Tym razem zagadka (z poprzedniego postu) nie była taka łatwa, została nam jeszcze wszak Polańska, na którą szlak wiedzie właśnie z Jaślisk, więc okazja do zmyłki była. Lecz padło na Baranie. Powodów takiej decyzji jest kilka. między innymi taki że chcemy wrócić do Jaśliski, do "Baru pod Czeremchą", ale też i taki że następny wypad obejmie Tokarnię, Kanasiówkę i Polańską właśnie.
A samo Baranie? Wierzcie lub nie ale ostatni raz byłem tam z PTTK "Azoty" (plus dwie przyjaciółki Ela i Ewa) jakieś... 30 lat temu! No serio, potem jeździłem gdzie indziej, a potem się ożeniłem i już nigdzie nie jeździłem, poza tym co z Marzenką, a Marzenka rajdowa nie była... I tak jakoś to Baranie mi tylko w pamięci zostało. Z drugiej strony dobrze, bo miałem duży interwał czasowy do porównań. A porównania? No cóż. Na Słowacji przemiany społeczno polityczne odcisnęły się także na górach, to co pamiętam jako piękną halę, otwartą na południe z fajnymi punktami widokowymi, jest teraz środkiem lasu z widokami jedynie na niebo i to nie wszędzie. No trudno, zarastania się w tej chwili powstrzymać nie da, oszalałe z nienawiści do Homo sapiens sapiens, ekotowarzystwo, natychmiast podniesie kwik na sam pomysł wycinki i przywrócenia krajobrazu kulturowego.
Ale nic, wpierw trzeba wstać, z tym problemów nie ma, potem trzeba się ogarnąć wypić kawę - tu też działamy profesjonalnie a przecież i Iza i Piotr, mają doświadczenia turystycznego mnóstwo, więc to co zwykle jest rozpaczliwą próbą ogarnięcia bractwa do kupy i ordnungu, teraz przebiega sprawnie jak na wojskowych manewrach. Nawet w harcerstwie nie widziałem tak sprawnej akcji pobudkowo śniadaniowej. A potem w przytulne wnętrze Piotrowej "Kijanki" i jedziemy... kawał drogi... jakieś dwieście metrów, pod "Bar Czeremcha" - oczywiście by strzelić sobie focię ;)
Kto nie zna miejsca niech żałuje... A my... no cóż wrócimy tu jak będzie otwarte, w sezonie.
Potem już w drogę aż do Olchowca... szmat drogi ;)
W Olchowcu na parkingu opodal cerkwi stajemy i... ruszamy ot taki semantyczny zagwozdek dla lingwistów - stanąć żeby ruszyć ;)
Mówcie co chcecie ale całkiem zgrabnie to wyszło. Zresztą nie jest to moja zasługa, tylko osób które tu wytyczały szlak kulturowy. Naprawdę dobra robota. Oczywiście ja tylko zadbałem by iść w odwrotnym kierunku, po to by największe stromizny mieć na zejściu, a wchodzić sobie łagodnie nachylonymi stokami. Czyli początek uczyniłem końcem.
Ale o dziwo muszę zauważyć iż skrypt Bloggera poprawiono na tyle że nie powoduje już ustawiania zdjęć od ostatniego do pierwszego bez względu na kolejność zaznaczania. Pora odtrąbić sukces ;P
|
To już Olchowiec
|
|
A to jeszcze Jaśliska - ale trudno, widać inaczej nie umieją ;)
|
|
Pola Olchowca
|
|
Jak zawsze - taki kształt drzewa to efekt zgryzania przez owce. Powtarzam to jak mantrę, ale nie z własnego zafiksowania, lecz po to by tłuc do głowy miejskim ekoszołomom, że tu nie było lasu!!! Tyle lasów co teraz w Polsce było ostatni raz w Średniowieczu!
|
|
Szlak zadbany, czytelny.
|
|
Opisany |
|
To widok w kierunku na Słowację - te drzewa tam mają nie więcej niż 25/30 lat... A Aneczka mi niespodziane w kadr weszła ;*
|
|
Oczywiście kretyn ze sprayem już tu był... tak samo jak kretyn z nożem który wydłubał pieczątkę - wiele wskazuje na to że to albo oszołomy "turystyki pierwotnej", albo lokalsi
|
|
Cebulica |
|
Widok wzdłuż granicy
|
|
Anna, Iza , Piotr
|
|
A zakroniec rżnął głupa i udawał trupa
|
|
W rzeczywistości podniesiony z drogi i bezpiecznie odłożony na miejsce gdzie żaden pojazd go nie przerobi na tasiemkę...
