poniedziałek, 27 września 2021

Skutki złego podejścia

Kalwaria Pacławska - jedno z sanktuariów regionalnych porównywalnych siłą z Kalwarią Zebrzydowskich, czy Świętą Lipką - nie tak istotne dla Polski i Polaków jak Częstochowa, ale mimo wszystko ważne i istotne zwłaszcza dla Rzeszowszczyzny i Bieszczad. Jest też stałym punktem dla grup rowerowych z Tarnowa. 

My startujemy oczywiście lokalnie - pewnie że fajnie by było, pojechać sobie na kilkudniową pielgrzymkę, ale wiecie, to nie takie proste - jest poniedziałek, we wtorek muszę już być w pracy. Nawet nie jedziemy z Przemyśla, wybieramy opcję zjazdu samochodem (jakże szczęsną dla mnie) w kierunku na Rybotycze i stamtąd spod Cerkwi dopiero zaatakujemy dalsze tereny.  Znaczy pojedziemy do Kalwarii, tyle że wcześniej ujrzymy jeszcze kierunkowskaz na Arłamów i... jakoś tak nie będziemy mogli sobie podarować.

Jak łatwo dostrzec na mapie są zaznaczone punkty na Kalwarii Pacławskiej, ale bez trasy dojazdu do nich... I nie jest to tym razem błąd zapisu. Zaraz Wam opowiem całą historię: Traktowałem ten wyjazd czysto turystycznie, nawet nieco sportowo. Nie jak pielgrzymkę ale jako dobrą zabawę - ok, nie ma w tym nic złego, tyle że ja... no mi chyba tak nie wolno. Miałem już podobną historię choćby w Kalwarii Zebrzydowskich, gdy na wywołanym zdjęciu było COŚ przed obiektywem... ale ja robiłem te zdjęcia starym Zenitem! Tam nie da się zasłonić obiektywu palcem, no chyba że celowo. Potem pilnowałem już skrzętnie by zawsze jechać czy iść w jakieś sensownej intencji. A tu sobie o tym zapomniałem... W drodze z Arłamowa łapię gumę - ok, nic niezwykłego. Dziewczyny jada przodem, Bartosz zostaje ze mną dla asekuracji. Mamy jechać niebieskim szlakiem - ale... gubię go! Ja gubię szlak! Ładujemy się w jakieś mega błota, już wiemy że dziewczyny tędy by nie przejechały - one czekają na nas na właściwym, ale na dobrą sprawę nie możemy już się wycofać - cholerna nawigacja, tak nas prowadzi, nie mam pojęcia co jej się stało? Co gorsza gdy już mijamy najgorszy odcinek, w przerzutnik wkręca mi się jakaś gałązka, w sumie nawet niewielka, ale wystarczająca by go urwać! Pozostaje mi wypchać rower z tego lasu i... odpuścić sobie jazdę na Kalwarię. Co gorsza nie ma zasięgu i nie mamy jak zadzwonić do Ani i Agaty. Dobrze że Bartosz to świetny kierowca - daję Mu kluczyki od T5-ki i jedzie przodem, ja na jednym przełożeniu jakiś dobijam do Makowej na krzyżówkę i tam ładuję grata na pakę. Dopiero wtedy jedziemy na Kalwarię. Nie tak to miało być! Ale trudno - pewnych rzeczy zabawowo mi traktować nie wolno.


Cerkiew warowna pod wezwaniem Św. Onufrego w Posadzie Rybotyckiej





A to już Rybotycze i
Gospodarstwo rolno rybackie i turystyczne "Nad Potokiem"
 

Rozglądamy się planując tu przyszłą bazę pod wypady, w sumie... czemu nie?


Jeden z gościnnych gospodarzy


Bez wątpienia towarzyski. Zakładam iż to wonnica piżmówka i do tego samczyk.
po czym rozpoznać samczyka?
po długości!!! oczywiście czułków. Po czym rozpoznać wonnicę? po zapachu piżma oczywiście - ale ja tam żadnych samczyków obwąchiwał nie będę, wybaczcie.

