poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Małastowanie...

I już widzę te spłonione, spanikowane, lub niezdrowo podniecone oblicza... Ale przeczytajcie tytuł jeszcze raz! Prawda że jest różnica?

Tymczasem małastowanie to tłumaczenie anglosaskojęzycznego terminu "malasting" - w/g Wielkiego Słownika Wolapiku i Slangu (wydawnictwo The Cambridge&Yale Pseudoscience Uniwersity) znaczy: "radosne babranie się w błocie, i przeganianie po chaszczach w rejonie Małastowa i Magury Małastowskiej".

I tak właśnie było!!!


Były podjazdy, zjazdy, błoto, dużo błota, były chaszcze, podrapania, kurz, pot, kąpiele w górskich strumieniach, miejsca tak piękne że zapierały dech, podjazdy tak męczące że dech odbierały i radość po prostu zaje....a!

No ale zobaczcie sami, i wiecie, jak jadę sam, to cykam fotek wiele i na temat, a jak z grupą, to niestety muszę nadążać, więc wiele z miejsc które zasługują na pokazanie, po prostu na zdjęciach nie mam. Z drugiej strony, nie musiałem być zamykającym, więc miałem ciut więcej czasu dla siebie, choć Bogiem a prawdą, ekipa była naprawdę mocna i nawet nie musząc dbać o nikogo innego, musiałem dbać by nadążyć i nie zginąć w dziczy.

No ale nic to, zobaczcie sami: 

Przełęcz Małastowska - zawijasy, podjazdy, ale warto było wjechać z północy... ale, ale... na to przyjdzie czas. Teraz zacznijmy mniej więcej od początku. 

A początek był wtedy gdy zaczęliśmy się zjeżdżać do Małastowa. Ela (niezastąpiona w takich zadaniach), zabukowała nam domek (zaprawdę powiadam Wam - imię jego niech będzie lansowane... przy okazji sprawdzę czy Ela faktycznie czyta moją pisaninę, bo jak czyta to w komentarzu, albo na fejsie wrzuci nazwę ;) )

No więc, zjeżdżamy się, rozpakowujemy, szykujemy, zbieramy, po chwili dociąga grupa Grybowska (Jeju co za ekipa!!!! - zaszczyt być pośród ich znajomych) Jakaś kawka, coś na ząb  i już jesteśmy na trasie... Ale wpierw wspólna fotografia

Ode lewej: Wiesław, Piotr, Anna, Katarzyna, Stach, Ela, Wiesław, Agnieszka, (zapomniałem - wybaczcie/podpowiedzcie) Jakub, Ja, Daniel Paweł. 


I co?
I JEDZIEMY!!!!! 

Czeka nas solidne ciśnięcie pod górę, praktycznie bez szans na rozgrzewkę, rozgrzejemy się po drodze, inna sprawa że pośród nas nie ma ludzi przypadkowych ta ekipa może naprawdę wiele.
Cmentarz Wojenny nr 60. 
Jeden z bardziej znanych, wręcz kultowych cmentarzy z czasów pierwszej wojny. Pewnie by taki nie był, gdyby nie piękna architektoniczna kompozycja Dušana Jurkoviča. Doskonale pasująca do tych terenów. O wielkości twórcy niech świadczy fakt że pierwotnie obiekty cmentarne powstawały na zupełnie odsłoniętych terenach, tam nie było ani jednego drzewa! Teraz mimo że wkoło wyrósł już spory las, nadal miejsce zachowuje swój niepowtarzalny klimat. 

Szczegół z kapliczki.

Był podjazd, jest i zjazd... Piękny długi, bezpieczny, na którym można nacieszyć się prędkością. Aż do samego Gładyszowa tylko jeden przystanek. 

Cmentarz Wojenny nr 55
Oczywiście znów, niezawodny Słowak, zwany poetą drewna, aczkolwiek równie niebanalne dzieła tworzył w kamieniu. 
A nas gna dalej w świat! 


Cerkiew/kościół pod wezwaniem Św. Michała Archanioła 
(to Ten co Diabłu łomot spuszcza) w Smerekowcu.
 
 

Wpadamy do miejscowego sklepiku, coś do picia, krówki z Ukrainy (dobre nie powiem) kilka minut w cieniu i jedziemy dalej. 

Przed nami Regietów.

