czwartek, 18 sierpnia 2022

Wieprzing

Słyszeliście o Roztoczu? O Tanwi? O Wieprzu? O Chrząszczu który brzmi w trzcinie? No jasne, głupie pytania zadaję...

A czy słyszeliście o Wicmanowicach, Witławie i Olszyninach? Ha! Nie słyszeliście!!! W sumie ja też nie słyszałem, wymyśliłem ad hoc żeby posta zagaić ;)

No dobra wracamy do Wieprzingu. Czyli do spływu kajakowego Wieprzem. Choć biorąc pod uwagę zachowania wielu spływających: pijaństwo, wulgarność (zwłaszcza tyczy się to młodych "kobiet"), puszczanie na full głupawej muzyczki, przy której disco polo brzmi naprawdę zacnie, niszczenie, śmiecenie itp. ówże "wieprzing" nieoczekiwanie nabiera całkiem innego znaczenia.

O spływie na Roztoczu marzyłem od dawna, dobrze znam górskie rzeki, szybkie, proste z bystrzami, głębiami i podmytymi wysokimi brzegami i kamienicami na każdym zakolu. Te na równinach są całkiem inne, wolniejsze, równomierne, bez bystrzy i głębi, z niższymi zarośniętymi brzegami. W tych górskich trzeba bardzo uważać by w coś nie walnąć, w tych nizinnych by na czymś nie utknąć, w górskich straszą kamulce na dnie, w nizinnych pnie i konary nisko nad lustrem wody... Więc to całkiem inne przygody! Ale miałem radochę na samą myśl o tym spływie, a jak się dowiedziałem że muszę jechać tylko do Mielca, bo stamtąd już mamy zapewniony transport. Pojedziemy z Gosią i Grzegorzem. A wiecie, pop  nocnej zmianie, radę bym dał, ale nie lubię być wykończony do cna, a pewnie tak by  było już na powrocie. Więc radość zdwojona.

Droga spokojna, na miejscu jak to na Roztoczu czarująco - sama baza spływowa w Obroczy zapchana na maksa, ale trudno, czego innego nie można się było spodziewać. Na wodzie ruch jak 1 maja na Placu Czerwonym, ale jakoś dajemy radę. Najgorsze są zawały, jeden się wbije w brzeg, lub zobraca w poprzek, reszta wali w niego z rozpędu, a ty człowieku choć umiesz manewrować,  nie masz szans w tej masie nie zginąć. Na szczęście trwa to tylko do zalewu "Rudka" tam zostaje 3/4 spływowiczów, część płynie dalej, na końcówkę... Tylko MY! i to jest piękne!

Obrocz - baza spływowa, dziki ale duży parking i kilka firm oferujących to samo... jak się nie pogubią ;)
Sprzęt różnego typu, ale przeważają "skorupy" - to dobrze lubię je, są chyba najbezpieczniejszymi kajakami na naszych wodach, mało wywrotne, spokojne, odporne na uderzenia. Wady to ciężar, mała zwrotność i podatność na znoszenie. Do tego nowoczesne siedziska, skutecznie utrudniają dostęp do części rufowej i załadowanie jej swoim dobytkiem. Ale i tak lubię je najbardziej.
PŁYNIEMY!!!!
Aneczka, ja, Gosia i Grześ
Woda zmącona mnóstwem wioseł przed nami - dalej będzie znacznie czystsza
Pierwsza przeprawa pod mostem... lubię to!
Mijamy miejsca biwakowe, "mariny" i inne atrakcje dla turystów - często zajęte już przez innych kajakarzy
Przybijamy tu. Mają piwo! Miejsce nosi szumną nazwę "Przystań na Roztoczu" i jest na maksa zapchane ludem. Ale znajdujemy stolik.
I zaczynamy ucztę - Dziewczyny wszystko mają ze sobą, więc płacimy tylko za piwo, a jemy do syta i jeszcze zostaje. Podoba mi się to u Aneczki - przeżyć jak najwięcej, wydać jak najmniej. Tym  bardziej to co serwuje Ania jest naprawdę mega smaczne.
No dobra - jakaś reklama im się należy
Zalew Rudka - tu już robi się przestronnie, udzielamy innym bezpłatnej lekcji przybijania kajakiem do brzegu i wychodzenia na ląd.
Przenoska przy elektrowni wodnej na Wieprzu
Maniacko lubię te przepływy pod mostami
te pod zwalonymi drzewami także polubiłem!
kto czytał "Bellew Zawierucha" Jacka Londona? To jest to właśnie co w książce nazywane było "mięsem"
i jak widać nam tego "mięsa" nie brakowało
kolejna przenoska - tym razem próg pod mostem. Pewnie dało by się przepłynąć, ale wiecie... Dziewczyny lubią ryzykantów, ale tylko takich którzy nie są ich partnerami, partnerów ryzykantów nie lubią.
Zaczynają się miejsca docelowe - ale my płyniemy dalej
sęp jakiś ;)
My mamy jeszcze przed sobą cały etap V
słynny młyn w Szczebrzeszynie - niestety nie widać stąd "chrząszcza" bo ten stoi przy drodze
Ostatnie metry
Na brzegu, mamy chwilę oczekiwania na podwózkę
A to także tytułem reklamy - polecam!

