piątek, 22 października 2021

Przepychanka

Spokojnie, zero rękoczynów, po prostu przepychanie się rowerem przez zarośla. Ot jeden z moich wypadów rowerowych w drodze do pracy, tym razem z kulminacją w pobliżu, a w zasadzie już całkiem na wysypisku śmieci. Ale muszę przyznać że kilka odcinków całkiem ciekawych. 

Nie będę ukrywał, bo i czemu? Przez Wolę Rzędzińską jeżdżę, nawet w drodze do Mielca by zajechać, lub tylko przejechać koło cmentarza i westchnąć do Marzenki. Więc i tym razem tam zajeżdżam, a że dookoła? Cóż Marzena tego nie lubiła, ale tolerowała, za życia tolerowała to i teraz też musi. Drogi na wprost są dla mnie przykre i trudne do przyjęcia. Owszem jeżdżę tak, bo śpieszę się do pracy, albo z pracy, ale jeśli mam ciut czasu... no wiecie, zew terenu swoje robi...


Zabawa z jazdą/przepychaniem zaczęła się już od Lwowskiej, a potem było coraz weselej. Wprawdzie do Woli Rzędzińskiej jazda była płynna, lecz... nie uprzedzajmy faktów!

Da się tędy przejechać?
Jasne - robię to często, ale nerw puścić nie może, bo się ląduje w Wątoku

Tu już nie obyło się bez przenośki. Trudno bobry skutecznie zasiekły teren

Pola na Woli Rzędzińskiej


Ale wiecie - to jest betka - bo z wiadomych przyczyn zdjęcia da się robić jak teren jest przyjazny, to nawet nie trzeba przerywać pedałowania, wystarczy sięgnąć po aparat. Tam gdzie jest trudniej już wymagany jest przystanek, ale tam gdzie dojechałem... zobaczcie sami!

Straciłem tam mnóstwo czasu, ale udało się jeszcze zaglądnąć do Mamy na grób, niestety "biegiem".
Na koniec szybkie zakupy w markecie na Kępie Bogumiłowickiej i do pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz