poniedziałek, 25 stycznia 2021

Wycieczka ze Skazańcami

"Skazani na rower" to świetna, bardzo silna grupa rowerowa z Dębicy. Do tego ma naprawdę fajne i ciekawe pomysły na trasy. Umawiamy się na dworcu w Dębicy i od razu komedia pomyłek. Ja i Ania czekamy przy wejściu na dworzec - raniutko pojechałem po Nią do Mielca i zjechaliśmy do Dębicy, parkując samochód na półdzikim parkingu przy stacji kolejowej - a reszta Korby dojechała koleją, więc czekają przy wyjściu na perony ;) Ale nic to! Jakoś się zwiadujemy o sobie wykorzystując życzliwość innego rowerzysty - który poinformował nas o grupie czekającej po drugiej stronie budynku. Czyli w zasadzie od razu możemy przystąpić do akcji - oczywiście po wcześniejszym zrobieniu zdjęć (przy wyraźnym niezadowoleniu panów SOKistów - którzy z wyżyn swej inteligencji widzieli w nas zapewne terrorystów, handlarzy narkotyków i/lub grupkę wichrzycieli i chuliganów).

Trzy ekipy: Dziewczyny z Rzeszowa, arcyaparatki z aparatami z grupy "Cyklo Rzeszów" - Łukasz ze "Skazanych na Rower" i nasza "Tarnowska Korba"

Takie trasy - trzeba przyznać - widokowo pierwsza klasa a i zmechać się można!

było po górach - Braciejowa

Było po lasach

Był i czas na odpoczynek i wiecie co?
mam najlepsze laski w całym polskim światku rowerowym


Jak by się kto pytał, albo był ciekawy...
TAK kocham takie widoki!


Nie, nie, to nie jest nasza ścieżka - ale akurat tu na kulminacji ją spotykamy, więc warto pokazać że jest coś takiego.

Tam w oddali to już Pogórze Strzyżowskie... No chyba rozumiecie że kusi...


Rozstaje

Na pierwszym planie mój odpowiednik w grupie "Skazanych..." czyli zamykający - doceniam jego działanie - właściwy człowiek na właściwym miejscu.

Zalew w Mokrzcu

W zasadzie to przy zalewie krążymy już od pewnego czasu, ale akurat tu są fajne miejsca na foty

Na spacer

na fale "tsunami" ;)

na buszowanie w szuwarach

A to już bardzo stylowy budynek... tamy! Ciekawe czy będzie stanowił jakieś miejsce ogólnie dostępne czy tylko dostępne dla "krewnych i znajomych" królika... bo sama infrastruktura techniczna takich dekoracji nie wymaga.

Hmmm - pierwszy raz coś takiego widzę...
A potem zaczyna padać... czy komuś to wadzi? Nam nie? Jedziemy dalej, zresztą dla mnie wycieczka już i tak dobiega końca - mam drugą zmianę i nie bardo zdążę dokręcić wszystko do końca, więc muszę urwać się już w Pilznie. Boli, ale trudno. 

 
Reszta ekipy w Pilznie śmiga do Taurusa na obiad - w sumie, już kiedyś pisałem że może wystrój Taurusów nie rzuca na kolana, za to wyżera mega pyszna i zasobna w to co rowerzystom potrzebne. Niestety dla mnie to już czas pożegnania - jeszcze myślałem że Łukasz pokieruje nas na tego Taurusa między Pilznem a Tarnowem - to wtedy miał bym bonusowo prawie pół godziny. Ale niestety wybrał tego przy drodze do Jasła - tu już czasu mi może nie starczyć. Musze jechać. 