Ośrodek jeździecki

A teraz ktoś tam stawia dom, podobno będzie piękny, podobno na ziemi ojców... 

Ale to już ostatni na razie kawałek szlaku w miarę przypominający drogę, wkrótce wjedziemy w lasy i zacznie się szalony:
błocking

chaszczing

graniczning

przełęczing

Aż docieramy do przełęczy między Jaworzyną Komańczacką a Beskidkiem i stamtąd wzdłuż rzeczki o nazwie... Rieczka zagłębiamy się w terytorium słowackie. 

 

 baden baden pod wodospaden...

podobno to nawet zdrowe...

A takie malownicze miejsce sobie tam ktoś postawił, jest kapliczka, domeczek mieszkalny, jakieś szalone ozdoby i ogólnie to co lubię, a te rury w nurcie rzeczki Rieczki  to... mała elektrownie wodna! Brawo Słowacy!
 
 
Po opuszczeniu lasów Zjeżamy jeszcze ciut i wypadamy na drogę do Koniecznej - czyli... wracamy do Polski! A po powrocie do Polski co nas czeka? Kwarantanna?
Nie nie w Beskidzie Niskim, tu czeka nas powtórka z rozrywki, czyli:
szutering, błocking, wyryping, chaszczing... z racji zmęczenia do oferty rozrywek nieco na krzywy ryj zostaje też dopisany wywrotking. 
I tak aż do Radocyny... co nie znaczy że tam będzie już tych rozrywek mniej... ale po prostu będzie czas na dłuższy odpoczynek.
Tyle że wcześniej jeszcze koniecznie muszę sobie podjechać na cmentarze, dlatego odłączam się od grupy i samotnie dobijam kilka kilometrów ekstra. 
 
Cmentarz Wojenny nr 43
Zresztą tuż obok dawnego cmentarza wiejskiego.

 Drzwi do nieistniejącej już wsi. 


OSW Radocyna w Czarnem
(OSW, to Ośrodek Szkoleniowo Wypoczynkowy) Dawniej było tu jak by bidniej, ciszej i bardziej tutejszo - teraz prawie warszawka pełną gębą (to nie jest komplement). Ale piwo Łemkowskie - znakomite!!! Papu zresztą też. Ja sobie zamówiłem zupę gulaszową i to było prawdziwe "gulash kanone" - dało powera na resztę trasy. 

 A potem?
Tak zgadliście, znowu w lasy, znowu w błota, w zarośla, w koleiny, w zastoiska, w kałuże, w szutry, kamienie i korzenie... 
Gdzieś po drodze, z marszu "zdobywamy" górę Certeż 702 m. npm. Kamienny Wierch 710... na Baniska ze swoją "śmieszną" wysokoscią 614 m. npm nawet nie zwrócili byśmy uwagi gdyby nie to że oto właśnie wyjeżdżamy z lasu i przed nami ostatni, już asfaltowy odcinek do "domu". 


Pętna - cerkiew pod wezwaniem Św. Paraskiewi. 


A potem, już "nasza" chatka. Kasiula obcina kłaki mi i Markowi, szykujemy grilla, kawusia, piwko, przerzucamy się zdjęciami, planujemy trasę na jutro i... 

Dzwoni do mnie Mikołaj! "Tato musisz przyjechać. Miłosz roztrzaskał się na hulajnodze!"

Rany!. No jak ja przyjadę, już dwa piwa wypiłem, licząc to co po drodze będzie cztery, cała reszta ekipy także - tu na miejscu nikogo nie ma - dzicz to prawie zupełna. Mówię mu że musi ogarnąć sprawę sam - jest pełnoletni, doskonale Go rozumiem, ale po prostu nie ma wyboru! Nie jest opiekunem prawnym ale jest opiekunem faktycznym i po prostu może to zrobić - zrobił to! Był z Miłoszem, załatwił wszystko w szpitalu, ogarnął całą sprawę, spakował, zadbał - jest wielki! 

Ale z planów na jutro nici - wracam. Zaraz rano.

Ps. Skończyło się na złamaniu kości oczodołu - ale już wszystko ok - choć wyglądał nieciekawie... były konsulatcje u okulistów, neurochirurgów i "twarzoszczękowców" ... twarda z Miłosza sztuka - ma to po mnie! Nie dał Dobry Bóg rozumu, ale przynajmniej twardy łeb dał... zawsze to lepsze nić nic ;) 




21 komentarzy:

  1. No i tak się pięknie czytało... A tu takie fatalne zakończenie. Miłoszowi życzę szybkiego powrotu do zdrowia. I do urody męskiej również.
    Wyprawa niesamowita!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. już nie ma śladu. Ale szkoda mi tego drugiego dnia, objeżdżali Bartne...

