niedziela, 22 grudnia 2019

Kajacznie na Dunajcu

Było kajaczenie na Dwudniakach - zaraz po tym jak kupiłem sobie "dmuchawca" (lekko, miło, spokojnie - ot w sam raz na pierwszą randkę). Potem kajaczyłem po Białej (jak w małżeństwie - ciepło, miło i słonecznie a rafy na każdym kroku). Teraz przyszedł czas na wyzwanie - Dunajec... w grudniu! No powiem Wam... mocna zabawa (a co liczyliście że zrobię odnośnik do rozwodu?). 

Dunajec to górska rzeka - ba, bardzo górska, tę cechę traci chyba dopiero tuż przed miejscem w którym łączy się z Wisłą. Ale to zbadam w przyszłym sezonie. W każdym razie tu gdzie płynąłem to rzeka górska i posiada wszelkie cechy rzek górskich: silny nurt, bystrza, kamulce w dnie, łachy żwirowe, obszary dużej głębi tuż za płyciznami, wiry. Do tego jeszcze w kraju mamy suszę od długiego czasu - i wody niesie naprawdę skąpo. Pewnie Czorsztyn, czy Rożnów mogły bu trochę jej spuścić - ale  nie jestem pewien, czy stosowna Dyrekcja na stosownym szczeblu uwzględnia potrzeby tak niestosowne jak chęć popływania sobie kajakiem w zimie...?  

Pamiętam go z czasów spływów harcerskich - ale to było niemożebne lata temu - jeszcze nim truchła ekoterrorystów zawisły na ścianach budowanej tamy w Czorsztynie (zakładam że honorowo nie odpięli się od łańcuchów). Pamiętam przenoski w Rożnowie (dawały w kość) i te w Czchowie - w zasadzie zabawowe z racji na niską różnicę poziomów) ale zawsze w Dunajcu woda była. Czyli poza miejscami takimi jak Szczawnica płynęło się w miarę spokojnie bez potrzeby ciągłego lawirowania między płyciznami a kamulcami. Teraz jednak nie - podejrzewam iż "skorupą" bym rady nie dał, na "dmuchawcu" z jego niewielkim zanurzeniem, dałem - ale w jednym miejscu omal mnie nie kapotowało - chyba tylko nabytej wprawie i opiece opaczności zawdzięczam uniknięcie kąpieli. 

Za to płynie się szybko - bardzo szybko, wioseł używając w zasadzie tylko do trzymania kursu i rozpędzania kajaka przed kolejnym bystrzem, by przeskoczyć w miarę szybko i sprawnie prześliznąć się ponad kamieniami. A trzymać kurs trzeba stale, bo w przeciwieństwie do innych akwenów - tu nie da się założyć płetw stabilizacyjnych i kajak ma stały trend do ustawiania się bokiem do nurtu. A taki ustawienie - gwarantowało by na najbliższym kamieniu wywrotkę. 

Do tego dwa dni z rzędu wiał silny południowo/zachodni wiatr - praktycznie dokładnie wzdłuż koryta. Nawet spróbowałem sobie podeń powiosłować...  Wyobraźcie sobie że jedziecie pod górę (sporą - powiedzmy "Marcinka") na rowerze z wiatrem w twarz... da radę? jasne że da - ale trzeba się nakręcić. Więc teraz sobie wyobraźcie że... nie możecie przestać! Na rowerze zawsze można podeprzeć się nogą, odpocząć, złapać oddech, w kajaku nie! Kilka sekund bez wiosłowania i cofamy się do miejsca z którego  płynęliśmy przez ostatnie kilka... minut! 

Ale poza tym sama radocha!!!!
Przymiarki dnia pierwszego tudzież beka z decydentów - ale o tym za chwilę.

Zobacz trasę w Traseo


 Rzeczona beka z decydentów.
Zamknęli durne pały most w Ostrowie - Ok był w stanie katastrofalnym - ale pytanie brzmi: jaka kanalia zezwoliła na jego obciążenie samochodami ze żwirem i TIRami zjeżdżającymi z obwodnicy?  Gdyby nie to pewnie służył by jeszcze lata!

 Most kolejowy

 Most w Ostowie
Kilka ciekawostek o tym miejscu:
To zaokrąglone dno mostu - ma zmniejszać napór fali powodziowej - most budowano na wiele lat przed Czorsztynem - ale pamiętano falę powodziową z 1934 roku. Do dziś zresztą przy wałach są tu krzyże upamiętniające tę tragedię. 
Wewnątrz tej obudowy jest kilka rur miedzy innymi jedna która może wywołać "syndrom warszawski" ;)
W latrach 90 wewnątrz nie była też "dziupla" miejscowych złodziejaszków. 

 Ta wyspa powstała stosunkowo niedawno -za sprawą człowieka - chciano ograniczyć erozję zachodniego brzegu rzeki, 

I dobiłem do plaży nudystów - nudystów zabrakło - co gorsza nudystek też - cierpię z tego powodu do dziś ;) 


Dzień drugi - to już prawdziwy spływ

Zobacz trasę w Traseo

 Most w Zgłobicach - idealne miejsce do wodowania kajaka - tyle że dwieście metrów dalej jest dość nieprzyjemna katarakta.

 To ta cielna kreska jakieś dwa centymetry od dzioba. 

 A to już jedna z licznych wysepek w nurcie. 

 Tam w oddali, to kościół Podwyższenia Krzyża Świętego w Zbylitowskiej Górze
 Most kolejowy

 Ludzie jak rewelacyjnie słychać na wodzie huk przejeżdżającego pociągu!!! 

 Klimaty podmostowe - jak już kiedyś pisałem - w poprzednim życiu byłem lumpem i mieszkałem pod mostem - dlatego taki mam sentyment do tego typu ujęć. 

Mosty na Ostrowie nie pokazuję - nie ma sensu, widać go na zdjęciach z dnia poprzedniego. 
Ale kawałek dalej czeka mnie przenoska. w celu spiętrzenia wody dla Azotów - zbudowano tam mały próg, ale jednak dla kajaka nie jest on wystarczająco mały - zwłaszcza że jego druga strona jest gęsto "zasieczona" gałęziami i innym draństwem niesionym przez nurt.  

 Jak widzicie CHMS "Beskidnick" dziarsko przełamuje lody ;) 

 Chwila odsapu - tu jest nieco głębiej - nurt wolniejszy - obserwuję ptactwo wodne i brzeżne - ale przede mną jeszcze jedna bardzo nieprzyjemna katarakta, do tego na załomie rzeki - i z perspektywą wyrzucenia na przeciwległy brzeg. Ale daję sobie radę.

I wreszcie jest "ostatni brzeg" - dalej już Białoujście i dogodne miejsce do lądowania dopiero w Bobrownikach. A stąd przez lasek łęgowy i wały mam do pracy kilkaset metrów - inna spraw że od tyłu nie ma wejście - i muszę nadłożyć drogi o olejnych kilkaset metrów - jednak margines czasu mam spory.  Oj bardzo się przydał! jak widzicie jestem w cieniu - krople wody na poszyciu kajaka błyskawicznie zamieniają się w szron - on sam sztywnieje niczym ofiary Jurandowego występu na zamku w Szczytnie. Za nic nie chce dać się spakować - powoli jestem już wściekły - z dużego marginesu robi się mały margines - w końcu czasu jest "na styk". Wpadam na pomysł i rozbieram go na części podstawowe i te składam oraz pakuję  osobno - i tak nie udaje się wszystkiego, ale z grubsza ogarniam sprzęt - w takim stanie niosę go do pracy - ku oczywistemu zdumieniu wartowników i personelu pomocniczego. 
Dopiero tam, w ciepłym miejscu schnie, a potem daje się pięknie zapakować. Kolega odwozi mnie pod Zgłobice - przepakowujemy się do mojego auta i jadę do domu - kolejna przygoda zaliczona. 

28 komentarzy:

  1. Ho ho jaka wspaniała wyprawa. Zupełny ODLOT. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyprawa to będzie jak popłynę do Bałtyku - teraz to zwyczajna przygoda - odwzajemniam pozdrowienia.

      Usuń
    2. Sorry - podmienio mi profile - to ja Beskidnick

      Usuń
    3. O, to ja już taką wyprawę mam zaliczoną :D wpłynęłam do Bałtyku kajakiem i w ogóle był to mój pierwszy spływ, a w kajaku drugi raz. Ale Piaśnica to zupełnie inna rzeka. Nie ma co porównywać z górskim Dunajcem.

      Usuń
    4. Julo - Brawo TY! I jak się przygoda podobała, nie masz ochoty na więcej?

      Usuń
  2. W grudniu po Dunajcu - robi wrażenie. Wycieczkę musisz koniecznie powtórzyć latem jest szansa na spotkanie jakiejś nudystki :)Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia i wszelkiej pomyślności w Nowym Roku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaasne - mam już kilku chętnych do spływu - na pewno też postaram się spłynąć z Bikersami. A nudystki... zawsze (prawie) mile widziane ;)

      Usuń
    2. Sorry za podmianę "tożsamości" - niedopilnowałem.

      Usuń
  3. Witaj Macieju.
    Fajny rejs. A tak prywatnie lubię wodniaków, kajakrzy, czy łodziarzy. Sam lubię sobie popływać łodzią.
    Uświadczyć w grudniu nudystki, to sprawa raczej beznadziejna. Na takie cuda, to bym nie liczył.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super - a wiesz że Odrę też mam w planach - to i do twojego ukochanego Głogowa pewnie zawinę...

      Usuń
    2. To oczywiście pisałem ja Beskidnick

      Usuń
    3. Wiem, że to ty, bo którzby inny. Zapraszam do Głogowa, bo jest tu fajna Marina, miejsce do cumowamia i fajne szlaki wodne. Daj wcześniej znać, abym to ogarnął.
      Pozdrawiam.
      Michał

      Usuń
  4. Ciekawy pomysł. Dla mnie, kajak raczej obcy. Rzeki pokonuję na piechotę, brzegiem. Co do nudustów, to szansa na spotkanie takowych w grudniu na plaży, są takie same jak spotkanie kajakarza na wodzie....Chociaż, jak widać, druga możliwość, bardziej realna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam kilka naprawdę rewelacyjnej urody morsujących dziewczyn - myślę że dwa kawałki materiału mniej już nie robiło by im większej różnicy... przynajmniej termicznej ;)
      A moje fixum/durdum to skonstruowanie dla CHMS "Beskidnicka" fajnej składanej przyczepki - wtedy bym mógł połączyć wycieczki rowerowe i spływy kajakowe...

      Usuń
  5. Gdyby przypadkiem znalazła się tam Eskimoska to i w grudniu takie spotkanie byłoby możliwe.
    Piękne zdjęcia i wyraźnie na nich wszystko widać. Fajna przygoda.

    OdpowiedzUsuń
  6. No krajanie, dałeś "czadu"! Mega ta wycieczka. Pozdrawiamy was serdecznie i życzymy niech narodzony Pan błogosławi Wam w te trudne święta.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdjęcia z dziobem "dmuchawca" - moje ulubione. Fajnie tak spojrzeć na wodę z powierzchni wody gdzieś blisko środka rzeki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj fajnie, fajnie. Kiedyś musimy się z Magą zgadać... sama się przekonasz jak fajnie.

      Usuń
  8. Podziwiam zapał do takich wypraw i chętnie zapoznałam się z kolejną Twoją relacją. Ciekawie napisane, a zdjęcia piękne. Najbardziej spodobały mi się zaś fotki, gdzie widać najwięcej wody - zarówno te w pełnym słońcu, jak i te ciemniejsze. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wciąga - jak się raz życia z przygodami zazna, to potem już trudno z tego zrezygnować.
      zdjęcia były by znacznie ładniej skadrowane i w ciekawszych miejscach, gdybym płynął z kimś, kto trzymał by kurs, tak to miałem jakieś dwie trzy sekundy nim prąd nie zaczynał mnie obracać.
      Pozdrowienia.

      Usuń
    2. Ale i tak są bardzo ładne. :)

      Usuń
    3. Dzięki - pewnie dlatego że odzwierciedlają moją miłość do świata i przygód.

      Usuń
  9. Hm! woda jednak nie jest moim ulubionym żywiołem, trochę wstyd, ale boję się jej; lubię czuć dno pod stopą, a w kajaku jak? do tego jeszcze te progi ...
    na spływach przyglądałabym się z brzegu, albo bodaj pomagała przeciągać sprzęt:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym przypadku dno czuje się nawet pod tyłkiem... ;)
      Oczywiście to ma być zabawa i przygoda a nie pasmo lęku - do tego się nie naciska.

      Usuń