czwartek, 7 października 2021

Największa Akcja Korby... w tym roku. Część II

I znów pomysłów było kilka, zasadniczo każdy fajny ale wiązały się np. z koniecznością by ktoś wziął na siebie jazdę samochodem. Była też brana pod uwagę jazda pociągiem. Ostatecznie padło na... prom! Jak dla mnie bajka, nawet nie śmiałem o tym wspominać, bo wszyscy wiedzą jak kocham promy, więc nie chciałem być posądzany o prywatę. Ale skoro pomysł wyszedł całkiem od kogo innego, to przystałem nań z nieukrywanym entuzjazmem.

I od razu na samym wstępie wtopa, po pierwsze gdzie indziej statek, gdzie indziej kasy (taka logika w stylu Barei), po czwarte nie płynie o ósmej rano ale o dziewiątej, po piątej w kasach nie da się płacić kartą, bo im internety zdechły, po szóste załadunek trwa pół dnia... ale ostatecznie się wszystko dobrze układa, a my wykorzystujemy "ekstra" godzinę na kolejny objeździk po ulicach Gdańska, przy okazji dokupująć co nieco.

tak, tym katamaranem popłyniemy

Ale teraz stoimy, nie bardzo wiedząc co z sobą zrobić




A jak nie wiadomo co z sobą zrobić to zawsze można iść na spacer...

Choćby po to by kumpla spotkać

My już zaokrętowani, ja oczywiście gonię na dziób, na przedni balkon, tuż pod mostkiem. O dziwo reszta Korby wcześniej czy później ale też do mnie dołącza - perwersyjna przyjemność, tu jest najzimniej, najmniej słońca (wszak płyniemy na północ) i najbardziej wieje... ale chcą, to niech siedzą koło mnie.

Ruszamy



Twierdza Wisłoujście

Westerplatte

Wspaniała dziewczyna - zimno Jej, ale dzielnie dotrzymuje mi towarzystwa, a zaledwie kilka metrów w stronę rufy jest słońce, ciepło i... masa ludzi.

To zdjęcie ma głębszy podtekst. Ułożenie nóg naśladuje ułożenie płetw delfina, a puszka z piwem symbolizuje zgubny wpływ alkoholu na walenie ;) 

Płyniemy w kierunku Sopotu




No i dołączyli do mnie wszyscy.



Jak byście nie wiedzieli co on robi - to on właśnie opróżnia zbiorniki balastowe, po to by móc wejść do portu.

Hel w oddali

A tu już całkiem blisko




jeszcze ostatni spacer po pokładzie i schodzimy na ląd

Na samym Helu usiłuję pokazać Markowi elementy fortyfikacji II wojennych, ale wygląda na to że wszystko jest już ogrodzone, obiletowane i o samodzielnej przygodzie mowy nie ma... rozczarowanie to za mało powiedziane. Do tego z przeliczeń wychodzi nam że nie ma szans na zwiedzanie, bo na skutek opóźnienia w kursie promu jesteśmy prawie dwie godziny do tyłu i czeka nas nocna jazda przez Trójmiasto (niby fajna przygoda, ale...)

Najbardziej szkoda mi Marka, bo te umocnienia to było jego wielkie marzenie, no nic, kiedyś tu jeszcze wrócimy i już wyłącznie z zamiarem ich zwiedzania.

Nie robimy też zbyt wielu zdjęć, zachwyceni jazdą w zupełnie nowym dla nas terenie. 










Jedno z nielicznych miejsc przy szlaku w którym można zjeść we w miarę przyzwoitych cenach (aczkolwiek pizza Giuseppe z Biedry czy innego Lidla... na cuda nie liczcie ;) )


Ale mają też coś w rodzaju wieży widokowej! Z której skrzętnie korzystam.




Tak tak, chodzi mi po głowie, chodzi... fajnie by było mieć jakąś łajbkę, na tej łajbce Anię, Synów, Przyjaciół, rowery... i tak sobie pływać od portu do portu, od mariny, do mariny i poznawać świat...