Pilzno

W drodze na Tarnów
 
Muszę przyznać że opatrzność całkiem nieopacznie sprawiła że wieje ze wschodu na zachód. Dla reszty wycieczki to nie jest dobra wiadomość, bo miejscami będą musieli dymać pod naprawdę spory wiatr. Dla mnie to jednak sytuacja wymarzona - praktycznie cały czas kręcę z prędkościami w okolicach 30 km/h i to bez większego zmęczenia, pozwala mi to nie dość że na zakupy przed pracą, to jeszcze i na solidny posiłek kebabem u Mustafy
Onże lokal wyżej wzmiankowany - kebsik się robi, mam kilka minut na odpoczynek. Nie siadam żeby się nie rozleniwić.
A potem do pracy - i już przez messengera kontakt z Anią i z resztą grupy i wrzucanie zdjęć na Fejsa i masa zabawy i relacje z tego jak wracali i o tym jak Ania zadzwoniła po szwagierkę żeby ją zwiozła z drogi - szaleństwo tej dziewczyny dorównuje jej urodzie! Chciała wykręcić pętelkę a potem jeszcze wrócić na rowerze do Mielca! Na szczęście jej mądrość w niczym nie ustępuje urodzie i szaleństwu więc w porę zreflektowała się że to całkiem bez sensu i zadzwoniła po wsparcie. A chciałem Jej zostawić kluczyki żeby wróciła do domu Skodą... ale wiecie... Ambicja dorównuje trzem pozostałym...

Za to ja na drugi dzień miałem po ten samochód podjechać - ubrałem się ładnie, poszedłem przez miasto, kupiłem pyszne ciacha... dojadę, wysiądę, wezmę samochód, pojadę do Ani, naciągnę Ją na kawę, zjemy po ciachu, czy tam po dwa... wrócę do domu i znów na drugą zmianę do pracy. Ha... nie tak prosto - już na dworcu orientuję się że nie mam kulczyków od samochodu!!!! O Żesz, o Q... !!!!

No nic - wracam do domu, szybko biorę kluczyki i... na dworzec jadę już rowerem, bo bym na piechotę nie zdążył. Przypinam maszynę, wpadam na dworzec i ... pociąg opóźniony o... ileś tam, sami nie wiedzą ile! Czy ktoś coś w ogóle wie? Wygląda na to że nikt, nic nie wie. Czkam pół godziny... nadal, czeski film!

Siadam na rower - wracam do domu, zostawiam ciacha, przebieram się na sportowo i kręcę do... Dębicy! (nawiasem pisząc w nawiasach, całkiem fajna trasa - choć wolał bym się nią cieszyć, a nie przez nią gnać!) - zapinam bagażnik, mocuję rower - na dojazd do Aneczki nie ma już czasu, śmigam do domu - powiedzmy na pograniczu przepisów... i praktycznie od razu (zostawienie roweru i bagażnika, zmiana przepoconych ciuchów, zabranie plecaka z ekwipunkiem do pracy) jadę zarabiać na kolejne rowerowe przygody.
 

poniedziałek, 11 stycznia 2021

O tym jak Korba szkolników po Pogórzu woziła...

Taka fajna sprawa - jakiś czas temu pisałem o tym jak Korba rekonesansowe przejazdy robiła. Pamiętacie? Jeśli nie to Wam przypominam żebyście sobie poszukali we wcześniejszych postach.
Więc tak się składa, że nie były to przejazdy ot tak sobie. Marek to naprawdę bardzo konkretny facet. Nic na próżno. I właśnie mam okazję brać udział w takim przedsięwzięciu. Marek na zlecenie Tarnowskiej Organizacji Turystycznej organizuje turystyczne rowerowe a ja przy okazji łapię się na fajną przygodę. Zresztą zobaczcie sami:

Fajna pętelka prawda? A przygody jeszcze fajniejsze. Zaraz Wam zdjęcia pokażę.  Ale tytułem wytłumaczenia. "Szkolniki" to nie jest bynajmniej pejoratywne określenie! Spotkałem się z nim wiele razy podczas swoich praktyk, na zakładach pracy. Zatrudnieni tam robotnicy, nieco z zazdrością patrzyli na nas, jako na tych którzy najpewniej osiągną znacznie więcej od nich samych. Dlatego sam użyłem tego słowa! Wbrew powszechnej modzie nie zamierzam narzekać na "dzisiejszą młodzież" i ta wycieczka z tymi naprawdę FAJNYMI młodymi ludźmi, bardzo kumatymi, inteligentnymi, rozgarniętymi i  grze-czny-mi, tylko moje zdanie potwierdza! Oni naprawdę mogą wiele! Oni nie są skażeni komuną! Nie są ogłupieni telewizją. Nie mają bagażu naszych doświadczeń i ... cholera mnie bierze że są siły i szmaciarze którzy chętnie by to fajne (bardzo patriotyczne cokolwiek by nie mówić) pokolenie przecwelic na swoją modłę! Mam nadzieję że to się nigdy nie uda! Szkolniki wymiatają!!

Marek prowadzi - ja... usiłuję zamykać! Czemu usiłuję? Bo jeden z nauczycieli też lubi jechać z tyłu a że ma grono wiernych rozmówców (nie dziwię się inteligentny facet i fajnie nawija) to ja uwijam się niczym owczarek podhalański między nimi...

Ufff - ZDJĘCIA!!!!

Za czwartym razem sukces! Wklejałem zdjęcia od góry do dołu i od dołu do góry i wte i wewte, i w tamtą i w owamtą - ale w końcu wkleiło je tak jak ja chciałem a nie idotenskrypt bloggera!

Przed szkołą. Marek załatwia formalności wewnątrz budynku, a ja sobie stoję na zewnątrz i czekam aż się wszyscy zbiorą.

tzw. "stary trakt" - czyli droga na Zalasową i Ryglice z pominięciem ruchliwej szosy przez Skrzyszów i Szynwałd

Ryglice - dawny spichlerz dworski Ankwiczów (tak tych co córki za Adasia Mickiewicza wydać nie raczyli)

Będzie zwiedzanie - przewodnicy już są, klucze też się znalazły.

mówiłem że będzie zwiedzanie? I faktycznie jest tam sporo do zobaczenia!

Bez sensu tak się maskować - ale obostrzenia działają...




na pięterku

 
A potem idziemy na dalsze zwiedzanie. Naszym celem są Ryglice. Nie powiem chętnie zwiedzam razem z uczniami i nauczycielami. Co nieco wiem, ale... fajniej było by dowiedzieć się więcej - miejscowym przewodnikom nie dorównam, ale na pewno po tej wizycie moja wiedza zwiększyła się wydatnie. 


Pałac Ankwiczów z połowy XVIIw. Ale przebudowany gruntownie przez Zarembów i wtedy (najprawdopodobniej) barokowa forma została zastąpiona klasycystyczną.



św. Katarzyna - kościół w/g projektu (no kto by się spodziewał ;) ) Sas-Zubrzyckiego, wybudowany przez księdza, Jakuba Wyrwę (mega zaradny człowiek z niego był) - oficjalnie mamy tu elementy neoromańskie i neorenesansowe - ja jeszcze widzę neobarok a całość to neogotyk w wersji "hurreeklektyzmu" - koniecznie trzeba to zobaczyć na własne oczy! 

We wnętrzach sporo sprzętów ze starego kościoła (przeniesiony do Kowalowej - obiecuję że w przyszłym sezonie tam się kopnę i Wam pokażę)



ołtarz boczny "Ecce Homo" - 1600 rok! Szacuneczek mości Państwo!

 
Czas na nas - przewodnikowi zostało go już niewiele, ot tyle by zaprowadzić nas na cmentarz  (jak zwykle kopalnia wiedzy) i tam jeszcze kilka minut co nieco poopowiadać. Aż dziw - jak tam wiele ciekawostek.



trójgraniasta "piramida"... jak na razie nic więcej o niej nie ustaliłem, ale nie tracę nadziei że ustalę.

