piątek, 9 września 2022

Kazimierzowo rowerowo z awariami w tle

Trasa planowana od dwóch lat z okładem. Pod kątem Aneczki i tak w ogóle z racji na swoją ciekawość. No nikt z Was z pewnością nie zaprzeczy iż Kazimierz i okolice to miejsca piękne, bogate w ciekawostki. A na rowerowo jesteśmy w stanie zobaczyć, znacznie więcej niż piechotą czy samochodem. Tyle teoria a jak było w praktyce?

Ha tego się zaraz dowiecie. Ale wpierw założenia naszego planu.  Chcemy zobaczyć górę trzech krzyży w Parchatce, zamek Firlejów w Janowcu, zaliczyć dwa promy Serokomlę i Janowiec (jak by kogo interesowało, to Serokomla jest dawną nazwą Janowca - przed nadaniem praw miejskich i znaczy w tutejszej gwarze - gromadę, gminę) Kazimierskie bruki, Bochotnicę z jej ruinami zamku Esterki i nabić sobie kilometrów na licznik  jadąc w stronę Nałęczowa... Tyle teoria a w praktyce...

Planów robię kilka, trasy dłuższe, krótsze, punkty z których ewentualnie można zawrócić pętlą gdyby pogoda się skiepściła, albo sił zaczynało brakować, lub z jakiegokolwiek innego powodu. ogólnie pełna gotowość bojowo operacyjna. Wszystkie możliwe okoliczności, przeciwności i zdarzenia losowe. Mamy przygotowaną odzież przeciwdeszczową na wypadek deszczów, zapasy tabletek izotonicznych na wypadek upałów, coś chroniącego od wiatru... mamy wszystko... Tyle teoria.

Aneczka zaprasza mnie do Mielca, plany fajne, spacerowo, pizzowe z imprezami z okazji Dni Mielca w tle. No jak tu się nie skusić? Rower spakowany, znajomi powiadomieni, będą spotkania, pogaduchy pizza pewnie jakieś piwko w miłym gronie... fajnie będzie! A rankiem startując z Mielca już jesteśmy "godzinę do przodu" (czyli nie trzeba się spieszyć ze wstawaniem). Teoria...

W praktyce wygląda to tak:
Przygotowuje sobie wszystko, gotuję dla chłopaków obiad na dzień następny, jeszcze raz przeglądam sprzęt a potem robimy z Mikołajem "pilota" w kuchni, wyrzucając mnóstwo niepotrzebnych przedmiotów, a te które mogą się przydać, przekładając do miejsc gdzie będą łatwo dostępne.  Nadchodzi popołudnie, przebieram się wyjazdowo, pakuję samochód, wsiadam do T5 przekręcam kluczyk i nic!!! Kompletnie nic... Ba do tego stopnia nic że musiałem otwierać samochód za pomocą kluczyka bo centralny zamek nie zadziałał - ale to zwaliłem na karb słabej baterii w pilocie. No zero kompletne. Dzwonię do Aneczki że będę ciut później bo są problemy techniczne. Przebieram się, podpinam akumulator zapasowy (normalnie jeździ sobie pod siedzeniami pasażerów i zasila przetwornicę, z której np. fajnie i szybko ładuje się telefony, lub mam światło na pokładzie. Można do niej podpiąć też różne inne urządzenia na 230 Voltów - choć czajnika, czy mikrofalówki nie uciągnie.  Próbuję zapalić - nic z tego! Zaczynam grzebać w bezpiecznikach - jest jeden spalony!!! Ufff - no to jestem w domu. Samochód zapala ale lelawie, no cóż to stareńki akumulator, podpinam nowy do  ładowania. Szczęściem Mikołaj dzwoni po kolegę który uczył się elektryki samochodowej - naprawdę wielkim szczęściem!!! - kolega przychodzi, podpinamy, przepinamy łączymy, przekręcamy, zapalamy... A On sięga ręką i po chwili woła! "O jest jeszcze gorący!". Kto zacz? Ano przekaźnik (czy przetwornik - akurat na elektryce samochodowej znam się marnie)  taki mały duperel, który przekazuje prąd na świece żarowe. Można bez tego zapalić, zwłaszcza w lecie - ale jego zwarcie powoduje że one cały czas grzeją i to spowodowało rozładowanie akumulatora.

