czwartek, 3 października 2019

Święty Urbanek - a kto zacz?

O tymże świętym, a zwłaszcza o źródełku jemy poświęconym, dowiedziawszym się byłem przypadkiem, a zgoła ku złości. Ot lokals z tamtych terenów w pracy zagadnął mnie na okoliczność jak dobrze je znam. Mimo licznych prób i podchodów i podchwytów i starań na niczym czezły jego wysuiłki. Ba to ja stale zaskakiwałem go to tym to owym. W końcu zdesperowany rzucił: - "a przy źródełku św. Urbanka byłeś?" No... nie byłem... Nawet wiedzieć nie wiedziałem, że takie ono istnieje, anim się zresztą na tamtych nizinach źródła nijakiego nie był spodziewał, co najwyżej młaki lubo stawku jakiegoś zakiśniętego. 

A tymczasem... Google Maps, pokazują że takie ono jest! Ba nawet mu oprawę zrobiono!

Domyślacie się jak naonczas duma moja potężne męki przeżywała, jak gorała targana frustracją, że oto, jest lokacja w której nie byłem! Cierpienia młodego Wertera to przy tym czkawka zaledwie. Po kilku godzinach drapania betonu w bezsilnej złości, wstałem na nogi, otrzepałem z odzienia pył, z włosów wyczesałem resztki kamieni i popiołu, ustam przepłukał służbową mineralną i decyzjem powziął. JADĘ! 

A że się zafarciło i akurat była Marzenkę koleżanka do siebie na nic zabrała, tedym czas miał i śpieszyć żem się nie musiał. Dnia wcześniejszegom nakupił pizz jako też i lazań w sklepie co owada wdzięcznego nazwę nosi, więc i z wykarmieniem młodzieży domowej problemum nie widział, wszak do piekarnika wstawić, wcześniej z folii wyjąwszy (co wszak nie zawsze się dzieje, jak wskazują moje doświadczenia, z pomieszkiwania na campusie studenckim w Trondheim) zaradzą. Sobiem jeno, butlę formufa zakupił, i zarówno z końcem pracy na szlak żem wyruszył. 

A jechało się przednie, a nawet uciesznie. jako że sobota to była, tedy na Velo Dunajec, masowo wyległa stonka cyklistowska. Zaraza ta w szaty markowe ubrana, znaczkami firm topowych w ślepia bijąca, niczym buzdygany tatarskiemi, na rowerach z górnych półek jazdy swe rekreacyjne rozpoczęła, jako moda i dobre obyczaje nakazują. Tedym uważać musiał, coby podmuch powietrza, za mną się ciągnący takiego syna, tudzież córę takową z nasypu nie był zdmuchnął. Bo to i nieetycznie i wdzianka zabrudzić się mogą. Powściągać się zatem przyszło, na stare lata, rozpamiętywać przyszło, jako to gdy wuja mego grzebano kondukt szybciej szedł niźli ja w owych chwilach jechałem... Nic to, wszak nie całą drogę po wałach jechać mi przyszło. 

W miejscu pewnym, (czegom ja był niepewnym) zjechać należało, i zgoła tak mi to głos stanowczy z google mapów był w uszy szeptał. Ba, jenom ja żadnej drogi nie widział. Domy jeno trzy, do nasypu przyklejone, obórki jakieś, stodółki, takoż inne dobra gospodarskie pracowitemi rękami ludzkimi sklecone, ale drogi nijakiej! A szept niczym sumienie się odzywa - "skręć w lewo". No jakoż to skręcać łotrze digitalny, skoro ludziom w obejście wjechać bym musiał?! Jednakoż frasunkom mym przypadek kres położył, otóż ludeczkowie jakoweś nadjechali, a ja pytać ich nie omieszkałem: -"dojadę ja, li tędy, do miejsca owego źródłem św. Urbanka zwanego? 
- "a juści" - odparli - "cobyście panie dojechać nie mieli? jeno to ani blisko, ani wygodnie nie będzie" - Nie wygód szukam - odrzekłem - jeno przygody i nie wygody mnie nęcą ale kraju zaznanie. Jednakoż traktu niejakiego nie widzę! 
- "a tudy, pomięndzy chałupami, a potem przed siebie, do mostka, a za mostkiem pierunem w lewo skryncać i hajda przed siebie za drogom i na koniec, jak zagajnik panie obaczysz, to już tam będzie krys szukania twego" 

