czwartek, 10 listopada 2022

Pośród mgieł

Piękną mieliśmy jesień tego roku - nie sposób zaprzeczyć, słonecznie, barwnie, w miarę ciepło - idealne warunki dla turystyki - no pomijając te kilka wypadków śmiertelnych w Tatrach, które w zasadzie należy wpisać w rubrykę "na własne życzenie". Jednak nie każdemu było dane w październiku wybyć w teren, a jeśli już to nie gdzieś daleko, ale kręcąc się po okolicach. Nam - znaczy mi i Chłopakom z mojej brygady udało się dopiero w listopadzie - i wiecie co barw na Połoninach nie brakowało... brakowało jedynie przejrzystości powietrza. W sumie i tak dobrze nam się udało, bo trafiliśmy w takie okienko między deszczami. A deszczy wcale  nie za wiele... wcale nie, wprawdzie na szlakach bieszczadzkich błoto jak się patrzy, ale zalewy takie jak Klimkówka straszą odkrytym dnem. nadzieja w tym że wilgotna pogoda, nasyci ziemie wilgocią i roztopy nie wsiąkną w podłoże ale zasilą zbiorniki retencyjne, jeziora i rzeki - no zobaczymy... wszak wcześniej jeszcze musi mieć co topnieć. 

Liczyliśmy na nieco większa ekipę, że pojada z nami chociażby Ania i Iza, ale niestety, Dziewczyny pracują Jarek nie może... zostaje piątka. Więc T piątka też zostaje bo  nie ma sensu jej gonić, jedziemy Audi  Marcina, raz że na gaz, a dwa... nie ja będę prowadził, co daje mi znacznie większe możliwości degustacyjne ;)

Dwa dni przed wyjazdem cały wieczór u Aneczki poświęcony na "Wielką Wodę", nie powiem, poza tym że główna postać została wklejona w fabułę na potrzeby politpoprawności a same "cudowne" ocalenia mają posmak scenariuszy holyłódzkich, to film w miarę rzetelnie pokazuje to co się tam wtedy działo (szkoda jednak że nie pokazano "ekologów" protestujących nad czyszczeniem międzywala, ani zaniedbań w pogłębianiu koryta Odry). No trudno, pewnych rzeczy powiedzieć po prostu nie wolno. 
Maraton skończyliśmy o drugiej w nocy - a oboje byliśmy po nocnej zmianie w pracy, rankiem trzeba było wstać, wysłać Bartosza do szkoły, wypić kawę i... poszliśmy na 15 kilometrowy spacerek po Mielcu i okolicach. Gdy wróciłem do domu, miałem siły już tylko na to by spakować się na dzień następny, wypić piwo dla rozluźnienia i walnąć się spać na narożniku, bo budzik ustawiony był na 2 w nocy i nie chciało mi się już iść na górę do sypialni. 

O 3 przyjechał Marcin pod kościół św. Trójcy i zaczęła się przygoda - potem pozbierał jeszcze Piotra, a na następnym przystanku Jacka i Mariusza, ekipa była skompletowana.

O 6 rano byliśmy w Ustrzykach Górnych i Piotr z Marcinem żwawo pognali w kierunku... Tarnicy! Na szczęście udało się ich zawrócić. Plany były całkiem inne: POŁONINY - Caryńska cała i Wetlińska do Chatki Puchatka. I udało się je zrealizować w 100%-ach.

Jak łatwo zauważyć teren Bieszczad jest cokolwiek pagórkowaty, aczklwiek w dniu naszej wędrówki, łatwiej to było poznać po wzmożonych oddechach, niż naocznie z racji skrywających wszystko obfitych chmur. Zresztą zobaczcie sami:

Ustrzyki - niestety "mój" sklep po sezonie zamknięty i nie ma gdzie kupić wina marki "Bieszczady"
Parking - pusty... 
Efekt zapoconego obiektywu... 
Bilety do BdPN kupujemy on-line - od razu mówię - MEGA GŁUPIO to rozwiązano!!! Tak wiem, są osoby które mogą się poczuć dotknięte tym co piszę, ale aplikacja jest co najmniej dziwna, pytanie o kierunek zastanawiające a już podawanie imienia i nazwiska każdego kto kupuje bilet jest nie na miejscu - sorry ale czy kupując bilet w budce podaję swoje personalia? Czy twórcy tego badziewia wzięli pod uwagę że tam jest marny zasięg?  Na szczęście Piotr ogarnia wstępy, ale frustracja pozostaje, bo nie tak to powinni wyglądać a  przed wejściami na szlak spokojnie mogą stać biletomaty. 
No cóż widoki cudowne, tylko przejrzystość mglista
W sumie to dobrze że podpisali, bo w tych chmurach, bym się nie zorientował, że to już tu
przeciera się?
co nieco tak... ale mizernie i nieśmiało
Wreszcie - krótko to trwa, ale jest! 
Szkopuł w tym że widoki się pojawiają jak już jesteśmy na zejściu i... nie będe Was trzymał w niepewności nim wejdziemy na Wetlińską, znów napłyną chmury, a co gorsze od północnego zachodu zacznie pizgac złem - czyli silnym, wilgotnym wiatrem.
Stale słyszę utyskiwania na owe "schody" (wszystkie zresztą w BdPN) - ostatni90 osłabił mnie pewien facet, trzydziestolatek który oświadczył mi: "ja pamiętam dzikie Bieszczady, jak jeszcze tych cholernych schodów nie było"... hmmm - czyli chłopiec pamięta nie "dzikie" Bieszczady, ale najwcześniej te z początku XXI wieku! Ja pamiętam Biesy z lat 80-ych... ale wtedy już nie były dzikie!  "Dzikie" to pamięta nasz blogowy Kolega Michał (którego tu serdecznie pozdrawiam) z bloga Wędrowiec Bieszczadu 
popas i popój...
Cerkwisko i cmentarz w Brzegach
Tam idziemy
Chłopakowi w budce, zgłaszamy zakupione bilety przez Internet i idziemy dalej. Tu już nieco więcej ludzi, pewnie działa magnes jakim jest nowa "chatka Puchatka", bo na Caryńskiej spotkaliśmy może 10 osób.  
Znów nadciągają...
Ale Caryńska pięknie odsłonięta
Jest - Chatka Puchatka w nowej odsłonie
I znów ta sama śpiewka... Bo Lutek Pińczuk to... i tu już narracja bliska autorowi wynurzeń. Tymczasem prawda jest taka że gdy Pan Ludwik (bo nie jestem z Nim na ty, i większość osób na Niego się powołujących także z Nim na ty nie jest... ale z lubością mówi "Lutek" - jak by w Bieszczadach a zwłaszcza na Połoninie Wetlińskiej spędzali 13 miesięcy w roku) tworzył "Chatkę puchatka" to na Wetlińską wedrowała może 1/50 tych ludzi co teraz (dwa moje ostatnie tam wejście i dwa razy wycieczka szkolna) i to głównie startych wyjadaczy. Obecnie pojawia się tam mnóstwo osób, w różnej kondycji i stanie zdrowia - którzy MAJĄ PRAWO tam wejść i mają też prawo liczyć na godny schron i... właśnie go otrzymali!  
Kolejni malkontencie pomstują że tam nie ma wyszynku, bo się "leniom" z BdPN nie chce, bo zarabiają na biletach itp. to im nie zależy et caetera tych samych bzdur -  i znów warto nadmienić że Bieszczadzki Park Narodowy powołano w wielu celach... ale żadnym z nich nie było handlowanie piwem! Za to kawę mają tam dobrą, jest ciepło, nie wieje, można iść za potrzebą w GODNYCH warunkach... no ale to przecież nie zamknie jadaczek "ludziom gór' z pięcioletnim stażem i to głównie na forach internetowych... 
No spójrzcie na tę tablice za mną! Czyż nie piękne widoki? 
Ładnie, schludnie, nowocześnie, z gustem... już nawet wybaczyłem Parkowi tę nieszczęsna formę internetowej sprzedaży biletów. 
Schodzimy tą samą drogą. Piotr dzwoni po naszego "starego" przewoźnika", czekamy może 5 minut i już w przytulnym wnętrzu T4 - jedziemy do Ustrzyk. Tam przesiadamy się w równie przytulne wnętrze Marcinowej "Audicy" i  

wracamy, pozostaje kwestia uzupełnienia kalorii, były różne pomysły, czy to na miejscu w karczmie, czy po drodze, ale stanęło na tym że jedziemy do domu i tu w Tarnowie zatrzymujemy się na kebaba, w sumie dobry pomysł - bo bez czekania, a jak kto zamitręży przy jedzeniu, to sobie po prostu do domu weźmie.
ps. na drugi dzień tylko ja jeden przyjechałem do pracy rowerem... nie chwaląc się rzecz jasna ;)

25 komentarzy:

  1. W "loterii mgielnej" jednak wygraliście i widoki się w końcu pojawiły.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widoków może i mało, ale za to jaki klimat !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mnie Google zmieniło na Anonima

      Usuń
    2. zdecydowanie tak, klimat Bieszczad był. A anonimowanie to robota przeglądarki, google robią to specjalnie by używać ich Chroma

      Usuń
  3. Udana wyprawa, a mgła dała w końcu za wygraną. Ładne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja pamiętam Bieszczady z roku 1972. Te dwa tygodnie wędrówki od Komańczy przez Cisnę, Wetlinę, Ustrzyki Górne do Soliny w dwuosobowej babskiej wędrówce pamiętam bardziej niż późniejsze wędrowania. To były dla mnie dzikie Bieszczady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wtedy jeszcze były dzikie, dziś to już mekka turystyczna

      Usuń
  5. Pogodę tego dnia mieliście nie najlepszą bo ziąb i wiatr. Na dodatek mgła ograniczała Wam widoczność podczas niemal całej wędrówki. Gdy się rozpływała, widoki bajeczne.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ziąb niestraszny, ale widoków z połonin brakuje do szczęścia.

      Usuń
  6. Nie było tak źle! No, wreszcie jakiś szlak, którym też dreptałam! Ten na Połoninę Wetlińską do schroniska. Też pogoda była marna, ale widoki rozstąpiły się przy schodzeniu. Ciszę się, że sporo nowego na miejscu. I fajnie! No i oczywiście gratuluję kondycji:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biesy się rozwijają, i dobrze. Tak powinno być. Ale szlaki wymagają dużych nakładów, bo miejscami straszliwie "wydeptane"

      Usuń
  7. Pierwszy raz w Bieszczadach byłem tak gdzieś w 1981, może 82. Czy wtedy były jeszcze dzikie? Pamiętam nocleg pod namiotem na przełęczy Żebrak na GSB podczas załamania pogody, oraz Chryszczatą całą w chmurach. Tylko czekać, aż z chaszczy wyjdą partyzanci, którym nie powiedziano że wojna się skończyła. Tak to z tamtego wypadu pamiętam. Czy wtedy były jeszcze dzikie, czy już cywilizowane?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja liczę "dzikie" Bieszczady do lat 90-ych. Wtedy po upadku PRLu wielu zakapiorów wróciło do swych miast, pozamykano więzienia i PGRy...

      Usuń
  8. Ta mgła niemal jak w Silent Hill, ale pozostałe foty też super. Co do "Wielkiej wody", jeszcze nie oglądałam, lecz kiedyś muszę w końcu to nadrobić. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mgła jest świetna, wiele ukrywa, zostawia pole do imaginacji, ale niestety psuje co nieco widoczność ;)

      Usuń
  9. Witaj Macieju.
    Fajna wędrówka, uwielbiam Bieszczady.
    Pozdrawiam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniała wyprawa! Piękne jest zdjęcie Połoniny Caryńskiej. Podoba mi się też cmentarz cerkiewny.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mgły jak wiesz uwielbiam błoto już trochę mniej. Licząc w tym roku wpadłam w nie już dwa razy, w drodze na Ćwilin i na Turbacz ostatnio. I to tak solidnie wpadłam. Było super 🤣🤣🤣

    Pozdrawiam Was

    Kasinyswiat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię mgłę - ale wolę gdy mgła odrealnia paskudny krajobraz, niż gdy zasłania mi krajobraz bajkowy. A błoto, to po prostu sobie jest i nic na to nie poradzimy.
      Pozdrowienia.

      Usuń
  12. To prawda, tegoroczna jesień jest cudna, o takiej jesieni marzyłam. Cudna jest też mgła chociaż potrafi zdenerwować, co znam z autopsji. Wyobraź sobie otoczone Alpami Jezioro Como, klimatyczne domki wokół i fajne trasy spacerowe bo ja też tylko je sobie wyobrażałam 🙂. Całe miasteczko było zatopione w takiej mgle, że widoczność pozwalała dostrzec to co mieliśmy jedynie kilka kroków przed sobą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety - na to wpływu nie mamy. Ale tym fajniejsze są te nasze wędrówki, bo zawsze kryje się w nich element niepewności.

      Usuń