czwartek, 1 października 2020

Rowerowo- kajakowo czyli - o tym jak Bikersi się w piratów bawili.

Impreza u Bikersów cykliczna, coroczny spływ kajakowy - ja jestem po raz pierwszy. Kto mnie zna wie czemu. Kto mnie nie zna... chyba nie ma tu takich. No ale jak koniecznie będzie chcieć wiedzieć, to nie ma sprawy, niech pyta w komentarzach.

Startujemy z centrum Tarnowa, tylko ja jak zwykle zapomniałem uruchomić Traseo we właściwym miejscu. Ale to wszak nic bo przecież  te miejskie szlaki pokazywałem setki razy przy innych wyjazdach. Najważniejsze jest to co dzieje się już za Zbylitowską Górą/Zgłobicami w kierunku na Zakliczyn, a potem na Jurków. Trasa także dobrze mi znana poza ostatnim odcinkiem - muszę przyznać Piotrowi że nieźle to wykombinował - pewnie jeździł tędy wiele razy by taki zgrabny szlak wytyczyć. Bo faktycznie przez praktycznie 100% trasy omijamy wszelkie drogi o natężeniu ruchu większym niż lokalny. Sporo odcinków, to niedawno ukończone kawałki VeloDunajec. Szkoda że nie całość - ale dobre i to.

(Straszliwie namieszali w skrypcie Bloggera, pisanie teraz to droga przez mękę, do tego zdjęcia wstawia w odwrotnej kolejności! Nie wiem czy celowo chcą zniechęcić ludzi do blogowania,czy to taka wpadka przy pracy, której nikt nie naprawia, bo albo nie wie jak, albo... jemu to nie przeszkadza?!)

Lecz mniejsza o Googlarzy - wróćmy do naszej akcji. 



Takie krajobrazy - kto się pisze?


Piotr jak przystało na lidera na przedzie. Prawie...
To już fragmenty Velo Dunajec, prowadzone po wałach. BAAARDZO dobry pomysł, szkoda że nie ma ciągłości z innymi odcinkami. 


Bo za Nim już tylko ja zostałem jako zamykający - reszta rozszalała się w przodzie. Spoko dogonimy ich bez problemów. 

A tam na horyzoncie to już pasmo Szpilówki


A poniżej masyw Mogiły (478 mnpm) a ściślej Patria (471) najbardziej na zachód wysunięta, tuż dalej Głowaczka (406)

Zaraz za Głowaczką, a w zasadzie na wprost niej, jest prom do Czchowa...
tak zgadliście nim płyniemy 



Na promie! 
 
Przed nami teraz ciut polnych dróg, zawijasów, zakrętasów, dołasów, pylasów i kamieniasów, okraszonych gdzieniegdzie błociarami, jest też jedna przeprawa w bród... aczkolwiek mikra..

Wkrótce docieramy do... Chorwacji. Tak, tak się nazywa kąpielisko w Jurkowie, gdzie swoją bazę mają "Kajaki Dunajcem", jak sama nazwa wskazuje "Kajaki Dunajcem" organizują spływy na... wielu rzekach, choć faktycznie głównie Dunajcem i Popradem. Jesteśmy trochę przed czasem, pada hasło żeby ognisko zapalić na miejscu, ale jakoś tak nam tu mało intymnie ;) Za to jedziemy jeszcze do sklepu i kupujemy coś więcej niż tylko to co mamy ze sobą. Mam czas naciąć patyków na ognisko (wierna maczeta znów pokazała na co ją stać). Wkrótce docierają też i inni spływowicze, którzy nie jechali z nami. Jeszcze kilkanaście minut czekania i podjeżdża przyczepa z "naszymi" kajakami. Pomagamy je rozładować, przy okazji w jednym rozwiązuje się linka uchwytu i spada mi na ramię, trochę boli i jest szrama, ale nie na tyle by się tym przejmować. Jednak to dla mnie dobry pretekst by skrzętnie przyglądnąć się reszcie sprzętu - ogólnie nie budzi wątpliwości - jest sprawny. Tylko ta jedna jedyna linka... no cóż!

Załatwiamy też z organizatorami, aby zabrali nasze rowery i zostawili je w miejscu, do którego przybijemy, czyli pod mostem w Zakliczynie. W ten sposób nie trzeba nas będzie odwozić na miejsce startu, a my nie będziemy już musieli kręcić z samej "Chorwacji" lecz tylko z Zakliczyna.
 
 

Wodowanie. My z Piotrem jako pierwsi, kręcimy jeszcze pętle po wodzie, tak by Piotr mógł uchwycić na fotkach wszystkich uczestników spływu, Zresztą w tym miejscu prąd nie jest jakiś przemożny i nawet w górę rzeki płyn ie się z  niewielkim tylko wysiłkiem.


Spływ uważam za rozpoczęty


Niczym okręt eskorty kręcimy się wkoło "konwoju" kajaków, nadzorując by nikomu nic złego się nie stało. Niby dorośli ludzie ale jednak dla niektórych to pierwszy w życiu spływ kajakowy i pewne rady mogą się przydać. 

mówcie co chcecie ale spływ z kimś, to całkiem inna zabawa - mam czas żeby się czegoś napić, cyknąć fotkę, porozglądać się. Gdy płynie się samemu, nie jest to takie proste, zwłaszcza na Dunajcu. Rwący nurt szybko zaczyna kręcić kajakiem, a kamienie tylko czekają by obrócony bokiem kajak wywrócić. 
 
