Słyszeliście o Roztoczu? O Tanwi? O Wieprzu? O Chrząszczu który brzmi w trzcinie? No jasne, głupie pytania zadaję...
A czy słyszeliście o Wicmanowicach, Witławie i Olszyninach? Ha! Nie słyszeliście!!! W sumie ja też nie słyszałem, wymyśliłem ad hoc żeby posta zagaić ;)
No dobra wracamy do Wieprzingu. Czyli do spływu kajakowego Wieprzem. Choć biorąc pod uwagę zachowania wielu spływających: pijaństwo, wulgarność (zwłaszcza tyczy się to młodych "kobiet"), puszczanie na full głupawej muzyczki, przy której disco polo brzmi naprawdę zacnie, niszczenie, śmiecenie itp. ówże "wieprzing" nieoczekiwanie nabiera całkiem innego znaczenia.
O spływie na Roztoczu marzyłem od dawna, dobrze znam górskie rzeki, szybkie, proste z bystrzami, głębiami i podmytymi wysokimi brzegami i kamienicami na każdym zakolu. Te na równinach są całkiem inne, wolniejsze, równomierne, bez bystrzy i głębi, z niższymi zarośniętymi brzegami. W tych górskich trzeba bardzo uważać by w coś nie walnąć, w tych nizinnych by na czymś nie utknąć, w górskich straszą kamulce na dnie, w nizinnych pnie i konary nisko nad lustrem wody... Więc to całkiem inne przygody! Ale miałem radochę na samą myśl o tym spływie, a jak się dowiedziałem że muszę jechać tylko do Mielca, bo stamtąd już mamy zapewniony transport. Pojedziemy z Gosią i Grzegorzem. A wiecie, pop nocnej zmianie, radę bym dał, ale nie lubię być wykończony do cna, a pewnie tak by było już na powrocie. Więc radość zdwojona.
Droga spokojna, na miejscu jak to na Roztoczu czarująco - sama baza spływowa w Obroczy zapchana na maksa, ale trudno, czego innego nie można się było spodziewać. Na wodzie ruch jak 1 maja na Placu Czerwonym, ale jakoś dajemy radę. Najgorsze są zawały, jeden się wbije w brzeg, lub zobraca w poprzek, reszta wali w niego z rozpędu, a ty człowieku choć umiesz manewrować, nie masz szans w tej masie nie zginąć. Na szczęście trwa to tylko do zalewu "Rudka" tam zostaje 3/4 spływowiczów, część płynie dalej, na końcówkę... Tylko MY! i to jest piękne!
|
Obrocz - baza spływowa, dziki ale duży parking i kilka firm oferujących to samo... jak się nie pogubią ;)
|
|
Sprzęt różnego typu, ale przeważają "skorupy" - to dobrze lubię je, są chyba najbezpieczniejszymi kajakami na naszych wodach, mało wywrotne, spokojne, odporne na uderzenia. Wady to ciężar, mała zwrotność i podatność na znoszenie. Do tego nowoczesne siedziska, skutecznie utrudniają dostęp do części rufowej i załadowanie jej swoim dobytkiem. Ale i tak lubię je najbardziej.
|
|
PŁYNIEMY!!!!
|
|
Aneczka, ja, Gosia i Grześ
|
|
Woda zmącona mnóstwem wioseł przed nami - dalej będzie znacznie czystsza
|
|
Pierwsza przeprawa pod mostem... lubię to!
|
|
Mijamy miejsca biwakowe, "mariny" i inne atrakcje dla turystów - często zajęte już przez innych kajakarzy
|
|
Przybijamy tu. Mają piwo! Miejsce nosi szumną nazwę "Przystań na Roztoczu" i jest na maksa zapchane ludem. Ale znajdujemy stolik.
|
|
I zaczynamy ucztę - Dziewczyny wszystko mają ze sobą, więc płacimy tylko za piwo, a jemy do syta i jeszcze zostaje. Podoba mi się to u Aneczki - przeżyć jak najwięcej, wydać jak najmniej. Tym bardziej to co serwuje Ania jest naprawdę mega smaczne.
|
|
No dobra - jakaś reklama im się należy
|
|
Zalew Rudka - tu już robi się przestronnie, udzielamy innym bezpłatnej lekcji przybijania kajakiem do brzegu i wychodzenia na ląd.
|
|
Przenoska przy elektrowni wodnej na Wieprzu
|
|
Maniacko lubię te przepływy pod mostami
|
|
te pod zwalonymi drzewami także polubiłem!
|
|
kto czytał "Bellew Zawierucha" Jacka Londona? To jest to właśnie co w książce nazywane było "mięsem"
|
|
i jak widać nam tego "mięsa" nie brakowało
|
|
kolejna przenoska - tym razem próg pod mostem. Pewnie dało by się przepłynąć, ale wiecie... Dziewczyny lubią ryzykantów, ale tylko takich którzy nie są ich partnerami, partnerów ryzykantów nie lubią.
