Plany mają to do siebie że... są potrzebne, lecz warto podchodzić do nich w sposób elastyczny i z wyrozumiałością, to w końcu dzieci naszych marzeń, a przecież w stosunku do dzieci też trzeba być wyrozumiałym i elastycznym...
Bo wiecie, planowaliśmy tysiące różnych rzeczy, najbardziej Czorsztyn, velo Dunajec, objazd wkoło Tatr... i jak w końcu się udało, że wszyscy (no prawie wszyscy) mogliśmy razem gdzieś wyjechać, to... na południu zepsuła się pogoda! Ale tak kompletnie się spaprała, nie tylko deszcz ale i chmury i chłody. Normalnie rzyciowa sprawa!
Jechać w taką paciaję średnia przyjemność, co innego gdy ulewa zaskoczy na trasie, to inaczej, to wtedy hart się przydaje, peleryny się przydają w ogóle zaprawa się przydaje, ale samemu pchać się w deszcz? Ciut bez sensu.
Więc co robić? Stara mądrość wędrowców powiada że zawsze należy mieć plan awaryjny i awaryjnie awaryjny, do tego z możliwością wprowadzania modyfikacji - czyli pełna elastyczność. A skoro miały być Pieniny to też będą białe skały, a skoro miała być pętla, to też będzie pętla a skoro miał być zalew to... będą jaskinie, no taka jaskinia to prawie jak zalew tyle że bez wody... trzeba być wyrozumiałym, poza tym nic innego się nie zmieni ;)
Jedziemy i to jest najważniejsze!
A tak w ogóle to operacja logistyczna na miarę przebazowania pułku artylerii konnej w warunkach zamieci śnieżnej, po wcześniejszym podaniu koniom szaleju (cykutą zwanego vel sokratesowym drinkiem). Bo tak, Bartosz jest padnięty, ale bierze Aneczkę i dwa rowery, lecz potem przesiada się do mnie, ja biorę pięć rowerów, z tym że najpierw jeden, potem dwa, a potem jeszcze dwa, Stach bierze pięć rowerów i cztery osoby, albo odwrotnie? W każdym razie jedziemy na cztery samochody... a może pięć? No mówię wam, totalny chaos w tym ładzie... I to jest recepta na sukces!!! Każdy niech pilnuje swojego nosa, bo im bardziej się ten bałagan usiłuje opanować, tym większy się chaos robi. A jak puszczasz na żywioł, to natura jakoś tak sama z siebie zadziała i wszystko się samo ogarnie ;)
I się ogarnęło!
A teraz zdjęcia:
|
Śliczny, choć nieco obłazi i prosi o remont karoserii
|
|
ostatnie przygotowania i pojechali!
|
|
jeszcześmy się dobrze jazdą nie rozgrzali, a tu już wspinaczka...
|
|
z Markiem w małej jaskince. Onci na SPDach, to po skałach z najwyższym trudem... Dlatego już wolę jeździć w zwykłych butach.
|
|
Taka mini grotka...
|
|
Ale widoki ze szczytu skały... przednie!
|
|
A tam też będziemy!
|
|
jeszcze trochę małpingu na koniec i jedziemy dalej.
|
|
Daleko żeśmy nie ujechali - pojawiła się wielka dziura w ziemi, i nie sposób było jej się oprzeć!
|
|
Bajka... | |
|
Można było wyjść ścieżką... ale z Piotrem wybraliśmy opcję skalnego komina...
|
|
Jednak algorytm Googla miesza zdjęcia - choć nie ma to w tej chwili większego znaczenia dla narracji
|
|
Siekierę znalazłem!!! Solidna. drwale zgubili, pod zwalonym drzewem, a ja ją tam wypatrzyłem. Została zaanektowana i włączona do dóbr ruchomych Korby | |
|
|
Wygłupom trzeba dać zadość
|
|
Zabili go i uciekł... ;)
|
|
Kolejna jaskinia, tu już niezbędne są lampki. całe światło które widzicie pochodzi z mojej czołówki. Chętnie by się wpełzło dalej lecz: 1 - czekają na nas 2 - szkoda nam klubowych koszulek. ps. Oczywiście jak zwykle z niezawodnym Piotrem. Obaj należymy do tego typu mężczyzn, którzy czują atawistyczną obawę przed ciasnymi, ciemnymi i wilgotnymi miejscami - po prostu musimy tam wejść, aby ten lęk pokonać, bo inaczej śniło nam się będzie po nocach i będziemy się budzili z krzykiem i mokrzy od potu ;)
|
|
przylaszczka |
|
Bobolice |
|
Karczma przy zamku - nie powiem klimatyczna
|
|
Postój, popas, popitek
|
|
Cudowny uśmiech, a kołaczyki sam piekłem...