I tym sposobem przepłynęliśmy najdłuższy możliwy odcinek oferowany przez firmy na Wieprzu - nie w tym rzecz że dalej płynąc się nie da, po prostu nie kalkuluje się firmom wozić ludzi z większej odległości. Więc pewnie kiedyś popłynę tam CHMS. Beskidnickiem. Na razie w planach powtórka z Roztocza i Wieprza ale na odcinku Hutki - Guciów. Trzymajcie kciuki by się pogoda udała.

11 komentarzy:

  1. Świetna sprawa taki spływ, zatęskniłam za moimi kiedyś corocznymi spływami Drawą. A Aneczka dobrze czyni przygotowując prowiant bo nie dość, że oszczędzacie to jeszcze jecie to co lubicie mając pewność, że będzie pychota.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym nie wytrzymał. Wsiadam w samochód i jadę na spływ, albo w rower, albo cokolwiek innego... ale popływać muszę.
      Pewnie że dobrze tak na własnym wikcie - a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze lepiej wydać na coś naprawdę ekstra - np. gocchi z kozim serem w sosie burakowym... nawet sobie tego nie wyobrażałem ale pyszne to było - niż 10 krotnie przepłacać za porcję frytek czy kurczaka.

      Usuń
  2. Też lubię spływy. Fajna sprawa i cudny relaks w kontakcie z naturą. A moja Warta szeroka, ale leniwa. W sam raz dla seniorów! W tym roku jeszcze to przed nami:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki - Wartą płynąłem chyba 30 lat temu - fajnie było.

      Usuń
  3. Nie jestem fanką sportów wodnych, ale taki spływ to sama frajda. I zgadzam się z Moniką, co do prowiantu. Samodzielnie przygotowane jedzonko na łonie natury smakuje sto razy lepiej niż jakieś tam fryteczki, czy odmrażane hot-dogi. Ja mam same takie smakowe wspomnienia z dzieciństwa z naszych rodzinnych wycieczek: bułka, konserwa, herbata w termosie... No czego chcieć więcej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmmm... no wiesz jeszcze kiełbaska z ogniska, kawka samodzielnie uparzona na ognisku lub kuchence... ;)
      Ale spływy to super sprawa - trzeba tylko dobrej ekipy i sprzętu. (ekipa potrzebna na biwaku - sprzęt na wodzie)
      Daj kiedyś znać - zorganizujemy dla Ciebie spływ Dunajcem, z ogniskiem, kiełbaskami, pluskaniem, z opowieściami o rzece i ciekawostkami.

      Usuń
  4. Bodajże w 2010 spływałem wraz z rodziną Wieprzem gdzieś w rejonie Hutków. To był mój pierwszy spływ. Od tej pory jak tylko podczas wakacyjnych wyjazdów jest taka możliwość, to korzystamy. Niestety w tym roku na Polesiu jakoś się nie udało, ale mam fajną rzekę w okolicy Giżycka na uwadze- spływ dwudniowy, czyli na wydłużonym weekendzie, totalnie po za głównym mazurskim szlakiem, akurat dla takich jak Wy zakręconych "maniaków". A tu bliżej to na Nidę mam ochotę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak - trasa Hutki/Guciów - mam w planach na środę, ale nie wiem jak pogoda pozwoli.
      Nida jest świetna, bardzo meandruje ale niestety ma strome brzegi i w niektórych miejscach sprawia to wrażenie spływania rynną.
      A przy Giżycku? Do Węgorzewa to Węgorapą przez Maćki się spływa. Choć moim marzeniem jest spływ z Węgorzewa na jezioro... Gołdopiwo!

      Usuń
    2. Kurna Chłopie mówimy o tej samej rzece, Sapinie przez śluzę Przerwanki między jeziorem Wilkasy a Gołdopiwo. Na Przerwankach byłem w ubiegłym roku rowerem i Sapina wygląda RE-WE-LA-CYJNIE
      http://mirosado.blogspot.com/2021/07/mazury-2021-cz-4.html

      Usuń
  5. Pamiętam, że wrzucałam tu komentarz, ale go nie ma. :(

    OdpowiedzUsuń