      Usuń
    2. No to ucałuj go ode mnie w czółko. A Bartne poczeka na inną okazję.

      Usuń
    3. Oburzył by się to czternastolatek - musie do tego dorosnąć.

      Usuń
  2. Radocyna!! Uważam tą dolinę za najpiękniejszą w całym Beskidzie Niskim. Byłem kilkukrotnie i raz nocowałem w OSW, ale faktycznie wyglądał wówczas jakby przyjaźniej. Czy coś się buduje powyżej OSW (tj w kierunku granicy)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest piękna, to fakt - zabudowuje się coś na Regietowie - ale tu też co nieco powstaje - niestety to zachęta nie dla turystów, ale dla buractwa.

      Usuń
  3. Witaj Macieju.
    Ciekawa wędrówka i wiele w niej moich klimatów.
    Wolę jednak przyjemniejsze zakończenia.
    Trzymam kciuki za Miłosza.
    Gdy patrzę z balkonu jak dzieciaki śmigają na hulaknogach, to mnie ciarki przechodzą.
    Pozdrawiam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano ja też wiecznie porozbijany - z jednej kontuzji wychodzę w drugą wpadam - to nic, ale gorsze jest to że w czasach koronawariactwa, jakiekolwiek leczenie szpitalne to udręka.

      A klimaty jak najbardziej twoje.

      Usuń
  4. Uwielbiam te tereny Beskidu Niskiego. Zazdroszczę wycieczki. Pewnie nie dałbym rady takich szlaków przejechać, w tym roku kondycja fatalna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było wymagająco - a nad kondycją popracuj i na fejsie obserwuj stronę Korba Tarnów - na pewno znajdziesz coś dla siebie, i może w przyszłym roku pokręcisz z nami?

      Usuń
  5. Najbardziej oryginalne są drzwi do nieistniejącej już wsi.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest ich wiele, jak wiele jest nieistniejących miejscowości.

      Usuń
  6. Beskid Niski to takie moje marzenie wędrówkowe. Niestety jest daleko i nie mogę rodziny namówić na wyjazd w tak dzikie tereny. Fascynuje mnie historia tych regionów. Trochę czytałem o tym i bardzo chciałbym zwiedzić ten region. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skorzystaj z moich podpowiedzi: Potrzebujecie dwóch dni. Nocleg w Małastowie idziecie na Magurę Małastowską (jest schronisko), a na drugi dzień na Magurę Wątkowską przez Bartne (Bacówka) - ledwie liźnięcie ale owocne.

      Usuń
  7. Ba... i tak połowy ciekawych miejsc w lasach nie sfotografowałem,bo się dało

    OdpowiedzUsuń
  8. Złamanie kości oczodołu brzmi okropnie, nawet nie myślałam, że coś takiego może się przytrafić. Dziw bierze, że nie zdiagnozowano wirusa :). Niech "twardziel po Tatusiu" szybko wraca do zdrowia.
    Fajna ta Twoja ekipa i wyjazdy, chociaż czasami lekko przypomina survival to i tak lepsze to niż nuda i gładkie asfaltowe ścieżki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po czterech dniach już był OK - gdyby nie covirek to pewnie miał bym Go w domu, a tak to wszystko przeciągało się z racji na wymazy i ich badanie.

      Usuń
  9. Takich chaszczów to ja kruca fux nie widziałam od czasów wycieczki z Niedzicy na Żar spiski. Boże co joooo się nasyczoło jak przez te chasce szłom. Wyryping też był boski, jak trzeba było z tego żaru zejść. I znowu chaszczing był. Pięknie się na dupie jechało z tej góry... Prosto do samego Dursztyna słuchajcie Ludkowie :) no uwielbiam ten szlak.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A na zdjęciach są tylko te łatwiejsze odcinki, tam gdzie było naprawdę gęsto zdjęć nie robiliśmy.

      Usuń
  10. Błocking i chaszczing będziecie potem najlepiej wspominać :)
    Brawa dla Mikołaja i Miłosza.

    OdpowiedzUsuń