Tym razem chyba łatwiej dociec czego tytuł się tyczy, zwłaszcza osobom które regularnie czytają moje wpisy.
Miejsce akcji to oczywiście Beskid Niski, a nam do jego Korony zostały już tylko trzy szczyty: Tokarnia, Kanasiówka i Polańska. I wszystkie trzy zamierzamy zdobyć podczas tego jednego wyjazdu. Jak pisałem wcześniej "dzisiaj benzyna w takiej cenie" - że nocleg taniej nas wyniesie. A poza tym... no zobaczycie sami (ale nie w tym poście) jak fajnie jest tak razem, rankiem na tarasie z kawką, ciasteczkiem sobie posiedzieć, pogadać z innymi wędrowcami, pożartować. Więc sama dobroć w takim schroniskowym życiu. Ale na takie życie trzeba sobie zasłużyć, trzeba mieć w nogach dziesiątki kilometrów, trzeba mieć na butach i spodniach kilogramy błota, trzeba mieć we włosach igły, w uszach świst wiatru a w oczach zachwyt... inaczej schronisko nie smakuje.
Trasy mam wytyczone od dawna, Zresztą przez te nasze dwa latam, zdążyliśmy już z Aneczka poznać Beskid Niski tak dobrze że spokojnie radzimy sobie bez tras idąc na żywca i instynkt, z drugiej strony zawsze dobrze jest mieć jakiś zarys drogi i czasu (klasyczny dylemat czasoprzestrzenny ;) ) i móc się do nich odnosić.
Rankiem jadę po Aneczkę... nawyk taki, no co zrobić? A potem już razem, śmigamy praktycznie na granicę Beskidu Niskiego i Bieszczadów. gdyby ktoś pytał, to Diabeł nie mówi tam dobranoc... wziął nogi za pas i zwiał do jakiś bardziej cywilizowanych krain ;) Ale to później, bo wcześniej jeszcze zakupy w najbardziej niezbędnym dla turystów sklepie czyli w... Biedronce! Bo pasowało by coś przekąsić teraz i na śniadanie też coś mieć. Tradycyjnie na teraz bierzemy bagietki czosnkowe, a na rano bułki z serem. jakieś inne przekąski (krówki!!! o tak krówki na szlaku już niejednej osobie życie uratowały - wiem coś o tym!!!). Z piciem nie ma problemu - od dawna stosujemy litorsal albo odpowiedniki rozpuszczane po prostu w kranówie, kupując nowe butelki typu 4muwy tylko gdy stare się zniszczą (najczęściej się obrywa zatyczka) lub zabrudzą tak że picie z nich już nie smakuje.
Docieramy do Woli Piotrowej i ruszamy na szlak.
Zgrabna pętelka nam wyszła, mówcie co chcecie, nie zawsze się takie uda wydeptać w terenie.
|
Mówcie co chcecie ale widoków nam nie brakowało.
|
|
Zostały nam już tylko dwa...
|
|
Pięknie tam... pięknie!!!
|
|
Muuuuurawo strzyżarki
|
Wracamy do auta i jedziemy w kierunku na Komańczę, nagle Aneczka woła "o patrz cerkiew"... kątem oka rejestruję obecność czegoś ciekawego i natychmiast wykonują manewr zawracania znany z filmów o Kubusiu Bondzie. Nie, nie, to nie jest pisk opon, dym spod kół, zarzucenie tyłem samochodu i ruszeniem w przeciwnym kierunku w pięć sekund do setki. Oczywiście wszystko przy akompaniamencie gradu pocisków odbijających się od karoserii. To nie tak, tak sobie tego nie wyobrażajcie, to był manewr jaki wykonywał w jednym z odcinków serii sprzedawca lodów na czwartym planie całkiem z boku ekranu... Ale niemniej jednak w stylu znanym z filmów o agencie 007 ;)
Czy było warto? Czy nasze działania nie były płonne (doceńcie "finezyjną" grę słów płonne wobec cerkwi w Płonnej)
Zobaczcie:
Ale wpierw kilka słów. To resztki cerkwi pod wezwaniem Pokrowy Najświętszej Maryi Panny w Płonnej, że w Płonnej to dowiedzieliście się dwa wersy wyżej, ale założę się że większość z Was (poza np. Kamilem, czy Kasią) nie ma pojęcia co znaczy słowo "pokrowa" - pokrowa to nic innego tylko opieka. W kościołach prawosławnych i grekokatolickich jest jej poświęcone specjalne święto celebrowane 1 pazdziernoika. Swoją drogą akurat 1 października (dla nas to 14) ogłoszono powstanie UPA a Leoś Kuczma w 1999 roku ogłosił go Dniem Ukraińskiego Kozactwa - tego drugiego wandale z czasów PRL nie wiedzieli, to pierwsze znali świetnie - może to tłumaczyć czemu obiekt był traktowany bez jakiegokolwiek szacunku.
