poniedziałek, 27 stycznia 2020

Do pracy rodacy!

Do pracy rodacy, bo bez pracy nie ma kołaczy, a poza tym ktoś musi pracować, żeby niepracować mógł ktoś, podobno też (w/g marksisów) praca odróżnia nas od zwierząt...
To ostatnie mogło by tłumaczyć czemu niektóre instytucje przypominają cyrk... Z drugiej strony żadne zwierzę do cyrku na ochotnika nie idzie, a homosapiensy się do owych instytucji pchają, drzwiami, oknami i po plecach znajomych... Ciekawe - kiedyś będę musiał rozkminić ten temat.

Z drugiej strony - ja lubię moją pracę i zasadniczo tam odpoczywa mi się najlepiej - proste zrozumiałe otoczenie, logiczne polecenia, technika itp. itd. 
Zatem - do pracy rodacy! 

W końcu trzeba się jakoś zmęczyć, żeby było po czym odpoczywać...

Trochę, zajęć mam, nie wiele, ale to i owo musi być zrobione, do tego morduje mnie grypa i prawdę powiedziawszy przysypiam sobie co nieco, no ale dwie polopiryny i jakoś na nogi staję, a jak na nogi to i na rower - bo w sumie czemu nie? 

A jak na rower, to przecież nie, banalną trasą przez miasto, czy równie mało ekscytującą jazdą wzdłuż obwodnicy - ale trzeba wykombinować coś fajniejszego. Plany mam, ale to nie do końca to o co mi chodzi - np. zajazd na Czchów wymaga dłuższego dnia, sami rozumiecie. Więc co? - ot po prostu - kawa, mapa i ...

Kombinuję i kombinuję aż w końcu, jedna z kombinacji jawi się całkiem realistyczne - a ponadto daje możliwość w miarę szybkiego skrócenia trasy, jeśli było  by to konieczne. Nie żebym nowe tereny odkrywał, ale w dobrze znanych odkryłem nowe smaczki. 

 
A przy okazji:
Taka zabawa nową aplikację - Relive. Napiszcie koniecznie co wolicie Traseo - czy Relive... a może obie formy wizualizacji trasy równocześnie?


A tu standardowy zapis z Traseo
No dobrze nacieszyli oczy kreseczkami? No to pora na więcej zdjęć.

No więc tak - zaczynam od Biedry, trzeba uzupełnić prowiant, jakoś nie lubię regenerować sił bez stosownego posiłku. Wybór pada na tę przy ul. Tuchowskiej, bo jak widać na mapce stanowi świetny punkt rozpoczęcia właściwej części przygody. 

 Ul. Leliwitów - jedna z najurokliwszych ulic na peryferiach Tarnowa - szalenie ją lubię, zarówno za charakter, jeszcze nie wyasfaltowana i oby nigdy to nie nastąpiło, jak i za widoki... jeszcze nie zarośnięte - ale wkrótce to nastąpi. 
A na zdjęciu, taki prywatny skansen. 

 Ruiny zamku Tarnowskich, z widokiem na Tarnów. 
No bo w sumie na jakie inne miasto? 

 Rowerowy chill

 Na ruinach


 i pośród ruin.

ZAWADA
I rzecz jasna kościół św Marcina.

 Czy to TEN Żeromski?
a jeśli to TEN Żeromski, to czy zdajecie sobie sprawę z implikacji tego faktu?
I bynajmniej nie chodzi mi o "wiekopomność" tego podpisu, lecz o akt dewastacji, profanacji, wandalizmu itp. itd. Że co, że niby Żeromski wandalem? No ale gdy tam świeży podpis złożył niejaki Beskidnick - to przecież nazwano by mnie właśnie wandalem!
 A kto wie, czy za lat ileśtam, nie otrzymam literackiego Nobla za prowadzenie tego bloga? Fakt nikczemnie marne szanse - zważywszy na brak politpoprawnej, postępowej i społecznie zaangażowanej postawy... no ale niczego nie można wykluczyć... prawda?
 
"Być albo nie być wandalem?
oto jest pytanie!
Czy lepiej żywot przepędzić w skromnocie
czy może imię swe głosić na ścianach lub płocie?" 

Kurza twarz - jakaś karma po Szekspirze? ;)  

 Z soboty na cmentarz... Niejednemu już się udało. 

 A jeszcze jeden akt ... ;)

 Św. Marcin z widokami.


SKRZYSZÓW
 Rozstaje - niegdyś czerwony szlak wiódł prosto. 

 A teraz wiedzie tak... no nijak to nie jest prosto. 

 Jedno z miejsc, gdzie Niemcy jednoczyli Europę... 

 Takie moje prywatne memento - rany się zabliźnią, z czasem, długim czasem - ale blizny? Blizny pozostaną na zawsze - nawet gdy zapomnimy o nich - ta raz na jakiś czas przypomną o sobie bolesnym pieczeniem. Skąd wiem? - sam mam od cholery blizn na całym ciele i nie tylko na ciele.

 Wiatka dla odpoczynku i na ognisko. 
Tuż obok, nie wiem czemu na stojąco, gromadka piechurów - coś w typie Ani i jej niesamowitej ekipy. Dzieńdobrzymy sobie i jadę dalej. 

 Kolejny ze szlaków które lubię wkoło Tarnowa - niestety wyasfaltowany od dawna. Na szczęście - samochodziarze nawet nie próbują wyprzedzać. 

ŁADNA
 Ki cholera?
Samo się zasiało? ktoś wyrzucił i przetrwało? 

 pole pole... 

SKRZYSZÓW

ŁADNA
 W zasadzie oba krzyże są przy tej samej drodze, ale jej środkiem biegnie granica gmin - więc pierwszy jest jeszcze w Skrzyszowie a drugi już w Ładnej - myślę że teraz chaos jest nieco mniejszy.

POGÓRSKA WOLA
 Kolejne z miejsc jednoczenia Europy...

ŁADNA

 Szczerze mówiąc nieładna ta Ładna - no ale jakoś przez teren kładzenia gazociągu się przedarłem. 

WOLA RZĘDZIŃSKA
 Kościół p.w. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy - od absydy

TARNÓW
 MOR Lipie... 

Na tym byśmy skończyli historię obrazkową w tej opowieści. Potem już tylko krótki wpad do Ałszana po coś do picia - jak widać na obrazku, gonię na resztkach, zimno jest, więc teoretycznie pragnienie powinno być mniejsze - ale to się tylko tak wydaje - mróz lepiej wysusza niż upał, a wiatr... o tak. Najgorszy jest wiatr.

Za to już od Błoń śliczna, równa droga pod samą elektrociepłownię, i co najważniejsze... z górki!

Ps, gdyby ktoś zapytał - miałem na sobie koszulkę polarową i soft-shell z neoprenu - i to i to zostało przepocone na wylot. Jeszcze przed rozpoczęciem zmiany wrzuciłem je do pralki - razem z potem wyszła ze mnie grypa. 
Czego i Wam życzę - bo sezon grypowy wielce, a i jakimiś chińskimi rota wirusami straszą.


29 komentarzy:

  1. 1. Dobrze, że podpisałeś zdjęcie skansenu, bo już byłam skłonna uwierzyć, że takie ładne Biedronki macie w Tarnowie.
    2. Żeromski lubił się po(d)pisać. W Świętej Katarzynie jest specjalnie eksponowany jego podpis na ścianie kapliczki. Z kolegą sie podpisał. I choć kolega poza tym nieznany, to i on cieszy się szacunkiem naściennym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu obok też jest kolega, ale go
      złośliwie wykadrowałem ;)

      Usuń
  2. Tam mnie jeszcze nie było. Piękne miejsca. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
  3. Relive nieźle. Kiedyś był "spięty" z Endomondo i filmik tworzył sie z automatu zaraz po zakończonej wycieczce (niezależnie czy pieszej, rowerowej, czy z jazdy na nartach), ale się skończyło i już oba programy sie nie "spikają". A włączać dwa progrmay rejestrujące, to trochę za duże obciążenie dla baterii, no i też większa możliwość zawieszenia się telefonu i z trasy klasyczne "nici". Generalnie trasa super. Mam podobnie z przepocaniem softshla, niezależnie jak jest zimno i jak intesywnie pedałuję, to on zawsze jest mokry od środka. Wkurzające to jest na maksa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale fajnie dziala z importem trasy. Szkoda tylko ze ze dziala jako apka na smartfonie ale nie na stacjonarnym kompie. Z drugiej strony import plików GPX całkiem sprawnie z poziomu kompa wychodzi. Zapisuję w Traseo, a potem import do Relive.

      U mnie wyrzuca wilgoć na zewnatrz ale zbyt wolno. Trzeba pomysleć o innej kurtce, choć powiem szczerze i tak ta jest najlepsza jaką używałem.

      Usuń
  4. Właśnie w sobotę wybrałam się na wędrówkę trochę po to, żeby wypocić kaszel i przeziębienie; trochę wypociłam, ale kaszel wzmógł się:-) też budują tam gazociąg? u nas prawie skończyli, trasa porosła zielono, no i doszły nowe instalacje w terenie, takie nowiusie, kolorowiusie, nijak nie przystają do krajobrazu; myślisz, że są ludzie bez ran czy to na ciele czy na duszy? niektóre jątrzą się jak licho; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To działa - grypę się świetnie wypaca, te wirusy naprawdę nie lubią podniesionej temperatury, A praca mięśni podnosi ją lepiej niż gorączka.
      A wiesz że mnie też gardzieł cokolwiek irytuje? Czasem pojawia się kaszel - drażniące, ale do przeżycia.

      O tak infrastruktura gozowa to cacka w krajobrazie - żeby choć zadbali o jakieś obsadzenie krzewami!

      Nie ma ludzi bez blizn - tylko że czasami są to blizny po otarciach, a czasami kratery wypalone ogniem.

      Usuń
  5. A to nie był jakiś inny Żeromski? Na zdjęciu widzę, że jest podpis "I. Żeromski", a ten Żeromski to był Stefan. Ale faktem jest, że on lubił podpisywać się w takich miejscach, więc to może jednak był on :)
    Aplikacja Relive wydaje się być bardzo fajna. Do tej pory jej nie znałam, ale sprawdzę. Ja zazwyczaj jeżdżę bez mapy i czasami zdarzają mi się jakieś niespodzianki, np. kiedyś wydawało mi się, że w pewnym miejscu jest droga, a okazało się, że nagle się skończyła. Nie chciało mi się wracać, więc prowadziłam rower przez pola, w kierunku budynków, które widziałam w oddali. Po ok. 2 km odnalazłam drogę i udało mi się wrócić do domu :D
    Mam nadzieję, że tego literackiego Nobla dostaniesz jak najszybciej. Niejeden noblista nie pisze tak fajnie.
    A blizny i rany ma chyba każdy człowiek. Jedne bolą tylko trochę, a inne są nie do zniesienia. Te wewnętrzne rany zazwyczaj bolą najbardziej. Ale niech Twoje blizny bolą jak najmniej, a nowe rany niech już nie powstają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeromski lubił też pseudonimy... Zauważ że w słynnym podpisie Żeromskiego w kapliczce na Św. Katarzynie też wygląda na imię... Jan! https://www.narowerowymszlaku.pl/wp-content/uploads/2015/10/2-1.png

      A wiesz że ja też nie zawracam? Jak kończy się droga, to rower na prowadzę, przepycham albo... przenoszę przez ogrodzenia ;)

      Samo Relive dość silnie obciąża smartfona - ale zapis na Traseo, lub Stravie czy Endomondo, a następnie import do aplikacji przez stronę internetową - działa bardzo szybko. Na pewno fajna zabawa, pozwala jeszcze raz przeżywać przygody na rowerze.

      Dzięki za życzenia - ale ja już tak mam (karma czy co?) że zawsze mnie musi coś boleć ;)

      Usuń
    2. Nie widziałam na żywo żadnego z tych podpisów, ale patrząc na zdjęcie ze Św. Katarzyny i porównując je ze zdjęciami podpisów w innych kapliczkach, wydaje mi się, że tam jest imię Stefan, tylko może pierwsze litery zostały zamazane. Ale to tylko takie moje przypuszczenia. Jeśli Żeromski lubił pseudonimy, to może rzeczywiście ten podpis wyryty w drewnie też jest jego. Ale najbardziej ciekawi mnie, dlaczego Żeromski tak bardzo lubił podpisywać się w takich miejscach i czy podpisy w kapliczkach nie były uznawane za wandalizm. W dzisiejszych czasach autor takiego podpisu zostałby szybko odnaleziony i ukarany, a podpis usunięty ze ściany.
      Też mi się raz zdarzyło przechodzić z rowerem przez ogrodzenie :D ale to było kilka lat temu i na szczęście nie byłam wtedy sama. Musieliśmy przejść przez ogrodzenie i przedostać się przez prywatny teren, żeby z dzikich chaszczy dotrzeć do cywilizacji. Ale o tej przygodzie chyba nie chcę pisać publicznie :D

      Usuń
    3. Trzeba kiedyś zorganizować ekspedycję porównawczo badawczą ;)

      Ja się w Świętokrzyskie wybieram w tym roku - zobaczę co się da ustalić, bo szczerze mówiąc dość mnie to intryguje. Przy okazji jeszcze koniecznie kieleckie kamieniołomy i muzea geologiczne.

