czwartek, 20 stycznia 2022

Magurzenie

W zasadzie połowiczne magurzenie, ale do tego dojdziemy, dojdziemy też do momentu w którym okaże się że nie doszliśmy, ale wszystko w swoim czasie. No więc Magur brakuje nam do Korony Beskidu Niskiego. Nie to że nie byliśmy, bo i ja i Miłosz byliśmy i tu i tu, a Ania na Wątkowskiej - albowiem dla osób ze słabszą znajomością Beskidu Niskiego, nadmienić wypada iż Magury są tu (bo gdzie indziej też są) dwie. Małastowska i Wątkowska.  Prócz nich do korony zostały nam, zdaje się Baranie, Kamień i Tokarnia, być może coś jeszcze ale chyba już nie. Więc pasowało by to w tym roku skończyć i sięgać po inne trofea. Choć np. odznaki Korony Pienin, wciąż jeszcze nie mamy, pomimo zdobycia wszystkich szczytów, bo stale nie ma okazji by się wybrać do Szczawnicy i stosowną nabyć, drogą weryfikacji i kupna.

Tym razem pada na Magury - dzień jeszcze krótki, pogoda niepewna, nie ma co się się szarpać na inne miejsca do których i dojazd daleki i dojście wymagające czasu. A na Małastowską i na Wątkowską blisko, a do tego bacówka w Bartnem więc będzie co, gdzie zjeść, czy herbaty się napić.

Wyjazd rankiem, wpierw po Anię a potem już prosto na południe w "Niski". Pierwszy błąd popełniam w Gorlicach! Będąc pewnym że mam stację benzynową w Sękowej, tam właśnie jadę, ale tam nie ma stacji benzynowej! Więc po przejściu na Magurę Małastowską i cmentarz wojenny nr 58 w Przysłupie, tudzież wizycie w schronisku, które nie jest schroniskiem, bo jest trwale nieczynne i na cmentarzu nr 60, na samej Przełęczy Małastowskiej... musimy wracać do Gorlic by zatankować - na szczęście mają tam tańsze paliwo na Orlenie, niż w Tarnowie jest na "tanich" stacjach! Ale bałem się ryzykować. O drugim błędzie za chwilę. Teraz trasa i zdjęcia.

Zasadniczo marsz na krechę. Ale i tak malowniczo. 


Fajny obiekt, malowniczy i z potencjałem, niestety chyba popełniono błędy na etapie planowania.



I dziś całość jest nieczynna, a szkoda.

GOPRówka - takoż nikogo tu nie widzę. Swoją drogą zadania GOPR w takich miejscach myślę że z powodzeniem mogli by wykonywać Druhowie z OSP, bo to nie Tatry i znajomość technik linowych nie jest tu potrzebna.




Górna stacja wyciągu narciarskiego




Magura Małastowska zdobyta - pieczątki nie znaleźliśmy, ale zdjęcia mamy.

Cmentarz wojenny nr 58 - Przysłup

Kilka lat temu, jak byliśmy tu zimą z Marzenką, śniegu było 100 razy więcej

Cały ten murek był nim zasypany i stanowił jeden wał śnieżny, a krzyże zasypane były w 2/3 wysokości

A potem wracamy, praktycznie tym samym szlakiem, w zasadzie nie ma tam innego sensownego - no może poza zejściem do cmentarza nr 59 i stamtąd na powrót wspinaczką na przełęcz. Lecz szkoda nam czasu na takie zabawy. To zrobimy kiedy indziej, przy innej okazji. 


Cmentarz nr 60 na Przełęczy Małastowskiej.

Duszan Jurkowić dołożył serca by miejsce to było naprawdę niezwykłe



Święci Cyryl i Metody patronują tej krainie
 

A teraz zjazd w dół, z silnikiem uruchomionym, ale tylko po to by mieć wspomaganie, bo paliwka śmiesznie mało. dobrze że z górki i wykorzystuję ten fakt by ograniczyć spalanie do niezbędnego minimum. Czyli wykorzystuję napęd, par excellence... grawitacyjny ;)

Jednak do Gorlic docieramy bezpiecznie, na pierwszej z brzegu stacji dolewam sporo do baku i już wiem że samochód po drodze nam nie stanie - znaczy stanąć może, ale awaria to jest coś zdecydowanie innego niż szydery godny fakt że zabrakło by ONego.

Zawracamy i znów tą samą drogą kierujemy się do Sękowej, a tam odbijamy w lewo na Bartne.

Pierwotnie plan obejmował zostawienie T5 pod kościołem, i żółty szlak na Wątkowską, ale z racji braku czasu, wybieramy opcję, jazdy pod Bacówkę, i stamtąd zdobywanie wierzchołka przez "Słynne Błota". Oczywiście szef przybytku musiał nas przestawić w inne miejsce. Ok - jego prawo, jego teren. 

A my ruszamy na szlak.


Jak widać trasa kończy się gdzieś w paryjach... prawdą to jest. A zaraz Wam opowiem czemu. Tym bardziej że zdjęć mało, z racji na padający sprzęt. 

Bacówka Bartne


A było to tak. Po zadokowaniu pod bacówką, ruszamy na szlak, ale nie ten wyznaczony przez PTTK, lecz lokalny przez Słynne Błota. Tak w ogóle, to sam pewności nie mam czy Słynne Błota, są młaką, czy to zastoisko, czy wreszcie rozlewisko lokalnego potoku - ważne że są, i nigdy nie brakuje w nich wody. Teraz też nie.

To tu pobłądziliśmy - trzeba było skręcić w wąską ścieżkę na lewo, zaraz za Anią, a myśmy poszli do góry szeroką.

Ze szlaku udało się zejść po przekroczeniu jednej z mnóstwa strug, trzeba było iść w lewo, a my poszliśmy prosto za drogą i tak się zaczęło, w pewnym momencie orientujemy się że nie idziemy szlakiem, ba, że nie idziemy już nawet wydeptną ścieżką, bo wszystkie ślady się skończyły. Ale zerkam na mojego Hammera i... wynika zeń że idziemy dobrze, tylko obok szlaku, fajnie... W pewnym momencie GPS (a może Glonass bo nie sprawdzałem co aktualnie łapiemy jako namiary?) odświeża się i wychodzi na to że idziemy od szlaku... coraz dalej! Tyle że zbliżamy się i wkrótce przetniemy żółty szlak ze Świątkowej Wielkiej. I to tak jak z ostatecznym raportem Macierewicza... już, już, już w tej chwili, o prawie... i w ostateczności okazuje się że idziemy całkiem w drugim kierunku!!! Jaki z tego wniosek? Nawigacja zawodzi TYLKO wtedy gdy jest potrzebna! Gdybym miał głupi magnetyczny kompas, to spokojnie dalibyśmy radę nawet bez mapy, z mapą i ze zwykłym kompasem błądzenie po lasach trwało by raptem 15 minut, bo od razu bym wiedział że idziemy na południowy zamiast na północny wschód. Dodatkowym zmyłkiem była... góra! No widziałem ją między drzewami i na nią prowadziłem - logiczne prawda? no owszem, owszem... Problem w tym że widziałem i kierowałem się na Kornuty a nie na Magurę!


Miłosz był już zdenerwowany, Ania spokojna, choć z domieszką rosnącego braku zaufania do moich umiejętności, ja kląłem jak szewc - wprawdzie raczej bez problemu byśmy wrócili po własnych śladach... ale... no właśnie! Nie fason!

 gdzie ten szlak?


W pewnym momencie Ania rzuca hasło, że olewamy GPS idziemy w dół za strumieniem - on musi gdzieś prowadzić (w ostateczności do morza ;) ) I to był strzał w dychę! Potok wkrótce doprowadza nas do Świerzówki, a tam ludzie! - Serio dawno już tak się nie cieszyłem z widoku ludzi. Są ludzie jest szlak, jest szlak jest droga... i faktycznie to był ten szlak - nawiasem mówiąc bardzo atrakcyjny dla miłośnika Łemkowyny.  A napotkani jeszcze pytają nas czy to dobry szlak do Bacówki w Bartnem? No sam w sobie to nie, ale będzie skrzyżowanie szlaków odpowiadam z pamięci. Ruszamy. Oni za nami, ale ewidentnie jesteśmy silniejszą grupą i za chwilę zostawiamy ich z tyłu. Doganiają nas gdy robimy sobie postój na przełęczy Majdan, przy nowiutkim schronie turystycznym!!! Bajka mówię Wam! To jest dokładnie to, co jest potrzebne w takich miejscach! Oby tylko nie zostało zniszczone.

