środa, 29 września 2021

Roboczy przejazd

Dziś jest nas tylko trzech, nie znaliśmy się wcześniej osobiście, ale wszyscy trzej jesteśmy zaangażowani w ruch rowerowy, zwłaszcza w jego aspekcie związanym z oznakowaniem i wytyczaniem szlaków komunikacji rowerowej. Jeden z nas działa jako założyciel Tanowskiego Lobby Rowerowego, a drugi jest radnym dzielnicowym, ja zaś występuję w imieniu grup rowerowych takich jak Tarnowska Korba.

W zasadzie wszystkie nasze działania tego dnia, skupiają się wokół deptaku/ulicy Jasnej. Bo to na zaproszenie radnego właśnie stamtąd odbył się ten objazd. 


Jakie wyniki? Czas pokaże! Jedno jest pewne NIE MA możliwości by po Tarnowie poruszać się bezpiecznie i zgodnie z prawem a także w miarę wygodnie. Dostanie się gdziekolwiek rowerem, czy to z domu do szkoły, do pracy, do sklepu wymaga albo ryzyka, albo... świadomego łamania przepisów! No nie da się inaczej. Standardem są drogi dla rowerów które nie prowadzą nigdzie czy zakazy wjazdu bez zrobienia wyjątku dla rowerzystów.
 

Osobna kwestia to nawierzchnie, krawężniki czy słupki na których łatwo się roztrzaskać. Zasadniczo jest źle i wcale nie zanosi się na lepiej. Skąd takie przekonanie? 22 września był dzień bez samochodu, chcieliśmy zrobić w tym dniu ewent. Zaprosić urzędników odpowiedzialnych za komunikację w Tarnowie i poprosić ich by na rowerze, bezpiecznie, zgodnie z przepisami i wygodnie przejechali z Rynku, pod Dworzec PKP. Nie podjęli wyzwania, stchórzyli albo mieli świadomość, że... nie ma takiej możliwości.

Zatem czemu o tym piszę? Bo trzeba! Bo milczenie oznacza zgodę, a jeśli będzie  nacisk społeczny na urzędników, to chcąc nie chcąc ale zaczną w końcu myśleć i działać dla dobra ogromnej rzeszy rowerzystów.

wtorek, 28 września 2021

Papiernia, Carpatia, Przyłęk

Kolejny wypad w lasy mieleckie. Pomysł Aneczki, wykonanie Aneczki i Wieśka ze skromnym udziałem mnie. Zastanawiam się ile jeszcze ciekawostek te lasy kryją?

Jak widać morderczo nie było - ale teraz taka zagwozdka coś w rodzaju wyboru między grypą a anginą... Co wolicie jazdę w górę ze sporymi wzniesieniami czy jazdę po piachu? Ja się nie mogę zdecydować...

Bo to jest tak - u nas to mamy głównie przewyższenia a tam... piachy... u nas iły a tam piachy (iły czasami są suche, a piachy są sypkie zawsze). Ciężko wybierać. Tu trzeba mieć duszę mormona - nie wybierać, brać wszystko jak leci ;)

Zajeżdżam do Aneczki, i powoli szykujemy się do drogi,miejsce spotkania z Wieśkiem jest umówione więc w zasadzie nic nas nie trzyma.

Jedziemy.

Mala wydma z kapliczką

Polowanie na "grubego zwierza"



Bezimienne mogiły w środku lasu, wieść gminna niesie że to pochówki żołnierzy radzieckich.


Papiernia - onegdaj osada leśna.

Tyle po niej zostało - nie jest to jedyna osada leśna której tu już nie ma.

Carpatia - ciut ponad 200 metrów npm. Doprawdy nie wiem czemu nie ma jej w Koronie Gór Polski ;)

Dzielni zdobywcy ;)


A to ju z Przyłęk i rewelacyjne lokalne piwo w niewiarygodnej cenie 3 zeta!!! Dobrze że mieszkam dość daleko bo bym się rozpił ;)




Resztki wału wąskotorówki - las zaciera ślady po zbrodniarzach, jeszcze kilkadziesiąt lat i ten wał zniknie, trzeba kultywować tę pamięć!
I to już w zasadzie tyle! Wracamy, coś na ząb u Aneczki, potem jeszcze godzina jazdy samochodem do Tarnowa.