|
|
dziewięćsił bezłodygowy w wersji zmumifikowanej ;)
|
|
Mostek cerkiewny w Olchowcu
|
|
I cerkiew sama w sobie - zresztą na pierwszym zdjęciu też jest - tylko trzeba się wpatrzeć
|
A potem już po zakończeniu tego co było planowane - jeszcze krótki wyskok na Słowację ot tak w ramach premii.
|
Dla Czecho-Słowaków przełamanie Przełęczy Dukielskiej było jak dla Polaków Lenino, Studzianki i Kamień Pomorski. Takim przelewem założycielskim krwi wkoło którego budowano całą narrację "wyzwolicielską". W rzeczywistości była to jatka i celowe wyniszczanie najlepszego materiału ludzkiego (tak to brzmi w żargonie wojskowym - po ludzku - chodziło o pozbycie się elementu zbyt ambitnego, dobrze wykształconego, ideowego i patriotycznego) przez Stalina.
|
|
Pozamykane... trudno przeżyjemy
|
|
Natanki dwa ;)
|
|
Para na tanku'w ;)
|
Patrzę na te czołgi, ordynarnie zrobione, bez śladu obróbki innej niż absolutnie niezbędna i widzę broń jednorazowego użytku. Makabryczne pojazdy śmierci których jedynym celem było iść na wroga taką masą, by samą swą ilością przełamywać jego opór, bez względu na straty, na cierpienie mężczyzn płonących żywcem w tych stalowych urnach ofiarnych.
|
No nic muszę przepłukać gorycz goryczką...
|
|
A to już znów Polska, kultowe miejsce czyli Browar Dukielski - kto był ten wie, kto nie był niech wie... że duuuużo stracił!
|
|
Pierogi w Browarze Dukielskim są równie dobre jak te w bacówce w Bartnem czy na Brzance... A piwo to jednak lokalne megapyszności...
|
I do domku, jeszcze godzina do Mielca, zostawiamy Aneczką (Bóg mi świadkiem, najchętniej bym Ją związał i zabrał do siebie na stałe) i kolejna godzina do Tarnowa - jeść się nie chce, kąpiel, piwo papieros i sam nie wiem kiedy zasypiam...
Ps. Ostatnio znów narobiło mi się zaległości blogowych - Wybaczcie, duuużo akcji było w terenie i zwyczajnie brak koncentracji powodował że nie chciałem niczego pisać, bo nie lubię tak po łebkach, zdawkowo, za bardzo szanuję swoich czytelników.
Widzę, że wężyk ładnie pozuje :)
OdpowiedzUsuńBył ciężko przerażony jak go poderwałem z drogi! Stąd udawanie trupa. Ale zaraz za nami jechały traktory z dłużycami i prowadziły zwózkę drzewa. Raczej by tego nie przeżył.
UsuńRóżnimy się - ja nienawidzę schodzenia po stromym i poszłabym na trasę w przeciwnym kierunku. O ile bym kiedy poszła... Na razie jeszcze tu nie byłam.
OdpowiedzUsuńDo czołgów mam podobny do Twojego stosunek. U nas w mieście jest muzeum z dużą kolekcją broni i wszelkiego rodzaju pojazdów, nawet okręt wojenny i samolot mamy. Nigdy tam jeszcze nie poszłam zwiedzać.
W Browarze Dukielskim też jakoś nie byłam, ale podczas pobytu w Dukli miałam okazję parę razy spróbować jego wyrobów. Oj, niezapominanie wrażenia!
Ja też nie lubię schodzenia, ale akurat w "Niskim" nie jest tak tragicznie, choć bywa stromo. Kije pomagają, choć kolana i tak cierpią.
UsuńNo to koniecznie sobie i Baranie i Browar zaplanujcie z ekipą, naprawdę warto, "będzie Pani zadowolona" ;)
Masz ciekawe wspomnienia i porównania. Cóż, świat się niestety zmienia. Dobrze, że jest jeszcze gdzie wędrować. Świetna przygoda z zaskrońcem, pierwszy raz widzę z tak bliska! A co do tanków, to używają tych trumien dalej, chyba nic się tam nie zmieniło!
OdpowiedzUsuńBagaż lat i kilometrów w nogach... to teraz jest co wspominać.
UsuńTyle że obecne czołgi to starannie dopracowane cacuszka, mające za wszelką cenę chronić załogę (no poza tymi rodem z ZSRR i Rosji.
Aczkolwiek ich czas minął, są niczym husaria wobec muszkietów - jeszcze mogą zaistnieć, ale pojazd wart miliony dolarów, pada łupem czterech żółnierzy wyposażonych w wyrzutnię rakiet p.panc wartą kilkaset tysięcy dolarów. Niewspółmierne koszty.
Bardzo fajna podróż i przez to przewyższenie wcale nie taka łatwa. No i jak zwykle nasz piękny Beskid.
OdpowiedzUsuńDla nas, to nie problem.
Usuń