Rak zabrał mi Mamę i Żonę, nienawidzę go. Szczerze, tym bardziej go nienawidzę że jestem wobec niego bezbronny. Bo wiecie nie ma żadnego cudownego leku, ukrywanego przed nami przez wielkie koncerny farmaceutyczne. Bo niby czemu ktoś miał by wydawać krocie na badania, a potem zamykać ich wyniki w sejfach, po to by zarabiać na... aspirynie, lub witamnie C? Nie jestem miłośnikiem "bigfarmy", mają wiele za uszami, ale akurat nie to. Każdy kto znajdzie skuteczną metodę walki z rakiem z dnia na dzień zarobi miliardy dolarów. Taka jest prosta logika rynku.
Nie ma też żadnych skutecznych herbatek, nalewek ze storczyków ani witamin czy diet które mogą pokonać tego drania. Mechanizm jest taki sam jak wyżej - gdyby były to JUŻ nikt by na raka nie umierał. Owszem, czasami mogły pomóc, czasami zdarzy się naturalna remisja choroby, albo ustąpienie objawów, ale ogólnie to metody warte tyle co placebo. Tak wiem że to smutna prawda, ale taka ona jest.
W połowie września Ania zabrała mnie do Mielca na imprezę rowerową poświęconą właśnie "tym co nie mogą". Oczywiście nie przywróci ona nikomu zdrowia, nie ocali życia, nie sprawi że nagle rządzący przeznaczą miliardy na badania (zresztą przeciwskutecznie, bo rynek świetnie się bez rządzących obywa), ale na pewno stanowi jakiś wyraz solidarności, manifestacji że chorzy na raka nie są sami, że stale o Nich myślimy i modlimy się by doczekali chwili gdy pojawi się skuteczna terapia.
Oczywiście nie doczytałem (jak to ja... wściekam się na kota że jest psychol że najpierw działa potem myśli, a sam mam tak samo) że mile widziany zielony kolor wdzianka - a coś by się znalazło... no szkoda, na szczęście dostaję zieloną wstążkę.
Trasa jest prosta i niemęcząca - w końcu nie każdy jest tak zaprawiony w bojach na rowerze jak Ania i nie każdy dałby radę objechać takie trasy jakie serwują sobie Bikersi czy Korbiarze. Również tempo nie jest zawrotne, dostosowane do najsłabszych uczestników akcji.
Startujemy z centrum Mielca i ... generalnie mało będzie opisów bo mało znam ten teren, niby byłem już kilka razy z Anią ale wiecie jak to jest przy kobiecie, człowiek niekoniecznie jest myślami obecny na trasie ;)
|
Tu też walki trwały na całego, Trochę śmieszy mnie ta postkomusza postawa, która uważa za zasadne natrząsać się z "wyklętych"... może to jakieś resentymenty, tych którzy jeszcze niedawno ochoczo śpiewali "wyklęty powstań ludu z ziemi"? Tego nie wiem, ale mój szacunek do tej ziemi rośnie z każdą tam bytnością!
|
|
Gdzieś po drodze
|
|
Gdzieś na rozstajach
|
|
Gdzieś nad zbiornikiem wody P.poż
|
|
Urywamy się z peletonu.
|
|
Czas podnieść emocje na wyższy poziom. Aczkolwiek te "góry" mocno mnie śmieszą.
|
|
Za to tu coś naprawdę imponującego! Potężna dziura w ziemi - to kopalnia piasku! Ciekawe co można odnaleźć w takich wydmach?
A potem wracamy do Mielca, zadowoleni, szczęśliwi i ... głodni
|
|
Na szczęście w pobliżu Ani, jest niezłą pizzeria. Jak widzicie byłem tak głodny, że wpierw kąsałem a dopiero otem pomyślałem żeby zrobić fotkę. |
|
|
Miejsc pamięci w tych lasach jest trochę. Tylko raz pojechałam "za tych co nie mogą" i to kilka lat temu.
OdpowiedzUsuńPiękna inicjatywa i mądra i dobra... A te miejsca Aneczka mi po kawałku pokazuje... Świetna z niej przewodniczka.
UsuńWitaj Macieju.
OdpowiedzUsuńFajna wedrówka, fajne opisy i zdjęcie.
W swoich wędrówkach często spotykam takie miejsca pamięci i dumam nad nimi.
A tak na marginesie, poprawnie jest na pohybel, przez samo h.
Pozdrawiam.
Michał
Zgadzam się powinno być pohybel i tak pisałem, ale dureń Google mi tak poprawiał.
UsuńW rodzinie też miałam przypadki tej ciężkiej choroby hakim jest rąk, nie znaleziono na niego szczepionki, ani lekarstwa. Rozumiem i współczuję, ale to nie są jedyne poważne, ciężkie choroby na ktire ludzie umierają. Pozwolisz, że nie będę je wymieniac. A wycieczka jak zawsze piekna
OdpowiedzUsuńOwszem - jest wielu wrogów, ja jestem cięty na raka.
UsuńJa też jestem cięty. Nie ma lekarstwa, nie ma szczepionki, ale jest profilaktyka. W naszym wikeu panie Macieju wypada sobie raz na jakiś czas zbadać to-i-owo i jest szansa, że wcześnie wykryty da się całkowicie WYLECZYĆ. Mój ojciec się nie badał, no to ..... ja się więc badam i każdemu polecam. Kobietom, Krysiu też.
UsuńDokładnie! Gdyby moja Marzenka i mama się badały tak jak należało przy pierwszych niepokojących objawach, to być może wciąż by żyły.
UsuńI cóż my, biedacy, możemy? Tylko myśleć o chorych, wspomóc dobrym słowem, ciepłym gestem. Jakże to mało, ale dobrze, że są takie inicjatywy, jak ten rajd. Pozwalają nie tylko pamiętać o chorych, ale doceniać ulotne radości życia.
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak.
UsuńPogoda była udana, a kadrować nauczyłem się już dawno - dzięki. Ze stratą pogodziłem się już dawno - nie boli, pozostał gniew na bezsensowną chorobę.
OdpowiedzUsuńRak dotyka chyba każdą rodzinę. Niestety. Powtarzam, że przecież na coś trzeba umrzeć, ale dlaczego akurat przedwcześnie i w taki sposób...? Przykre to.
OdpowiedzUsuńFajna trasa, lajtowa, przyjemna. Trochę taka odskocznia od Twoich wyczynowych tras :)
Rak jest stary jak życie - nawet mamy zapis paleontologiczny na kościach gadów które zrakowaciały.
UsuńA traska na luzie - fakt.
Mnie tez rak zabrał duzo bliskich. Często daje złudne nadzieje, trochę czasu, a potem trach... zabiera. Coś okropnego współczuje. Trasa i widoki super.
OdpowiedzUsuń