|
|
Hejnał wariacki grają ;)
|
|
Zamek Mirów
|
|
Się nie mogło obejść bez wspinaczki
|
|
Włodowice - ruiny pałacu - chętnie bym się tam zapuścił, ale połowa grupy się już wypuściła, i trzeba było ich gonić
|
|
Stara Wieś
|
|
Morsko zamek - a raczej tandetna i nieudana próba jego rekonstrukcji, zresztą od lat zamknięta.
|
|
Kromołów - wygląda to fajnie, chciał bym mieć takie do wystroju wnętrza
|
|
Niestety puste ;(
|
|
I początek stał się końcem. Ładujemy się do wnętrza T5 i wracamy.
|
Jak widzicie trasa całkiem fajna i baaardzo warta przejechania, w sumie każda inna też by taka była, bo to mega bogata okolica, szkoda że stosunkowo nieblisko, ale na pewno jeszcze tam wrócimy, czy całością Korby, czy w mniejszych grupach.
i tym mapowym akcentem, zapraszam Was na kolejny wpis, który już niedługo, bo trzeba gonić.
Fajny kawałek Jury pokonaliście. Piękne miejsca i bajeczne widoki. I że zabawa była przednia to też widać. Gratuluję Wam takiej świetnej ekipy!
OdpowiedzUsuńSzkoda że tylko na jeden dzień, ale wszyscy poza Wiesławem jesteśmy aktywni zawodowo i trudno nam zgrać terminy.
UsuńJednak rower daje większe możliwości niż piesze wędrówki. Sporo ciekawych miejsc udało się Wam obejrzeć.
OdpowiedzUsuńTo zależy - Na pewno rower pozwala zobaczyć to samo co widzą osoby idące, a z drugiej strony wymaga też koncentracji na zjazdach i dużego wysiłku na podjazdach - a wtedy brakuje już "pary" na rozglądanie się.
UsuńAle magiczne widoki! I te skały, i kołaczyki!
OdpowiedzUsuńhttps://okularnicawkapciach.wordpress.com/
tak to piękne tereny.
UsuńFantastyczna wyprawa ! Znam to miejsce, w ubiegłym roku zachwycałam się wspaniałymi skałami Jury. Tylko nieco niżej na mapie ;) Pozdrawiam wspinaczy :)
OdpowiedzUsuńCo roku tam jeździmy, ale teren daleki od wyczerpania. Ba ja czy Piotr to nic, myśmy mieli buty do biegania (sprawdzają się i na rowerze i przy wspinaczce) pomyśl jakie zacięcie musiały wykazać osoby które wspinały się w SPDach ? ;)
Usuńznam tamte okolice. W Podlesicach swego czasu spedziłem wraz z Klubem Łosia listopadowy długi weekend. Ale na rowerach tych tras, szczególnie po skałach nie robiłem. Karkołomne.
OdpowiedzUsuńTo my w zasadzie też na rowerach tylko ścieżki, na skały to już pieszo ;)
UsuńPandemia doskonale mi uświadomiła czym są plany i w którym miejscu ciała mogę je sobie czasami umiejscowić. Chociaż znów coraz odważniej planuję. Super są te Twoje zdjęcia, najbardziej mi się podobają Wasze z Anią i rowerami i pięknymi widokami w tle. No i fajne trąbki do hejnału 🙂
OdpowiedzUsuńZe zdjęciami to jest tak - te piękne z widokami to zawsze Ania ustawia... to kobiece oko... Te wygłupiaste to zawsze ja...
UsuńNam pandemia wiele nie popsuła... choć faktycznie z kilku potencjalnych kierunków trzeba było zrezygnować.
Witaj Macieju.
OdpowiedzUsuńJak zwykle ciekawa wycieczka, która pozwala mi poznać strony, których sam nie zobaczę.
A tak na marginesie, lubię masonów i cyklistów.
Pozdrawiam i zapraszam.
Michał
zawsze chętnie odwiedzam
UsuńKiedy będzie obiecany u Juli film o zbieractwie pamiątek? :)
OdpowiedzUsuńBędzie - ja zawsze dotrzymuję obietnic... ale w tej chwili ma materiału na jakieś 10 wpisów... z hakiem ;) Ale będzie.
UsuńŚwietnie spędzony czas! Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńBa... z taką ekipą - umiemy się fajnie razem bawić i na wzajem o siebie dbać. To też ważne, bo w końcu to kawałek od domów.
UsuńPiękne krajobrazy, a autko z pierwszego zdjęcia urocze :)
OdpowiedzUsuńZakochałem się w nim....
UsuńFanty wycieczka. Lubię wędrować, ale na rowerze więcej można zobaczyć.
OdpowiedzUsuńNie ma złej pogody, tylko złe ciuchy? Czy może nie ma złej pogody, tylko plany są złe? W każdym razie wy wybrnęliście z tej sytuacji bardzo efektownie. Z resztą jak zawsze. Z taką ekipą nie ma nieudanych wyjazdów. Na każdą przeciwność losu znajdzie się sposób. A jakie potem fajne wspomnienia pozostają.
OdpowiedzUsuń