Chańczing

Wyjazd na Chańczę to w zasadzie wypad towarzyski nie turystyczny - wieszam hamaki, inni palą grilla - jest fajnie ale i czas na przygodę się znaleźć musiał. 

A nad wodą to wiadomo... kajaking musi być! Zalew jest otwarty dla motorowodniaów, nie ma tu strefy ciszy, jedynie od strony zapory jest wydzielony akwen gdzie w miarę spokojnie można się popluskać - choć mi tam fale nie straszne. Ale nie powiem, jak rozbujają wodę motorówkami o sporej wyporności to nieźle kołysze, co gorsza, pływając bez wyobraźni i szacunku dla innych robią fale nie wzdłuż zalewu, ale w poprzek, przez co trudno kajakarzom taki kurs obierać by płynąć dziobem lub rufą do fali a nie brać jej na burtę. No nic... my sobie i tak poradzimy, bo jak  nie my to kto?

Powiedzmy sobie szczerze - chciało by się takich zbiorników w Polsce więcej. Są potrzebne, stosunkowo tanie i świetnie zdają egzamin czy to jako ochrona przed falą powodziową, czy kalo rezerwuar wód na okres suszy. Nie wolno też zapominać o ich znaczeniu turystycznym, przyrodniczym i rekreacyjnym. To także świetny interes dla okolicznych gmin, mogą sprzedawać lub dzierżawić atrakcyjne działki rekreacyjne, zbierać podatki od biznesów prowadzonych dzięki zalewowi (gastronomia, noclegi, wypożyczalnie sprzętu wodniackiego i sportowego).

No ale kilku szaleńców, opłacanych w ten czy inny sposób przez ludzi niekoniecznie dobrze nam życzących (albo życzących nam byśmy pozostali krajem pastuchów, rolników boso chodzących za pługiem i niewykwalifikowanych robotników - wszelkie zbieżności z wizją Polaków w generalnym Gubernatorstwie są w pełni uzasadnione) - vide pewna bardzo krzykliwa organizacja "obrońców przyrody" w której zarządzie zasiadają chyba sami Niemcy - skutecznie do tego nasze władze zniechęca.

Nic to - Zalew Chańcza jest a jak jest to trzeba tam popływać!


Ale że rejsy były dwa, no to dwiw mapki.

Ciut za późno się zorientowałem że zawilgocona ręka nie wyzwoliła nagrywania trasy, ale to nic - ważna jest przygoda.



Nie żebym się chwalił, albowiem czwarte me imię po Macieju, Janie i Piotrze to Skromność, ale w Polsce jest może setka osób umiejących tak dobrze powiesić hamaki jak ja...

Wiecie czemu mężczyźni zawsze siadają w kajakach z tyłu za kobietami?
No to już wiecie ;)











Chwila na brzegu, trzeba zjeść co towarzystwo ugrillowało - a nie powiem karkóweczka, czy filecik tudzież kiełbaski były wielce smakowite, a nawet pyszne, a popicie ich piwem stanowiło przeżycie z pogranicza mistycyzmu kulinarnego.

Mielczanki i Mielczanie grillują

No ale cóż, nie wytrzymałem - ja lubię grilla.. ale z daleka i jak mogę wrócić najeść się i... znów gdzieś pójść, pojechać lub popłynąć - o tak takiego grilla to ja kocham! 

Zatem drogą matactwa i kombinatorystyki, namawiam syna jednej z koleżanek na wspólny rejs (to jest ta druga trasa)




Wpływamy tam gdzie z Anią nie wpłynąłem







A po powrocie... chill


Ale to nie koniec - czeka nas jeszcze jedna atrakcja!



Tak motorowodniakujemy... I teraz to my robimy je***ne fale które kołyszą innych kajakarzy...


A potem niestety powrót. I znów marudzenie że by się zostało...



