wtorek, 6 września 2022

Znów na Roztoczu - dzień pierwszy: na rowerowo.

Namioty!!! Tak namioty - jedziemy pod namioty! Tylko jedna noc w prawdzie, ale jednak dobre i to. Jedziemy w czwórkę plus pies. Na pokładzie T5 mieszczą się dwa rowery, kajak namioty śpiwory, materace, kuchenka - w przeddzień wyjazdu popełniłem przestępstwo i sam ją nabiłem, przelewając do niej gaz z 11 litrowej butli technicznej którą mam w garażu. Kajak ostatecznie okaże się niepotrzebny - ale co szkodzi zabrać, skoro jest gdzie?

Prowadzi Mikołaj - co bardzo mi pasuje - po prostu jestem typem przewodnika ale  nie przewoźnika - owszem prowadzę jak muszę, ale jak nie muszę to chętnie ten zaszczyt oddaję w inne bardziej godne ręce.

Walimy na Mielec a potem po zabraniu Aneczki, na Majdan Sopocki. Bo tam wylukała fajne pole namiotowe! Majdany Sopockie są dwa pierwszy i drugi - co w zasadzie jest nawet logiczne. bo jeden jest z tej a drugi z tamtej strony zalewu a zalew... o tak zalew jest świetny - ale o tym jutro.

Pole namiotowe jest harcerskie i fajnie, harcerski też panuje tam standard... taki wiecie z lat 70-tych XXw. Nie powiem ma to swój urok (choć remont był chyba robiony na początku XXIw) ale i budzi smutek - bo miejsce z ogromnym potencjałem całkiem cienko się prezentuje.

Zajeżdżamy, obczajamy teren... rozbijamy namioty. Julka z Mikołajem swój, my z Aneczką swój - a Piernik (znaczy pies) pląta się pod nogami i zagania by wszyscy byli blisko siebie. I jest fajnie, lekka góreczka na wypadek gdy by padało... A swoją drogą - WSZYSTKIE prognozy pogody zapowiadały co najmniej deszcze, Milenka z Polsatu nawijała o potężnych burzach, już nawet traciłem nadzieję, ale co tam - oni chcą jechać, to jedziemy. Jeszcze nigdy tak nie było żeby jakoś nie było - jak mawiał Józef Szwejk. A na miejscu okazuje się że... pogoda piękna, deszcz sobie przechodziła ale albo bokiem, albo przed nami lub za nami. W nocy ciut błyskało ale bardzo daleko i w ogóle można by te prognozy na kompost wyrzucić gdyby nie ryzyko że się ziemia zepsuje. Nie mniej jednak rozbijamy namioty na maleńkim wyniesieniu pośród drzew.

Wyjmujemy rowery z czeluści Transportera, przebieramy się w ciuch klubowe i ruszamy - młodzi zostają, jakoś im nie śpieszno do jazdy.

Zgrabna pętelka wyszła - kilka kilometró tej trasy jest juz zaliczone razem z Korbą wiosną tego roku - ale ogólnie nie za wiele. Reszta jest autorskim planem. i powiadam Wam - dobry to był plan! Zobaczcie:

Tuż przed wyjazdem
Leśne kapliczki
Józefów i pomnik bohaterów "Republiki Józefowskiej" - to barwna historia, ale teraz nie okazja by ją przypominać, bo duuużo pisania.
I wreszcie mamy tu wspólną fotę.
Kultowe roztoczańskie malowidło - nie był na Roztoczu kto pod nim nie był, chrząszcza (szarańczaka w zasadzie) nie widział i w zwierzynieckim browarze piwa nie pił...
Stadko Koników Polskich w RPN
oi kot ewidentnie żbikiem podszyty - a może to żbik skociały? w każdym razie całkowicie olewa rzeczywistość - podnosiłem, oglądałem a stworzonko nic po odłożeniu nadal w tej samej pozie,
pradawna rozłożysta lipa - piękne drzewo
plener - wszystkie te atrakcje we Floriance
A tu stawy Echo
i plaża...
I ośrodek Parku Narodowego
I Ania stwierdziła że o stara klępę to zazdrosna nie będzie
I waasze zdrowie Witbierem!
A to już kaplica na wyspie
Barok ale już raź nie zmierzający ku neoklasycyzmowi
Ostatni kadr i jedziemy dalej - znacznie dalej bo aż do Guciowa i tam dopiero mały postój przy Zagrodzie Guciów.
A oto i ona - oblegana zresztą gęsto przez turystów - a co fajniejsze spotykamy tam tę samą grupę emerytów którzy byli w Zwierzyńcu w browarze - wyjechali kawał przed nami, a byli równo - więc pewnie jeszcze gdzieś się po drodze zatrzymywali. 
Muzeum prywatne - fajne!
A to - już zdradzę - plany na jutro
I moiejsce o  którym myślałem od dawna - zresztą ta góra na którą żeśmy się wdrapali z Aneczką - a nie powiem, podjazd był spory też nosi nazwę św. Rocha i na jej zboczach jest rezerwat przyrody św. Rocha - więc kaplica to wisienka na torcie.
Ale jazda przez las, bajkowa - choć szlaki mylą!
To zejście już zdecydowanie mniej bajkowe - ale trudno! Św, Roch też wysiłków nie skąpił. A mi jest szczególnie bliski bo to psiarz jak ja.
Tam u góry byłem , tu jestem, a rower na mnie - a mój "byczek" waży 25 kg bez ładunku, tymczasem w sakwie trochę sprzętu mam.
Ale kaplica jest - piękna jest. czuć ducha i... niestety... kreozot, bo stopnie wykonano ze starych podkładów kolejowych.
Dość lenistwa - jedziemy dalej!
Krasnobród
Kaplica św. Onufrego
Samże Onufry
A to już miejsce objawień maryjnych i kaplica "na wodzie" - w zasadzie nad źródłem
Zródło samo - woda wybija spod betonu
A Aneczka siedzi na krużgankach i ani myśli się zniżać do mojego poziomu
Wnętrze kaplicy
I całość od zewnątrz - ale trzeba wracać zatem raźno kręcimy - lecz nawigacja prowadzi nas leśnymi piasczystymi drogami - Aneczka na swoich balonach jeszcze sunie w miarę sprawnie - ja po trzeciej omalże glebie, gdy przednie koło ryje w piachu wielki kanion, a ciało wali się przez kierownicę, stwierdzam że to nie ma sensu - dobijamy do asfaltu i dalej jedziemy już nim - nadłożyliśmy może kilka kilometrów ale za to szybko i bez wysiłku

i pętla się domknęła. Po drodze kupiliśmy w Biedrze jednorazowego grilla, szybsze to niż ognisko - a Młodzi już czekali na nas i raczej byli głodni. Piernik także. Wiec szybko odpalamy, Mikołaj pilnuje, idziemy się wykąpać i już wieczorkiem w czasie zmierzchu zajadamy chrupiące kiełbaski, przegryzamy pieczywkiem i popijamy piwkiem... no i takie wieczory to ja lubię!
 A teraz pewnie myślicie że po takim dniu, człowiek śpi jak zabity... nic bardziej mylnego! Szczeniak dba o to byśmy takiego spania nie mieli! Pilnuje biwaku robiąc co kilka minut koncert ujadania piskliwym dyszkantem - ale faktycznie jakiś wielki pies wszedł na pole biwakowe i myszkuje w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Wychodzę z namiotu i idę w jego kierunku, Piernik za mną. Pies gdy nas zejrzał, gwałtownie wciska się pod ogrodzenie i znika. A Piernik wraca do namiotu na sztywnych z dumy łapach i pierwsze co robi to rzuca się do lizania Aneczki po głowie, by pochwalić się swoim wielki tryumfem... Gdy zaczyna świtać , szczeniak zadowolony z siebie idzie spać kładąc się pod tropikiem ale na namiocie, co skutecznie unieruchamia nam nogi ;)
Grunt to dobry sen po i przed aktywnym dniem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz