czwartek, 14 maja 2020

Trzy Velo i raz WTR

Marek jest wielki! Serio! To co dziś opiszę to jego autorski pomysł, na bieżąco zresztą modyfikowany, tak aby wszystko przebiegło sprawnie, byśmy zobaczyli jak najwięcej, i by wszyscy którzy muszą na coś zdążyć... zdążyli. 

A cała przygoda zaczęła się już dzień wcześniej, a nawet dwa! Dwa, bo Markowi urwał się hak od przerzutnika i plan jazdy do Krakowa na rowerach szosowych upadł. Gdyby więc nie ten wypadek, to ja najprawdopodobniej pojechał bym całkiem gdzie indziej i z całkiem kim innym, bo nie ma szans bym dał radę nadążyć za Elą, Kasią i Markiem śmigającymi na "szosach", na krótkim dystansie pewnie tak, ale do Krakowa już nie. Zdarzyło się jednak jak się zdarzyło, na prędce zmodyfikowano plany i trasę, dokooptowano do grupy Anię i Wieśka i w ten sposób sześcioro rowerzystów ruszyło na podbój szlaków rowerowych Niziny Nadwiślańskiej i Podgórza Bocheńskiego - a tak w ogóle, Mało kto zdaje sobie sprawę, że już jakiś czas temu dokonano modyfikacji podziału fizyczno geograficznego naszego kraju i pojawił się szereg nowych mezoregionów - dlatego polecam zajrzeć na tę mapkę - warto! 


Wyglądało to tak, mniej więcej... ale szczerze mówiąc... czytajcie dalej, bo będziecie mieć niedosyt.



A dzień wcześniej przyjechała Kasia i odbyło się wielkie konspiracyjne strzyżenie owiec ;)


A potem nocna wizyta w ruinach zamku Tarnowskich

(gdyby komuś wyrwało się "ach..." to nie się nie krępuje - wolno wzdychać -
tu naprawdę jest pięknie).

Piękny czas. Trzeba było jednak iść spać i grzeczne wypoczywać przed dniem następnym, albowiem czekało nas naprawę sporo kilometrów!
Kasia ma załatwiony nocleg w TCI - (czytają tego bloga osoby, które też tam nocowały i mogą potwierdzić że to fajne miejsce). Rozwożę towarzystwo po domach, wracam i wreszcie mogę i ja uraczyć się piwem...

A nazajutrz...


Tak,tak...140 kilometrów, niektórym ciut mniej bo startowali z innej lokalizacji i na powrocie też mieli nieco bliżej... ale ogólnie kilometrów sporo. Inna sprawa że diabli raczą wiedzieć jakim cudem się udało wykręcić taki wynik w różnicach poziomów - skoro trasa biegła w zasadzie cały czas równinami?

Startujemy spod dworca. Kasia, Marek i ja. pierwsze część trasy, to wielokrotnie pokazywane już tu miejsca - nie robię zdjęć, bo i po co? - gdyby komuś zależało, to znajdę w archiwum wpisy gdzie takie zdjęcia są.
Z drugą grupą Elą, Anią i Wiesławem spotykamy się w Klikowej koło zakładów mięsnych, Marek jeszcze obgaduje z dziewczynami trasę - ja z Wieśkiem wolimy obgadywać dziewczyny ;)

W zasadzie aż do Biskupic Radłowskich trwa wyłącznie dojazdówka - dopiero tam pierwsze zwiedzanie, pokazuję części ekipy cmentarz wojenny nr 257. Miejsce tragiczne ale dziś piękne i romantyczne - choć słabo utrzymane - błaga o kosiarkę i oczyszczenie ogrodzenia z zarośli. Wszyscy tu spoczywający to polegli w trakcie zastoju frontu na linii Dunajca w pierwszych miesiącach 1915 roku, oraz w trakcie operacji Gorlicko-Tarnowskiej, gdy linia ta została przerwana.

W oddali pomnik centralny na cmentarzu nr 258
Przy okazji konkurs na spostrzegawczość - kto jeszcze jest na tym zdjęciu?

Następny postój wypadł nam także w Biskupicach Radłowskich ale już przy pomniku Bitwy Radłowskiej.

Tak wiem, powtarzam to niczym Katon swoje słynne "Ceterum censeo Karthaginem delendam esse" - ale takie miejsca boleśnie uzmysławiają nam że bezprzykładne męstwo polskiego żołnierza nie jest w stanie zrekompensować bezprzykładnej głupoty polskiego dowództwa i polityków!

