poniedziałek, 1 sierpnia 2022

Sudeckie przypadki - sezon pierwszy - epizod pierwszy - W drodze... rodział drugi - Buskupia Kupa

W zasadzie nie Kupa, a Kopa - ale po czesku Kupa, a większość szczytu i tak u nich... no to niech będzie Kupa - bo co, bo biskupi to nie robią?

Trasę liczyłem wiele razy, założenie było jedno... optymalizacja. Miałem świadomość ze moje zmęczenie będzie się potęgowało, wiedziałem że chcemy zobaczyć jak najwięcej i zdobyć wszystkie szczyty w regionie. Przed mapami spędziłem kilka godzin i wyszło mi że Biskupia Kopa będzie wyborem najlepszym, głównie z tego tytułu że... nie leży po drodze! Serio! Król Julian powiedział by "po długim procesie tentegowania w głowie" doszedłem do wniosku, że najlepiej ją "zaliczyć" właśnie teraz, niż kiedyś tam jechać specjalnie kilkaset kilometrów lub kombinować przy okazji innych wyjazdów.

Do tego stamtąd na noclegi było już "tylko" trochę ponad sto kilometrów, więc naćpawszy się energetyków jakoś dojadę. Pewnych rzeczy nie przewidziałem... ale o tym później, póki co jest pięknie , świeci słońce i zaczynamy kolejną przygodę w górach.

Całkiem zgrabnie mi się to zaplanowało, ale zobaczcie na zdjęcia, jak urokliwie było.



Początek szlaków




Kaplica - piękne, leśne miejsce modlitwy.



Gwarkowa perć - jak by ktoś z tego zamazanego zdjęcia nie doczytał.


ślady górnictwa

Urokliwa wychodnia skalna. zapewne geolog mógł by o tym miejscu opowiadać bez końca. Niestety moja wiedza jest daleko mniejsza niż bym chciał.


Za to powspinać się jeszcze daję radę


Rozdroże pod piekiełkiem - znów zapomniałem o tym że Hammer ma problemy z szybkim dostrojeniem ostrości, a ja cykam fotki po prostu idąc, bez zatrzymywania się.


Jest taki serial francuski trochę sensacja, trochę horror - "Las"... tu mogli by spokojnie kręcić swoje sceny.

Naparstnica purpurowa - mnóstwo jej tutaj.

Droga Amalii nad Anusią - szczerze mówiąc gdzie indziej takich nazw nie spotykam




Coraz bliżej

W zasadzie całkiem blisko


Jusz, jusz, tusz, tusz

WRESZCIE - nawet nie wiecie, jak strasznie mi się chciało pić!


Kolekcja krawatów prawie tak duża jak moja- nie wiem czy już Wam pisałem, ale ja lubię krawaty.



Schronisko zaliczone, pieczątka jest ale... szczyt jeszcze przed nami!


Teraz się liczy - choć do książeczki KGP wkleimy fotki z aparatu Aneczki.
Na szczycie wieża już zawarta, ale za to budka z Czechami otwarta - i to jeden z nich robi nam zdjęcia. Żałuje że nie mam gotówki, bo mają naprawdę fajne turystyczne fanty a diabli wiedzą czy jeszcze kiedykolwiek tu dotrę.



No tak... wszak "ziemie odzyskane"...
a swoją drogą wiecie jak to było z tymi ziemiami?
Nie wiecie? To posłuchajcie. (Moje wpisy najlepiej wokalizować, wtedy brzmią tak jak powinny, to nie jest słowo pisane, to słowo mówione zapisane z braku lepszej opcji).
Więc skoro już słuchacie. Historia zapewne nie jest Wam obca. Mamy rok 1945. Niemcy przegrywają wojnę na całej linii. "Stary Dureń" (jak go nazywa Leonard Cohen) Roosevelt oddaje Stalinowi 1/4 Niemiec i wszystko na wschód. Ten robi co chce, a chce mu się robić dużo. Ma swoje plany. W tych planach jest przede wszystkim "eksport" komunizmu na zachód "go west where the skies are blue" a do tego potrzebuje między innymi ogromnych połaci czarnoziemu stepowego oraz... Śląska z jego zagłębiem przemysłowym. Idea jest prosta. Polakom zabieramy kresy a dajemy im Śląsk. Robimy przesiedlenia i mamy fajną bazę wypadową z dużym potencjałem ludnościowym oraz zapleczem surowcowym a także przemysłowym. A już Polacy niech się martwią jak to uzasadnić. O ile z uzasadnieniem oddania kresów nie ma problemu (bo nikt nie pyta, a jak pyta to ląduje na Syberii) o tyle gorzej z resztą. Ale tu w sukurs przychodzi komisja historyczna która wywodzi polskie prawa do tych terenów z... obszaru Arcybiskupstwa Gnieźnieńskiego. W ten sposób komuniści którzy programowo nienawidzili Kościoła, na Kościele budują swoją władzę - rechot historii. I wszystko fajnie... tylko te poniemieckie pamiątki w terenie...