Dzwonie do Aneczki - głupio mi, tyle planów, tyle spotkań a ja tkwię z autem rozładowanym - no nic trudno - korygujemy plany - rankiem o ósmej otwierają sklep z częściami, to już będę pod drzwiami czekał, kupuję, zapinam (bo już wiem gdzie) i jadę bezzwłocznie.

I tak faktycznie się dzieje - u Ani jestem zaraz po dziewiątej. szybka kawa i jedziemy, przed nami dwie i pół godziny jazdy - swoją drogą ta średnia 50/h to jakaś polska klątwa - choćby nie wiem jak planować trasę, to wyższej się na dłuższych odcinkach  ie udaje uzyskać.

Ale już wiemy, że trzeba trasę modyfikować - zatem zajeżdżamy do Bochotnicy i tu szukamy jak dojechać pod kościół - no pod kościołem to ZAWSZE są parkingi... tyle teoria... W Bochotnicy nie ma dojazdu pod kościół, a jeśli jest to maskowany lepiej niż rosyjskie wyrzutnie pocisków rakietowych. Stajemy pod remizą - dobre i to.

Wyjmujemy rowery - jedziemy na prom o nazwie... Serokomla, bo jakżeby inaczej! czyli Parchatka i jej góra Trzech Krzyży, zostaje z boku - ale cały czas w planach - po prostu dotrzemy tam po zaliczeniu innych punktów.

A potem bajka - świetny rejs (jak ja kocham promy), widoki, Piękny szlak rowerowo pieszy, wreszcie Janowiec, wpierw skansen, potem zamek i znów skansen - żeby sobie wbić pieczątki na kartę pocztową którą kupiłem na zamku. Zjazd do miasta i wyczekiwana od wielu, wielu lat... "Maćkowa chata" która przestała być ciastkarnią a stała się pełnoprawną restauracją z pięknym wystrojem... ale o tym przy okazji zdjęć.

Zjeżdżamy do promu i... no właśnie teoria była taka że się przeprawimy, w praktyce okazało się że owszem ale nie... Prom zawiariował - stoi po drugiej stronie Wisły i coś przy nim grzebią!

No na to, przygotowany  nie jestem. Ale  nic, odpalam mapy.cz i szukam alternatyw - i nawet znajduję pokazują że dwadzieścia kilometrów od nas jest Solec nad Wisłą i tam mają most. czyli szybka decyzja - rezygnujemy z Nałęczowa, Parchatki i Zamku Esterki (no ewentualnie) a kręcimy na Solec. Dwadzieścia km, co to dla nas... tyle teoria, bo w praktyce zrobiło się tego 37... mapy już tak mają, że podają wpierw km w linii prostej, a potem jak sobie skorygują trasy z internetem to dopiero raczą pokazać jak jest naprawdę - no nic głupio zawracać... 

Po drodze jest jeszcze jeden prom... teoretycznie, bo w praktyce od sześciu lat  nie kursuje i w ogóle zostały po nim wyłacznie przyczółki.

Przynajmniej mamy o tyle spokój że prowadzeni jesteśmy po trasach rowerowych, czyli przejezdnych dla wszystkich typów rowerów... znów teoria. Miejscami piachy takie że nawet Aneczka na swoim "góralu" z szerokimi balonami ledwie daje radę, a ja co chwile miotam się z podciętym przednim kołem, miotając jednocześnie przekleństwa. Na koniec "szlak rowerowy Piątkowec - Janowiec"  wpuszcza nas w jakieś szalone chaszcze, pokrzywiska i zdziczałe sady!!! Dżungla amazońska to przy tym betka! Waląc na siłę przebijamy się do jakieś drogi i stamtąd na most... na moście jest ścieżka rowerowa ale... tak zgadliście tylko teoretycznie, bo odgrodzona żelaznymi barierkami od wjazdu z naszej strony!!! Kocham urzędasów i ich sposób "widzenia" świata. Jedziemy więc jezdnią, przygotowani na awanturę z policją lub autoszołomami.