Ale dojazd dość ekstremalny





Prawda że kuszące? Podjazd taki, rzekł bym spory... To już droga na Arłamów - tym bardziej że następnego dnia miał tam startować Tour De Pologne! Światek rowerowy w całej krasie. 90% szosowców nikogo nie pozdrawia... oni są ponad takie ludzkie zachowania, oni są maszynami do wykręcania wyniku ;) 



My wprost odwrotnie! Dla nas każdy napotkany człowiek to okazja do pozdrowień, a każdy taki punkt wyzwala ochotę by sobie z nim zdjęcie zrobić

A to już sam Arłamów - wielkie nic, z zaje...ście drogim ośrodkiem na szczycie.


Jak pisałem wkoło światek rowerowy, więc samochodziarze zmuszani są do ustępowania nam pierwszeństwa, a sami poddawani badaniom na covidiotozę. Nas nie bada nikt, pewnie ochroniarze zakładają że jesteśmy jednym z teamów przygotowujących się do zawodów.  Bezczelnie z tego statusu korzystamy!

Wkrótce dojeżdżają do nas Agata z Bartoszem i już całą czwórką zwiedzamy sobie obiekt.

Czas na uśmiech ;) - a podjazd był naprawdę wymagający.



Gdzieś są zdjęcia nas wszystkich razem... ale nie u mnie, jak znajdę to wrzucę, podejrzewam że tkwią w czeluściach messengera

I kolejna panoramka
Dość tego dobrego - dwa łyki kawy, w papierowym kubku kosztowało więcej niż dwa dobre piwa na mieście, albo dwa kawałki niezłej pizzy! Oczywiście cennika nie ma nigdzie, a niby po co - przecież tu przyjeżdżają tylko tacy których stać...

Puszczamy się w dół, w szaleńczym pędzie, na licznikach mamy prędkości w okolicach 70km/h! Na samochód to nic, ale na rowery?

Paportno - niesamowity cmentarz w wielkiej pustce. Tu jeszcze jesteśmy na szlaku.

I teraz na Przełęczy pod Kiczerą powinniśmy jechać w prawo... tymczaem...

Pojechaliśmy prosto!!!

Takie błota to by najbardziej wymagających zadowoliły.

Samotny krzyż pośród lasu, kiedyś pewnie coś tu było... dziś...

Leszczyny... dotarliśmy do cywilizacji, ale kompletnie nie tam gdzie dotrzeć chcieliśmy!

kościółek pod wezwaniem św. Franciszka z Asyżu
I dla mnie to już koniec rowerowej przygody. Bartosz wraca po T5, ja wykorzystuję fakt że jestem na górce w stosunku do Makowej i staczam się w dół. tam jeszcze chwila oczekiwań i podjeżdża samochód. 

Panoramy z Makowej

Ta jest też z Makowej

A to już Kalwaria Pacławska

Sanktuarium jest franciszkańskie, więc jego duchowość i charyzmat bardzo mi odpowiada - tyle że czuję się jak syn marnotrawny.



Jak by kogo interesowało to obie panramy są spod wieży widokowej bo ta była zamknięta

Wielkie wspaniałe pole biwakowe - już tu się z Anią umówiłem na nocleg w T5 i potem cały dzień zwiedzania



Nadszedł czas powrotu - jeszcze tylko posiłek w Przemyślu i ... znów mamy farta! Odkrywamy świetny, niedrogi lokalik, z uroczym wystrojem, miłą obsługa i naprawdę świetnym żarłem!

A oto on

Agata z Bartoszem jeszcze zostają na jeden dzień, my z Aneczką musimy jechać do domów - ale jeszcze do Przemyśla wrócimy... jak Bóg da, oczywiście.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz