Skoro jest powrót, to trzeba było jakoś się znaleźć w miejscu w którego się wraca, owszem niekiedy się tego nie pamięta - okoliczność ta jednak nie zmienia faktu iż jakoś (nie wykluczam interwencji kosmitów, nadprzyrodzonej, ano niezerowego prawdopodobieństwa teleportacji kwantowej) trzeba się było tam znaleźć.
Akurat z tym problemu nie ma - wystarczy zajrzeć tu i wszystko stanie się jasne. Towarzystwo bawi się w najlepsze, kiełbaski pieką się w ogniu, napoje chłodzą rozgrzane jazdą, emocjami i ogniem przełyki, jest super... tyle że muszę wracać. No muszę i amen! Mam założony 20 minutowy margines, w sam raz by zajechać do sklepu, i kupić jakieś papu na 8 godzin pracy (pasuje się zregenerować - wysiłek nie był morderczy, ale był).
Więc wracam - odciążony od obowiązków - mogę dać upust swawoli i... wrócić się po pozostawiony plecak! ;) Wujo Alzheimer daje znać o sobie... Ale nic to. Zawracam, na szczęście nie jest daleko, biorę plecak, przyjmuję na klatę docinki towarzystwa i znów jadę w dół. Odbijam w przesiekę którą przyjechała reszta grupy.
Dalej to już czysta radość - część ścieżek znam, częściowo pomagam sobie znacznikami szlaku, częściowo jadę na azymut. Najśmieszniejsze jest to że już w samym Wojniczu mylę drogę (no nie mylę, ale co mi będą znaki stawiali że ulica jest "ślepa"? Ja im udowodnię że nie jest) Udowodniłem, aczkolwiek dwieście metrów musiałem przeprowadzić rower przez oranisko.
Zobacz trasę w Traseo
Trasa taka że wymarz sobie kolarzu. leśne ścieżki, szuterek, asfalt, trochę podjazdów, ciut podnoszących adrenalinę zjazdów i nawrotów pod ostrym kątem, nieco błotka i tylko jeden podjazd od strony Sukmanii na którym musiałem zejść z roweru, bo droga leśna wysypana świeżymi kamulcami, jeszcze nie ujeżdżonymi co w połączeniu z pochyłością skutecznie zniechęciło mnie do jazdy. Na panieńskiej nie szczytuję ;) przecinam wzdłuż fragmentu wspólnego szlaków niebieskiego i czarnego i kieruję się prosto (zakosami) na Wielką Wieś. Tam zaś odbijam wzdłuż dawnej trasy 975, w kierunku na Wojnicz. To jednak fajnie gdy takie odcinki, są wyłącznie drogami lokalnymi, a cały tranzyt biegnie obwodnicą. Mogę sobie bez wysiłku pomykać asfaltem, a mijają mnie po drodze może cztery auta.
MILÓWKA - WOLNICA
Taki zjazdowy odcinek w kobiercu z liści grubym na pół koła...
Pozostaje mieć nadzieją że nie kryją pod sobą konaru, kamienia albo koleiny...
SUKMANIE
Przełęcz między Wolnicą a Panieńską
Na lewo Milówka i Wolnica
Na wprost obniżenie Wielkiej Wsi
A na prawo Panieńska Góra
A tak się panorama roztacza.
PANIEŃSKA GÓRA
Osiągnąłem plateau.
Jak ktoś ma ochotę szczytować w tym miejscu, to grzecznie poprosimy udać się w kierunku wskazanym strzałką ;)
WIĘCKOWICE
Barokowa figura Jana Nepomucena
1813
Zacny wiek.
Nieco dziwi taka figura w miejscu gdzie nie ma przeprawy - wszak utopiono Jana Nepomucena w Wełtawie, więc jest patronem przepraw wodnych, osób topiących się itp.
Z drugiej strony po rozbiorach mieliśmy tu w Galicji dużą ilość Czechów i to oni krzewili kult swojego męczennika. Niekiedy stawianego jako wotum dziękczynne za ocalenie wiele lat wcześniej i całkiem gdzie indziej.
Był też rodzajem publicystyki i polityki prowadzonej przez Jezuitów, którzy jego opór wobec Wacława IV, traktowali jako uzasadnienie swojego oporu wobec jakiejkolwiek władzy świeckiej. Nietrudno dostrzec iż szczytowy moment popularności tego świętego, przypada na kulminacyjny okres kontrreformacji, wszędzie szaleje barok a cesarze i królowie powoli zaczynają mieć dość jezuickiej potęgi, która już... przestała być potrzebna.