No i fajnie - teraz idziemy na cmentarz z pierwszowojenny. Przewodnik już wrócił do swoich innych zajęć, a nas zaczyna dręczyć ssanie w żołądkach. W planach jest wyżera ale dopiero w Tuchowie.

Cmentarz Wojenny nr.167 Ryglice.

A więcej zdjęć nie będzie, bateria w aparacie powiedziała finito i resztki miliamperów trzymałem już tylko aby zarejestrować trasę i móc pokazać Wam mapkę.

W Tuchowie zajeżdżamy pod Czardasza (faaajna pizza) - rozpuszczamy chłopaków na miasto, niech sobie pospacerują, coś kupią, czegoś napiją... odpoczną. A my z Markiem zamawiamy i czekamy... czekamyyy... czekamyyyyyy ... Aż w końcu... przychodzą do nas młodzi i chcieli by jechać! A my czekamyyyyy! Długo - ale było warto. Bo pizza naprawdę pyszna, a i telefon mi pozwolono podładować - więc spokojnie już nagram trasę... tyle że nadal bez zdjęć - bo 10% to ciut za mało by się aplikacja foto odpaliła.

I tak pękło 80 km. szkolniki dumne z siebie mogą być. Nauczyciele także zdali egzamin na 5 z plusem. Szkoda że w Tarnowie tylko ta jedna szkoła zdecydowała się na wysyłanie uczniów na rowerowe wycieczki prowadzone przez Marka. Wielka szkoda. Ale może jeszcze do przyszłego sezonu zmądrzeją. Korba będzie jeździła dalej.

sobota, 2 stycznia 2021

Korba mieli w Mielcu

 

Słoneczna niedziela, Korba jedzie do Mielca by pojeździć po tamtejszych lasach

W składzie Korby: Ela, Stach, Marek, Darek, Wiesiek, Jakub i ja. To nasza pierwsza wspólna z Mielcem akcja i w ogóle pierwszy rajd Korby w lasach mieleckich (Puszcza Sandomierska - jeśli ktoś woli) - jest okazja żeby się poznać. Zresztą obsada w ogóle jest liczna i mocna doświadczeniem.

Odwrócony Chrystus! To jeden z sygnałów rozpoznawczych Powstańców Styczniowych. Krzyże te i symbolika, są całkiem nieźle opisane na terenie Świętokrzyskiego, ale jak dotąd nie spotkałem ani jednej wzmianki o ich obecności na terenie Mieleczczyzny! 

Jak widać całkiem licznie... ślicznie! A za mną jeszcze spory peletonik ludzi z dziećmi i staruszków!
Jedna z kapliczek przydrożnych

Bartosz - Aneczka - ja - Darek.
przy tej kapliczce, czekając aż dociągnie reszta jadących, postawiamy urwać się w możliwie krótkim czasie. Nie żeby nam nie pasowało towarzystwo - pasuje wyśmienicie, super ludzie, ale przy tak licznej grupie, siłą rzeczy połowę czasu marnuje się czekając na innych - czy to aby przyjechali, lub aby... pozwolili przejechać.

Decyzja zapada - odłączamy się przy pałacu w Hucie Komorowskiej - Muzeum Kardynałą Adama Kozłowieckiego. Oni zresztą zostają tam na ognisku, a my nawet się nie zmachaliśmy aby mieć po czym odpoczywać. Pytanie tylko gdzie jedziemy?! Wybieramy opcję... przed siebie! Jedziemy i w trakcie jazdy, może komuś coś do głowy przyjdzie fajnego. I wiecie co?
Zawsze przychodzi!



Karczma Jorgula - nie staniemy tu na popas - jest niedziela, luda niesamowita ilość - a stać i czekać aż nam się coś zwolni? Nie, to nie w stylu Korby! Ani Ani...

