środa, 1 czerwca 2022

Korba na Jurze, czyli rowerzysta w dziurze

Plany mają to do siebie że... są potrzebne, lecz warto podchodzić do nich w sposób elastyczny i z wyrozumiałością, to w końcu dzieci naszych marzeń, a przecież w stosunku do dzieci też trzeba być wyrozumiałym i elastycznym...

Bo wiecie, planowaliśmy tysiące różnych rzeczy, najbardziej Czorsztyn, velo Dunajec, objazd wkoło Tatr... i jak w końcu się udało, że wszyscy (no prawie wszyscy) mogliśmy razem gdzieś wyjechać, to... na południu zepsuła się pogoda!  Ale tak kompletnie się spaprała, nie tylko deszcz ale i chmury i chłody. Normalnie rzyciowa sprawa!

Jechać w taką paciaję średnia przyjemność, co innego gdy ulewa zaskoczy na trasie, to inaczej, to wtedy hart się przydaje, peleryny się przydają w ogóle zaprawa się przydaje, ale samemu pchać się w deszcz? Ciut bez sensu.

Więc co robić? Stara mądrość wędrowców powiada że zawsze należy mieć plan awaryjny i awaryjnie awaryjny, do tego z możliwością wprowadzania modyfikacji - czyli pełna elastyczność. A skoro miały być Pieniny to też będą białe skały, a skoro miała być pętla, to też będzie pętla a skoro miał  być zalew to... będą jaskinie, no taka jaskinia to prawie jak zalew tyle że bez wody... trzeba być wyrozumiałym, poza tym nic innego się  nie zmieni ;)

Jedziemy i to jest najważniejsze!

A tak w ogóle to operacja logistyczna na miarę przebazowania pułku artylerii konnej w warunkach zamieci śnieżnej, po wcześniejszym podaniu koniom szaleju (cykutą zwanego vel sokratesowym drinkiem). Bo tak, Bartosz jest padnięty, ale bierze Aneczkę i dwa rowery, lecz potem przesiada się do mnie, ja biorę pięć rowerów, z tym że najpierw jeden, potem dwa, a potem jeszcze dwa, Stach bierze pięć rowerów i cztery osoby, albo odwrotnie? W każdym razie jedziemy na cztery samochody... a może pięć? No mówię wam, totalny chaos w tym ładzie... I to jest recepta na sukces!!! Każdy niech pilnuje swojego nosa, bo im bardziej się ten bałagan usiłuje opanować, tym większy się chaos robi. A jak puszczasz na żywioł, to natura jakoś tak sama z siebie zadziała i wszystko się samo ogarnie ;)  

I się ogarnęło!
A teraz zdjęcia:


Śliczny, choć nieco obłazi i prosi o remont karoserii

ostatnie przygotowania i pojechali!


jeszcześmy się dobrze jazdą nie rozgrzali, a tu już wspinaczka...

z Markiem w małej jaskince. Onci na SPDach, to po skałach z najwyższym trudem... Dlatego już wolę jeździć w zwykłych butach.

Taka mini grotka...

Ale widoki ze szczytu skały... przednie!

A tam też będziemy!





jeszcze trochę małpingu na koniec i jedziemy dalej.

Daleko żeśmy nie ujechali - pojawiła się wielka dziura w ziemi, i nie sposób było jej się oprzeć!


Bajka... 

Można było wyjść ścieżką... ale z Piotrem wybraliśmy opcję skalnego komina...

Jednak algorytm Googla miesza zdjęcia - choć nie ma to w tej chwili większego znaczenia dla narracji


Siekierę znalazłem!!! Solidna. drwale zgubili, pod zwalonym drzewem, a ja ją tam wypatrzyłem.
Została zaanektowana i włączona do dóbr ruchomych Korby
 
Wygłupom trzeba dać zadość



Zabili go i uciekł... ;)

Kolejna jaskinia, tu już niezbędne są lampki. całe światło które widzicie pochodzi z mojej czołówki.
Chętnie by się wpełzło dalej lecz:
1 - czekają na nas
2 - szkoda nam klubowych koszulek.
ps. Oczywiście jak zwykle z niezawodnym Piotrem. Obaj należymy do tego typu mężczyzn, którzy czują atawistyczną obawę przed ciasnymi, ciemnymi i wilgotnymi miejscami - po prostu musimy tam wejść, aby ten lęk pokonać, bo inaczej śniło nam się będzie po nocach i będziemy się budzili z krzykiem i mokrzy od potu ;)



przylaszczka

Bobolice


Karczma przy zamku - nie powiem klimatyczna


Postój, popas, popitek

Cudowny uśmiech, a kołaczyki sam piekłem...

