* "Tancerka" to dzięki skojarzeniu Ani z bloga Świętokrzyskie włóczęgi
Kilka godzin wolnego... "wolnego" w zasadzie bo przecież na druga zmianę do pracy, czyli w zasadzie taki interwał między snem a pracą. Ale przecież nie mu8sze tego czasu marnować na głupoty. W planach mam, sprzedaż złomu (nazbierało się tego sporo, z samego sprzątania lasów kilkadziesiąt kilo), jakieś ogarnięcie garażu, spacer z psami wkoło zalewu na potoku "Korzeń", obiad i... i wystarczy. I tak trzeba się spinać...
No ale dzień wcześniej na messengerze pisze do mnie Marek, że w sumie to by sobie pojeździł albo pospacerował... Na "pojeździł" to szans nie ma, bo jednak na wywózce złomu mi zależy, a jak już ruszę T5 to zabiorę i psy, więc... spacer nad "Korzeniem"... A potem pisze Aneczka, że w sumie ma wolne, że chyba do lasu pojedzie, no bo ja "taki zajęty" i jeszcze z Markiem... Rany ale te kobiety to kombinatorki...
Kończy się tym że Aneczka przyjedzie do Tarnowa i rusza z nami na spacer, wymaga to co nieco przemodelowania dnia, ale dla NIEJ to warto całe życie sobie przemeblować.
Od rana, na biegu, Ultenia uruchomiona walczy z sierścią na podłogach, ja walczę w łazience z zarostem, psy i koty walczą ze sobą, bo nie mam czasu robić za rozjemcę. Ale na 9 dom i ja jesteśmy gotowi, wpierw przychodzi Marek, za chwilę dojeżdża Ania. Złom załadowałem już wcześniej, czekając aż mi kawa ciut przestygnie.
O 9.20 żelastwo już sprzedane, pieniądze zainkasowane i jedziemy dalej, to zaledwie pięć minut drogi. Parking i ruszamy.
Ani ze Świętokrzyskich włóczęg, skojarzyło się to z tancerką... no może faktycznie... na pewno ładnie brzmi i fajnie i nie typowo jak na tego bloga... więc jak tu nie wykorzystać takiej podpowiedzi?
|
Zalew na "Korzeniu" |
|
Wzgórza nad zalewem |
|
Grunt to dobra zabawa |
|
I piękne widoki - ale tak naprawdę to idziemy tędy chcąc przejść do drugiego ramienia zalewu, bo jako takiej żadnej drogi tam nie ma. Podobno powstanie w przyszłym roku - trzymam władze lokalne za słowo, jeszcze by się przydało udostępnić zalew kajakarzom. |
|
Choć miejscami bagniście się robi |
|
Ale kładka się trafia, a skoro tak, no to po kładeczce. |
|
I znów wzdłuż brzegu. |
|
A tak zalew wygląda od czoła Wpierw szliśmy lewą stroną, potem doszliśmy na czubek tego cypla na środku, a następnie przeszliśmy obok lasku widocznego na nim i zeszliśmy do drugiego ramienia - a teraz stoimy na samym środku tamy. |
|
A to zapora od lewej strony |
|
I jeszcze taka droga |
|
Widziałem już drzewa jednego gatunku zrośnięte ze sobą, ale dębu z brzozą jeszcze nie. |
Pakujemy się w samochód i... no za wcześnie by wracać, za późno by zaczynać coś większego... W zanadrzu mam jeszcze Trzemeską Górę i spacer po lesie. Akurat tak na ciut ciut, powinniśmy się w sam raz wyrobić w czasie, tak by Ania była ukontentowana i żebym ja się do pracy nie spóźnił... a jeszcze warto by coś przecież zjeść. Po drodze dwa razy wjazd w niewłaściwą odnogę - jednak teren inaczej wygląda z siodełka inaczej z samochodu i czasami łatwo przegapić to i owo - niemniej jednak szybko spostrzegam błędy i zawracamy... znaczy na wstecznym kawałek jedziemy bo zawrócić to się tu nawet taczkami nie da... W końcu trafiamy na właściwe miejsce i ruszamy na spacer. Plany ambitne, ale mam świadomość, ze do Tuchowskiego lasu dojść dojdziemy, lecz wrócić już nie ma szansy w czasie który nam pozostał. Ordynuję zatem by zejść kawałek niebieskim szlakiem i odbijać w pierwszą sensowną drogę w lewo... znaczy w druga, bo pierwsza asfaltowa, nas nie interesuje, a na mapach pojawiają się jakieś ścieżki. wystarczy je tylko znaleźć...
Nie za wiele, nie, ale za to jakie przygody, jedna w zasadzie... bo tak - bez problemu się maszeruje, znajdujemy wyrębisko i ścieżkę i ścieżka ta choć nie zaznaczona na mapie, płynnie przechodzi w tę zaznaczoną, a dalej pokazują się dwie... ścieżki które mają nas doprowadzić do drogi biegnącej grzbietem Trzemeskiej Góry, tyle teoria. W praktyczne droga się kończy na mapie, ale nie w terenie za to żadna ścieżka w górę nie prowadzi! Faaajnie - no nic, postanawiam że walimy na rympał w górę, wzdłuż tego co nawigacja pokazuje jako... ścieżkę. a co może ścieżką było jakieś 10 lat temu, a teraz jest gęstymi zaroślami. I nagle!!!
Szczek i kwik!!!- och wybaczcie mi, zapomniałem napomnieć o innych uczestnikach naszych spacerów - Marek zabrał swoją Dziunię a ja Kudłacza vel Piernika i Aurę. A te dzielnie towarzyszą nam w każdym terenie. No wiec Kudłacz wysforował się do przodu zwietrzył dziki i oczywiście pobiegł się przywitać... bo to bardzo przyjazny psiak jest, problem w tym że jego przyjazność nie została doceniona przez dziki które zerwały się ze swych leży i runęły w dół - cały czas że nie w nasza stronę, przed jednym dzikiem pewnie bym nas ochronił, po prostu schodząc mu z drogi, bo dzik specjalnie zwrotny nie jest i raczej by nie nawrócił, ale slalom między szóstką dzików... dość ekstremalna zabawa, zwłaszcza gdy się je zobaczy na dwa metry przed sobą wypadające ze zwartych łanów nawłoci. Jednak uciekają w skos od nas, Kudłacz wraca dumny z siebie a my ocieramy pot z czół. Dalej już jest spokojnie - wkrótce docieramy do bardziej przetartych terenów. Nawet da się zauważyć przebieg ścieżki której szukałem. ale to dawno, dawno temu było, gdy była.
|
takie jary |
|
I mygła |
|
I pierwszorzędna droga |
|
Od której nie ma żadnej ścieżki na górę! |
|
Widzicie ścieżkę? Nie? Ja też nie widzę, jest na mapie, nie ma w terenie, kiedyś była... ale za to, była dzicza przygoda - też nie do pogardzenia. |
|
Trzemeska leśniczówka z zewnątrz |
|
I wewnątrz |
|
Bardzo nietypowa kapliczka |
|
i mały kamień upamiętniający działania partyzanckie na tym terenie |
|
I wielka pizza w Białym Piecu!!! |
Pojedzeni... pyszne to było... jedziemy do pracy i domów. Ale wszystko tak na łapu capu, brakuje mi co najmniej 20 minut ale... udaje się je nadrobić, w pracy jestem punktualnie, i to zaopatrzony w niezbędne utensylia w postaci czy to zupki chińskiej, czy bułek z czymś tam co mi pierwsze w ręce wpadło. Ale nic to. WARTO BYŁO!
Wodę lubię bo ładnie na zdjęciach wychodzi i ptaki przyciąga. Dzików w lesie nie spotkałam, tylko ich ślady po buchtowaniu. A wam czasu dziki na fotkę nie dały? Musiało być emocjonująco.
OdpowiedzUsuńJa wodę lubię jako akwen do kajakowania, ale niestety przepisy są tak idiotycznie skonstruowane że to kolejny zalew na którym wolno łowić ryby (lobby wędkarskie) ale nie wolno kajakować.
UsuńCzas był, ale zarośla tak gęste że po prostu nie dało się tego uchwycić.
Cudowne widoki. Woda faktycznie jest wdzięczną modelką
OdpowiedzUsuńTak, akweny mają w sobie ogrom uroku, zwłaszcza przy ładnym słońcu, przy dużym zachmurzeniu, wywołują atawistyczny (ale uzasadniony) lęk
UsuńPrzecudne, jesienne krajobrazy, piękny słoneczny dzień doskonały na aktywny spacer. Maćku, zdjęcia z nad zalewu bajeczne. Całe szczęście, że nie doszło do spotkania sześcioma dzikami. W tym roku jest ich wyjątkowo dużo. Myśliwi zabijają jedynie młode bo ze starych podobno niedobre mięso. U mnie rozorały całą łąkę a na dodatek rozpanoszył się lis, który podkopuje się pod ogrodzeniem. Zastanawiamy się czego szuka w ogrodzie bo nie hodujemy żadnego ptactwa ani zwierząt.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiania:)
Z tymi dzikami to w ogóle ciekawa sprawa, bo jest potężny problem z przepisach i zasadach. Rozmawiałem z człowiekiem z BdPNu i powiedział wyraźnie - jest nakaz zmniejszenia populacji w związku z ASR, ale strzela sie wyłącznie samce, bo takie są przepisy czy też zasady łowieckie - fajnie - ale to w niczym populacji nie zmniejszy.
UsuńPiękne te rejony i widoki. I przygody. Pogoda w tym roku długo sprzyjała takim krótkorękawowym wyprawom. I nie wygląda na październik! No, prawie...
OdpowiedzUsuńByło ciut chłodno, ale wolę zmarznąć niż się zapocić. A pogoda faktycznie piękna.
UsuńPo takiej wycieczce taaaaaka pizza się należy. Chyba smakowała?
OdpowiedzUsuńBaaardzo
UsuńWycieczka nad wodę w taką pogodę to najlepszy możliwy wybór!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że moje skojarzenie na coś się przydało.
PS A wiesz, że są ludzie, którzy nie wiedza, co to mygły? W naszej grupie od zawsze funkcjonuje zawołanie "Nie chodzić po mygłach!"
Na pewno są. Trudno, nie każdy wychował się w lesie ;)
UsuńPodziwiam Twoje zorganizowanie. Jeszcze przed 2 zmianą żelastwo sprzedane, spacer zaliczony, pieski wyspacerowane, pizza zjedzona ... uczestnicy wypadu zadowoleni. Dzięki za fotki :)
OdpowiedzUsuńWiesz, kwestia organizacji. Trzeba to jakoś ogarniać. A jak się lubi aktywność, to reszta przychodzi juz sama.
UsuńZapora na Korzeniu podobno zamulona i wymaga prac utrzymaniowych, ale... nie ma pieniędzy.
OdpowiedzUsuńNie widać tego, ale na pewno, na tych terenach wszystkie zapory się zamulają.
UsuńZdjęcie nad wodą i te leśne najbardziej mnie kupiły. Sama bym chętnie pospacerowała w takich miejscach za dnia :)
OdpowiedzUsuńPewnie - urokliwe są. Zawsze spacer w takim miejscu top radość, dla duszy i dla ciała.
UsuńW nocy z kolei raczej niebezpiecznie, choć chyba bardziej groźny jest spacer w miejskim parku po zmroku :)
Usuń