Z drugiej strony czy ów Habel nie czuł się jednak Czechem?

Tam byliśmy jeszcze kilkadziesiąt minut wcześniej


Adekwatna nazwa

Zamkowa góra jest... a sam zamek? Pewnie kiedyś był, toponimy raczej się nie mylą.

Tyle że zamku tu nie ma, nie ma także śladów. Więc co? Nie było go? Był, ale... albo nie tu (zamkowa nie koniecznie musi oznaczać że był tu zamek, ta góra po prostu mogła do zamku należeć), albo była to po prostu drewniani kamienna konstrukcja po której zostały ślady tak mizerne że już nieczytelne w terenie.


Znów ciekawy toponim - szyndziele to ... gonty. Prawdopodobnie tu je wytwarzano po prostu.


I znów przy zwierzaczkach. To koniec naszej dzisiejszej pieszej wędrówki.

Ale nie koniec przygód. W międzyczasie zapada zmrok, zaczyna padać deszcz, zasięgu nie ma, nawigacja Yanosik głupieje i prowadzi nas wąskimi, krętymi dróżkami górskimi. Sam nie wiem jak udało mi się tamtędy przejechać, ale ta trasa śniła mi się po nocach.

No dobrze tyle na dziś, Jutro też będzie dzień.

14 komentarzy:

  1. Niezła traska: 14km!! Jak na zaliczenie szczytu do KGP to całkiem sporo. Byłem tam z rodziną osiem lat temu, gdy moja najmlodsza była jeszcze w brzuchu u mamy. Czy to też liczy się jej już jako wycieczka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zawsze staramy się iść pętelką. Nawet ze Skopca nam się udało pętelkę (małą bo małą, ale zawsze) wycisnąć.

      Usuń
  2. Ania na zdjęciach, gdzie ze scenerię służy dzika przyroda, skojarzyła mi się dziś z bohaterką gry typu action adventure a la Tomb Raider.
    Z kolei czworonogi słodziak na jednej z pierwszych fot dosłownie mnie rozczulił.
    A co do Kupy w tytule, trzeba przyznać, że takie słowo w tytule wpisu dodatkowo przyciąga uwagę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak Ania to prawdziwa wojowniczka szlaków.
      Alpaki są słodkie, to fakt.
      Muszę tu zrobić wpis o moim Kudłaczu - ale uprzedzam ten szczeniak jest tak słodki że samo patrzenie może powodować próchnicę ;)

      Usuń
  3. Bardzo podoba mi się to zbieranie punktów. W zamierzchłej przeszłości zbierałam na odznaki PTTK, a człowiek lubi wspominać młodość. Naparstnic w Sudetach jest chyba sporo. Dwa lata temu podczas wędrówek po tych górach spotkałam je w kilku miejscach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka fajna zabawa, jedni traktują to jako motywację, nam motywacji nie potrzeba, ale bawić się lubimy. mamy już z Anią "zrobioną" koronę Beskidu Niskiego i Pienin, a także nazbieranych punktów na złotą GOT i srebrną KOT.
      Nosimy je z dumą.

      Mnóstwo ich, to prawda.

      Usuń
  4. Moje ulubione tereny, na Kopie byłem może ze 20 razy, w końcu to moje rodzinne strony. Miło było obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo fajny teren - zadbany. Chciało by się wracać - ale planów tyle że nie wiem kiedy znów się uda.

      Usuń
  5. Jak zobaczyłam tę mordkę na pierwszej focie, to pomyślałam, że jednak w Andy już pognaliście. Ale nie! Znów znajome, bo polskie ( i trochę czeskie) rejony. Zastanawiam się tylko, dlaczego biegiem do schroniska jest bliżej!?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz góry rządzą się swoi mi prawami i czasami biegiem jest... bliżej ;)

      Usuń
  6. Witaj Macieju.
    Jak zwykle niezwykła wędrówka. Nie będę ci kadził, bo znasz moje zdanie.
    Jadnak wolę biskupią kope, albowiem kupa raczej jest cuchnąca, nawet biskupa.
    Pozdrawiam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie że tak - ale mi tu chodziło o wskazanie jak łatwo o (nomen omen) czeski błąd - nie zawsze coś co podobnie brzmi znaczy to samo i nie zawsze słowo które wydaje nam się znajome... jest takie w rzeczywistości.

      Swego czasu Przymanowski (ten od 4 pancernych) snuł opowiadania o tym do jakich pomyłem dochodziło podczas szkoleń polskich żołnierzy w Sowietach.

      Usuń
  7. Pierwsze zdjęcie tak rozczula, że potem żadne go nie przebije. A trasa przecież bardzo interesująca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie... i do tego bogata w ciekawostki, tak geologiczne jak i historyczne

      Usuń