      Że lubił pseudonimy, to wynika choćby z jego bibliografii, tym bardziej że nie musiał specjalnie "kombinować" z nazwiskiem. Myślę że to z jednej strony moda a z drugie jakaś próba wyrażenia samego siebie - dziś też dużo ludzi ma po dwa trzy nicki internetowe i konta na fejsie czy insta... Że nie obserwujemy tego już pośród literatów czy muzyków - no cóż wykreowanie nazwiska kosztuje tyle zachodu i pieniędzy co wylansowanie marki. Więc to się zwyczajnie nie opłaca - W czasach Żeromskiego chyba nie było to aż tak istotne jak dziś.

      Czemu podpisy i czemu w takich miejscach - no cóż ludzie bardzo boleśnie odczuwają chwilowość swojego istnienia i pragną coś po sobie zostawić - ściany kościoła czy kapliczki, liczące lat kilkaset, jawią się jako ostoja trwałości - czasami jest to "wiekopomny" podpis mistrza (choć gdy podpisywał, to żadnym mistrzem jeszcze nie był), częściej jednak bohomaz sprejem.

      Ja zazwyczaj jeżdżą sam - no ostatnio z bikersami - nie spotkałem jeszcze nikogo kto miał by takie pomysły a zwłaszcza czas w takich porach jak ja mam.

      Usuń
    4. Ale FUJARA ze mnie - przecież u Ani, zaprzyjaźnionej blogerki jest całkiem świeże zdjęcie z tej kapliczki.
      https://swietokrzyskiewloczegi.blogspot.com/2020/01/zimowe-wejscie-na-ysice.html

      Rzeczywiście, Stefan i dość odmienny charakter, choć może to wynikać i z racji tego po czym było pisane.

      pozdrowienia serdeczne!

      Usuń
    5. Mnie również bardzo intrygują te podpisy, a najbardziej zastanawia mnie ten podpis z Twojego zdjęcia. Jestem ciekawa, czy może ktoś już rozwikłał tę zagadkę - czy to był TEN Żeromski, czy inny.
      Taka ekspedycja badawczo-porównawcza mogłaby być bardzo ciekawa - "Śladami Żeromskiego na ścianach kapliczek i kościołów" ;)
      Ja też zazwyczaj na rowerze jeżdżę sama. Kiedyś częściej jeździłam z kimś, ale ostatnio tylko sama.

      Usuń
    6. Żaden lokalny historyk nie wspomina żeby to miał być TEN Żeromski, ale z drugiej strony... zawsze warto szukać - bo przygoda jest wartością samą w sobie.

      Usuń
  6. Witaj Macieju.
    Kolejna fajna i ciekawa wędrówka.
    Oczywiście, że ktoś musi pracować, aby ktoś brał emeryturę.
    Wydaje mi się, że z 54 letnim stażem (nadal składkę na ZUS opłacam) zarobiłem na swoją emeryturę, która i tak dupy nie rozrywa.
    Pozdrawiam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano - Ty jeszcze masz mimo wszystko za co żyć, na emeryturze - ja próch haraczu na ZUS opłacam sobie jeszcze "III filar" i mam od pracodawcy PPE. Bo z ZUS to pewnie nie miał bym więcej niż 50% ostatnich poborów - ci którzy dziś wchodzą na rynek pracy dostaną może 30%... Draństwo, wielkie draństwo, wołające o pomstę (ewentualnie szubienice na rynku niejednego miasta) dla twórców i "utrwalaczy" tego systemu.
      Choć akurat jak pisałem "niepracować" miałem na myśli tych którzy już w domach po dniówce, a nie emerytów.
      A wycieczka faktycznie udana - nie narzekam. Już rożmyslam o czymś na piątek
      pozdrowienia!

