środa, 20 września 2017

Augustowskie Noce. Część VIII - Litwa, rozdział II - Wilno, podrozdział II - Wilno cmentarne

Jak wiadomo wszystkie ziemie utracone cmentarzami stoją. Tyczy się to w takim samym stopniu Lwowa co Wrocławia, Kołobrzegu co...Wilna. Tu najtrwalej i najdłużej widoczne są ślady tych co byli wcześniej. Ulicom i placom można zmienić nazwy, koloryt lokalny i tak idzie za ludźmi a nie zostaje z miejscem, jakieś charakterystyczne, odbiegające od zwyczajów danej nacji budynki można przebudować albo... wysadzić. Jedynie cmentarze trwają najdłużej. Skoro nawet Sowieci nie byli w stanie zniszczyć tych śladów Polskości na Kresach. Owszem skazali je na powolną ruinę, ale gdzieś tam w głębi zatrutej miazmatami Marksizmu-Leninizmu duszy czuli że podnosząc rękę na majestat śmierci staną się kimś na kogo spojrzenie w lustrze musi wywołać wymioty. Cmentarze zostały.
Zresztą tak samo władze PRL nie skore były do podnoszenia ręki na cmentarze niemieckie czy to na Warmii, czy Pomorzu Zachodnim, lubo na znacznych połaciach Śląska. Owszem pozwalały na ich samoczynne niszczenie (ciotka Entropia zawsze wygrywa), ale celowo nie niszczyły. Tak jak teraz nikt nie niszczy cmentarzy sowieckich, wbrew temu co niektóre mendia głoszą, nie pozwala się natomiast by ich symbolika dominowała. Ale to całkiem co innego niż niszczenie.

Tak - ziemie utracone Cmentarzami stoją...

W Wilnie  jest oczywiście Cmentarz na Rossie, tak jak w Lwowie jest Łyczaków i kwatera Obrońców Lwowa. 

 Ani mi w głowie, rozbuchane historie cmentarza na Rossie pisać. Będziecie chcieć znajdziecie mnóstwo wspaniałych albumów, świetnych przewodników, doskonałych artystycznych fotografii. To polecam. Mój post ma tylko rozbudzić w Was chęć zobaczenia, dotknięcia, poczucia tej ziemi, która jest tego warta, skoro tylu ludzi gotowych było o nią walczyć i ryzykować utratę życia. Mało kto świadomie"oddaje życie" dla czegoś tam -  nie wierzcie w górnolotne zwroty. Natomiast wielu gotowych jest zaryzykować oddanie życia dla tego co uważają za ważne i to jest właśnie bohaterstwo, gotowość do poniesienia najwyższej ofiary - wszak nikt nie chce ginąć, (nie dotyczy świrów i islamistów), ale godzi się na to, bo uważa że sprawa o która walczy ma sens.

No więc jedziemy na Rossę - w zasadzie to ten cykl postów ma przemieszaną chronologię, wolę tak, niż wprowadzać wprawdzie zgodny z kronikarska rzetelnością ale chaos opisu Wilna miejsce po miejscu - Bo Rossa akurat była w zasadzie pierwsza.

No prawie, bo tuż po Kościele ufundowanym przez Paca - który w poczuciu swej grzeszności kazał się pochować pod progiem tegoż (no że niby wszyscy będą po nim stąpać)

 A gdy tablica epitafijna była pękła, uznano to za niechybny znak że oto winy doczesne Paca są odpuszczone i dalsza pokuta ciała po śmierci sensu już nijakiego nie ma, odpowiednie rytuały odprawiono i truchło fundatora w zacnej wylądowało krypcie nad którą stosowny pomnik postawiono. 

No ale potem to już faktycznie Rossa i jej cmentarz. 
 
 Wpierw rzecz jasna Cmentarz Wojenny.

 Groby legionistów i żołnierzy Żeligowskiego - no wiecie - taka "prywatna" akcja. Jak się uda to splendor i chwała, a jak wtopa to oficjalnie nikt o niczym nie wiedział i był to bunt. 
 
 co było "na jaja" to było, ale śmierć i rany były prawdziwe. 
Tak jak prawdziwe są uszkodzenia nagrobków - bynajmniej nie wojenną spowodowane zawieruchą...


Tuż obok "Mauzoleum Matki i Serca Syna"

Znaczy okazały nagrobek Matki Piłsudskiego do którego włożono po śmierci serce syna. 
  

 A potem już wchodzimy na teren cmentarza - bezpłatnie, miłe zaskoczenie po Łyczakowie.


I się przemieszczamy...


mniej lub bardziej rozwleczonym peletonem.
Na szczęście zasięg jest przyzwoity i nawet przystając gdzieś, wciąż słyszy się kresowy zaśpiew głosu naszej przewodniczki.
Potem co prawda, trzeba zsynchronizować to co mówiła kilka chwil wczesnej z miejscem obok którego się przechodzi. Ale przy odrobinie wysiłku, idzie to zrobić.
Zresztą wielką zaletą tej osoby jest fakt, iż nie  "punktuje" zwiedzanych obiektów, ale na ich temat wygłasza krótkie felietony, co znakomicie pozwala śledzić tok jej narracji, nawet wtedy gdy to czy tamto się pominęło wzrokiem.
  
Bardzo ciekawy "bunkrowy" grobowiec - jeszcze nigdy i nigdzie czegoś podobnego nie widziałem. 
Gdyby nie okoliczności chętniej "obadał" bym go bardziej szczegółowo. 

Potem barok

A tuż obok najwyższej klasy modernizm

neogotyk

i historyzm

Pełny i płynny przeglad stylów architektonicznych ostatnich dwustu lat.
No może poza ultranowoczesnymi grobowcami ze szkła i aluminium... ;-)


Wzruszająca historia, ale bynajmniej nie odosobniona, o młodej dziewczynie, która zmarła, ale łańcuchy doczesności trzymają jej duszę przy ziemi... 

Miód dla mych oczu, cmentarz położony na zboczu.

Sic transit gloria mundi

Generalnie mnóstwo tu pochowanych osób z nazwiskami, które często spotykamy czy to na kartach podręczników, plakatach teatralnych lubo innych z kulturą związanych publikacjach. 


O widzicie z tego wszystkiego o Lelewelu bym zapomniał! 
Dopiero musiałem to zdjęcie w głównym folderze odnaleźć, bo w tych przygotowanych już do publikacji się było zagubiło.

Amfiteatr...

I tyle...
Niedosyt? 
Racze nie, świadomość, że i wiele godzin w tym miejscu nie przyniosło by dogłębnego poznania.
Tak jak Stary Cmentarz w Tarnowie - jestem tam co i rusz, a  stale coś nowego dostrzegam, stale pojawiają się nowe ciekawe historie... traktujcie to jak zapowiedź listopada, bo wróci mój "cmentarny" cykl.

Ostatnie pochówki to rzecz jasna Kaplica św. Królewicza Kazimierza.
   
W zasadzie nie jest to pełny pochówek a relikwie, ale... który święty lezy cały w grobie?  
Zawsze prędzej czy później zostanie rozkawałkowany na relikwie. I wiecie co? I mi to wcale nie przeszkadza - to takie kolejne memento, nieświadomie nam przekazywane, by nie zawracać sobie zbytnio głowy doczesnością i fizycznością. Bo doprawdy nie ma czym.

Ale wróćmy do żywych! - Wilno to miasto żywych, o tym będzie następny posty.
  

8 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawe w wydarzenia chwile, które niesamowicie ubogacają :) Pamięć tez ważna, bo dzięki temu można unikać błędów fatalnych w skutkach
    Pozdrawiam i dziękuje za wycieczkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja właściwie to bardziej lubię sama chodzić po cmentarzu. Jest wtedy ciszej i bliżej tych, co odeszli. Takie prywatne spotkanie. Nawet, jeśli jakiegoś ważnego nagrobka nie zauważę.
    Ale w przypadku takiego cmentarza dobrze jest pierwszy raz przyjść z przewodnikiem, lepiej poznać i poczuć historię. Żeby tylko potem mieć jeszcze okazję indywidualnego zwiedzania...

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię stare cmentarze i teraz żałuję, że nie odwiedziłem tych wileńskich, zwłaszcza że pewnie już nigdy tam nie pojadę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też bardzo lubię stare cmentarze. Oczywiście, odwiedziłam w Wilnie Cmentarz na Rossie i we Lwowie, Łyczakowski.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy wstęp, mógłbym się pod nim podpisać. Spacery dróżkami cmentarnymi bardzo lubię, a ten szczególnie mi się podobał. Tu czas płynie swoim rytmem. Jedno z miejsc, gdzie można odnaleźć polskie korzenie

    OdpowiedzUsuń
  6. Krisie - owszem.

    Aniu - indywidualne zwiedzanie dane nam nie było - pocieszam się (czy to dobre określenie nie wiem...)Starym Cmentarzem w Tarnowie.

    Wojtku - skąd takie panatadeuszowe desperowania? wszak jeszcze nie umieramy.

    Łucjo - czyli "kanon" masz zaliczony ?

    Wkraju - dzięki, bardzo mi miło takie słowa czytać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Muszę poszukać jakieś cmentarze w Brnie, bo jak do tej pory na żaden się nie natknęłam.

    OdpowiedzUsuń