czwartek, 1 lutego 2018

Powrót do formy część druga - Kanał i ruiny

Stary czytelnicy moich opowiastek, mogą skojarzyć kanał o którym będę dziś pisał, młodsi takiej szansy nie mają, ot dawno tamtędy nie szedłem, a jak szedłem to o tym nie pisałem. Generalnie kanały lubię, nie lubię jak ktoś mnie "wpuszcza w kanał" (dlatego w TV oglądam tylko "Pingwiny") , ale same kanały są OK.

Tak samo jak ruiny - romantyczne, czasami niesamowite, tak odmienne, od wymuskanych, ekspozycji muzealnych, gdzie pod czujnym okiem kamer i "salowych" przemieszczać się muszę w ściśle wyznaczonym tempie i kierunku.

Do tego chaszcze, tarnina, ostrężyna, głóg, zdziczały sad, wiatrołomy, stromizna, błocizna i kamienizna... żyć nie umierać.

Odpalam Traseo, Aura odpala się sama i ruszamy.



Dystans nie imponuje, ale myslę że będzie ciekawie.

 "biała wieża" - dość nietypowy budynek pośród... kurników! 
Specjalnie tu zajrzałem, żeby zobaczyć stan jej rozpadu, w sumie i tak.... trzyma się nieźle. 
Pisałem kiedyś o niej, ale jakoś nie mogę tego postu przez wyszukiwarkę znaleźć, a szukając bezpośrednio jako autor bloga nie mogę, bo to na "komu w drogę..." więc musiał bym się przelogować. 
Uwierzcie na słowo- daję kilka zdjęć, ale żadnych konkretnych wiadomości, bo nigdzie nic na jej temat znaleźć nie mogę. 

A potem tuptamy sobie raźnie wzdłuż ekranów akustycznych obwodnicy i nagle Aura znajduje to! 



 I jest bardzo rozczarowana że się tego zabrać ze sobą nie daje... 
Prawdopodobnie sarnę trzepnął jakiś samochód, a trupka objadły licznie przychodzące tu lisy. 

No nic, jakoś przeżyła rozstanie z sarnim kośćcem (aczkolwiek coś dla siebie znalazła, bo żuła jeszcze kawałek drogi). Schodzimy na tereny glinianek cegielni Tarnowianka. 
Tu jest przepust wodny pod obwodnicą i niniejszym nim pomaszerujemy. Znaczy ja to tak trochę w pozycji a'la "proszący petent", ale dziarsko i z przytupem, bo każdy jeden słychać jak dźwięcznym echem rozchodzi się w obu kierunkach.  
 
 Pamiętajcie - myślicie że pod Wami jest tylko droga? 
Nie bądźcie tacy pewni zawsze mogę być tam także ja! 

Po drugiej stronie ostre podejście, nie dość że stromo, to jeszcze ślisko, na szczęście nie ma pokrzyw, ale to jedyny plus sytuacji. Za to satysfakcja z pokonania, niemała. 

 Docieram do wiatrołomiska - mógł bym obejść... ale po co? 
Wyciągam składaną piłkę, odpiłowuję sobie kilka wyschniętych konarków, na wymiar, do kominka (nie żebym nie miał, czym palić, ale tak zawsze jest fajniej) i tuptam dalej. 

 Kawqałek podchodzę ulicą Leliwitów - ale raz ze to nie asfalt, a dwa, ze akurat tu chciałem zerknąć na moje ulubione chatynki.

Marsz drogą zajmuje mi raptem dwadzieścia sekund, potem znów nurzam się w krzaczorach, tym razem obieram kierunek na północne fosy zamkowe. 
 
 A fosy wyglądają tak - zarośnięte i wypłycone - ale nadal doskonale widoczne w terenie. 


Jedna z przyczyn stałego wypłycania fos - pustactwo, wita nowy rok na terenie zamku, a butelki, puszki i opakowania fajerwerków rzuca w dół - co z oczu to z serca?
W efekcie znoszę  stamtąd całą reklamówkę butelek po winach gazowanych i pół plecaka puszek (pójdą do skupu).


miejsce w fosach gdzie kiedyś był most zwodzony, łączący część rezydencyjna (zamek wysoki) z gospodarczą (zamek niski). Dacie wiarę że zjechałem tu kilka metrów na tyłku?!  Albo już się starzeję, albo zdziecinniałem...?


Za to znajduję fajny zlepieniec, muszę tu wrócić i dokładniej go obejrzeć jak będzie cieplej. 

Ale już zbliżam się do głównego punktu tej wycieczki - oto przed nami


Resztki północnej bastei zamkowej. Bardzo mało znane miejsce, wczesną wiosną zarastające, nie widoczne z góry, nie wzbudzające zainteresowania.


 A tak wyglądające z góry.


 A tak wyglądam ja i Aura na tle okna w tej budowli.
Przy okazji znalazłem sposób jak z kijków trekkingowych zrobić statyw pod phablet. 
Cóż z tego, zdjęcia z tego sprzętu i tak są totalną porażką. Tyle że wygoda spora. 

A to już widok z bastei na główny budynek zamku renesansowego, zwany całkiem błędnie "salą rycerską", tymczasem jest to rodzaj dużego beluarda, będącego stanowiskiem artylerii zamkowej i strzelców, broniącym głównego podejścia do zamku, z jednoczesną możliwością stromotorowego ostrzeliwania przedpola w trzech kierunkach.

Na chwilę odwracam oczy jeszcze raz w kierunku bastei... ach móc się cofnąć w czasie.


 Widok wnętrza beluarda  przez jedną ze strzelnic.

I znów odbijam w zarośla, schodze dawnym nasypem przedzamcza.

 A na górce sprawne oko wyłowi pośród drzew zarys krzyża - to krzyż millenijny z 1900 roku, niestety oryginał zniszczał kompletnie, wiec mamy kopię, ale wiernie i wdzięcznie naśladującą. 


 Tu gdzie idę, jaszcze za mojej młodości śmigali narciarze, był wyciąg, a wyżej skocznia...
Teraz to tylko krzaczory - za zaroślami widok na restaurację/hotel Podzamcze.


 A tu "za unijne pieniądze" powstał kiedyś "park linowy"... powstał, trwał ile trwać miał, żeby nie trzeba było oddawać - parku już nie ma, pieniędzy też, zostały długi bo Unia dawała połowę pieniędzy na inwestycje a drugą dawały... unijne banki na wysoki procent...

I ostatnia przygoda, zasieki! 
Pokonane w stylu Tarzana także z głośnym Aaaaajaaaaaajjaaaa!!! bo wewnętrzny konar był całkiem przeżarty grzybem i pierdyknąłem do wnętrza zasieku! 

A Aura z miną wyższości na twarzy po prostu wiatrołom ominęła... Suka!  


21 komentarzy:

  1. Jako dzieci, przy osiedlu w Prokocimiu do pobliskiej rzeczki dochodził kanał ściekowy. Około 300 metrów można było nim iść. Potem robiła się rura. Nie mieliśmy kaloszy, wiec chodziło się tak zwaną metodą "tyłkową" Na zapieraczkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. No gdzież po takich przepustach łazisz? a jak tam krokodyl się schował, albo żółwie ninja? licho nie śpi:-) ciekawe ruiny, szkoda, że zaniedbane; ostatnio oglądałam program o Dukli, też takie ruiny były, i piwnice ciekawe na składy win; człowiek przejeżdża, śpiesząc gdzieś dalej i omija ciekawą historię; psom zawsze zgrabniej idzie omijanie przeszkód, może dlatego, że mają cztery łapy; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i tak jest marny ten przepust, chodziłem takimi na kilkaset metrów długimi,albo wręcz we wnętrzach rurociągów. Tylko pochwalić mi się zdjęciami nie wolno.

      Ciekawych miejsc jest mnóstwo, a samochód zabiera nam przynajmniej 70% z nich,dając w zamian złudę wygody.
      Gorące pozdrowienia.

      Usuń
  3. Zaczynam coraz bardziej żałować, że podczas pobytu w Tarnowie już dwukrotnie właśnie na ruiny zamku zabrakło mi czasu. Trzeci pobyt należy zacząć od zamku. I oby ten pobyt nastąpił!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błąd!! Zwiedzanie Tarnowa trzeba koniecznie zaczynać od G. św.Marcina i zamku, bo tam się wszystko zaczęło! Dopiero taka perspektywa pozwala zaglądnąc w tarnowską duszę.

      Usuń
  4. Smutne są te zamkowe ruiny; zapomniane;
    Niedaleko Torunia również są ruiny zamku; nikt o nie nie dba :(
    Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na pewno nie zapomniane, Hanno - sprawiają takie wrażenie, ale są oczkiem w głowie wielu ludzi. Gdyby nie kwestie własnościowe (X Roman Sanguszko podarował park na G.Św Marcina miastu, jako teren rekreacyjny, ale było to jeszcze długo przed reformą rolna i grabieżą majątków dokonaną przez komunistów. Więc teraz jego spadkobiercy domagają się od miasta zadośćuczynienia.
      Co roku mamy tu Zamkomanię i stale ktoś po nich spaceruje.