Na szczęście udaje się bez takich przygód, dobijamy do zjazdu i już legalnie jedziemy DDRką. Przystaję i szukam trasy na Kazimierz. Niby jesteśmy po wewnętrznej stronie łuku Wisły, więc ... tak, tak.. teoria! Co z tego ze w linii prostej bliżej, skoro tam ***** nie ma ani jednej prostej drogi! Albo samochodówką 50 km dookoła, albo przepychanie się krzywą łamaną w możliwie najbardziej chaotyczny sposób - wybieramy to drugie - drogi są asfaltowe... w wioskach, zaraz za nimi ładne znaki "uwaga droga gruntowa" i wjeżdżamy w piachy...  Teoretycznie tędy bliżej... Zmieniamy zdanie gdy zaczyna się ściemniać - ja mam lampkę ładowaną od dynama w przedniej piaście - nawet jej  nie czuję - Aneczka dostaje czołówkę i jakoś nam to idzie.

To w ogóle ciekawe zagadnienie czasoprzestrzenne... - masz do przejechania 21 km, średnia jaką wykręcasz to 21km/h - a nawigacja pokazuje że dotrzesz za... dwie godziny! Wie coś czego my nie wiemy? Co gorsza nie myli się!  Udaje się ją "oszukać" o dwadzieścia minut - ale ogólnie i tak wychodzi na to że miała rację - niech mi to ktoś wytłumaczy? Ja mam prosty umysł mechanika, umiem policzyć  przełożenia, moduły i ewolwenty ale tego policzyć nie potrafię!

Już wiemy że ostatnią atrakcję będzie nocny przejazd przez Kazimierz i nic więcej - oby choć to nie okazało się teorią...

Wisła
Na promie
Wzgórze morenowe nad przeprawą
Skansen w Janowcu
Mamy farta - akurat poniedziałek i akurat wstęp za free!!!
Św. Roch - bardzo bliski mi święty.
Przynajmniej to wzgórze trzech krzyży udało nam się odwiedzić.
Zamek w Janowcu
krużganki
Ekspozycje wewnątrz zamku
Holenderska porcelana - przy tej miśnieńskiej czy naszej rodzimej (choć saskiej) wygląda topornie
Drogie 15 zeta za butelke ale naprawdę dobre piwo
Klekoty
zawijaniec janowicki
spóźniliśmy się "tylko" o jakieś sześć lat...
Most w Solcu
Kazimierz nocą - zdjęcie oczywiście spod Werniksa.

Do domów wracamy już następnego dnia, czyli grubo po północy...

10 komentarzy:

  1. Jedno jest pewne nie wybieracie łatwych rozwiązań. Ja Kazimierz i Janowiec zwiedziłam nudno autokarowo- promowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgodzę się by promy były nudne - ja kocham promy. Ale fakt faktem - samemu podjechać, poplątać się po okolicy, pieszo, rowerem - nawet autem - to cały urok turystyki.

      Usuń
  2. Kazimierz i Janowiec znam bardzo dobrze. Bywam tam od wielu lat. Ostatnio w lipcu br. Po raz kolejny zachwyciłam się Małopolskim Przełomem Wisły i Obydwoma Brzegami ...
    Moje uznanie za tę rowerową wycieczkę .
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A plany były całkiem inne - następnym razem w tamtych okolicach, to rajd z Kazimierza do Nałęczowa, ale to dopiero późną wiosną bo wychodzi sporo kilometrów i niemało miejsc które wypadało by odwiedzić, więc dzień musi być dłuższy niż już jest.

      Usuń
  3. Mieliście pod górkę, ale udało Wam się z tego wybrnąć i sporo przy tym zobaczyć. Jesteście pozytywnie zakręceni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trochę faktycznie nam w planach zamieszało - ale za to mamy trasę której byśmy inaczej nie zrobili - czyli nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło ;)
      Oj tak,takie wariackie przygody to tylko z Aneczką - boi się, ale nie daje po sobie poznać.

      Usuń
  4. Podziwiam Twoją Aneczkę. Ona jest niespożyta. Zdjęcia fantastyczne.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba - ja ju z mam dość, a Ona ciągle by mogła jeszcze - najlepsze są tej jej dochodzenia do równego rachunku - jak np. mamy przejechane 79,5 km to ostatnie 500 metrów krąży wkoło samochodu by dystans dorobić.

      Usuń
  5. W Janowcu byłam dawno i bardzo krótko, a tu tyle ciekawostek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak - a do tego to miasteczko cały czas się rozwija

      Usuń