Tymczasem Marzenka zasiadła przy mapach, leksykonach, przewodnikach i internecie, po czym po kilku godzinach orzekła iż jest tego, znaczy miejsc które trzeba "zaliczyć" jeszcze 14 sztuk! Albo zatem wujo Alzheimer mnie odwiedza, albo mieszają mi się wspomnienia z czasów harcerskich i te już małżeńskie. Tak czy siak 14 lokacji nie w kij dmuchał.
Znów kolejna filiżanka kawy, research w leksykonie i internecie, ale oto mamy listę miejsc do których pojedziemy - część wypada ze względu na okoliczność iż już praktycznie nic tam nie ma - relikty reliktów, a jednak na stosunkowo krótkim dniu czas ma swoje znaczenie.
Pewnie można by zacisnąć zęby, wstać w nocy, wsiąść w auto, odpalić i pojechać tak by na miejscu być o świtaniu... Tylko że to ma być PRZYGODA a nie katorga! Budziki ustawiamy zatem na siódmą rano... wstajemy koło ósmej o dziewiątej jesteśmy w zasadzie gotowi do wyjazdu ale... udaje się odpalić przed dziesiątą bo jeszcze zakupy w chrząszczyku. Nie jest źle, ale dobrze też wcale. Z listy wylatują jeszcze dwie lokacje, tak aby pozbyć się niedoczasu i jakoś z Googlemapami dochodzimy do konsensusu - ostatni na liście będzie już równo z zachodem i to pod warunkiem że wszystko pójdzie OK.
Próbowałem nastawić nawigacje w Mapiemap - ale klęska totalna. Zna tylko ulice, a w większości wypadków tego także nie, nie mamy czasu by dojeżdżać do miejscowości i stamtąd dopiero szukać zabytku. Co innego Googlemapy. Każda jedna placówka pojawia się jako znaczek, wystarczy stworzyć z nich sensowną "prostą łamaną" tak by zaczynać od najdalszej i łączyć je najkrótszymi odcinkami. Dylemat listonosze rozwiązywałem już tyle razy w życiu iż do tego podchodzę intuicyjnie, z pełnym sukcesem nie chwaląc się rzecz jasna. Do tego zauważyłem ciekawą właściwość Googlemap. Po zaliczeniu danego punktu, lub choćby bliskiego pobliża (bo wszak jest i dalekie pobliże... czy to moja wina że "język polska trudna język" i to jak nie oksymoron to tautologia?) sama automatycznie naprowadza na punkt następny!
Do Krakowa jedziemy Autostratą - bałem się jakiegoś korka, bo idiotów ci u nas dostatek i nie ma dnia by nie dochodziło tam do kolizji. Ale fart nam sprzyja i szybko okrążamy Kraków od południowego zachodu wjeżdżając na trasę olkuską. Tę znam sprzed lat, zawsze była ruchliwa, teraz to żmijka w jedna, żmijka w druga - niby szybko, ale męczy jak cholera. Na szczęście 80 km. do pierwszego punktu mija sprawnie, w rozbłyskach przekleństw i wydziwiania raz na zawalidrogi, innym razem na wyścigowców. Potem jednak rozlega się zbawienny głos "za 400 metrów skręć w prawo" i jestem w raju - puste, boczne drogi, kręte, wąskie i malownicze - 40cha na nich to już "niebezpieczna prędkość" ale za to jaki spokój...
Zobacz trasę w Traseo
PRZEWODZISZOWICE
Tu zostawiamy samochód na parkingu turystycznym i z buta śmigami kilkaset metrów pięknymi jesiennymi terenami.
Po drodze mijając malownicze skałki wapienne.
ostańce lub de modo ostatnio nunataki.
Na tych co większych umieszczono szereg strażnic granicznych, które z racji swego położenia, dały nazwę całemu obszarowi jako "szlak orlich gniazd".
Dumna ta nazwa, wprawdzie oddaje koloryt miejsca, lecz na moje oko nie specjalnie pasuje do żołnierskich stanic, a wszak żołnierze tu stacjonowali (ściślej mówiąc w wygodnych drewnianych chatach, u podnóża, lubo u lubych na wsiach pobliskich, tu chronili się tylko w razie konieczności walki) nie szlachetni i dumnie rycerze jako by tego legenda chciała.
Pewnie Freud by miał na ten temat swoje zdanie - ja wszak mam jego zdanie, jeszcze głębiej niż wleźliśmy. Miał bym ochotę jeszcze głębiej i jaskinka puszczała, ale Marzenka nie puszczała i trzeba było do wyjścia.
A potem jeszcze takie zabawy i schodzimy, w wiatce turystycznej kilka bułek i pasztet, zwiększyło swoja entropię, zmniejszając naszą, co dało nam energie do dalszej akcji.
Przy okazji nakarmiliśmy też wsiowego psiaka żebraka z ropiejącą raną na grzbiecie - zwierz z rasy tych co kość widziały tylko wtedy gdy przydarzyło im się otwarte złamanie...
Cholernie nieufny, widać niejednego kopa zebrał, ale puszkę pozostawiona w bezpiecznej odległości wyczyścił do zera. oczywiście puszka powędrowała potem do samochodu - ja nie zostawiam po sobie śladów, nawet wtedy gdy obok miejsca posiłku są jakieś urządzenia symulujące kosze na śmieci. nasze w 100% wróciły do Tarnowa.
MIRÓW
Jedno z dwóch miejsc gdzie udaje nam się kupić kartki pocztowe, w zasadzie jedną i to z numerkiem bo ostatnią... ale co tam!
Oczywiście w przyzamkowej Gospodzie - mają nawet okolicznościowy stempelek!
Polecam, parking za darmo, a lokal miły oku i z fajną obsługą.
Uff... a już się przewracała ;-)
Takie plenery tylko tutaj!
Herb Dołęga - dziwne moim zdaniem powinien być Jastrzębiec co nieco podobny tyle że podkowa w górę i krzyż zamiast strzały. Ciekawe, pomyłka czy celowe nawiązanie do jakiś koligacji?
Wnętrza - nie napawają poczuciem bezpieczeństwa.
Ale z zewnątrz - pozory potęgi są...
Obchodzimy obiekt dookoła - rewelacyjne tereny spacerowe, mógł bym tam godzinami sie plątać, po okolicy.
A potem dalej w drogę - bo stary drań Chronos ściga.
Po drodze widzimy skałę zwaną Okiennikiem Wielkim.
Ale z samochodu podczas jazdy zdjęcia nie wychodzą.
BOBOLICE
Ładnie odremontowany zamek, z ciekawa historią i
ciekawym dniem dzisiejszym...
Z malowniczym
mostem skalnym
I płatnym wejściem!
A my płacić nie lubimy - zwłaszcza wtedy, gdy po wnętrzu nie spodziewamy się niczego ciekawszego niż po zewnętrzu, gdyż doskonale znamy takie rekonstrukcje i sposób tworzenia w nich ekspozycji.
A propos - co to jest to drewniane, przyległe do murów?
My wiemy a kto się pokusi o odpowiedź?
O i jeszcze na koniec... najsłodszy z ciężarów.
MORSKO
Morsko to obecnie kombinat wypoczynkowy z milionem urządzeń i instalacji, ze stadniną, kortami i ... stokiem narciarskim!
Tylko zamek, po macoszemu i nawet trudno poznać, czy to ruiny, czy nie współczesna instalacja mało rozgarniętego architekta amatora po studiach wieczorowych...
Za to u podnóża zamku gospoda - w stylu drewniano zakopiańskim.
Obsługa sympatyczna, ceny tragiczne do tego szarlotkę podgrzano w mikrofalówce!!!!
O horrendum! O szelmy! Piekła dla Was nie starczy!
Ps. kibelek dla klientów free - co ma bądź co bądź nie liche znaczenie ;-)
Ps2 - wchodząc na Traseo z linku pod mapą - znajdziecie także zdjęcia np ze stoku narciarskiego - co polecam zainteresowanym.
PILICA
Miałem bardzo bogate plany co do Pilicy - ale nazwa okazała się cholernie adekwatna... piliło nas!
