Wróćmy jednak na cmentarze.
Jest rok 1784 gdy syn Marii Teresy Habsburg, Józef II edyktem nakazuje zamykanie i likwidacje cmentarzy w obrębie miast a wyznaczanie miejsc pogrzebów poza ich terenem. Pamiętajmy, to czasy Oświecenia, czyli bałwochwalczego wręcz uwielbienia dla ludzkiego rozumu, a co się z tym wiąże; pogardy dla wszelkich "zabobonów". Ponieważ w/g encyklopedystów człowiek był tylko porcją mięsa i kości, tedy po śmierci należało jak najszybciej owe zutylizować. Cesarz Austrii był zaś nieodrodnym synem swojej epoki i w pełni podzielał owo przekonanie. Prawdopodobnie gdyby nie opór ze strony Chrześcijaństwa i trudności techniczne nakazał by kremacje wszystkich zwłok. Ale że nawet Cesarz musi się liczyć z oporem materii, skończyło się na kategorycznym nakazie pochówków ziemnych i zakazie stawiania nagrobków, tak by po dwudziestu trzydziestu latach, można było miejsce pochówku wykorzystać po raz kolejny. Jedynym dopuszczalnym sposobem upamiętnienia zmarłych były epitafia na murach cmentarnych. I nimi dziś się zajmiemy.
Ps. Cesarz daleko i być może pochwali gorliwość urzędniczą (jak się jakimś cudem o niej dowie), ale rodziny zmarłych blisko i na pewno wdzięczne nie będą, a że tacy Radziwiłłowie (którzy wszak mściwi nie są, ale pamięć mają...) mogli "uprzyjemnić" życie urzędnika na odległej prowincji, tedy prawie równo z zakazem, zaczął być on łamany - co wyszło nam na dobre... Ale to osobna historia.
Zatem mamy epitafia na murach - Cmentarz Tarnowski na Zabłociu - bo tak się wówczas nazywał - okolony był murem w zasadzie tylko z dwóch stron, od Wątoku i od południa było tylko ogrodzenie "polowe". Na tych odcinkach należy więc szukać najstarszych tablic epitafijnych. Wiele ich nie zostało - masowo padały ofiarami czasu, te wykonane z piaskowca rozmywały się, te marmurowe pękały, a i granit przecież niezniszczalny nie jest. Straciliśmy ich mnóstwo podczas kilku remontów jakim mury poddano. Niemniej jednak sporo zostało.
I właśnie teraz chcę Wam je pokazać.
Mam do tego spaceru zapis trasy z Traso, ale GPS takie cuda wyczyniał, że i tak nikt nie trafi wg wskazań jego zapisu. Po prostu wchodzimy głównym wejściem robimy kilka kroków prawo i tam napotykamy pierwsze zachowane epitafia na murach.
Warto zwrócić uwagę że tablice znajdują się w swoistych kilkucentymetrowych niszach. To nie oryginalny wygląd - były montowane na licu. Po prostu wraz z kolejnymi remontami, mur pokrywano tynkiem i zapewne pod jego warstwą znajdują się inne, prawdopodobnie przykryte ze względu na zniszczenie i nieczytelność.
Akurat nie widzę powodu, by się do nich "dokopywać" brak pieniędzy na ratowanie odsłoniętych nagrobków, a tamte już i tak bardziej niszczały nie będą. Ktoś kiedyś do nich dotrze, wyasygnuje środki, odtworzy i będzie miał frajdę.
Najstarsze z zachowanych epitafiów pochodzą z drugiej dziesiątki lat XIX stulecia. Prawdopodobnie wcześniejsze znajdowały się na zburzonym podczas budowy koszmarku jakim jest pomnik grunwaldzki i ofiar II wojny, odcinku murów na wprost Kościoła Matki Bożej Szkaplerznej - bo tam wtedy była główna brama cmentarza i tam były najwcześniejsze pochówki.
Zwróćmy uwagę na ciekawe spolszczenie
"Pamiętnik"
- nie przyjęło się jednak.
Część tablic została już odnowiona, część odnowienia nie wymaga,
ale poniżej seria tych w stanie tragicznym. Są prawie nieczytelne.
Co ciekawe poruszam się cały czas wzdłuż muru i nie wybieram co pokażę wcześniej a co później - tak się po prostu układa.
Moje prywatne zdanie jest takie:
O ile wcześniej epitafia robione były na zamówienie osób majętnych, o tyle kilkadziesiąt lat później, ci bogatsi "inwestowali" w nagrobki i grobowce, lubo kaplice, zaś mur pozostał dla tych uboższych, nie najbiedniejszych, bo im musiały wystarczyć drewniane krzyże wetknięte w kopczyk ziemny, po których już ślad nie został, ale tych z niższej klasy średniej (jak byśmy to dziś ujęli), na tyle zamożnych że rodziny stać było na trwalszą pamiątkę, ale już nie na spory wydatek jakim był nagrobek.
Dlatego epitafia powstawały w miękkim, tanim, łatwym do obróbki piaskowcu.
To trwa zresztą do dziś.
Ba nawet samo zawołanie "być pochowanym pod murem" jest obelżywe i sugeruje iż mamy do czynienia z kimś niegodnym bardziej honorowego miejsca.
Czasem jakiś "mistrz ślusarski" usiłuje przechytrzyć czas... z widocznym efektem.
Czasem można trafić na prawdziwe skarby - dobrze że odnowiono właśnie to miejsce.
Aczkolwiek nie udało i się dowiedzieć niczego więcej.
