Wstajemy rano... bez przesady rano, ale rano. Na tyle rano że mamy czas samotności na tarasie, możemy sobie posiedzieć, porobić zdjęcia, powrzucać to i owo w sieć. Mamy czas. Poranne kawki, "diabeł" u Aneczki i dwie "babskie" u mnie. Potem coś do zjedzenia i... spacer po Komańczy. No ale zobaczcie, jak to wyglądało.
|
Rześki poranek, koty pchają się do wnętrz, by coś ukraść do zjedzenia i zagrzać się w cieple pozostawionym przez ludzi.
|
|
Ślimaki rozpoczynają poranny jogging
|
|
Wielkie ćmy wygrzewają się do słońca ;)
|
|
Schronisko nabiera innych barw - choć trudno ukryć że jest przerobioną kamienicą.
|
|
Ale fajnie przerobioną
|
|
Ostatnie wpisy i w drogę.
|
|
A to już droga do klasztoru Nazaretanek
|
|
Nazaretanki św. Rodziny!
|
A potem schodzimy do miasta i spacerujemy sobie...
|
Kościół Rzymskokatolicki pw. św. Józefa |
|
Nie to nie msza, ani nawet nie modlitwa, to wycieczka
|
|
Po porannych chłodach, nie zostało już śladu, słoneczko dopieka, trzeba się ochłodzić.
|
|
Niestety klimatyczne miejsce ale zawarte na amen
|
|
A szkoda bo na jakąś ikonę bym się pisał...
|
|
Cerkiew Greckokatolicka pw. Opieki Najświętszej Marii Panny |
|
I znów wycieczka... sporo ich jak na jeden dzień.
|
Ale trzeba nam już wracać, pakować się w T5 i jechać do Jaślisk, bo stamtąd mamy wyjść... Ale wiecie jak to z nami jest, plany, planami a duch szlaku, duchem szlaku i w zasadzie nie ma dla niego znaczenia co planujemy, bo on planuje za nas... no serio. Ba nawet perskie oko do nas puszcza... chochlik taki szlakowy.
Trasa zaplanowana "po pętli" więc w sumie trudno pobłądzić, choć Yanosika standardowo włączam - wiecie, po krzakach lubią czaić się "fryzjerzy" z "suszarkami".
Jako się rzekło jedziemy do Jaślisk... ba nawet mamy w planach wparować do Baru pod Czeremchą, tyle że wcześniej trochę czasu nam uciekło na słodkim schroniskingu a potem spaceringu i teraz tak mamy nieco napięty budżet timingowy. Ale ogólnie założenia się nie zmieniły. Na razie jedziemy i podczas jazdy dyskutujemy o planach na najbliższe kilka godzin. Jedno już jest pewne, z pobytu w Barze pod Czeremchą nici. Musimy to wykreślić i przenieść na inny termin. A jak bez "Czeremchy" to w zasadzie start z Jaślisk też nie jest konieczny, a jak nie jest konieczny to idziemy na żywioł... na mapce jest jakiś szlak z Moszczańca, a że jesteśmy już tam i że jest fajne miejsce do zaparkowania... to cóż nam szkodzi. idziemy.
A co nie mówiłem że nasze plany, to takie ogólne założenia a nie reżim i konieczność?
|
A przestrzeń kusi
|
|
i woła... ludzkim głosem zgoła ;)
|
|
oczywiście szlak gubimy prawie natychmiast, jednak wiedząc gdzie iść, po prostu posuwamy się na żywioł, przez trawy.
|
|
A w trawach np. kukułka
|
|
Albo mała kolonia os
|
|
A nad potokiem Surowicą wylinki ważek. Swoją drogą o ile samo przejście potoku było łatwe, to potem w kość nam dało szukanie wyjścia, bo brzegi strome, zarosnięte i wszędzie naturalne zasieki z posuchów.
|
|
te dwa czarne punkty na niebie to bociany czarne - hajstry.
|
|
Dolina Wisłoka
|
|
Mają dojone parcie na szkło ;)
|
|
Przeprawa przez Surowiczny Potok
|
|
Odrestaurowana dzwonnica na Polanach Surowiczych (swoją drogą taka ciekawostka w jednym miejscu są Polany Surowiczne i Surowiczny potok - gdzie indziej Polany Surowicze i Surowiczy potok - nie mam pojęcia którą formę uznać za właściwą).
|
|
jeszcze wracam do potoku i przynoszę trochę kamieni na odbudowę ogrodzenia.
|
|
Tak - to już ostatnie podejście!
|
|
Chwila tryumfu! Ostatni szczyt do Korony Beskidu Niskiego zdobyty!
|
|
Chce się iść
|
|
A tu już byliśmy - ale widok tak zachwyca że nie umiem sobie darować
|
|
Zaskroniec przed chwilą coś zszamał i teraz ledwie się toczy w jakieś bezpieczne miejsce by trawić
|
|
Wyobraźcie sobie złośliwość losu... praktycznie cały czas poza szlakiem, a jak wypatrzyliśmy mała ścieżkę poprzez zarośla, to okazało się że szlak prowadzi właśnie tamtędy!
|
No cóż - koniec jednej przygody, to przecież otwarcie pola do innych... a te czekają w kolejce, wpychają się drzwiami i oknami i... znów mam mnóstwo do opisywania.
Więc... Zapraszam za kilka dni.
Te jałówki faktycznie wyglądają, jakby się do pozowania pchały. Lansiary jedne :D Jednakże mnie najbardziej kupił uroczy kotek z fotki nr 1. :)
OdpowiedzUsuńSępiara cwana i perfidna. Lokalsi już się na niej poznali, to łasiła się do gości ;)
UsuńBardzo klimatyczne zdjęcia. :) Tam mnie JESZCZE nie było. ;D
OdpowiedzUsuńNie sposób być wszędzie i od razu. Ale zawsze warto mieć plany wyjazdowe.
UsuńA Komańcza urokliwa jest. Zwłaszcza dla wędrowców
My w tym roku kierunek morze. Dużo mniej chodzenia, ale coś tam pospacerujemy (mam nadzieję)
OdpowiedzUsuńJa bez chodzenia i roweru sobie nie wyobrażam wypoczynku. Ale nad morzem, i dla jednego i dla drugiego są dobre warunki.
UsuńNie wiem, jak wytworny powinien być komentarz na blogu koronowanych głów, to może tylko czołobitnie złożę gratulacje. A Beskidów ci jeszcze dostatek, to ładnych parę koron może się do kolekcji dołączyć. Wytrwałości i sił!
OdpowiedzUsuńDziękujemy - Teraz kończymy Koronę Gór Polski a potem chcemy powędrować szlakami jakubowymi.
UsuńDołączam do gratulacji. Będąc w Komańczy zwiedziliśmy również klasztor Nazaretanek, myślę że warto.Teraz przed Wami nowe wyzwania. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDzięki - Jest trochę pomysłów na nowe wyzwania, jest. Takie miejsca zawsze warto zwiedzać.
UsuńDołączam do gratulacji! To teraz Makarska?
OdpowiedzUsuńŁadnie w tej Komańczy, no a widoki cudne! Nie wiedziałam, że ważki mają wylinkę. Człowiek całe życie poznaje coś nowego! Fajna ćma, taka rzeczywiście wyrośnięta!
Dzięki - Makarska?
UsuńTak mają - w stadium larwalnym też są drapieżnikami. Żyją pod powierzchnią wody.
Znowu mnie maltretujesz widokami z mojego ukochanego Niskiego. Chyba rzucę to wszystko i pójdę hań
OdpowiedzUsuńA warto by, warto - tylko że to uzależnia, ja po dwóch trzech dniach na szlaku, muszę tydzień przestawiać się na tory życia "praca - dom"
Usuń