Do tego teren prywatny, wstęp zabroniony - ja bym, to olał ale Marzenka jest jedyną osobą której zakazy respektuję a skoro i Ona orzekła nie lzja no to ruki pa szwam i paszli w pi... znaczy nazad.
SMOLEŃ (miejscowość) PILCZA (zamek)
Wstęp płatny, parking nie. pokręciliśmy się po okolicy - zresztą i tak jedyne sensowne zdjęcia obiektu można wykonać z oddali.
Ale tu nasz cyber przewodnik ogłupiał co nieco, i zaczynamy błądzić - bo i jemu namiarów z satelity brakło. Zataczam pętelkę (circa about - trzy kilometry z hakiem), i widząc że nic z tego nie będzie, namierzam następna lokację na mapie i ufny w swojego geniusza locji zapylam jakąś błotno, polną alejką - wreszcie nawigacja łapie FIX'a i ... kurza twarz! Ale miałem intuicję!
RYCZÓW
Tu jedynie czeka nas quasi parking przydrożny - ale fajnie jest się przejść, tym bardziej że im dalej w las, tym więcej zamku i wkrótce mamy już wszystko na oku - i znów znać o sobie daje stara mądrość ludowa - iż z bliska widać najgorzej.
Uwierzcie na słowo tam na szczycie jest szereg kamieni, spojonych zaprawą i są to ruiny strażnicy.
GPS znów świruje. Dopytuje lokalsów o dalszą drogę. Chętnie pomagają - obrazowo opisując którędy i jak, z zastrzeżeniami "ale tamtędy nie przejedziecie" - no jasne trzeba poszpanować przed kobietą obok kierowcy - bo w domyśle jest oczywiście "WY nie przejedziecie - bo my twardzi miejscowi i w ogóle to spoko przejedziemy..."
No ok. nie przejedziemy, tędy i tamtędy, i owędy także nie - więc musimy jechać prosto? tak?
No tak! Prosto i tam potem będzie znak...
Oczywiście jedziemy, oczywiście nadkładamy drogi, oczywiście w pewnym momencie mijamy się z jednym z nich, na motorku, szelmowsko uśmiechniętego ... on przejechał.
Un Polonez Passe partu - (nie oczekujcie ode mnie znajomości ortografii francuskiej)
RABSZTYN
Tu jesteśmy już na styk ze stykiem Słońca i horyzontu, ale jeszcze na tyle jest światła, ze możemy poruszać się bez latarek.
zamek zamknięty, parking płatny - ale pilnujący go człowiek nieskory do pobierania opłat de facto za nic!
Po drodze ciekawostka, o której wcześniej nie czytałem.
Nader Ciekawa postać!
Jak widać nie w pałacach rodzą się bohaterowie.
"pijmy szybciej bo się ściemnia"
jak by skomentować mogli bohaterowie dramatu Jerofiejewa
"Noc Walpurgii albo kroki komandora"
(kto nie zna, polecam - zwłaszcza w wydaniu teatru TV z ekstra rewelacyjną obsadą)
Tu też trwa remont - albo mają instalację do ekstrealnych zjazdów na linie ;-)
A swoją droga sam bym się śmignął na takiej pochylni.
Krajobrazy cudo
A potem schodzimy.
Do resztek słońca, dojadamy, w wiacie umieszczonej obok Domu Kocjana, resztki kajzerek i pasztetów, dopijamy kawę z termosu i ogólnie to co mamy, a czego nam się wieźć z powrotem nie chce.
I jeszcze ostatnie zdjęcie dokumentujące połowiczne zwycięstwo Chronosa, w końcu nas dopadł, wcześniej zmusił nas do okrojenia planów - ale przecież zdążyliśmy nie mało zobaczyć, dotknąć, powąchać, wspiąć się, wpełznąć, zachwycić, wzruszyć, pogadać, pojeść, popić...
Zdążyliśmy i to jest najważniejsze. Bo walkę z Chronosem przegrywają tylko ci którzy boją się jej podjąć.
