Koniec ferii, a tu dopiero śniegiem rzuciło, i mrozami ścisnęło - no usiedź tu człowieku w domu! Nie wysiedzisz! A jak nie wysiedzisz to ruszyć się trzeba - pewnie padło by na coś bliżej, ale Ikroopka takiego smaku narobiła...
Pokazałem zdjęcia Marzence i już nie było odwrotu.
Jazda spoko - Autostrada do Krakowa przejezdna, jechało się szybko i płynnie - trochę gorzej wypadło na "Zakopiance" bo nie dość że tłumy to jeszcze tłumany... Ale dotrzeć się dało. Już po zjeździe z trasy Wadowickiej na zakosy przez las, prowadzące do Lanckorony przed nami dyndał się Duster, z włączonym napędem na cztery koła... 20 na godzinę!!! O Żesz ty! O Rzeszku!!!! Mało mnie krew nie zalała, ja rozumiem że ślisko, ale droga spoko. Facet kupuje 4x4 i mu się roi że jest zdobywcą - tymczasem jedzie po zwykłej asfaltówce, którą śmigają normalne samochodziki bo tam mieszkają setki ludzi i jakoś muszą dojeżdżać. Wystarczy nieco treningu i zapanowanie nad odruchem wciskania hamulca gdy zaczyna znosić, a takie trasy robi się z prędkością 40/50 na godzinę byle starym rzęchem.
W końcu jednak dotarliśmy!
I co widzimy? Niewiele - mgły i ... w zasadzie głównie mgły! Co śmieszniejsze nie czuć smogu, choć kominy dymią, albo same ekopaliwa, albo smog w miastach bierze się nie tylko z pieców CO.
Odpalamy zelówki i wdrapujemy się na zamek, po drodze fajna trójka (dwóch Azjatów, jedna Europejka), tuptają w dół, drobniuteńkimi kroczkami "like a penguin!!" powtarzają kilka razy, śmiejąc się sami z siebie i do nas.
No tak zapomniałem w przerwach między mgłą waliły kłęby śniegu...
A historię o "koniu lanckorońskim" znacie?
Wyczytałem ją u Dzikowskiej.
Otóż mamy "Potop Szwedzki" bez wątpienia największy dopust w dziejach Rzeczypospolitej, zdarzenie które na zawsze pozbawiło Ją sił i środków, a dopomogło wyrosnąć potęgom takim jak Moskwa czy Prusy. Otóż mamy rok 1655, Mikołaj Zebrzydowski otrzymuje te tereny w prezencie ślubnym, fortyfikuje je, ale jednak zamek został poddany Szwedom bez walki. Prawdopodobnie chodzi o to by w przypływie protestanckiej gorliwości (są tacy co wolą mówić - szału) nie zdewastowali Kalwarii, kościoła, ani kaplic na dróżkach Męki Pańskiej. Szwedzi na to przystają.
Załoga szwedzka rozlokowuje się na zamku, ale gdy przychodzi stosowny moment - pod zamkiem pojawia się koń. Piękny wierzchowiec - coś jak dziś Arrinera Hussaria. Nie dziw że dowódcy rozum odebrało i po rumaka przed mury zamkowe wyszedł - na to tylko czekali Polacy. Został pochwycony, a do załogi dotarło przesłanie - albo się stąd zabieracie, albo waszego dowódcę zabijemy (osobiście w groźbę zabicia nie wierzę - zabity dowódca nie może się mścić, co innego dowódca któremu np, przycięto by to i owo... jak myślicie na kim wyładował, by ból, gniew i frustrację?)
Zatem Szwedzi pokornie i w ordynku tyłki z zamku zabierają a na to miejsce zasiada polska załoga.
To w ogóle bardzo dzielny zamek, w 1768 na czele Konfederatów Barskich przybył tu Maurycy Beniowski - Czy Węgier bardziej czy Polak? Nie mi rozstrzygać. Postać barwna i ... w końcu ktoś kto republikę nadbajkalską proklamował i pod opiekę Chin ją oddał (a Chińczycy mają ten papier i w stosownym momencie zapewne nie zawahają się gu użyć) oraz Król Madagaskaru (nie wiem co na to Julian)...
A potem Kazimierz Pułaski znów rozbudował fortyfikacje i gdy w roku 1771 doszło do bitwy z wojskiem samego Suworowa liczącym 1800 żołnierzy, to Polacy odnoszą spektakularne zwycięstwo. Problem w tym że Suworow może liczyć na praktycznie nieograniczone posiłki, Konfederaci nie...
Wkrótce zostają pokonani, ale zamek wychodzi z walk praktycznie bez uszczerbku.
Następuje czas rozbiorów, Austriacy urządzają w zamku wpierw twierdzę a następnie wiezienie, i gdy przenoszą je do Wadowic, budowla zaczyna podupadać - staje się wygodnym "kamieniołomem" dla okolicznej ludności. Sic transit gloria mundi...
Schodzimy z ruin, jest ślisko, ale udaje nam się zachować mniej pingwini krok niż Azjatom, być może kwestia wprawy, albo lepiej dobranego obuwia?
Św. Teresa - figura przy kościele p/w św. Jana Chrzciciela w Lanckoronie.
Sam kościół też ciekawy - fundacja rzecz jasna Kazimierza Wielkiego.
Być może także jako wotum za utopienie Marcina Baryczki w Wiśle?
Obecnie poddany tylu przeróbkom i przebudowom, że nie wzbudza zachwytu.
Choć z daleka prezentuje się całkiem przyzwoicie. Podobno wewnątrz jest piękny ołtarz - nie dane nam było sprawdzić, świątynia zabarykadowana na amen i nie ma zmiłuj.
Daleko mi by domagać się sprzedaży majątków kościelnych, po to by pieniądze rozdać biednym, swoją droga to dziwne, osoby które najgłośniej pomstują na "pińcetplus", najgłośniej też nawołują do rozdawnictwa...
Z drugiej strony - Domy Boże powinny być dostępne, przynajmniej ich przedsionki, Ja miałem ochotę na krótką modlitwę, ale nie miałem ochoty wystawać na silnym wietrze... To tak do przemyślenia dla proboszczów, tych kilku, bo większość kościołów które odwiedzam jest albo całkiem otwarta, albo ma otwarte przedsionki - zwłaszcza te które stale są "na widoku" z plebanii.
A potem ruszamy na spacer po Lanckoronie - jest wietrznie śnieżnie i pięknie.
Galeria - Niestety czynna dopiero od wiosny...
Łosie
I niech mi co poniektórzy fotografowie nie ściemniają że łosie to tylko w nadbiebrzańskich bagnach!
Jak ktoś chce to i w Beskidzie Makowskim znajdzie!
Inna rogacizna wszakoż też się znajdzie!
Co dwie głowy to nie jedna.
Postanawiamy przeczekać śnieżycę w Cafe Arka
Polecam wszystkim z całego serca!
Pyszny sernik - wielka porcja, musiałem kończyć po Miłoszu i Marzence... uwierzcie mi, potrafię pochłonąć ogromne ilości słodyczy, a on dał mi radę... no prawie - zmogłem go, ale resztką sił ;-)
Płonący kominek, zaciszne wnętrze, stylowy wystrój, przyzwoite ceny!
A co najważniejsze!!!
Spokojnie można tu wejść z psem i NIKT nie robi wstrętów!
No to, to ja rozumiem.
Właśnie jak wchodzimy to wewnątrz jest śliczny golden labrador i jakiś mały huncwot, ale cichutko, łagodnie, głosu nie dają, za to atmosferę owszem. Wewnątrz można posiedzieć, poczytać, kupić kartki pocztowe (ściana obok schodów - wolne datki, a kartki niebanalne).
Jedyny minus to brak szarlotek i pieczątek turystycznych - ale i tak jest super.
Tu obchodzimy moje imieniny - dostaję świetną książkę
(zrecenzuję ją na tym blogu).
(zrecenzuję ją na tym blogu).
Niechaj Biebrzanie wżdy postronni znają
że Pogórzany nie kpy i swe łosie mają!
Śnieżyca mija - wychodzi słońce, a my wychodzimy na spacer.
Rynek - jeszcze do 1934 - Lanckorona była miastem.
Ale cieplutko, pomimo zimna...
Portret rodzinny we wnętrzu... lustra.
Brakuje Mikołaja (jest w Beskidzie Sądeckim na zimowisku harcerskim w Chacie Magóry)
Aury i MasKotki też, ktoś musi domu pilnować...
Wreszcie otwierają się widoki na wzgórza Beskidu Makowskiego
Aniołów Ci w Lanckoronie opór. My też przywozimy sobie jednego - jak z innych miejsc które aniołami słyną, choćby z Kazimierza Dolnego. A propos - wszelkie skojarzenia Kazimierza i Lanckorony - są jak najbardziej uzasadnione.
Cafe Pensjonat.
Niebanalne, przytulne wnętrze, świetny klimat i
mają tu pieczątki!!!
Kolejne miejsce które koniecznie musicie w Lanckoronie odwiedzić!
I W Galerii ceramicznej byliśmy - stąd nasz anioł.
Miłosz oczywiście szalał za kotami ;-)
I szkoda tylko że kiedyś musieliśmy stamtąd wrócić...
Jak jest udana wycieczka, nie chce się wracać.
OdpowiedzUsuńPokazałeś mnóstwo ciekawych miejsca góry, pensjonat, Lanckorona.
Pozdrowienia :)
Oj się nie chce... masz rację. Ale kiedyś trzeba.
UsuńJa pokazałem tylko miejsce - ono samo w sobie jest tak ciekawe, że wcale nie musiałem się starać.
Tak to już jest z wyjazdami, że trzeba wracać...Byłam w Lanckoronie latem a teraz mam ochotę na powrót tam zimą. Muszę przyznać, że śnieg przykrył Lanckoronę odkrywając jednocześnie jeszcze więcej jej uroku. A Cafe Arka to punkt obowiązkowy ( pyszna herbata ). A wiesz, że jak ja pierwszy raz znalazłam w internecie Lanckoronę to myślałam, że to jest za granicą gdzieś, bo jakoś mi to "nck" do Polski nie pasowało :)
OdpowiedzUsuńMamy w Polsce więcej miejsc ze średniowiecznym rodowodem które noszą nazwy niemieckobrzmiące, choćby moje pobliskie Melsztyn, Rychwałd itp. to kwestia osadnictwa - te zasadzane na prawie niemieckim często przyjmowały właśnie takie nazwy - kolejna sprawa to po prostu moda. Pamiętajmy że opowieści o "Wandzie co nie chciała Niemca" to wiek XIX, wiek rodzących się nacjonalizmów. Wcześniej do tych kwestii podchodzono jak dziś do klubów piłki nożnej, bez zbytnich sentymentów.
UsuńJeszcze mam ochotę na Ogród Letni (ten na górce pod ruinami) ale był zamknięty - w sumie słusznie, bo skoro letni ;-)
Maciek! Dzięki za potwierdzenie, że mieliśmy rację, projektując nasze, nowe mieszkanie (kiedyś wyjaśnię). Cudne są te Twoje góry-niegóry i czasem żałuję, że nigdy tam nie zawitam:)
OdpowiedzUsuńA łosie? Co zrobią Łosie jak ich nikt fotografował nie będzie? Przestaną dbać o siebie, zaczną oszczędzać na kosmetyczkach, solariach i gabinetach odnowy biologicznej - minie kilka lat i będą wyglądały jak ex gwiazda na emeryturze ;-)
Usuńps. wyjaśnij co z tym projektem.
Przez ten remont spóźniam się ze wszystkim, jak cholera, ale trudno, co zrobisz? Przecież dobrze wiesz, że i tak nigdy nie pojadę i do końca życia będę oglądał Wasze południowe fotografie. Poza tym jestem dżentelmenem i nie pozwolę, żeby łosiowe panie robiły się na bóstwo na darmo:)) PS. Chodziło mi o sposób zawiedzenia obrazków, czyli od podłogi do sufitu. Chcieliśmy tak zrobić w nowej kuchni i dzięki Tobie wiem, że wygląda to dobrze:) PS.2. A tak na marginesie, to co oni z tymi łosiami, że ich tak dużo?
UsuńHmmm... sam nie wiem! Może ktoś tam ma inklinacje do rogów? ;-)
UsuńU nas w kuchni potężny zbiór aniołków przywożonych z różnych miejsc (ten z Lanckorony także)
Obrazki to podstawa. Mam lęk przed pustymi ścianami, Marzenka także. Te w Lanckoronie to namalowane znaczki z różnych krajów (miałem okazję wykazać się przed synem jaką przewagę daje mi znajomość cyrylicy i języka rosyjskiego).
No fakt - damom nie wolno odmawiać. ;-)
remont to koszmar - mnie już Marzenka szykuje powoli - wyraziłem zgodę na kuchnię i malowanie - ale jak znam kobiety na tym się nie skończy.
Pogodę mieliście bogatą! Ze zdjęć wynika, że przy takich zmianach aury musieliście spędzić tam co najmniej kilka dni. ;)
OdpowiedzUsuńOwszem bogato było w zjawiska... ale zmieniały się jak w kalejdoskopie.
UsuńCiekawa relacja, fajnie opisujesz :) a pogoda rzeczywiscie jak w srodku zimy, a nie pod koniec ;)
OdpowiedzUsuńW końcu św. Maciej ;-)
UsuńLanckorona jest wciąż na mojej liście, choć na Dróżkach i w Kalwarii byłam. Super, że teraz ją pokazałeś w zimowej szacie. Przesyłam pozdrowienia skute lodem, ale wewnątrz cieplutkie :)
OdpowiedzUsuńNo to już teraz zaplanuj ją koniecznie. Tam jest zresztą fajny szlak prowadzący do Wadowic, przez relikty zamku w Barwałdzie.
UsuńByłam już o krok od realizacji planu, ale osoby towarzyszące niestety nie mogły, więc i plany się zmieniły. W Wadowicach byłam, ale w Barwałdzie już nie, więc jest to jakaś myśl, choć nie sądzę, by w tym roku :) Ale co się odwlecze...
Usuńdokładnie - myśmy Lanckoronę odwiedzili powtórnie po kilkunastu latach - z niekłamanym zachwytem.
UsuńA czyja druga (ta większa) głowa jest? Podobna trochę do głowy naszego burmistrza, ale on jest burmistrzem Jarosławia, nie Lanckorony...
OdpowiedzUsuńHmmm - łamigłówka z tymi głowami, trzeba się nagłowić w temacie głów ;-)
UsuńLanckorona zimą wygląda przecudnie. Nigdy nie byłam zimą, może jeszcze zdążę ją taka zaśnieżoną zobaczyć. Uwielbiam to miejsce. Zachęcam latem do odwiedzenia tego miejsca. Wiosenny, letni klimat zachwyci Was i będziecie chcieli tutaj wracać. A co do kościoła? on zawsze jest zamknięty nawet latem. I co najdziwniejsze, pan kościelny jest tam na etacie a kościół jest zamknięty na cztery spusty.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
latem już byliśmy, fakt że kilkanaście lat temu, potem zawsze nas wiodło w inne miejsca - warto było powrócić. Myślę że warto powracać częściej.
UsuńZ tą świątynią to myślę że warto by porozmawiać z kurią. Kiedyś miałem pewien przypadek na Podkarpaciu, przy szlaku św. Jakuba - otóż przy samej ścieżce było nielegalne wysypisko śmieci z cmentarza parafialnego. Pisałem do parafii i zero odpowiedzi - po kilku miesiącach nie zdzierżyłem, napisałem do kurii przemyskiej - w ciągu tygodnia odpowiedź że teren już uprzątnięty.
Owszem doceniam wartość zabytku, a także rozumiem troskę i obawę przed zbezczeszczeniem świątyni lecz stanowi ona wartość ogólnospołeczną i jako taka powinna być dostępna, choćby tylko z przedsionka.
Serdeczności.
Suworow - proszę sobie oglądnąć obrazki z nim - geny, geny
OdpowiedzUsuńŚnieg - do nas ma dopiero być dowieziony - Łosice niedaleko, choć do Biebrzy jeszcze kawałek. Mróz obecny. Zima
Może być że i Suworow. ;)
UsuńBardzo sympatyczny jest portret rodzinny w lusterku.
OdpowiedzUsuńRuiny zamku są bardzo malownicze :)
Pozdrowienia :)
Bo my w ogóle sympatyczni jesteśmy ;)
UsuńO urokach Lanckorony przekonywać nie trzeba. Kto był raz, tez się rozkocha w tym miejscu i będzie wracał co jakiś czas. Zimową porą jeszcze nie byłem. Bardzo ładna relacja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dokladnie - kto raz był, będzie chciał powracać.
UsuńByłem kilkukrotnie, ale zawsze przejazdem dalej gdzieś w góry. Wiem, że z jakiejś góry rowerowo pięknie podziwiałem Lanckorone. Nie wiem, czy to nie była czasami Koskowa Góra, ale po drodze jest jeszcze jedno pasmo.
OdpowiedzUsuńTam jest sporo szlaków rowerowych - bardzo atrakcyjne ale nie "mordercze". Następnym razem zatrzymaj się koniecznie.
UsuńPs. co jest że mi się twoje wpisy nie wyświetlają? Widzę zajawkę w liście czytelniczej - otwieram i nic - pusty szablon. Zero tekstu i zdjęć. Tak samo na kompie jak i na tablecie.
Google całkiem już padają?
a wiesz wiele razy byłam , na bloga nie dałam...ale pewnie dam wspomnieniowo pierwsze odwiedziny ze Stachem i koleżanką z Bielska .
OdpowiedzUsuńA Arka tak super, ale też jeden najstarszy budynek i zawsze gosoda to była.
Ale pogody Wam nie zazdroszczę. ..miłego zwiedzania 😊
Nie dziwię się bo to piękne miejsce - myślę że jeszcze nie raz Bóg da nam tam zaglądnąć.
UsuńHa! też mamy swój pochyły rynek, w maluśkim Pruchniku, najmłodszym chyba miasteczku w Polsce:-)
OdpowiedzUsuńDoświadczyliście super zimy, i dobrze, bo wiosna już się skrada:-) pozdrawiam.
No to teraz kusisz Pruchnikiem ? ;-)
UsuńNo i miales taka zime, o jakiej marzylam, ale mi sie nie udala, zazdroszcze:)
OdpowiedzUsuńZafarciło nam na ostatnie dni i Lanckorona piękna śnieżna i po Pogórzu piękne widoki i z Miłoszem na sanki... Szkoda że tak krótko - nie mogła trwać od połowy grudnia?
UsuńNa zdjęciach to mogę zimę oglądać, ale długie spacery to już nie bardzo :D Ja raczej ciepłolubna jestem.
OdpowiedzUsuńTo przyjedź do Arki, siądź z kawą w dłoniach, oglądaj zimę z cieplego, klimatycznego miejsca.
UsuńZrobiłeś mi miłą niespodziankę pokazaniem ulubionej przeze mnie Lanckorony. W tym roku byłem tam podczas pierwszej tegorocznej trasy w dniu 4 stycznia. Staram się zawsze to łączyć z Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej.
OdpowiedzUsuńCafe Pensjonat cudowny, natomiast następnym razem zajrzę do Arki. Lubię patrzeć na to jak inna osoba widzi te same miejsca. Relacja do serducha. Przedsionek kościoła zastałem tylko raz otwarty, kilka lat temu latem.
Pozdrawiam Was pięknie, a do swojej kolekcji słów wypożyczam Twoje "tłumany".
To przyjm jeszcze słowo "rozmrozki" czyli ocieplenia powodujące topnienie lodu i śniegu.
UsuńDziękuję za miłą zimową wycieczkę wirtualną :)) I przy okazji Wesołych świąt życzę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dzięki!
UsuńJest tam taka fajna knajpa Willa Tadeusz. Koleżanka tam wróciła. Mówi że bardzo przyjemne miejsce. Ja w Lanckoronie byłam na wycieczce z kursem Przewodnickim. To miejsce ma duszę.
OdpowiedzUsuńByliśmy, po prostu zdjęcia marnie wyszły. Lanckorona jest klejnotem beskidzkim o każdej porze roku.
UsuńI stało się: } bloganiema został USUNIĘTY, choć już nie było tam nowych wpisów. W wyszukiwarce, jeszcze się będzie pokazywać np taki tytuł był czy boicie się czarnego luda. Pozdrawiam Macieju &&
OdpowiedzUsuń