Trzeba przyznać twórcom R10 że na każdym kroku COŚ JEST!!! Albo marina, albo mola, albo klify, albo plenerowa wystawa archeologiczna... naprawdę nie sposób się nudzić.


Są też rozległe tereny czysto przyrodnicze.


hmmm - chyba jednak mam w sobie coś z Noego ;)


Jak pisałem wyżej - do zachodu słońca zostało 10 minut, a my mamy jeszcze kawałek drogi do Gdyni


pływałem już z tego portu - do Karlskrony, ale że dzieciaki były małe, to nie schodziliśmy na ląd, bojąc się by idiotenfunkcjonariuszki szwedzkich służb socjalnych nie chciały nam ich odebrać, pod byle pozorem.

A potem zrobiło się już całkiem ciemno. Co gorsza podczas transportu rozpięły mi się styki z dynamem i jechałem jedynie przy światełku latarki, tudzież całkiem bez, gdy jechałem oświetlonym szlakiem, bojąc się że zaraz padną mi baterie (czołówkę z nowymi bateriami ustawiłem na czerwone światełko i zamontowałem z tyłu, na bagażniku). Jazda przez trójmiasto zwłaszcza od Sopotu to była udręka, na ścieżkę stale wychodzili piesi, a pozostawione na środku przez kretynów hulajnogi to standard.

Jakoś jednak docieramy bez większych strat własnych i szukamy miejsce gdzie by tu coś zjeść i wiecie co... wybieramy ten sam lokal co ostatnio, raz że blisko noclegu, dwa że całkiem niezłe jedzenie, trzy że przyzwoite ceny.

A potem już na lokalu, jeszcze jakaś flaszeczka, jeszcze przeżywanie już wspólne emocji, wymiana doświadczeń, spostrzeżeń,  żarty - ot takie normalne rozmowy rajdowe.

I teraz spać, byle do rana, bo rankiem... ale to już w następnym poście.

4 komentarze:

  1. Kiedyś wybrałam się na podobną wycieczkę, tyle że promem z Gdyni a rowerem tylko do Władysławowa, bo przeliczyłyśmy się nieco z naszymi możliwościami (był to chyba mój pierwszy dłuższy rowerowy wypad), ale i tak miło to wspominam. Po półwyspie fajnie się jedzie, ale poza sezonem, bo w sezonie są straszne tłumy i na drogach, i na chodnikach, i na ścieżkach rowerowych, więc zamiast przyjemności, jest nerwówka. Szkoda, że nie udało Wam się zobaczyć tych umocnień na Helu. No ale jest to dobry powód, żeby na północ jeszcze wrócić ;) I może nawet przejechać całe R10.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda Marka, ja je znam sprzed kilku lat, wtedy nie były jeszcze ogrodzone i mogłem swobodnie z Mikołajem i Miłoszem (Miłosz to ciut zcykany był, ale miał wtedy kilka lat zaledwie, a Mikołaj o całe cztery lata starszy ale nigdy się takich miejsc nie bał) po podziemiach schronów i koszar pospacerować.

      Nam już tłumy mniej przeszkadzały, choć miejscami i tak gęsto było.

      Usuń
  2. Kurna, a ja jeszcze nigdy na płw. helskim nie byłem. Na Mierzei Wiślanej też. Trzeba jednak w tym do emerytury chyba poczekać. Ale stówa nam "pykła", więc faktycznie wyjazd zaliczony, nawet jak na Korbę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A żałuj, żałuj - ja tam jeszcze bywałem nim grodzili wszystkie bunkry i krzyczą o opłaty za wejście - czyli miałem za darmoszkę świetną przygodę, ale i teraz warto.
      A na mierzei Wiślanej, to fajnie jest iść do samego końca pod granicę z Rosją - jest tam zajefajna stanica - masz nad morzem klimat bieszczadzkich zakapiorni.

      Usuń