Korba na Szlaku Orlich Gniazd

W zasadzie kierunek akcji tak oczywisty że aż głupio się przyznać że jedziemy tam pierwszy raz - ale przecież zawsze kiedyś ten pierwszy raz musi być. W sumie, to Stachu i Ja już tu byliśmy, ale wiele lat temu lub samochodami - a to nie to samo! Szlaki na Jurze są nieźle oznakowane, ale wiecie jak to jest, szlak prowadzi tam gdzie prowadzi a nie koniecznie tam gdzie my chcemy jechać, do tego szlaki rowerowe są prowadzone w zupełnie nieprzemyślany sposób! Odcinki dla szosowców, mieszają się z leśno piaskowymi wyrypami, a potem przechodzą na miejskie uliczki... no ludzie ciut konsekwencji!  

Po kolejnym takim myku szlakowym, po prostu biorę mapę w ręce i prowadzę traktami asfaltowymi, lub w najgorszym razie szutrem, inaczej się nie da. Ciekawe kto ten szlak tyczył? Inna sprawa że np. niebieski kolarski - jest naprawdę fajnie poprowadzony, ale to znowu szlak dla szosowców, a nam chodzi o coś pośredniego. Jakoś udaje się te wymagania spełnić. 

Jedno co trzeba przyznać lokalnym kierowcom to... niewiarygodną głupotę i lekceważenie praw rowerzystów, zajeżdżanie drogi, wymuszanie pierwszeństwa a nawet potrącenia mieliśmy na porządku dziennym. Szkoda że przy tym potrąceniu mnie nie było, a dziewczyny ne zrobiły zdjęcia gostka który cofając uderzył jednego z naszych. Z drugiej strony wnoszę chyba że to jakaś wrodzone wada genetyczna - bo reagują całkiem jak mój kot. jemy też powtarzam "de**lu! tak nie wolno robić" i wtedy patrzy na mnie tymi swoimi ślepiami nie wyrażającymi żadnej myśli, które zdają się mówić "no przecież jestem de**lem, to czego się spodziewałeś?" - kierowca  który zajechał mi drogę a wcześniej wymusił pierwszeństwo miał dokładnie w oczach tyle samo rozumu co mój kot.

A poza tym kraina piękna!!! Naprawdę piękna.

Wielkim plusem Korby jest to że nie mają parcia na "zwiedzanie" każdego z obiektów po kolei - po prostu zajeżdżamy pod zamek, oglądamy go sobie ale nie wchodzimy do środka - bo i po co? Tam nic nie ma! Naprawdę - to stery pozlepianych wapienną zaprawą wapiennych kamieni, które kiedyś pełniły jakąś funkcję a teraz służą do dojenia pieniędzy z turystów którym się nudzi! Z Marzenką "zrobiliśmy" ponad dwieście zamków w Polsce i jeszcze kilkanaście za granicami.  Zaledwie kilka warte było pieniędzy które wydaliśmy na wstęp (oczywiście nie mam na myśli tych darmowych całkiem), w większości jakieś smętne rekonstrukcje, makiety, wyobrażenia. Niczego nie dotykaj, nic nie działaj i jeszcze dopłać za robienie zdjęć!

Tak ja wiem, ktoś te obiekty konserwuje, sprząta stara się o jakiś wystrój... ale wiecie wstęp jest wart może 5 zeta! Serio! Nie więcej! Niestety włodarze naszych gmin (bynajmniej nie prostacy, to ludzie wykształceni i obyci tylko... nie mający pojęcia o robieniu interesów, oraz żyjący w świecie swoich mniemań) nie wiedzą że zarabia się DZIĘKI atrakcjom a nie na atrakcjach! - zdajecie sobie sprawę że jeden z tych ludzi tłumaczył mi że wejście na wieże widokowe powinno być płatne? I jeszcze te wyliczenia - codziennie kilkaset osób, każda po kilka złotych jaki to biznes...niestety nie można bo za pieniądze unijne ... Rany pierwszy raz w życiu cieszyłem się że to za UEsrebrniki a nie za polskie miedziaki. Jak wprowadzimy płatność za wejście to po prostu wejdzie tam jedna na kilkaset osób dziś wchodzących... Ale jeśli obok wieży postawimy pawilonik z napojami, szaszłykami czy kebabem to... przyjedzie jeszcze więcej osób, zostawią masę szmalu w pawilonie i odjadą szczęśliwi. No ale to za trudne dla decydentów...

Więc teraz już gminy "biletują" co się da... A potem płacz że turystyka zamiast przynosić zyski wymaga dotacji...

No nic w każdym razie my NIE WCHODZIMY - po prostu objeżdżamy sobie to co chcemy zobaczyć, ważniejsza dla nas jest przygoda i bycie razem. Zysk jest podwójny, w kieszeni zostaje więcej pieniędzy na piwo i pizzę a w zegarku więcej minut na dobrą zabawę.

Jak widzicie na mapce szaleństw nie było, sporo zamków i ich ruin opuściliśmy - ale są plany na cały szlak, tylko jeszcze skołujemy skądś drugie życia bo tych może nam na realizację planów zabraknąć ;)

Z Olkusza grupa nasza rusza

Pierwsze rzuty okiem w kierunku Rabsztyna, jeszcze z pobocza szosy Olkusz - Kraków


Cala nasza dzisiejsza grupa - od prawej Ela, Stach, Bartosz, Agata, Ja... cholernie brakuje mi Ani



Zaraz za Rabsztynem zaczyna się zabawa - szlaki się mylą, pętlą i prowadzą diabli wiedzą gdzie. Pozostaje sięgnąć po mapę i nawigować od punktu do punktu. Tak też robimy co rychło, acz po przeprawach przez lasy, piachy i wykroty doprowadza nas do Krzywopłotów, a ściślej do przysiółka... Tarnówka gdzie są ruiny zamku Bydlin.

Jest to też miejsce bitwy z 1914 roku, gdy wojska Austro-Węgierskie z pomocą Legionów Polskich próbowały powstrzymywać potężną kontrofensywę rosyjską zwaną "Walcem Parowym"





taki świątek frasobliwy, na granicy Małopolski i Śląska

O oddali zamek Smoleń.

A to podnóże zamku - nie mamy ochoty go zwiedzać, ale pospacerować już tak.

 
Okazuje się że towarzystwo zgłodniało, w sumie tomiało prawo zgłodnieć. Już kilka godzin jesteśmy w terenie. Niestety w okolicach Smolenia żadnej sensownej wyżerki nikt nie serwuje. Możemy kręcić do Pilicy (byłbym za, gdyby było więcej czasu na zapoznanie się ze Skansenem Rzeki Pilicy - bo tam militariów wybór potężny a ciekawy), albo zacisnąć brzuchy i jechać aż do Kluczy, licząc że coś się po drodze znajdzie, a jak się nie znajdzie to w samych Kluczach na pewni będzie... fakt było w samych Kluczach, nic wcześniej.
 
Pieskie życie włóczęgów ;)

Tak macie rację - tu jedliśmy, naprawdę niezłe pizze...

W oczekiwaniu na posiłek oglądając pasjonujące wyścigi ślimaków ;)
 
A potem ostatni punkt programu czyli... Pustynia Błędówska. W zasadzie jak by się dobrze postarał, to pustynię można by zrobić stąd do Mielca i na północ za Warszawę... Czemu nie ma tam pustyni? Ano pewnie dlatego że wbrew gadaniu "ekologów" i "osób zatroskanych stanem środowiska naturalnego w Polsce" ma się ono całkiem dobrze.




Oj tam to by się człowiek wyspinał, żeby sobie na okolice pozerkać




Widzicie w oddali karawanę wielbłądów? *





Zjawisko kwantowe, z pogranicza magii... trzy nagie rowery bez jeźdźców!


A potem już grzecznie choć z DUUUUŻĄ prędkością do Olkusza, tam załadunek na auta i... w drogę do domu, a powiem Wam że nie chciało się wracać. Jeszcze by sobie człek trochę tam pokręcił, tu i ówdzie się zatrzymał, zobaczył miejsca wcześniej pominięte

* - jeśli widzicie to koniecznie zwróćcie się do lekarza, jeśli zaś nie widzicie to... słusznie bo jej tam nie było ;)