Na południowym murze - tylko to jedno miejsce.
A potem już wyjście z cmentarza - i koniec pewnej przygody.
Rzecz jasna jeszcze tu wrócę...
o ile dożyję rzecz jeszcze jaśniejsza ;-)
Zapadło mi w pamięć epitafium wmurowane w ścianę kościoła w Kalwarii Pacławskiej, tuż przy wejściu; pomijając treść, na samym końcu umieszczono napis: Kochanej siostrze kamień ten kładzie brat. Bardzo wzruszające.
OdpowiedzUsuńChyba pamiętam, muszę przeglądnąć zdjęcia sprzed lat, bo możliwe ze mam na kliszy (wtedy jeszcze cyfrówek nie było).
UsuńTak sobie myślę, że fajnie byłoby gdybyś wrócił tam jeszcze kilka razy, gdyż z chęcią dowiedziałbym się czegoś więcej o ludziach, którym poświęcono te epitafia. Pomyślałem o tym już dawno, gdy odwiedziłem stary ewangelicko-prawosławno-rzymskokatolicki cmentarz w Supraślu (żydowski znajdował się podobno nieopodal, a tatarski jest 33 km dalej). To jest niezwykle istotny kawał naszej historii, ale co z tego gdy ... niedoczas wokół:)
OdpowiedzUsuńJasne. Nawet będzie specjalny wpis, o ludziach - kim byli, o ich funkcjach społecznych itp. Oczywiście wszystko na miarę skromnego łazika. Wszak nie dysponuję możliwościami badawczymi choćby Antoniego Sypka (ale zawsze mogę na nim zabazować ;-) )
UsuńMasz rację, listopad sprzyja spacerom po cmentarzach, a opadające liście są tutaj dodatkowym symbolem przemijania. Każda z tych tablic, to pamiątka po jakieś osobie, dzisiaj zwykle już tylko można dowiedzieć, się jak długo i kiedy żyła. Czasem wpis kryje więcej informacji, zwykle też te stare tablice pozwalają poznać składnię zdań z tamtego okresu.
OdpowiedzUsuńWarto odwiedzać cmentarze.
Pozdrawiam.
To kopalnia wiedzy - o strukturze społecznej, modach, stylach zwyczajach. dlatego już kolejny rok listopad poświęcam tematom cmentarnym.
UsuńWarto wspomnieć ludzi, po których tylko napis został. To tak, jak by ich na chwilę do nas przywołać.
OdpowiedzUsuńTam często są wezwania "prosi o westchnienie", "prosi o modlitwę" - staram się zawsze sprostać tym prośbom.
UsuńTeż tak robię.
UsuńBardzo interesujący jest ten tarnowski cmentarz.
OdpowiedzUsuńDobrze, że go pokazałeś :)
To zaledwie zajawka, o całym pisze się książki.
UsuńNiesamowite. Myślałam, że tylko ja lubię bywać na starych cmentarzach. Też oglądam różne, zwłaszcza stare nagrobki, które swoimi kształtami uczą mnie jaki panował w danej epoce styl czy moda. Czytam epitafia, cytaty, oglądam stare zdjęcia, przystaję przy rzeźbach i wkoło tyle historii ludzkich. Już nie mogę doczekać się na Twoje kolejne posty.
OdpowiedzUsuńMacieju, cmentarz o którym piszesz to ten przy kościółku "Na Burku" a przy ulicy jest pomnik z trzema postaciami?
Serdecznie pozdrawiam:)
Tak dokładnie ten. I niestety pomnik o którym mówisz postawiono na najstarszej części cmentarza - niszcząc ją bezpowrotnie. Część cenniejszej kamieniarki przeniesiono do krypt tarnowskiej katedry, reszta przepadła - w tym najstarsze tablice epitafijne.
UsuńMacieju, w tej krypcie którą zwiedzałam w katedrze tarnowskiej nie było żadnych lapidariów a jedynie pochowani biskupi. Wnioskuję, że jest jeszcze inna krypta.
UsuńPozdrawiam:)
Tak. tam jest kilka krypt, dziś już chyba nikt dokładnie nie pamięta ile. Jest nawet z tym związana pewna opowieść "z krainy horroru" ale to nie dziś.
UsuńUdostępniono "kryptę biskupów" - natomiast te szlacheckie i patrycjuszowskie są całkowicie niedostępne lub wymagają specjalnych pozwoleń.
Wczoraj jako Anonim kilka zdań poświęciłem mojemu pradziadkowi, Kamilowi Baumowi. Dziś widząc wielowątkowe zaangażowanie autora w szeroko rozumianą historię i konieczność zatrzymania w pamięci czasów minionych, wspominam wizytę majówkową na tarnowskim Starym Cmentarzu i m.in. tablice epitafijne. Nie umiem nie odnieść się do szczególnie jednej, tej w formie trójkątnej płaskorzeźby, fot. nr 10. Poświęcona jest ona mojej praprababci, Annie z Bentkowskich Pryzińskiej, zmarłej w 1822 r. To była z kolei babcia mojego dziadka Jana Alojzego "Janusza" Pryzińskiego, profesora gimnazjum tarnowskiego, Pułkownika LP, starosty zamojskiego, który pojął za żonę córkę Kamila Bauma, Helenę.
OdpowiedzUsuńWspomnienia sprzed kilku dni nadal żywe, dzięki Panu powracają i utrwalają się. Dziękuję i serdecznie pozdrawiam, Krzysztof Pryziński.