 
 
 Znajdujemy kawałek kamieńca - tak kamieńca - popularna nazwa łacha nie jest właściwa, choć już właściwie wyparła to stare określenie. Kamieńce na wszystkich rzekach były ziemią niczyją - tu bez zgody kogokolwiek mogły rozkładać się tabory cygańskie, tu biwakowali włóczędzy, stąd pozyskiwano budulec na drogi, później też na domy (zwłaszcza na ich fundamenty).

 
 Niczym Krzysiu Kolumb - wyciągamy naszą flotyllę na brzeg, aby nie odpłynęła samoczynnie. 

 
Wkrótce też rozpalamy ogień i przystępujemy do obróbki termicznej a następnie konsumpcji kiełbas.

Okazuje się też że w tym miejscu Dunajec można przejść w bród, maksymalne zanurzenie to nieco powyżej pępka. 



Pokrzepieni kiełbaskami i nie tylko czujemy się niczym zdobywcy oceanów. Co i raz rozlega się też okrzyk "syreny z prawej!" (lubo z lewej) - oznaczający że gdzieś na brzegu dostrzeżono...  no syrenę ;) Zresztą zawsze spotyka się on z aprobującym uśmiechem ze strony tejże. Kusi mnie zapytać jednej czy drugiej syreny co by powiedziała gdybyśmy próbowali wziąć ją abordażem... ale rezygnuję bo mogła by źle odczytać nasze zamiary, a tu albo żonaci, albo zaręczeni, albo w trakcie zakochiwania się, więc jak potem takiej odmówić? 


Niestety to już końcówka spływu - przed nami most w Zakliczynie. przybijamy do kamieńca pod mostem, i czeka nas jeszcze kilkadziesiąt metrów przenoszenia kajaków do miejsc a załadunku. Za to rowery już są.  

Pożegnalne zdjęcie piratów... a może bikeratów? - oczywiście z maczetą. Zdjęcie od Piotra - dzięki.

Chwilę potem zdajemy sprzęt, odbieramy nasz i jedziemy do domów.




Droga powrotna jest praktycznie powtórzeniem drogi dojazdowej, tyle że krótszym o odcinek Zakliczyn - Jurków. Nie ma sensu wrzucać mapki. Do Tarnowa docieramy popołudniem "gubiąc" powoli  tych którym bliżej kręcić do domów z okolic Błoń, czy Zgłobic. Następny spływ Bikeratow za rok - przede mną jeszcze kilka w tym sezonie - ale to już materiał na osobne wpisy. 
Więcej zdjęć na fejsie Bikers-Tarnów










10 komentarzy:

  1. Właśnie robiąc zdjęcia podczas spływu z córką, zagapiłem się przez momencik i wyniosło mnie na nadbrzeżne krzaki, nie zdążyłem ominąć i buch, do góry kołami. Córka w ryk, ja w .... bo worek z dokumentami odpłynął, jedyne wiosło odpłynęło, ja stoje po pas w wodzie, córka trzyma sie kurczowo odwróconego kajaka, totalne odludzie, brzeg wysoki. Ogólnie niewesoło. Ale jakoś odzyskaliśmy grunt, rezon, wiosło i worek w dokumentami. Oczywiście dzięki dobrym ludziom, którzy w końcu nadpłynęli. Ale przygoda na długie lata. Także Dunajec niby taka sobie rzeczka, ale w szczegółach to skryty zabójca i podstępny podtopiciel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest powód dla którego stale namawiam do spływów pod moją opieką. Nie mogę zapewnić że nikt się nie wywróci, ale na pewno umiem zminimalizować skutki.

      Inna sprawa że mieliście ogromne szczęście. Przy brzegach pod wykrotami są często duże głębie, a jak by Was wywróciło na bystrzu to na pewno nie obyło by się bez urazów mechanicznych. Dunajec wymaga uwagi i nieczęsto pozwala odsapnąć.

      Usuń
  2. I tu się zagapiłam - kilka nowych wpisów mi "umknęło". Nic to. Nadrabiam.
    Ja z bloggerem walczyłam chyba z miesiąc i dopiero pomoc rodzinnej informatyczki pozwoliła mi toto ogarnąć.
    Bardzo lubię relacje ze spływów - takie to dla mnie egzotycznie piękne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jeszcze kilka takich relacji będzie.
      Moja znajoma "poboczem drogi" też skarży się że nowy skrypt Bloggera - jest totalną pomyłką.

      Usuń
  3. Maćku, ile atrakcji. Jesteście pełni werwy i pomysłów.Jak zawsze miło się czytało i oglądało.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki - działo się to prawda, a to nie koniec wodnych przygód na ten rok.

      Usuń
  4. Beskidnick był w siódmym, a może i w ósmym niebie - rowery, kajaki, piękne widoki no i syreny :). Już widzę ten uśmiech dookoła głowy ha ha ha.

    OdpowiedzUsuń