Hejnał wariacki grają ;)





Zamek Mirów


Się nie mogło obejść bez wspinaczki


Włodowice - ruiny pałacu - chętnie bym się tam zapuścił, ale połowa grupy się już wypuściła, i trzeba było ich gonić

Stara Wieś


Morsko zamek - a raczej tandetna i nieudana próba jego rekonstrukcji, zresztą od lat zamknięta.



Kromołów - wygląda to fajnie, chciał bym mieć takie do wystroju wnętrza

Niestety puste ;(







I początek stał się końcem. Ładujemy się do wnętrza T5 i wracamy.

Jak widzicie trasa całkiem fajna i baaardzo warta przejechania, w sumie każda inna też by taka była, bo to mega bogata okolica, szkoda że stosunkowo nieblisko, ale na pewno jeszcze tam wrócimy, czy całością Korby, czy w mniejszych grupach.

i tym mapowym akcentem, zapraszam Was na kolejny wpis, który już niedługo, bo trzeba gonić.

22 komentarze:

  1. Fajny kawałek Jury pokonaliście. Piękne miejsca i bajeczne widoki. I że zabawa była przednia to też widać. Gratuluję Wam takiej świetnej ekipy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda że tylko na jeden dzień, ale wszyscy poza Wiesławem jesteśmy aktywni zawodowo i trudno nam zgrać terminy.

      Usuń
  2. Jednak rower daje większe możliwości niż piesze wędrówki. Sporo ciekawych miejsc udało się Wam obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zależy - Na pewno rower pozwala zobaczyć to samo co widzą osoby idące, a z drugiej strony wymaga też koncentracji na zjazdach i dużego wysiłku na podjazdach - a wtedy brakuje już "pary" na rozglądanie się.

      Usuń
  3. Ale magiczne widoki! I te skały, i kołaczyki!
    https://okularnicawkapciach.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczna wyprawa ! Znam to miejsce, w ubiegłym roku zachwycałam się wspaniałymi skałami Jury. Tylko nieco niżej na mapie ;) Pozdrawiam wspinaczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co roku tam jeździmy, ale teren daleki od wyczerpania. Ba ja czy Piotr to nic, myśmy mieli buty do biegania (sprawdzają się i na rowerze i przy wspinaczce) pomyśl jakie zacięcie musiały wykazać osoby które wspinały się w SPDach ? ;)

      Usuń
  5. znam tamte okolice. W Podlesicach swego czasu spedziłem wraz z Klubem Łosia listopadowy długi weekend. Ale na rowerach tych tras, szczególnie po skałach nie robiłem. Karkołomne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To my w zasadzie też na rowerach tylko ścieżki, na skały to już pieszo ;)

      Usuń
  6. Pandemia doskonale mi uświadomiła czym są plany i w którym miejscu ciała mogę je sobie czasami umiejscowić. Chociaż znów coraz odważniej planuję. Super są te Twoje zdjęcia, najbardziej mi się podobają Wasze z Anią i rowerami i pięknymi widokami w tle. No i fajne trąbki do hejnału 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze zdjęciami to jest tak - te piękne z widokami to zawsze Ania ustawia... to kobiece oko... Te wygłupiaste to zawsze ja...

      Nam pandemia wiele nie popsuła... choć faktycznie z kilku potencjalnych kierunków trzeba było zrezygnować.

      Usuń
  7. Witaj Macieju.
    Jak zwykle ciekawa wycieczka, która pozwala mi poznać strony, których sam nie zobaczę.
    A tak na marginesie, lubię masonów i cyklistów.
    Pozdrawiam i zapraszam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy będzie obiecany u Juli film o zbieractwie pamiątek? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie - ja zawsze dotrzymuję obietnic... ale w tej chwili ma materiału na jakieś 10 wpisów... z hakiem ;) Ale będzie.

      Usuń
  9. Świetnie spędzony czas! Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba... z taką ekipą - umiemy się fajnie razem bawić i na wzajem o siebie dbać. To też ważne, bo w końcu to kawałek od domów.

      Usuń
  10. Piękne krajobrazy, a autko z pierwszego zdjęcia urocze :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Fanty wycieczka. Lubię wędrować, ale na rowerze więcej można zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie ma złej pogody, tylko złe ciuchy? Czy może nie ma złej pogody, tylko plany są złe? W każdym razie wy wybrnęliście z tej sytuacji bardzo efektownie. Z resztą jak zawsze. Z taką ekipą nie ma nieudanych wyjazdów. Na każdą przeciwność losu znajdzie się sposób. A jakie potem fajne wspomnienia pozostają.

    OdpowiedzUsuń