|
|
Zaczynają się miejsca docelowe - ale my płyniemy dalej
|
|
sęp jakiś ;)
|
|
My mamy jeszcze przed sobą cały etap V
|
|
słynny młyn w Szczebrzeszynie - niestety nie widać stąd "chrząszcza" bo ten stoi przy drodze
|
|
Ostatnie metry
|
|
Na brzegu, mamy chwilę oczekiwania na podwózkę
|
|
A to także tytułem reklamy - polecam!
|
I tym sposobem przepłynęliśmy najdłuższy możliwy odcinek oferowany przez firmy na Wieprzu - nie w tym rzecz że dalej płynąc się nie da, po prostu nie kalkuluje się firmom wozić ludzi z większej odległości. Więc pewnie kiedyś popłynę tam CHMS. Beskidnickiem. Na razie w planach powtórka z Roztocza i Wieprza ale na odcinku Hutki - Guciów. Trzymajcie kciuki by się pogoda udała.
Świetna sprawa taki spływ, zatęskniłam za moimi kiedyś corocznymi spływami Drawą. A Aneczka dobrze czyni przygotowując prowiant bo nie dość, że oszczędzacie to jeszcze jecie to co lubicie mając pewność, że będzie pychota.
OdpowiedzUsuńJa bym nie wytrzymał. Wsiadam w samochód i jadę na spływ, albo w rower, albo cokolwiek innego... ale popływać muszę.
UsuńPewnie że dobrze tak na własnym wikcie - a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze lepiej wydać na coś naprawdę ekstra - np. gocchi z kozim serem w sosie burakowym... nawet sobie tego nie wyobrażałem ale pyszne to było - niż 10 krotnie przepłacać za porcję frytek czy kurczaka.
Też lubię spływy. Fajna sprawa i cudny relaks w kontakcie z naturą. A moja Warta szeroka, ale leniwa. W sam raz dla seniorów! W tym roku jeszcze to przed nami:)))
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki - Wartą płynąłem chyba 30 lat temu - fajnie było.
UsuńNie jestem fanką sportów wodnych, ale taki spływ to sama frajda. I zgadzam się z Moniką, co do prowiantu. Samodzielnie przygotowane jedzonko na łonie natury smakuje sto razy lepiej niż jakieś tam fryteczki, czy odmrażane hot-dogi. Ja mam same takie smakowe wspomnienia z dzieciństwa z naszych rodzinnych wycieczek: bułka, konserwa, herbata w termosie... No czego chcieć więcej?
OdpowiedzUsuńhmmm... no wiesz jeszcze kiełbaska z ogniska, kawka samodzielnie uparzona na ognisku lub kuchence... ;)
UsuńAle spływy to super sprawa - trzeba tylko dobrej ekipy i sprzętu. (ekipa potrzebna na biwaku - sprzęt na wodzie)
Daj kiedyś znać - zorganizujemy dla Ciebie spływ Dunajcem, z ogniskiem, kiełbaskami, pluskaniem, z opowieściami o rzece i ciekawostkami.
Bodajże w 2010 spływałem wraz z rodziną Wieprzem gdzieś w rejonie Hutków. To był mój pierwszy spływ. Od tej pory jak tylko podczas wakacyjnych wyjazdów jest taka możliwość, to korzystamy. Niestety w tym roku na Polesiu jakoś się nie udało, ale mam fajną rzekę w okolicy Giżycka na uwadze- spływ dwudniowy, czyli na wydłużonym weekendzie, totalnie po za głównym mazurskim szlakiem, akurat dla takich jak Wy zakręconych "maniaków". A tu bliżej to na Nidę mam ochotę.
OdpowiedzUsuńtak - trasa Hutki/Guciów - mam w planach na środę, ale nie wiem jak pogoda pozwoli.
UsuńNida jest świetna, bardzo meandruje ale niestety ma strome brzegi i w niektórych miejscach sprawia to wrażenie spływania rynną.
A przy Giżycku? Do Węgorzewa to Węgorapą przez Maćki się spływa. Choć moim marzeniem jest spływ z Węgorzewa na jezioro... Gołdopiwo!
Kurna Chłopie mówimy o tej samej rzece, Sapinie przez śluzę Przerwanki między jeziorem Wilkasy a Gołdopiwo. Na Przerwankach byłem w ubiegłym roku rowerem i Sapina wygląda RE-WE-LA-CYJNIE
Usuńhttp://mirosado.blogspot.com/2021/07/mazury-2021-cz-4.html
zdecydowanie ta sama!
UsuńPamiętam, że wrzucałam tu komentarz, ale go nie ma. :(
OdpowiedzUsuń