W tymże schronie urządzamy sobie  odrobinę odpoczynku, i debatujemy. Iść na Wątkowską czy sobie odpuścić? Wygrywa opcja druga - jest już późno, za chwile zmrok, a jeszcze parę kilometrów do przejścia nam zostało. Wracamy do Bacówki, ale tym razem w Słynne Błota prowadzę już bez pomyłki - i faktycznie są, na szczęście silnie skute mrozem, więc da się przejść w miarę bezpiecznie, przynajmniej dla Ani i Miłosza, bo ja muszę jednak szukać korzeni i wysepek niepewny czy aby lód się pode mną nie załamie.

Po drodze odkrywamy skąd nasze pobłądzenie. Faktycznie oznakowania szlaku żadnego w tym miejscu nie ma. Honor częściowo odzyskany, ale nadal pozostaje złość na siebie samego.

Za to w Bacówce zamawiamy porcje pierogów - są duże i gorące i za 15 zeta nigdzie byśmy większych nie dostali. Do tego są naprawdę smaczne. Ania z Miłoszem biorą ruskie, ja biorę łemkowskie! Pycha! Dzielimy się pół na pół i w ten sposób każde z nas może popróbować różnych smaków. Chcieliśmy jeszcze herbatę, ale Andrzej (znaczy Baca) jakoś nie miał natchnienia by ją parzyć i w ostateczności do nas nie dotarła - no trudno... może gdybyśmy za nią zapłacili, byli byśmy bardziej zdeterminowani by się upominać.

Po posiłku, pora wracać do domów - ładujemy się w czeluści Transportera i jedziemy, nawet idzie ta jazda, ale Yanosik cały czas działa, niby staram się prędkości nie przekraczać, ale... licho nie śpi a tym bardziej policjant na służbie ;) 

A jako suplement dorzucę Wam kilka zdjęć z Olympusa.

Oczywiście durny skrypt Googli znów wstawił zdjęcia w innej kolejności, ale nie przestawiam, bo nie ma to większego znaczenia dla narracji

Księżyc nad Magurą

Przełęcz majdan 625 m.n.p.m


I Aneczka, i skrzyneczka i piecząteczka... czegóż chcieć więcej? ;)

Bardzo fajna zabawa - sam nieraz tam coś zostawiam - tym razem zostawiłem... nic. Serio żadnego drobiazgu przy sobie nie mieliśmy.

Schron turystyczny - jak dla mnie rewelacja - oby tylko nie zniszczyli go.

Relikty dawnej zabudowy przy szlaku ze Świątkowej


8 komentarzy:

  1. Rany Boskie,pierogow po lemkowsku mi sie zachcialo 😁😁😁 Maciej smaka narobil. Teraz trzeba do Bacowki w Bartnem zasuwac i to prosto bez mylenia szlaku. Ale zawsze to jakas przygoda nie? Piekne te Magurki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem piękne miejsca, choć wtórnie zdziczałe, ale piękne. Ano podjechać możecie pod samą Bacówkę. Ale fajniej jest się przejść np. ze Świątkowej

      Usuń
  2. Ależ cudownie prezentuje się Twoja Aneczka.Wiem, że doskonale o tym wiesz i taką dasz odpowiedź.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na szlaku zawsze czekają jakieś przygody. Na szczęście udało Wam się sprawnie wrócić na dobra drogę i dotrzeć do celu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze - to prawda - ale nie na wszystkich, znam takich co w życiu szlaku nie zgubili - z kolei ja nie pamiętam żebym choć raz całą trasę po szlaku zrobił.

      Usuń
  4. Zjeżdżanie na luzie dla oszczędności?? : D Wtrysk tak działa, że odcina paliwo do silnika, na biegu. A na luzie, cały czas podaje minimum do podtrzymania. Inżynierze : D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej - Deu! Nie dopowiadaj sobie czego ne przeczytałeś. Jaki luz? Jechałem na biegu - przecież to jest wyraźnie napisane.

      Usuń