Nie, nie mam na myśli mieszkanek Krynicy (Ania by mi dała... ;) ), ani sterty wód mineralnych o tejże nazwie. Kryniczanki, czyli takie sobie z Krynicy wspomnienia.
Jako się skończyło w poprzednim poście, tako teraz się zaczyna. marek z Przyjaciółmi już na nas czekali. Oczywiście w Koronie Węgierskiej - znaczy nie wiem czemu oczywiście, ale dla nich to było oczywiste miejsce, więc uznałem to za oczywistą oczywistość że właśnie tam (w sumie to ani wystrojem, ani pizzą się nie rozczarowałem)
|
Stylówa jest
|
|
I trochę graciarnia
|
|
Ale jak tu kiedyś zajedziemy z rowerowym towarzystwem, to już wiem że nie będą zawiedzeni.
|
|
Ja nie jestem
|
|
A nawet bym rzekł że mi się tam podoba
|
|
rany, jak dawno nie siedziałem przy perkusji...
|
|
były czasy...
|
|
Smacznego |
|
Oj dobre.... dobre...
|
No tak spotkanie z Bratem, z przyjaciółmi... wszystko to fajnie, ale Aneczkę swędzą nóżki, bo przedpołudniowa trasa za nami, a chciało by się więcej... czyli co? Klasyka - Góra Parkowa.
|
Takie pamiątki to ja lubię!
|
|
Ale następnym razem Huzary i Szalone
|
|
pomnik męża kuracjuszki ;P
|
|
A na deptaku... - szykują się już na potańcówkę
|
|
I mieleckie akcenty
|
Pora wracać, na drugi dzień do pracy, Chcieć się nie chce, ale trudno.
|
Zachód słońca z nad Przełęczy Krzyżowej
|
|
Ale ze mnie farciarz! Za takim uśmiechem to można do piekła!
|
A na koniec mapka naszej wycieczki na Górę Parkową.
I to by było na tyle. A tak między nami, to kto zgadnie na spotkanie z kim/czym zabiorę Was następnym razem? Każdy ma po trzy strzały, osoba która trafi, lub będzie blisko ma u mnie kawę lub piwo przy najbliższej okazji.
Fajny wpis na wesoło, na smacznie i na poważnie. A zdjęciowi bohaterowie uśmiechem na ustach informują, że świetnie się bawią. Tak trzymać :)
OdpowiedzUsuńFakt, to był dobry, szczęśliwy dzień
Usuńz panią Aneczką+ z żubrem+z rowerem/kijkami
OdpowiedzUsuńA nie, nie do końca, co prawda na rowerach ale spotkanie było... całkiem inne
UsuńByłam w Krynicy w czasie, gdy wszystko dopiero się po koronie otwierało i nie byłam w Węgierskiej Koronie. A widzę, że klimacik ma super! Fajnie wyglądacie na tych niezwykłych rowerkach. Ja słuchałam muzyki Kiepury na ławeczce za Wami. Z przyjemnością przypomniałam sobie krynickie zakątki. A zagadka, to pewnie ma rację Mirosław w powyższym komentarzu!
OdpowiedzUsuńMyśmy tam i w czasach "koronki" bywali, trudno było się gdzieś "przytulić" ale czasami się dawało.
UsuńA nie, coś całkiem innego
Miejsce całkiem, całkiem. Ważne, że pizza dobra ;)
OdpowiedzUsuńDobra i piwo dobre i towarzystwo świetne
UsuńW "Węgierskiej Koronie" bywało się na słuchaniu jazzu. Oczywiście z "konsumpcją" ;)
OdpowiedzUsuńAle, na litość boską, co się stało z otoczeniem figury Matki Boskiej?! Nigdy nie było tam takiej pustki wokół. Nawet w najsroższe zimy.
A klimacik jazzowy tam jest... oj jest...
UsuńHmmm - syndrom czasów?
Akcenty rowerowe w sam raz dla rowerzystów. Pasują Wam te srebrne strzały tylko chyba musisz sobie wyregulować kierownicę i siodełko 🙂. Super jest ten domeczek Romanówka, i jeszcze z muzeum Nikifora.
OdpowiedzUsuńFaaajnie tam jest. naprawdę faajnie, a rowerki... no trochę pracy by wymagały ;)
UsuńW Krynicy byłam 4 lata temu, to była wspaniała majówka!
OdpowiedzUsuńJa tam jestem nawet kilka razy do roku, ale zazwyczaj to początek lub koniec wędrówki, więc najkrótszą drogą na dworzec i tyle ;) teraz było pierwsze spacerowanie po Krynicy od wielu, wielu lat.
Usuń