Daleko nie jest, w zasadzie to bliska okolica... Śmieszne to prawda? Dla jedynych bliska okolica, dla innych spora odległość, jeszcze dla kolejnych niewyobrażalne wręcz wyzwanie. Ale tak jest, często opowiadam tym którzy zaczynają przygodę z Korbą, o tym jak kilka lat temu wróciłem do kolarstwa i dwadzieścia kilometrów było dla mnie powodem do dumy...
Do Ryglic jedziemy ot tak sobie towarzysko, lecz także po to by rozeznać nowy (no nie nowy, ale dotąd nie jeżdżony) trakt, tak by na przyszłość móc nim prowadzić wycieczki. Przyjemne z pożytecznym. Jak zwykle w takich wypadkach zdarza się też bonus. Lec o tym za moment. Wpierw tradycyjnie mapka - jak Wam zacznie to przeszkadzać, to dajcie znać w komentarzach, będę umieszczał ją na końcu.
Startujemy tak jak byśmy prowadzili rzeczywistą grupę gości, czyli spod dworca. Oczywiście nam w niczym nie przeszkadzał by jakikolwiek inny punkt w Tarnowie, ale dworzec jest takim naturalnym miejscem zwłaszcza od czasów gdy jakiś daleki powiew cywilizacji dotarł do PKP i zaczęły one patrzeć mniej wrogim (beton wśród konduktorów niestety wciąż jeszcze występuje) okiem na rowerzystów.
Tak samo jak byśmy prowadzili grupę gości objeżdżamy wszystkie przewidziane punkty. Aczkolwiek daruję sobie już omawianie ich, bo Wam pisałem o tym nie raz, także Korba z którą jechałem też nie raz o tym słyszała. Więc po prostu jedziemy, a Marek dolicza stosowne minuty do czasu który zapisuje który będzie podawał w opisach organizowanych przez nas wycieczek.
Na "starym szlaku" - czyli drodze w dużej mierze równoległej do trasy Tarnów-Ryglice, nieco dłuższej , lecz omijającej Szynwałd i z minimalnym ruchem samochodowym
A to pasmo Brzanki - jeszcze stosunkowo odległe, ale już czytelne
Pofałdowany krajobraz w kierunku północy.
Dzwonnica kościoła św. Jana Apostoła i Ewangelisty w Zalasowej.
Tu robimy sobie krótki odpoczynek, pod sklepem, nam potrzebny nie jest, ale dobrze mieć rozeznanie na czas gdy będziemy prowadzili wycieczkę.
I kolejny widok na pasmo Brzanki
"BAJCYKÓWKA" - czyli urokliwa agroturystyka na trasie - jest w planach na jakiś rowerowy wypad.
Kolejna ze stareńkich przydrożnych figur strzegących podróżnych i dodających im otuchy.
poza funkcją sakralną były też informacją o zamożności danego miejsca, oraz często wyznaczały granice dawnych miejscowości.
Pasmo Brzanki jak na dłoni - to już ostatnie wzniesienie przed Ryglicami
trzeba Markowi oddać, że naprawdę ciekawy trakt wybrał, Atrakcyjny widokowo, nie morderczy ale stawiający pewne wyzwania.
Korba na miejscu - Super! trafiamy na Dni Ryglic i zawody biegowe o puchar Pogórzy. Jest oczywiście niezawodna Kępa-Sport, (czyli Ela i Leszek) jako organizator całego wydarzenia sportowego. Wkrótce okazuje się że jest też spore grono znajomych biorących udział w rywalizacji.
Zatrzymujemy się w restauracji Maestro przy zachodnio - północnej pierzei ryglickiego rynku. Popijając piwko obserwujemy zawodników wbiegających na metę... no taki sport to ja lubię.
Niestety czas mija bardzo szybko, a ja mam drugą zmianę, więc żegnam się z resztą Korby i kręcę do domu. Oni jadą do Tuchowa i dalej na Tarnów a ja robię "czasówkę", by zdążyć do domu, coś zjeść przepakować plecak i śmigać do pracy. Nie ma lekko. Na szczęście mam więcej zjazdów niż podjazdów, więc pomimo niesprzyjającego wiatru, udaje się pokonać trasę w kilkadziesiąt minut.
Następna przygoda to bardzo łączona, skomplikowana logistycznie akcja - rowery - kajaki - samochód - rowery czyli niezawodni Bikersi w roli piratów. Ale o tm już niedługo.
Mój póki co jeszcze nie-szwagier kupił sobie rower dopiero niedawno. Podczas pierwszej wycieczki przejechał 12 km o czym z dumą mnie poinformował przysyłając zrzut z ekranu aplikacji. I zapytał jak tam u mnie. Więc wysłałam mu moje przejechane tego dnia 43 km :). A później kiedy ze zdumieniem zapytał jak to możliwe odpisałam mu, że za jakiś czas sam zobaczy :). I to prawda, że dla jednego już 20 km jest satysfakcją, a dla innego 100. Mnie tam cieszy cokolwiek, czasem jadę żeby się zmęczyć i "wyszumieć", czasem jadę trochę mniej tylko po to żeby poczytać gdzieś w ciszy lasu. Najważniejsze to mieć pasję i praktykować ją tak często jak się da, z niezmienną przyjemnością.
OdpowiedzUsuńDokładnie - przede wszystkim radość z jazdy, potem wygoda, zdrowie itd. Dystans, czy suma podjazdów to tylko czcza rywalizacja. Zresztą bez sensu, bo czym innym jest 10 km dla szosowca, a czym innym dla sakwiarza a jeszcze czym innym dla kogoś uprawiającego jazdy terenowe.
UsuńCiągle wymyślasz ciekawe trasy, co w całe nie takie proste.
OdpowiedzUsuńAkurat tej nie ja, tą wymyślił Marek. ja tylko ją razem z Nim przejechałem i opisałem.
UsuńWitaj Macieju.
OdpowiedzUsuńLubię twoje wędrówki po miejscach, których nie znam i już pewnie do nich nie zawitam.
Ale od czego są wędrówki znajomych.
Pozdrawiam i zapraszam.
Michał
Ano, wszystkiego zobaczyć i odwiedzić nie sposób, ale jeszcze nie stawiaj na Ryglicach krzyżyka, co prawda jest mnóstwo miejsc bogatszych i ciekawszych a le i Ryglice,kiedyś po drodze warto odwiedzić.
UsuńMnie się w tym roku towarzystwo rowerowe kompletnie wysypało, nie zebrałem jeszcze nowego, więc jeżdżę głównie sam i przez to znacznie mniej jeżdżę. Zazdroszczę ci "drużyny" :-) Muszę przyznać, że jeszcze nie miałem żadnych problemów z konduktorami w PKP (głównie korzystam z ŁKA, a tam są wyjątkowo miłe załogi konduktorskie)
OdpowiedzUsuńJa dopiero co wróciłem z Bieszczadów z tą ekipą - mocno było. Ja osobiście miałem przeprawę z konduktorką gdy wracaliśmy z Krakowa. Ale na spotkaniach integracyjnych słyszy się opowieści także o innych przypadkach. Osobna kwestia to brak odpowiedniej infrastruktury dla rowerzystów czy to w samych pociągach, czy na dworcach.
Usuń