Z serca im błogosławiąc, zjechałem z wału na trakt ów, który był się okazał traktorostradą i prototypem kaźni która w pieklech czeka na budowniczych dróg w kraju naszym, otóż przez wieczność całą będą zmuszani przez czartów do jazdy po czemś takiem. Mijałem ci ja po drodze i stawki, i zarośla i łany i pola, a nade głową moją błotniak był krążył, orła zastępując, jako też drapieżnik. Mijałem mostki, drzewka i kupki czegoś co ludek pracowity obornikiem nazywa, ażęm dojechał! 

W lasek wjechawszy, cieniem był żem się otulił, pod kołami żem poczuł równość już zapomnianą, a oczom mym ukazał się wzgórek nieledwie większy od onych kopczyków com je mijał po drodze. Kamieniem obłożony, co nielichym dysonansem w owym terenie się jawi, z kapliczką jakowąś na szczycie i ławeczkami u podnóża. Ba i schodki miał uczynione a źródełko samo w betonowym kręgu zamknięte, rureczką jeno wąską na zewnątrz wody swe odprowadzało. 

Tedym przystanoł, oczym wznióśł do nieba, Panie ty widzisz kicz taków a piorunami nie miotasz? Ale mniejsza, wodym się napił, smaczna nawet o dziwo i kisieliną nie daje. Legendym poczytał na tablicy tu uczynionej przez ludzi za "Przedgórzan" się podających - jako żywo o żadnym "Przedgórzu" nie byłem słyszał, co wszelako w konsternacyję mnie wprawiło nie mniejszą niż dopatrywanie w św. Urbanku, św. Benedykta - który był tu zawędrował (co wszelako niemożliwym nie jest) ucznia i przyjaciela św. Andrzeja Świerada. 

Na czas ów, rozmyślań moich, człek jakiś się zjawił, w dawnych czasach na Rusi, zwano takich "jurodiwymi"  (acz niekoniecznie z racji lic gładkich) i jako żywo mnie zagadywać i wypytywać i nagabywać, koniec końców aparat mu dałem coby mi zdjęć kilka zrobił i tu (o bogowie obiektywni!!!) trzy ujęcia, i wszystkie trzy naprawdę dobre! Dobre kadrowanie, dobre ustawienie względem światła. Tedym się zdziwił niepomiernie i myśl mnie naszła, że człek ów przez Boga był zesłanym, co by mi do myślenia dać i pychę, co ego rozdyma w świat wypuścić niczym dech ów wstydliwy, bździną zwany.

Pożegnałem zatem męża owego, który do czerpania wody ze źródła przystąpił, zaiste benedyktyńskiej cierpliwości zajęcie wymagające i ku domum się udał. Jednakowoż zamierzając to i owo po drodze jeszcze zobaczyć, a zwłaszcza układ dróg i połączeń przed autostradę naruszony w jedno sobie pookładać. 

Jakom zamierzył, takom uczyniłił, na modlitwie jeno przystając na cmentarzu z czasów wojny straszliwej Pierwszą Światową zwanej. Cmentarz ów numer 213 nosi, a w miejscowości  Rudka jest połóżon. Tudzież przy kapliczkach i figurach przyrożnych się zatrzymując aby zdjęcia im zrobić, do mostum na Dunajcu w Ostrowie dotarł a potem już w dyrdy do domu, bo i mnie głód straszliwy cisnąć raczył. 

Tedy łaskawym okiem rzućcie na trasę którą serwis Traseo przechowuje, takoż i zdjęć pooglądajcie które przygody moje iluminują. 

       

Zobacz trasę w Traseo

Wszystkie zdjęcia na trasie zaznaczone są, tedy, podpisywał nie będę, kto ciekaw sam odnajdzie.




















Żegnam się z Wami, sam nie wiem na jak długo, nie znając czy i kiedy jakie mi rajdy uczynić przyjdzie, ani przygody jakie przeżyć, nadzieję jeno żywiąc że jakoś to będzie.