      Usuń
  7. Szkoda, że wspomniałeś o tym, że lubisz swoją pracę bo ja się przeziębień pozbyłam półtora roku temu wraz ze zmianą pracy. O ile kiedyś sceptycznie podchodziłam do stwierdzenia, że stres i nerwy osłabiają odporność, tak uwierzyłam w to, kiedy złożyłam wypowiedzenie. Praktycznie bezustanne przeziebięnie odeszło w niepamięć a ja od tamtego czasu miewam tylko przelotny katar. Podejrzewam, że się nie zwolnisz więc wkrajaj sobie od czasu do czasu imbir do herbaty. I regularnie trać poty na rowerze. Mój znów się kurzy w piwnicy bo od czterech dni pada bezustannie a mi jest tak zimno od tej wilgoci, że ratuje mnie tylko koc i ten wspomniany wcześniej imbir.
    Nawet jeśli ładna jest nieładna to chociaż nazwę ma fajną aczkolwiek może trochę mylną.
    Z tymi bliznami na sercu i duszy sprawa jest chyba trochę skomplikowana i myślę, że niektóre nie znikną nigdy, będą może jedynie trochę mniej wyczuwalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie stres w pracy - tam mam lajtowo. Ot po prostu wirus krąży po świecie i szuka gdzie by tu się namnożyć. Ale tak, przy strasie, zwłaszcza długotrwałym odporność spada na pysk. Jak jest to stres wywołany pracą, to rzeczywiście lepiej ją zmienić.
      Mnie zazwyczaj łamie ot tak, bo kompletnie o siebie nie dbam.

      Ja kawiarz jestem - kawa przy chorobie działa jak lekarstwo, a przy silniejszych objawach, nieco alkoholu do kawy i świetnie wygrzewa.

      Ładna, czasami ma swoje ładne oblicza - ale trzeba ich szukać daleko od szosy ;)

      Znasz kawałem Renaty Przemyk "blizna"?

      Usuń
  8. Tak, to prawda. Już kilkakrotnie grypa wyszła ze mnie wraz z potem podczas zdobywania szczytów... ale nie zawsze tak może być i trzeba uważać.
    Zauważyłem zielony szlak turystyczny, rozumiem przez to, że jest tam gdzie dreptać w razie czego.
    ... a Nobla Ci życzę. I tym przyjemnym akcentem mówię - "do zaś".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne - czasami infekcja jest albo już bardzo zaawansowana, albo... to nie ta choroba. Bakterie jest trudno wysiłkiem i potem zabić.

      Jasne - to tzw. "szlak borsuka" - aczkolwiek borsucze jamy są kilkaset metrów od niego i trzeba wiedzieć gdzie ich szukać. Jest to zresztą najładniejszy i najciekawszy szlak w okolicy - szkoda że traktowany z lekceważeniem.

      Usuń
  9. Piękna jest ta trasa prowadząca przez bukowy las, między kolumnowymi pniami i stosami rudych liści.
    Wszystkiego dobrego Tobie, chłopakom, kotu i psu - trzymajcie się :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak ciekawa trasa, urozmaicona. Dzięki za życzenia.

      Usuń
  10. Te stare chatki z trawką na zdjęciu nr 1 rzeczywiście klimatyczne i malownicze - taki widok sprawdziłby się np. w formie obrazu, który z powodzeniem zdobiłby domową ścianę. W kwestii Ładnej zgodzę się zaś, że okolica bardziej nadrabia nazwą niż autentyczną urodą. Niemniej i tak fajnie mieć takie pamiątkowe fotki, na których uwieczniony jest pobyt w owym miejscu. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam jest naprawdę uroczo w czasie ładnej pogody, w letnim ciepłym słońcu.

      Usuń
    2. Teraz pewnie jeszcze te roboty gazociągowe nie dodają okolicy urody.

      Usuń
    3. Nawet nie - to na całej trasie drobny ułamek odległości. Tylko że akurat przyszło mi w tym błocku grzęznąc - więc zajmuje niewspółmiernie dużo miejsca. Przy wcześniejszych wyjazdach po prostu przekraczaliśmy tą budowę w poprzek i jechało się dalej.

      Usuń
  11. Okolice Tarnowa naprawdę urokliwe. Widoczki z góry wyborne Maćku.

    OdpowiedzUsuń