Wiecie, kilka dni wcześniej II batalion 16 pp został dosłownie rozjechany przez czołgi, w czasie bitwy pszczyńskiej, podczas idiotycznego ataku na formację pancerną Niemców!  A "Szesnasty" to był pułk rekrutowany w Tarnowie i okolicach - o wartości tarnowskich chłopaków niech świadczy fakt że strzelali od pierwszego do 18 września pod Rawą Ruską, Tokarami i Psarami (czyli już głęboko na terenach dzisiejszej Ukrainy) - Natomiast Tu pod Radłowem gros poległych to chłopcy z okolic... Pszczyny, Cieszyna, Bielska Białej... takie szyderstwo historii.

No nic, coś jemy, coś pijemy - Marek jak zwykle konsultuje się z telefonem i mapami. Mamy umówione spotkanie w Uściu Solnym... czas w drogę. Marek odgwizduje "wsiadanego".
Velo Dunajec powoli zbliża się do końca, Już widać wieże kościoła w Otfinowie, wkrótce po prawej pojawia się wieża kościoła w Wietrzychowicach - na równinach wieże kościelne to najlepsze punkty orientacyjne.
Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej
Późny, już widać że udziwniony, neogotyk - kościół budowano w latach 1917/24 (co wiele tłumaczy, bo ewidentnie widać tu już wpływy modernizmu, a nawet jakieś ciągotki do neobaroku) po tym jak w trakcie I Wojny ostrzał artyleryjski uszkodził poprzednią drewnianą świątynię pw. św Leonarda. Być może podobnie jak w przypadku Wojnicza było to wezwanie związane z faktem spławiania Dunajcem wielu dóbr z Węgier w głąb Polski? Kwestia jest rozwojowa, jak coś bliższego doczytam, albo dogadam, to Was poinformuję w następnym poście z tamtych terenów.


Na razie zajęcia z łaciny - odczytywanie daty zapisanej w formie MDCCCLXIX - spróbujcie sami, ja dałem radę! Ela po prostu przeczytała ten sam tekst po Polsku ;)

A potem... no cóż - jedziemy dalej !
Drewniana zabudowa Wietrzychowic


Drogowy odcinek WTRki
Wiślanej Trasy Rowerowej - dla mniej kręcących.
Wcześniej był jeszcze pobyt w sklepiku i dobranie sobie tego i owego na drogę. Wkrótce wjeżdżamy na wały i wtedy już w pełni czujemy urok tej trasy. Owszem wiaterek zawiewa, czasem pchnie, czasem zatrzyma - ale przynajmniej z wałów widać urodę okolicy. Niestety nie ma czasu zajechać na "cypel" czyli miejsce gdzie Wisła łączy się z Dunajcem - no cóż będę musiał tu przyjechać specjalnie jeszcze raz. Nic to!
A droga na wały, wiedzie zaraz za tą kapliczką.

A oto i Wisła rzeczona ona.

A tak wygląda WTR'ka z siodełka.

Górka - bardzo ciekawy dwór ziemiański - ale niestety bez opisu i z tego co widać, chyba bez pomysłu na przyszłość.

A potem już prosto meandrami do Uścia Solnego - miejsce to istnienie swe zawdzięcza... a jakże... Kazimierzowi Wielkiemu - który wyśmienitym gospodarzem był (daj nam Panie - 10 lat monarchii i takiego króla, a Polska znów będzie krajem mlekiem i miodem płynącym, co prawda pierwej spłynie krwią zasrańców i szkodników, ale akurat to mnie nie martwi). Nazwę są zawdzięcza zaś faktowi że tędy spławiano sól, z bocheńskich kopalń do Wisły i dalej w świat. Swoją drogą w średniowieczu już umiano tak silnie higroskopijny towar jak sól zabezpieczyć przed wodą, a kilkaset lat później imć Zabłocki rozpuszcza swą fortunę w mydle... Upadek techniczny szedł w parze z postępującym upadkiem społecznym i politycznym. 

Kościół św. Apostołów Piotra i Pawła.
Napisać by się chciało że to skromny barok - ale przecież wszyscy wiemy że "skromny barok" to oksymoron - więc należy napisać - skromny jak na barok ;)

Uście Solne przez setki lat było miastem, niestety przemiany administracyjne i komunikacyjne nieuchronnie zepchnęły je na skraj niebytu - dziś królewskie niegdyś miasto ma wielki pusty rynek bez handlu, ale za to otoczony rozsypującymi się drewnianymi chałupami.
To ilustracja jak by kto nie wierzył.
To także Uście Solne
Choć marzenia i pamięć o historii zostały!