WOJNICZ
Pałac Dąbskich
Neogotyk angielski - obiekt do ponownych szczegółowych odwiedzin.
Kościół pw. św. Wawrzyńca
Barok - ale!!! Barok ale wewnątrz mury jeszcze średniowieczne!
A potem?
A potem już heroikomiczny epizod z przeprawą przez "łorane", zdobywanie potężnej dawki energii potencjalnej podczas podjazdu na Zbylitowską Górę, którą następnie bez skrupułów wykorzystywałem śmigając prawie bez wysiłku do samych Mościc.
A potem już heroikomiczny epizod z przeprawą przez "łorane", zdobywanie potężnej dawki energii potencjalnej podczas podjazdu na Zbylitowską Górę, którą następnie bez skrupułów wykorzystywałem śmigając prawie bez wysiłku do samych Mościc.
Do zobaczenia na szlaku.
Kościół pw. św. Wawrzyńca - tam był nasz ślub :-)
OdpowiedzUsuńWOW!!!! To akurat informacja z gatunku "nigdy bym się nie spodziewał"!
UsuńSkoro sie przypomnialo o zostawionym plecaku, to nie jest jeszcze tak zle 😉
OdpowiedzUsuńPamięć ciała, nie mózgu... inaczej balansuje się z plecakiem, inaczej bez.
UsuńPrzede wszystkim to wszystkiego dobrego w Nowym Roku - niech sprzyja i zdrowotnie, i nastrojowo, i pieszo i rowerowo ( nawet wyszło wierszem ). Albo Ty się tak ostatnio tutaj rozkręciłeś albo to ja mam takie zaleglości ale obstawiam raczej to drugie. Jak wrócę z pracy to będę nadrabiać.
OdpowiedzUsuńCzekam z utęsknieniem na wiosnę, nie lubię jeżdzić po ciemku a czasy takie, że kiedy wracam z pracy to już noc. A do pracy na rowerze zdecydowanie za daleko. No ale Ty pedałuj!
Z Wiadomych powodów, mam teraz więcej czasu - więc i się rozkręcam i dosłownie i w przenośni. Ale jeszcze tylko jeden wpis o NowoRowerorocznym rajdzie Bikersów na Czarną i na razie spokój z wpisami - bo nie będzie o czym.
UsuńA tak a'propos - zostałem mianowany blogerem klubowym i teraz prowadzę bloga stowarzyszenia Bikers-Tarnów.
Możesz wejść przez ten link : https://bikerstarnow.blogspot.com/
albo klikając w banerek po prawej.
Szczęśliwego Nowego - miliarda kilometrów w podróży i kolejnego miliarda uśmiechów podczas nich!
O dzięki, zajrzę na pewno. Jakiekolwiek są te wiadome powody to mają jedną, największą cechę - działają!
UsuńWycieczka rowerowa z takimi widokami w Nowym Roku... nic tylko pomarzyc. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńTo starszy materiał - w Nowym Roku - był rajd na Czarną - dużo przygód, ale bez takich widoków.
UsuńPozdrowienia!
Z tymi ślepymi ulicami to różnie bywa, bo czasami jest naprawdę ładna przejezdna droga, z tym że szlabanem zamknięta, więc autem nie przejedziesz, ale rowerem to jak król pojedziesz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tu nawet rowerem nie dało rady. Albo ogrodzenia prywatnych domów, albo oranisko. Ale rzeczywiście, zazwyczaj tak czy siak, ale można posuwać się naprzód.
UsuńZachwycam się krajobrazami bo są przecudne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ładnie tam - to prawda - choć pogoda grudniowa nie rozpieszczała widokami.
UsuńPiękne zdjęcia, a zwłaszcza te z krajobrazami (np. las z liściastym dywanem czy panorama). Świetna robota!
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńTaki kobierzec z liści na drodze, jak na pierwszym zdjęciu, może kryć też błotnistą kałużę; wiem coś o tym, chlapnęłam kiedyś po kolana w gliniastą maź:-)
OdpowiedzUsuńłaskawa ta grudniowa pogoda, choć przyroda pewnie odczuje ujemnie jej skutki; pozdrawiam serdecznie.
Oj, potrafi być wszystko, tu jest spora stromizna, więc kałuż ani młak się nie obawiałem, ale faktycznie sam nieraz wdepłem w młakę które pokryte "świeżymi" liśćmi są praktycznie niewidoczne.
UsuńOj przyroda odchorowuje te późne zimy. U nas kosy zaczynają już wiosenne harce - jak im tak w marcu przywali mrozem, to całe wiosenne lęgi pójdą na straty.