastek kwadratowy szóstego stopnia, całkuję przez sumę różniczek  i wychodzi mi że względnie mam jeszcze od groma czasu. Czyli mogę sobie pozwolić na kawałek bezdroży, a potem na drogę nieco dłuższą niż wcześniej planowałem. 

ZBYLITOWSKA GÓRA
Cmentarz wojenny nr199
Pokazywałem już kilka razy spoczywa tu 104 żołnierzy carskich. 


 Uroczy, strasznie ładnie "udziwniony" domeczek.

 Jezu Ufam Tobie - ładna nowa kapliczka z kopułami cerkiewnymi. Ale pies na posesji ujadliwy do znudzenia.
Do tego zaciął mi się tutaj telefon i musiałem co nieco czasu zmitrężyć aby go odblokować, bez utraty zapisu drogi - mam nadzieję że kundla będzie gardzieł bolał przez całą noc! 

 Most kolejowy na Dunajcu.

KĘPA BOGUMIŁOWICKA
 Wały Dunajca i produkcja chmur na elektrowni. 

A na koniec silnie energetyczne klimaty! 
Czy komuś potrzeba jeszcze RedBulla? ;-) 

Traseo pokazuje 25 km, Apka Decathlonu prawie 28 - nie ustaliłem skąd błąd skoro pokazuję ten sam przebieg trasy? - być może jedna z nich "zaokrągla" przebiegi? 
Mniejsza i tak nieźle.  Co śmieszniejsze wcale nie jestem zmęczony, choć do pracy idę z ochotę, bo marzy mi się już kawa.