|
Na moje oko, proświty to jutrzenka lub przedświt...
|
|
widzicie ile barszczu?
|
|
Od tego uśmiechu to i kamienie miękną
|
Teren potężnie zabarszczony, cudem udaje się nam uniknąć poparzeń, choć na ręce mam kilka bombli, ale nawet nie pieką, nie było jakiegoś specjalnego nasłonecznienia.
Śmigamy dalej - wszak czekają na nas jeszcze kolejne kilometry wydeptane w beskidoniskich szlakach.
To tylko tak na zajawkę - GPS ześwirzył po całości, szliśmy i wracaliśmy tą samą drogą. Nawigowanie zresztą wyglądało analogicznie do zapisu.
|
w luckim jenzyku to po prostamu średni garb... Ale teren jest świetnie opisany przez Słowaków, a prawie w ogóle przez naszych.
|
|
Pasika czyli Bukowiec Wielki. Wieża obserwacyjna pamiątka z czasów gdy Niemcy "jednoczyły Europę" Pogoda nam się zepsuła - to akurat nie problem, "nasze peleryny są pewne", a cała droga na Kanasiówkę to przecież i tak przez las, więc na widokach nam nie zależy bo ich nie ma.
|
|
Taki schronik leśny
|
|
I pomnik że w tym miejscu pierwsi żołnierze Armii Czerwonej przeszli przez granice "wyzwalając" Słowację. Jako ciekawostka batalistyczna, nawet ujdzie, ale przekaz społeczny jest tak głupi że warto by Słowacy sobie treść tablicy w końcu zmienili.
|
|
Tak to już Kanasiówka - ale nie sam wierzchołek czyli Kanasiówka "Baba", tylko taki podwierzchołek.
|
|
Tyle Słowacy... a my?
|
|
A my idziemy dalej
|
|
Całe 10 metrów więcej!!!
|
Został już tylko jeden!!!
|
Ewidentnie się lubią
|
Do schroniska zajeżdżamy już zmierzchem. Do tego jeszcze chrzanią mi się kierunki i chwilę musimy szukać właściwej drogi. Zabieramy nasze bety i idziemy do lokalu... szybka zmiana wilgotnych ciuchów i pora na kolację.
Noc zapadła, psy się uśpiły, pierogi się zjadły, papieros się wypalił, piwo się wypiło, kąpiel się wzięła... i się spać też poszło... A jutro?
A to poczytacie i pooglądacie w następnym poście.
|Zdobywcy niezależnie od pogody!
OdpowiedzUsuńByć tak blisko i się poddać z powodu lekkiego deszczyku?
UsuńMacie szansę być w pierwszej pięćsetce zdobywców.
OdpowiedzUsuńKto wie?... Książeczki już wysłane.
UsuńBrawo dla Was! Tyle wrażeń z pięknymi widokami w tle! I tyle niezwykłych miejsc odkrywacie. Ja co najwyżej mam w mojej Wielkopolsce Wschodniej wałki pokopalniane do zdobycia. Ale trudno się na nich zmęczyć:)))
OdpowiedzUsuńAle za to innych ciekawostek w okolicach niemało
UsuńBeskid NIski, to jedno z moich ulubionych miejsc w Polsce, natomiast ze schroniskami mam różne doświadczenia - i takie, że było pięknie, i taki, że nigdy moja stopa tam nei postanie...
OdpowiedzUsuńJeśli o mnie chodzi, to ja rzeczywistość schroniskową lubię na tyle że nic mi nie przeszkadza.
UsuńPrzepiękne widoki :)
OdpowiedzUsuńOwszem udała się piękna pogoda
UsuńKolejna ciekawa wyprawa z mnóstwem ciekawostek :) Resztki cerkwi zadbana. Piękne widoki, zielono, przyjemnie i wiele km za Wami. Trochę zazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuńNastępnego dnia też było super.
UsuńTęsknię za patrzeniem na świat z góry...
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tej salamandry, to niezwykle rzadkie spotkanie.
Oj, pięknie tak patrzeć na świat z góry i tą przestrzeń otwartą mieć przed sobą.
UsuńTeraz owszem, salamander mało - ale pamiętam jak wychowywałem się na pogórzach, to wtedy salamandry były codziennie spotykane.