Do Przewodziszowic "dumni i szlachetni rycerze" jak najbardziej nei pasuje, gdyż przez lata była to baza wypadowa Siestrzeńca, rycerza-rabusia pełną gębą.
OdpowiedzUsuńTereny między Mirowem i Bobolicami są przepiękne i właściwie cały dzień można tam spacerować. Do odnowionych Bobolic też nie wchodziłem, chociaż byłem tam wielokrotnie, ale co ciekawego może być w świeżo odbudowanym zamku? Natomiast w Smoleniu byłem w trakcie prowadzenia prac renowacyjnych (były na ukończeniu) i muszę przyznać, że warto zobaczyć. A w Ryczowie można wejść na skałę ze strażnicą - ładny jest z tego miejsca widok na okolicę.
Tam można wejść na wiele skałek (choć często to ryzykowne, bez zabezpieczenia) ale jakoś sobie Marzenki wyrażającej na to zgodę nie wyobrażam ;-).
UsuńZdecydowanie tereny po których wędrować można długo bez zmęczenia i bez znudzenia.
Aż wstyd się przyznać - w żadnym z tych miejsc nie byłam.
OdpowiedzUsuńTo sobie przynajmniej u Ciebie pooglądałam.
Więcej nie piszę, żeby sobie obciachu nie robić.
Zbierz ekipę, kilka świetnych szlaków pieszych tam jest.
UsuńJak już gdzieś wspomniałam, kupiłam mapę, na razie ekipa się nie kwapi do wędrówki. Ale poczekam, może skruszeją.
Usuńtrzymam kciuki.
UsuńSzlak Orlich Gniazd należy do moich ulubionych tras. Chapeau bas. W ciągu jednego dnia odwiedziliście sporo miejsc. I bardzo dobrze, że nie wchodziliście do zamku w Bobolicach. Doskonale rozumowałeś, że nie ma tam nic zabytkowego. A ten drewniany wykusz w bobolickim zamku to atrapa dawnej toalety. Zamek w Rabsztynie otwarty jest latem, podobnie jak w Tenczynie. Zaskoczyłeś mnie płatnym parkingiem. Stajemy na pobliskiej drodze, po co płacić. Szkoda, że Rabsztyn był zamknięty, warto wejść na wieżę i pochodzić po zamczysku. Zdjęcie z zachodzącym słońcem przecudowne. Miodzio!!!!! Jadąc z Bobolic warto wstąpić do Ogrodzieńca jednak tam jest problem z parkingami.
OdpowiedzUsuńz moją klawiaturą dzieje się coś dziwnego zamiast "z" pisze "y". Muszę przerwać komentarz ponieważ wychodzą głupoty. w środę muszę nową kupić.
UsuńMacku, Twoja relacja i wspaniałe zdjęcia sprawiły, że nabrałam ogromnej ochoty na odwiedzenie jakiegoś zamku na Szlaku. Może będzie pogodnie na początku listopada.
Serdecznie pozdrawiam:)
nie musisz kupować nowej, wystarczy powrócić do poprzedniego ustawienia: typ "Polski (programisty)". Ustawienie to znajdziesz w prawym, dolnym rogu ekranu, taka mała ikonka klawiatury.
UsuńŁucjo - Ogrodzieniec znamy. Przez lata jeździliśmy do Częstochowy na wejście pieszej pielgrzymki z Tarnowa, to po drodze niejeden zamek się trafił. Faktycznie zdzierali tam za parking w nieprzyzwoity sposób, choć chyba i tak lżej niż w Ujeździe (Krzyżtopór).
UsuńMirosław ma rację, pewnie przez przypadek przestawiłaś, ja tam miałem swego czasu z ... insertem ;-)
Mirosławie, bardzo dziękuję. Dzisiaj kupiłam nową.
UsuńBędę wiedzieć na przyszłość.
Serdecznie pozdrawiam:)
Najnormalniej w świecie wstyd mi, że jeszcze tam nie byłam, tylko raz przejazdem do Częstochowy; w zakamarkach pamięci białe skały, kulki rojników, suche łąki ... i tyle; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAle za to świetnie znasz Rumunię, którą my zasię znamy z przejazdu.