      Usuń
  5. Tak często na blogach używa się czasu przeszłego. Tu był wyciąg, tam stał zamek, kiedyś można było to, czy tamto. Zwłaszcza opisując miejsca w naszym kraju. To irytujące. Dzisiaj często w takich miejscach mamy krzaki lub nędzne resztki budynków. Co do podróży samochodowych masz rację, nie tylko pomijamy ciekawe budowle, ale nawet nie zawsze można się skupić na mijanym krajobrazie. Dużo więcej można zobaczyć na wycieczkach rowerowych. Aby się nie ograniczać do najbliższej okolicy zamieszkania. Fajnym wyjściem jest połączenie roweru z samochodem lub pociągiem. Szybko dostajemy się w interesujący nas miejsce, a tam się przesiadamy i kontynuujemy podróż na rowerach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, już nawet kupiłem na promocji w Decathlonie bagażnik na rowery.
      Jak posty piszą osoby które nie uprawiają łazikowstwa, to u nich jest jednak więcej czasu teraźniejszego, mimo wszystkich zaniedbań i wojen i katastrof wiele jednak zostało.

      Usuń
  6. Nasz zamek jest jednak w lepszym stanie, ale w Olsztynie tez bez problemu można strzelić taką trasę. Tyle tylko, że oprócz Ciebie nie znam nikogo, komu by się chciało:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Olsztynie nie stalkerowałem, ale mam podobne trasy z Krakowa czy Katowic, tyle że bez rejestracji bo czasy przed GPSowskie były. Dziś także wielu odwiedzonych miejsc nie zamieszczam, bo mógł bym mieć spore kłopoty. Urban Exploring nie zawsze jest traktowany jak nieszkodliwe hobby,a często jako naruszenie takiego czy innego paragrafu.

      Usuń
    2. Jedyny exploring, na jaki sobie na razie pozwoliliśmy, to ten http://wojciechgotkiewicz.blogspot.com/2016/03/troche-inne-widoczki.html. Tyle tylko, że jest wiejski, a nie urban:))

      Usuń
    3. Wyświetla komunikat że "strona nie istnieje". ;(

      Usuń
    4. Ok zaistniała - wszak byłem tam, jeszcze pode xyfkom Makroman.
      Zdjęcia klimatyczne jak mało które, Urbex jak nic, tyle że urbium niewielkie ;-)

      Usuń
  7. Jakiś czas temu byłam w tarnowie i obiecywałam sobie, że szybko tutaj powrócę ponieważ czeka na mnie Góra św.Marcina i ruiny zamku. I tak mi schodzi. Maćku, taki szmat drogi niosłeś suche konary? Jesteś niesamowity a może miały bardzo ciekawe kształty.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tarnów zawsze trzeba zwiedzać od Góry św.Marcina, bo tam wszystko się zaczęło. Tam były pierwsze osady, gród imtam powstał zamek. Tu gdzie teraz rynek rosły wtedy drzewa i zarośla czasami pojawiało się jakieś kmiece poletko. Potemmpowstał zamek i Łokietek nadał Spytkowi Leliwicie prawo załozenia miasta.
      Tak więc wpierw trzeba zobaczyć "Marcinkę" a dopiero potem "iść w miasto".
      Można zwiedzać samodzielnie, ale lepiej z przewodnikiem bo niejedno dopowie.

      Zawsze odkad tu mieszkamy (nie było sensu znosić drewna do bloku ;) ) znoszę drewno na grzbiecie i dumny jestem z faktu iż jeszcze jednej szczapy do kominka nie kupiłem. Oczywiscie nie wycinam drzew najczęsciej bazując na wiatrolomach i wycince przeprowadzanej przez firmy pod liniami wysokiego napięcia lub nad trasami gazociągu. Sporo też nanioslem podczas wycinki pod remont magistrali kolejowej - to bardzo fajnie siedzieć sobie przy kominku zapijać kawusię i patrzeć jak płoną klocki własnoręcznie nacięte i przyniesione w plecaku

      Usuń
  8. Śliczna ta Twoja Aura i sprytna. Bardzo dziękuję za ciekawą relację. Pozdrawiam Was.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stalkerski pies ;), choć z wiekiem staje się coraz bardziej ostrożna. Faktycznie ladny pies, mniejsza i smuklejsza wersja goldenów, więc budzi ciepłe uczucia.

      Usuń
  9. Ruiny zawsze mnie fascynowały. Ekstra. Wow.

    OdpowiedzUsuń