Choć wystrój ciekawy i klimatyczny...

Nawet nam się u tego Jurgula podoba... no ale trudno.

Jedziemy w głąb Nowej Dęby, Marek dynamicznie walczy ze smartfonem po czym... znajduje rozwiązanie zastępcze! I jak Go nie cenić?  

Marka zdrowie!

Marek znalazł nam fajny lokalik w stylu Country & Western

Piwo mają - Pizze mają - Taras mają - na co nam taras? A to proste - bo jak jest taras to łatwiej jest pilnować rowery, niż jak się siedzi wewnątrz!

A potem wracamy... jazda super - szybko, dynamicznie - odpuszczamy sobie lasy, bo Marek jest na szosie (chłopak dawał z siebie wszystko na piachach w Puszczy Sandomierskiej - naprawdę byliśmy pełni uznania dla jego hartu!). I wiecie co się dzieje? Właśnie Marek łapie gumę! Niby nic, banał rowerowego szlaku. Każdemu zdarzają się gumy, jednym jedna, innym kilka w ciągu sezonu, to zależy od kilometrażu - nasz korbowy kilometraż to jakieś 10 tysięcy km na głowę rocznie... Ma się sprzęt kiedy zużywać, a gumy kiedy łapać... Problem w tym że czterech chłopa nie daje rady zdjąć opony! łyżki pękają albo się gną a stalowych nikt nie ma! Ale wiecie! Korba nigdy ne pęka. Marek, Wiesiek i Kuba zostają, razem z nimi Bartosz jako "tubylec" (zawsze się może przydać) - reszta jedzie po samochody - mamy dwa wozy z bagażnikami na rowery Stacha (pięć) i mój (dwa - w teorii trzy) - czyli musimy jechać obaj bo potem i tak nie zabralibyśmy się na jeden wóz. Razem z nami jadą dziewczyny i Darek. Już nie bawimy się w zwiedzanie - tylko mocno ciśniemy by jak najszybciej wrócić do Mielca a potem zabrać resztę chłopaków. W pewnym momencie rozdzielamy się, Ania proponuje inna drogę - Dziewczyna zna teren świetnie i faktycznie omijając główną arterie kierunku Tarnobrzega jesteśmy praktycznie o tej samej porze co reszta ekipy. Szybko ładujemy nasze rowery na samochody, czule żegnamy się z Anią i... wracamy po Marka! Jako że teoretycznie znam teren najlepiej, jadę jako drugi ;)! Bo Stacha prowadzi Darek który w Mielcu kilka lat pracował!
Jedziemy wprost na miejsce gdzie chłopaków zostawiliśmy - tyle że oni wiedzeni przez Bartosza i słusznie zmienili miejsce pobytu na okolice remizy strażackiej. W obliczu zbliżającego się zmierzchu, ma to naprawdę duże znaczenie! Stanie przy drodze, nawet mało uczęszczanej to nie jest najlepszy pomysł. Tyle że my o tym nie wiemy i... Stachu mija ich w pełnym biegu, ale ja jadać z tyłu mam więcej czasu by się przyjrzeć. Migam mu światłami, trąbię klaksonem ale gdzie tam... dzwonimy do  niego... nie odbiera - prowadzi, dzwonimy do Eli - nie odbiera, nawiguje - do Darka nikt nie ma numeru... No nic - zorientują się że chłopaków nie ma na miejscu, to sami zadzwonią, w międzyczasie mocuję rower Marka do bagażnika i my już gotowi do powrotu jesteśmy. Za chwilę podjeżdża Stach i reszta Korby okrętuje się na jego karawan (jak go Ela pieszczotliwie nazywa) 

W między czasie słońce już zaszło.

Bartosz rezygnuje z podwózki - siada na rower i wraca do Mielca, a my wracamy do Tarnowa.

Ps. Myśleliście że się Wam upiecze bez mapki? Doprawdy...
;)