UsuńCholera, a myślałem, że będę pierwszy z tym gdaniskiem (tak przynajmniej nazywa się to u nas, a konkretnie u M. Kopernika):)) Druga cholera dotyczy całości postu:) Czasu nie mam za dużo, a tymczasem zaciekawiłeś mnie do tego stopnia, że muszę poszperać jeszcze głębiej. Przyznaję, że z geografią u mnie nietęgo i szlak OG kojarzył mi się mętnie z maczugą i jakąś tam ruinką. PS. Jakim cudem ktoś taki, jak Ty, zagubił gdzieś 14(!) obiektów? :)))))
OdpowiedzUsuńBlisko ale - gdanisko to osobna wieża wychodkowa, tu zasię to wykusz. Na początku XXI wieku widziałem takie we Włoszech, świeżo do kanalizacji podpięte, ale z widocznymi na ścianach śladami użytkowania! I to mnie na zamku, ale w przyklejonych do zbocza domach prywatnych.
UsuńNa SOG byliśmy na obozie wędrownym z harcerstwa, wtedy tez wszystkie nie zostały zdobyte, ale sporo. Potem po żeniaczce, jeździliśmy z Marzenka do Częstochowy na wejście pieszej pielgrzymki z Tarnowa i tak jakoś się we łbie poukładało, że mamy tam już komplet.
Nasi przewodnicy twierdzą, że to jednak gdanisko. Wygląda to niemal dokładnie tak samo, nie jest osobną wieżą, więc stąd to skojarzenie :) PS. Gdy oglądam Was razem na zdjęciach stwierdzam, że faktycznie po żeniaczce, mogło Ci we łbie, poukładać:)
UsuńBoś z Warmii! U nas uczą że to... ustęp! Coś co ustępuje z murów, a przy okazji pozwala się załatwić.
UsuńAczkolwiek przyznaję iż rzec w towarzystwie
"czas mi do gdaniska zmierzać" brzmi niepomiernie dostojniej niż "muszę iść do ustępu".
A co do Marzenki - nawet nie wiesz jak bardzo!
Większość zamków znam z autopsji i potwierdzam, że jesienią, nawet późną jest tam REWELACYJNIE!. Tak się składa, że z grupą znajomych tworzących Klub Łosia, już trzy razy (co najmniej) spędzaliśmy w tamtych rejonach listopadowy "długii weekend" (jeśli akurat wypadał). Tereny doskonałe do jesiennej eksploracji.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie, przyroda tworzy niesamowicie barwną oprawę dla białych wapiennych skał. W lecie jest tam super, ale jak się trafi słoneczna jesień, to nic tego nie przebije.
UsuńŁomatko, na podobnej trasie byliśmy 8 lat temu i niestety nie ocalało nam ani jedno zdjęcie. Pamiętam,że Bobolice były dopiero odbudowywane a pod zamkiem w Ojcowie cena za parking przyprawiała o zawał. W ogóle jak sobie przypomnę wycieczkę w tamte rejony to wszędzie z człowieka zdzierali :(
OdpowiedzUsuńW sezonie drą jak zwariowani, po sezonie już mniej, choćby z tej racji że turystów mało i nie bardzo się gminom opłaca utrzymywać stałego pracownika, którego zajęcie jest mało albo zgoła wcale dochodowe. Ponieważ większość z tych strażnic, nie nadaje się na "zamek prywatny" to i poza sezonem stają się ogólnie dostępne.
UsuńPogoda dopisała jak widać, a teraz Jura najpiękniejsza.
OdpowiedzUsuńOdnośnie samej trasy - pod pałac w Pilicy można śmiało podejść nikt nie goni, a warto całość obejść w kółeczko gdyż potężne niegdyś fortalicje niestety coraz bardziej się rozpadają.
Mimo biletów na zamek górny Pilczy (Smolenia) WARTO przy ładnej pogodzie wejść. Mimo iż znam tam na pamięć każdy detal panoramy to zawsze z największą przyjemnością się drapię na górę. Choć dawne wchodzenie trawersując przy podstawie wieży (to naprawdę dawno temu), czy po klamrach było bardziej emocjonujące ;)
Herb na mirowskim i bobolickim zamczysku nawiązuje do obecnych właścicieli...
I częściej zapraszam częściej w moje strony, ot choćby miejsca jeszcze dalej zacisznego i niesamowicie klimatycznego jakim jest Dolina Udorki i oczywiście wiele wiele innych.
Dogłębne podejście do tematu ;)
UsuńZapamiętałem.
W Pilicy pilił i czas i Żona (czas mozna by jeszcze zlekcewazyć,ale Żonę?)
Latem byłam bliska zwiedzenia zamku w Mirowie. Też chciałabym
OdpowiedzUsuńobejrzeć wszystkie zamki. Bardzo udany wyjazd :)
Bardzo udany, fakt!
UsuńTo musisz się brać za tęgie zwierzanie bo tego jest w Polsce około 4 setek!
Bardzo ciekawa pętla. Natura ładnymi widokami nadrobiła to, czego nie zobaczyliście z głównego planu wycieczki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Marzena ma takiego farta ;)
UsuńTo zobaczyliście wiele ciekawym miejsc. Niezła wyprawa dla fotografika. A co do tego wystającego drewnianego miejsca z murów, to myślę... że powietrza tam można zaczerpnąć. A potem poczuć się jak ptak.
OdpowiedzUsuńSporo, dla fotografika do szczęšcia potrzeba jeszcze dobrego sprzętu ;)
UsuńW pewnym sensie i powietrza zaczerpnąć można i ... wypuścić ;)
No widzisz? I co Ty byś zrobił bez Marzenki? :). Widać, że Ona jest tak samo "sfiksowana" na punkcie krajoznawstwa jak i Ty chociaż do tej pory byłam przekonana, że to Ty jesteś "motorem i siłą napędową" Waszych wojaży. Swoją drogą trochę mnie zaskoczył fakt, że pominąłeś aż 14 obiektów i atrakcji. No kto jak kto ale Ty? :). Fantastyczny mieliście dzień, to widać!
OdpowiedzUsuńDobraliśmy się jak w korcu maku - Ja zbieram nawet bilety PKP z wycieczek i ... Marzenka jest jedyną osobą która robi to samo ;-). Mamy tego pękate albumy.
UsuńNie tyle pominąłem, co byłem pewien że już mamy je "zaliczone".
Siłę to Tymasz, bo i Marzenkę na rękach nosisz i skały podtrzymujesz... fajnie,
OdpowiedzUsuńCiekawa relacja, przy okazji przypomniałeś mi o tym, że kilka lat już nie byłem na Jurze. Dzięki.
A noszę Marzenkę, noszę - Delikatnej budowy to i waży niewiele.
UsuńFajna ta chatka taka by mi starczyła-widoczki super,zamek i skałki:)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście sprawia wrażenie bardzo przytulnej
UsuńTrudno mi wyobrazić sobie, jak zmęczeni musieliście dotrzeć do domu. Tyle miejsc w jeden dzień? Nam zajęło to tydzień! I kilka kolejnych, by opisać to na blogu. Świetnie, że w Mirowie udało Wam się zajrzeć do środka. Choć widok Was nie oczarował, i tak zazdrościmy ;)
OdpowiedzUsuńJestem stalkerem zaglądanie tam gdzie nikt inny zaglądnąć się nie waży to moje credo ;-) Choć czasami napyta sobie człowiek kłopotów, a bywa że i boli. Wielu miejsc nie pokazuję na blogu choćby z racji tej że tam gdzie byłem bycie było surowo zabronione pod groźbą kar, plag, grzywien czy innych sankcji ;-)
UsuńZmęczeni? trochę, ale raczej należymy do gromady "twardodupców", zresztą mamy solidne treningi za sobą.
Gorzej z czasem na opisywanie.
Za to noszenie żony na rękach to masz u mnie Jeszcze większy szacun. Który facet dziś nosi żonę na rękach. Pozdrawiam Was serdecznie. Piękne zdjęcia. Jura jest super do łażenia.
OdpowiedzUsuńJest tego warta ...
Usuń