Hasło jak hasło, prosta rymowanka, a jednak... Jednak coś w tym jest, jakaś większa głębia. Bo Beskid Niski to w zasadzie tylko wymarłe wioski, których jedynym śladem są symboliczne drzwi, tablice i czasami opuszczone cmentarze gdzieś w krzakach, bez nowych pochówków. Jakieś zaszyte lasach osady i kilka niewielkim miasteczek, prawie bez infrastruktury turystycznej. Dla klasycznego turysty mało ciekawe miejsce, dla wczasowicza po prostu piekło. Z drugiej strony dla włóczęgów, poszukiwaczy przygód, poetów i ludzi szukających odosobnienia i zadumy miejsce wprost wymarzone.
Powiedz mi jaki jest twój stosunek do Beskidu Niskiego a powiem Ci kim jesteś.
Nam bazę w Kotani w Ośrodku Szkoleniowo-Rekreacyjnym Diecezji Rzeszowskiej załatwiła Kasia, znaczy załatwiła - znała go od dawna i uznała że przypadnie nam do gustu. Dobra, mądra Kasia. Nie mogła lepiej trafić. Atmosfera schroniskowa, ale bez schroniskowej ciasnoty, duży teren, świetne zaplecze kuchenne do tego koty i... konie swobodnie chadzające po terenie! Ludzie tak wygląda przedsionek raju... dla włóczęgi - bo dla wczasowicza to przedsionek piekła...
Nam bazę w Kotani w Ośrodku Szkoleniowo-Rekreacyjnym Diecezji Rzeszowskiej załatwiła Kasia, znaczy załatwiła - znała go od dawna i uznała że przypadnie nam do gustu. Dobra, mądra Kasia. Nie mogła lepiej trafić. Atmosfera schroniskowa, ale bez schroniskowej ciasnoty, duży teren, świetne zaplecze kuchenne do tego koty i... konie swobodnie chadzające po terenie! Ludzie tak wygląda przedsionek raju... dla włóczęgi - bo dla wczasowicza to przedsionek piekła...
Powiedz mi jaki jest twój stosunek do takiego ośrodka a powiem Ci kim jesteś.
Dwa dni ostrej jazdy na rowerach, dwa wieczory zabawy przy ognisku. Asfalt, szuter, przeprawy w bród przez liczne rzeczki i potoki, podjazdy, zjazdy, lasy, łąki, poletka, zdziczałe sady, opuszczone cmentarze, łemkowskie krzyże, kapliczki z których wysiedlana ludność zdołała zabrać figury święte czy obrazy, bo całych kapliczek zabrać ze sobą nie była w stanie, drzwi do nie istniejących już wiosek, cerkwie, drewniane kościoły i... błoto. Dużo błota
Powiedz mi jaki jest twój stosunek do błota a powiem Ci kim jesteś.
Dorośli ludzie którzy bawią się jak dzieci, radość pomimo zmęczenia, szczęście pomimo bólu, entuzjazm pomimo deszczu, gorące serca pomimo chłodu i głód przygód pomimo głodu fizycznego, bo kto by sobie głowę zaprzątał że Wiesiek ugotował cały gar żurku? Nie ma kiedy jeść, jest tak wiele do przeżycia.
Powiedz mi jaki jest twój stosunek do głodu a powiem Ci kim jesteś.
Powiedz mi jaki jest twój stosunek do głodu a powiem Ci kim jesteś.
Przyjazd, kawa, sprzęt i w trasę... Po to tu jesteśmy
Prowadzi Kasia. Tereny częściowo mi znane. W Hucie Polańskiej przecież nie raz na polu namiotowym bazowałem z PTTK Azoty i stamtąd szło się dopiero na szlak. Jeździłem tu także na rowerach... ale TRZYDZIEŚCI LAT TEMU!!!! Więc zasadniczo przeżywałem to chyba równie mocno jak ci którzy w Niskim byli po raz pierwszy.
Cerkiew św. Jana Złotoustego
Kościół p.w. Matki Bożej Częstochowskiej
Dostrzegacie różnicę? Słusznie ja też nie, to ten sam obiekt. i Tak jest dobrze - najwyższa pora by po tysiącu lat schizmy robić WSZYSTKO dla ekumenii, przynajmniej tam gdzie wiara jest autentyczna a różnice wynikają z miłości do Objawienia a nie z pychy i wiary w swoją mądrość. A tak właśnie jest z Prawosławiem, Unitami i Katolicyzmem. Pamiętam jak kiedyś tak zwyczajnie po katolicku przeżegnałem się w Grecji w monasterze i że było to przyjęte bardzo życzliwie i ze zrozumieniem, Tak samo we Lwowie czy w Wilnie. Na tej samej zasadzie nie mam nic do prawosławnych którzy chcieli by się modlić w moim kościółku. W ogóle duchowość prawosławna jest mi bardzo bliska. Może więc najwyższa pora by iść i powiedzieć Franciszkowi kilka "ciepłych" słów, że wpierw pojednajmy się z Braćmi a dopiero potem szukajmy braci pośród wyznawców Proroka czy Tory.
Powiedz mi jaki jest twój stosunek do Prawosławia a powiem Ci kim jesteś.
Kościół pod wezwaniem św. Jana z Dukli i św. Huberta
Jego też pamiętam, smutną, acz romantyczną ruinę, gdzieś tam w zarośniętym uboczu, kilometr od pola namiotowego - prowadziło się tam dziewczyny podczas rajdów PTTKowskich a okoliczności przyrody zazwyczaj ułatwiały nawijkę ;) Potem wiem że była odbudowa i konsekracja poprzedzona ogromnym wysiłkiem wielu osób, no ale wtedy jako obrączkowany żonkoś siedziałem pod pantoflem mojej Pani a nie szlajałem się po błotach, polanach i lasach Beskidu Niskiego.
Kasia rządzi!
Cerkiew Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja z Myr Licejskich do Bari
Takie rzeczy tylko w "Niskim"!
Odnawiane chyrze w Olchowcu
A potem wzdłuż Wiszni (rzeczka taka dla niezorientowanych) dolinką między Giłem, Berdziawą i Kieczorką (góry takie) jedziemy do Tylawy. Dobry solidny błotny chrzest i wiele brodów w bród branych. Ale w pewnym momencie nie możemy się oprzeć i...
Robimy sobie odpoczynek na łące.
Ciesząc oczy kukułkami (storczyki takie)
i widokami
Ale nic nie trwa wiecznie i ruszamy dalej.
Zjeżdżamy do Tylawy
Parafia Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny
Z tym wezwaniem to jest spory kłopot, odnoszę wrażenie że zostało nadane na złość Prawosławnym (którzy wniebowzięcia nie uznają, uznają zaś "zaśnięcie" Matki Bożej). W ogóle BARDZO ciekawy obiekt bo to dawna cerkiew greckokatolicka z 1787,
rozbudowana w 1879. Gdy był cerkwią nosił wezwanie - Narodzenia NMP. Po schizmie
tylawskiej (kocham schizmy...) przejęty
został przez Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny. Kościołem katolickim stał się dopiero po II Wojnie Światowej i wtedy otrzymał to wezwanie.
Obecnie zdaje się służy dwóm wyznaniom.
Obecnie zdaje się służy dwóm wyznaniom.
Deszcz idzie
No i zmokliśmy... standard - no jak tu nie moknąć kiedy pada? Trzeba zmoknąć! Zmoknięcie jest częścią rytuału, "mięsem" (kto czytał Jacka Londona, konkretnie tytuł Bellew Zawierucha, ten wie, kto nie czytał... niech przeczyta, warto). Zmoknięcie na szlaku jest ok, jest konieczne i wartościowe, uczy pokory, ale pokazuje też co naprawdę jest ważne. gdy moknie cała grupa jest jeszcze dodatkowy aspekt, to taka próba czy możemy na siebie liczyć.
Powiedz mi jaki jest twój stosunek do zmoknięcia na szlaku a powiem Ci kim jesteś.
Do Ośrodka w Kotani docieramy szybko i sprawnie. Naprawdę oferuje on REWELACYJNE warunki dla takich grup jak nasza. Duża sala do której możemy wprowadzić rowery, gdzie możemy rozwiesić kurtki i peleryny. Przestronne pokoje w których suszymy resztę odzieży i obszerna kuchnia służąca nam teraz za jadalnię w której pochłanialiśmy wieśkowy żur, popijając go kawą i piwem... A co nie można?
A wieczorem ognisko, kiełbaski, muzyka (z laptopa ale zawsze), piwo, wino i inne trunki
był by grzech nie wypić skoro były takie warunki...
Powiedz mi jaki jest twój stosunek do trunków a powiem Ci kim jesteś.
Od miesięcy nie spałem już tak spokojnie i dobrze jak tamtej nocy...
Rano kac - nieunikniony mściciel dobrej zabawy, anankastyczny oprawca, nasłany przez Erynie, przy szyderczym chichocie Nemezis...
Rano też dojeżdża zaprzyjaźniona Grybowska Grupa Rowerowa. Chłopaki są świetnie przygotowani kondycyjnie i merytorycznie, znają szlaki na pamięć i sprawnie nawigują pomiędzy nimi, tak by dostarczyć nam maksimum wrażeń i przeżyć... o tak przeżyć to... o nic innego już się wtedy nie modliłem...
Podziwiam Kasię, świeża, tryskająca energią, uśmiechnięta... A przecież wczoraj balowała równo z wszystkimi,
Wyjeżdżamy w deszczu - wczoraj w deszczu wróciliśmy, dziś wyjeżdżamy... jakoś mnie to nie martwi, prawdę powiedziawszy nawet wizję rychłej dekapitacji uznał bym za formę humanitarnej terapii przeciwbólowej ;)
Powiedz mi jaki jest twój stosunek do kaca a powiem Ci kim jesteś.
Oczywiście błądzę, waląc na Ożenną (o której słyszałem że jest w planach, aczkolwiek nie usłyszałem na początku czy na końcu... ) - jak bym się nie zatrzymał do obfotografowania kapliczki (a zdjęcia i tak nie wyszły z racji na zachlapany obiektyw) to bym widział że skręcili, ale myślałem że pojechali prosto, więc z całej pary za nimi i wiecie co? Im szybciej jechałem, tym bardziej ich nie było... takie wariacje na temat problematu Kubusia Puchatka (kto czytał ten wie, kto nie czytał, niech przeczyta - warto)
Dopiero przed krzyżówką na trasie do Ożennej, dopada mnie telefon Kasi - jednak to łączność jednostronna - nic Jej nie słyszę, melduję więc zgodnie z prawdą, że kręcę jak głupi do Ożennej i żeby zwolnili... Za kilka sekund otrzymuję sms żebym wracał i że Rafał już po mnie jedzie - cóż robić wracam - trochę kilometrów ekstra.
Rafał to ten w środku - szalenie honorowy człowiek!
Kwintesencja tego co w kolarstwie amatorskim najlepsze.
A czekają na mnie... (boją się żebym znowu gdzieś nie zawinął ;) ) bo fotografuję właśnie tę figurę.
Mam swoistego hopla na tle "św. Rodzin" w przydrożnych przedstawieniach figuralnych, ale nie tylko, także "nietypowi" święci, lub stojący w nietypowych miejscach, budzą moje zainteresowanie na przykład "Nepomuk" w środku lasu, św. Izydor w mieście, albo św Florian pośród pól...
Drzwi do nieistniejącego już świata
I znów muszę napisać kilka bolesnych słów, wiem że narobię sobie wrogów, ale trudno - jestem weredykiem. Dziś Łemkowie skarżą się na swój los, podnoszą kwestię wysiedleń, kreują się na ofiary... Tak to prawda - wysiedlenie zawsze jest krzywdą, zwłaszcza wysiedlenie siłowe, pod kolbami wojsk z KBW (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego - ale o nich napiszę kiedy indziej, tym bardziej że jednego z nich znałem osobiście i to co mi opowiadał... no ale to zupełnie inna historia).
Ale jest też i druga strona tego medalu, Łemkowie to nie byli tacy podlascy "tutejsi" - Łemkowie byli świadom swojej odrębności, ich język się różnił, różniły się zwyczaje, ale najbardziej różniły się wyznania i litery! Dlatego zawsze gdy przychodziły wojska ze wschodu, czy to w czasie Konfederacji Barskiej, czy w czasie I wojny światowej ludność miejscowa Łemkowie, Rusacy zawsze byli bardziej lojalni wobec tamtych. I to nie tak że ja ich oskarżam o zdradę! broń Panie Boże! Nie tymi kryteriami się kieruję. Ale żądam zrozumienia dla Konfederatów za niechęć i represje wobec ludności łemkowskiej skoro to właśnie ona służyła oddziałom rosyjskim za przewodników, to ona wystawiała ukrywające się pododdziały konfederackie moskalom na odstrzał. Domagam się zrozumienia dla Austro-Węgier. Talerhof nie był obozem koncentracyjnym, nie był miejscem kaźni, był obozem internowana, dla ludzi którym władze nie mogły ufać. Dokładnie tak samo było po II Wojnie. Władze PRL nie mogły tym ludziom ufać, nie wiem jak udało się przekonać Stalina do takiego planu, ale jakoś się udało, bo nie sądzę by cokolwiek ważono się przedsięwziąć bez jego aprobaty, i Łemków przesiedlono. I na koniec gorzka piguła - nie wysiedlono ich na dzicz, otrzymali, bogate gospodarstwa poniemieckie, nadano im żyzną ziemię i dobrze utrzymane domy. Nie wyrządzono im krzywdy. Niektórzy wyrządzili ją sobie sami, wierząc w miraż ukraińskiego raju... ale to już nie jest temat tych rozważań.
Ale jest też i druga strona tego medalu, Łemkowie to nie byli tacy podlascy "tutejsi" - Łemkowie byli świadom swojej odrębności, ich język się różnił, różniły się zwyczaje, ale najbardziej różniły się wyznania i litery! Dlatego zawsze gdy przychodziły wojska ze wschodu, czy to w czasie Konfederacji Barskiej, czy w czasie I wojny światowej ludność miejscowa Łemkowie, Rusacy zawsze byli bardziej lojalni wobec tamtych. I to nie tak że ja ich oskarżam o zdradę! broń Panie Boże! Nie tymi kryteriami się kieruję. Ale żądam zrozumienia dla Konfederatów za niechęć i represje wobec ludności łemkowskiej skoro to właśnie ona służyła oddziałom rosyjskim za przewodników, to ona wystawiała ukrywające się pododdziały konfederackie moskalom na odstrzał. Domagam się zrozumienia dla Austro-Węgier. Talerhof nie był obozem koncentracyjnym, nie był miejscem kaźni, był obozem internowana, dla ludzi którym władze nie mogły ufać. Dokładnie tak samo było po II Wojnie. Władze PRL nie mogły tym ludziom ufać, nie wiem jak udało się przekonać Stalina do takiego planu, ale jakoś się udało, bo nie sądzę by cokolwiek ważono się przedsięwziąć bez jego aprobaty, i Łemków przesiedlono. I na koniec gorzka piguła - nie wysiedlono ich na dzicz, otrzymali, bogate gospodarstwa poniemieckie, nadano im żyzną ziemię i dobrze utrzymane domy. Nie wyrządzono im krzywdy. Niektórzy wyrządzili ją sobie sami, wierząc w miraż ukraińskiego raju... ale to już nie jest temat tych rozważań.
Cmentarz wojenny nr 53 – Czarne
Takie klimatyczne cmentarze projektował Dušan Jurkovič
Pomnik św. kapłana Maksyma Sandowycza i ofiar obozu w Talerhofie,
mi pozostaje mieć nadzieję że pamiętacie to co napisałem wyżej.
Kasia twierdzi że sam Sandowycz jest podobny do Leonardo Di Caprio - w ogolę z tym nazwiskiem to cała epopeja, bo wyrzuciliśmy z siebie nazwiska połowy Hollywoodu a tego jednego nikt nie mógł sobie przypomnieć. Ba nikt nie mógł sobie nawet przypomnieć filmu w którym grał. Dopiero metodą odległych skojarzeń udało się dojść do tytułu filmu a potem do aktora. I faktycznie, ładna uduchowiona młoda twarz, Kasia ma dobry gust.
Krzywa - cerkiew p.w. Niepokalanego poczęcia NMP
Wszystkie zdjęcia powyżej aż do pomnika Sandowycza także.
Tu w Krzywej zjeżdżamy się z resztą ekipy, która szalała nieco innymi szlakami. Dalej już jedziemy razem. wreszcie stado zebrane do kupy.
standardowa metoda pokonywania rzek
Początkowo zdejmowaliśmy buty, potem doszliśmy do wniosku że to absurdalnie bezsensowne i po prostu braliśmy rzeki z marszu - co poniektórzy także wykorzystywali brody by obyć rowery z błota - powiedzmy sobie szczerze - to równie skuteczne jak wyłapywanie pcheł do spodeczka...
Powiedz mi jki jest twój stosunek do pcheł a powiem Ci kim jesteś
Długie - cmentarz
Cmentarz wojenny nr 44 – Długie
A potem wkręcamy się w asfalt. Poranne deszcze ustąpiły miejsca pięknemu słońcu, po mgłach nie zostało ani jęzorka, otwarły się przestrzenie - w sumie bym teraz konał gdybym był w mieście - ale tu na otwartych przestrzeniach Beskidu, gdzie szaleje wiatr i gdzie nigdy słońce nie podniesie dusznego oparu czułem się dobrze - naprawdę dobrze.
Pacutova - no taka górka na Słowacji jakieś 650 mnpm
O ile dobrze rozumiemy tę tablicę w Ciechanii
A potem gdzieś na łące, w samym sercu Magurskiego Parku Narodowego siedzimy sobie z Kasią na łące, znaczy siedzimy na kłodach, ale kłody są na łące, to tak dodaję w razie gdyby się tu jakiś purysta czepliwy przyczaił. No więc sobie siedzimy, popijamy piwo, resztki kaca wypłukiwane z żył lądują gdzieś w nerkach gdzie już nie mają wiele do powiedzenie, i czekają na ekstradycję. Nawet nie gadamy, po prostu jesteśmy... mówię Wam czegoś takiego nie zaznacie nigdzie indziej.
cmentarz pod Kiczerą
Koło żarnowe na cmentarzu... kto zna symbolikę?
Ja znam, ale nie jestem pewien czy informacje które zasłyszałem są wiarygodne, dlatego chętnie poznam i inne poglądy na ten temat, a może ktoś zna jakieś wiarygodne opracowanie? Byłbym wdzięczny.
Krępna i zapora na Wisłoce
K&K
Kto rozezna skrót ma u mnie piwo... albo kawę jeśli od piwa stroni.
I cóż dalej?
Kto rozezna skrót ma u mnie piwo... albo kawę jeśli od piwa stroni.
I cóż dalej?
Piękny Beskidzki wieczór, kawa z przyjaciółmi, jeść się nawet nie chce... (ludzie co myśmy żarcia nawieźli z powrotem do domów!) Grybów wraca - szkoda, będziemy tęsknić, dobrzy ludzie, silni, fajni, weseli, świetnie znający teren!
Rozmowy, potem jakieś piwo, i znowu rozmowy, dobre, ciepłe, takie rozmowy z krainy Ciszaków (kto był na Jamnej w Krainie łagodności ten wie, kto nie był... no wiecie sami) - nic nie trzeba, jest zmęczenie, jest radość, endorfiny koją ból, adrenalina poszła spać, oksytocyna sprawia że tuliło by się do serca cały świat. Dobry piękny wieczór, w dobrej pięknej krainie i dobrym, pięknym miejscu, w towarzystwie dobrych, pięknych ludzi...
Powiedz mi jaki jest twój stosunek do ciszy a powiem Ci kim jesteś.
A rano? No cóż znów piękny spokojny sen, wesoły poranek, kawa, śniadanie i niestety myśl że trzeba wracać... ale powiem Wam że od dawna nie wracałem w takim poczuciu... sytości! Serio opuściliśmy tysiąc miejsc, gdzie warto było by zaglądnąć, nie zrobiłem tysiąca zdjęć obiektów i ich detali które bym normalnie zrobił, a mimo wszystko czuję sytość, czuję spełnienie, jest dobrze. Beskid Niski to magiczna kraina.
Trwa kombinatorystyka - ja biorę rowery Kasi i Agnieszki i z nimi przez Rzeszów i jakąś taką miejscowość... Srogiryż czy lutakasza - diabli raczą rozeznać... wracam do domu. Mój rower biorą Ela ze Staszkiem i jakoś wszyscy szczęśliwie - aczkolwiek nie od razu - bo co poniektórych to jeszcze na jeziorka duszatyńskie wywlokło, wracamy do domów...
Powiedz mi jaki jest twój stosunek do powrotów do domu a powiem Ci kim jesteś.
Trwa kombinatorystyka - ja biorę rowery Kasi i Agnieszki i z nimi przez Rzeszów i jakąś taką miejscowość... Srogiryż czy lutakasza - diabli raczą rozeznać... wracam do domu. Mój rower biorą Ela ze Staszkiem i jakoś wszyscy szczęśliwie - aczkolwiek nie od razu - bo co poniektórych to jeszcze na jeziorka duszatyńskie wywlokło, wracamy do domów...
Powiedz mi jaki jest twój stosunek do powrotów do domu a powiem Ci kim jesteś.
Witaj Macieju.
OdpowiedzUsuńWspaniała trasa. Lubię takie kościoły, cerkwie i stare cmentarze.
Mam szacunek dla wszystkich religii, a w moim mieście jest ich parę.
Alkoholu nie pijam pod żadną postacią, ale z nim nie walczę. Powinni pić go ludzie mądrzy.
Kaca nie mam od 37 lat, ale wiem, że jest męczący.
A cała reszta to betka...
Pozdrawiam i zapraszam nad Solinę.
Michał
Oj szkoda tej Soliny... Żebym wiedział to bym sobie urlop załatwił, i byśmy toast a'la Hołowczyc wznieśli ;)
UsuńBardzo ciekawa okolica. Trasa ciekawa.
OdpowiedzUsuńW końcu Beskid Niski - kraina dla ciekawskich.
UsuńCiekawa wyprawa, którą tradycyjnie przedstawiłeś w formie zgrabnie rozpisanej relacji, przyozdabiając ją jak zwykle ładnymi zdjęciami. Swoją drogą, nie jestem zaskoczona, że u osoby o takiej, a nie innej ksywce pojawił się wpis o podróży po Beskidzie Niskim. A co do skrótu K&K, czyżby miał on oznaczać "Kasia i Koń"? ;)
OdpowiedzUsuńMoje ukochane krainy... choć ksywa Beskidnick nawiązuje do zbójów beskidzkich - Janosik nie był jedyny a nazywano ich właśnie beskidnikami. Czasami byli zwykłymi łotrami czasami mścicielami krzywdy ludzkiej.. najczęściej jednym i drugim na raz ;)
UsuńTak to Kasia i Koń - ale w nawiązaniu do czasów cesarsko - królewskich (kaiserlich und königlich)
Beskid Niski i mi jest bliski. Fajna wycieczka, grupa się integruje a i wyzwania coraz śmielsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ba... mamy już za sobą i starty w wyścigach rowerowych i oprowadzanie wycieczek rowerowych po okolicach a za tydzień znów wracamy w Niski.
UsuńJesteś najlepszy Maćku. Ja praktycznie nie znam Beskidu Niskiego i to jest bida straszna. Wstyd mi bo to jest region niesamowity. Śledzę każdą twoja wyprawe, moze kiedyś sie tam spotkamy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSpoko - Kondycję masz. jak będziesz mieć jakieś dwa trzy dni luzu, daj znać - skoczymy na Magury. No chyba ze wolisz Duklę i Cergową
UsuńTo były dwie trasy - ale fakt, obydwie piękne.
OdpowiedzUsuńAle zatęskniłem za Beskidem Niskim. Moje ulubione miejsce, do którego mam tak daleko, co jest ewidentną niesprawiedliwością losu.Piękny wyjazd, piękna wycieczka...
OdpowiedzUsuńAno, odległości swoje robią, będąc blisko i wiedząc że można wrócić w ciągu półtorej godziny, ma się większy luz , a z odległości, to jednak wybiera się jakieś podstawowe cele i na taką zwykłą szwendaczkę po zaroślach, szkoda czasu.
UsuńBeskid Niski- najpiękniejsze górskie pasmo- moim zdaniem rzecz jasna.
OdpowiedzUsuńStrasznie długi elaborat Ci wyszedł. Muszę "brać" go na dwa razy, ale cenny bardzo, zwłąszcza że dawno już tam nie byłem.
Ha... a wiesz jak skracałem? Działo się wiele.
Usuń