W Uściu Solnym spotykamy Magdę i Piotra oraz ich synka Wojtusia, wspaniali ludzie, BARDZO zasłużeni dla tarnowskiej turystyki rowerowej. Tym razem podjechali samochodem a my prócz ciekawej rozmowy, wymiany doświadczeń, mieliśmy też szansę podzielić się doświadczeniami fotograficznymi, coś zjeść, wypić (Piotr dzięki za kawę!!!!) i odpocząć w cieniu... aczkolwiek nie wszyscy...

W Uściu solnym porzucamy Wisłę i dalej na południe poruszamy się Velo Rabą. To już trzecia z naszych czterech dróg rowerowych którymi przyszło nam jechać tego dnia. Velo Raba nie ma nawierzchni asfaltowych na wałach, ale całkiem zgrabny szuterek i wiedzie krainą równie malowniczą co trasa wiślana.
A wygląda tak!

Na moście w Uściu widziałem kajakarza śmigającego po Rabie, a moje serce przeszył bolesny skurcz! No cóż pozostaje czekać aż Mikołaj (mój starszy syn) zrobi w końcu prawo jazdy... albo... trafi się jakaś załogantka z samochodem, bo uwierzcie lub nie, ale dźwiganie dwudziestokilogramowego pakunku na plecach przez kilka kilometrów, a potem proszenie by kierowca autobusu raczył zabrać, o ile tam jakikolwiek autobus jeździ?!  Nie należy do fajnych akcji, zwłaszcza gdy człowiek już zmęczony zabawą z nurtem i wiosłami...
Jak wygląda Velo Raba widzieliście na poprzednim zdjęciu
a na tym zobaczycie jak wygląda...

Kasia w Rzepaku ;)
Po drodze także mijamy perełki małej architektury sakralnej. 

Wielce zasłużony dla naszej wycieczki sklepik "SMYK" w Mikluszowicach. Sklepik otwarty jest w niedziele, dlatego polecam go wszystkim rowerzystom, jako pewne miejsce gdzie może liczyć, na coś do picia, zjedzenia albo ochłodę lodami...

W ogóle Mikluszowice to ciekawa lokacja jak zaraz zobaczycie. W Mikluszowicach właśnie, Marek postanowił "ukąsić" Puszczę Niepołomicką. Kęsek maleńki, dający ogromny niedosyt, ale jednak kęsek - zaliczono - poważyli się i dali radę... pytanie brzmi czy dadzą radę wrócić?  ;)
A puszcza zaczyna się zaraz za sklepikiem...więc daleko nie mieliśmy.


Trzy Gracje i... ... no sami wiecie kto z Gracjami swawolił... ;)

A Puszcza wygląda tak.

A tak wygląda kościół św. Jana Chrzciciela w Mikluszowicach.


I św. Florian zaraz za świątynią
A potem przed nami mega ciekawe miejsce w postaci
Góry św. Jana
Dawne grodzisko, być może strażnica brodu na Rabie z czasów państwa Wiślan, miejsce gdzie stał kościół...
Warto poznać tę historię, warto tu przyjechać.
U stóp wzgórza... (no wiecie śmiech nie pozwala mi mówić o górze) ... mamy fajną - choć barokową figurę św. Jana Chrzciciela.
hmmm - popuśćmy wodze fantazji... być może za czasów działalności Cyryla i Metodego na terenie państwa Wiślan właśnie w tym miejscu, w Rabie odbywały się chrzty? Bo my tu wszak sto lat z hakiem przez Mieszkiem chrzczeni byli! Jeno że był to chrzest w obrządku cyrylometodiańskim a nie "europejskim" to wielu nie chce o nim pamiętać!

Jest też czas na mini warsztaty zielarskie - tym razem w roli głównej
Glistnik jaskółcze ziele

Tu też ostatecznie porzucamy Velo Rabę i dumnie, wkraczamy na Velo Metropolis...
(wkrótce otwarcie Velo Titanicus, Velo Solarionensis i Velo Gelactis... to tak na marginesie dumnych i szumnych nazw)
Kładka na Rabie
oficjalnie zamknięta dla ruchu wszelakiego...

No to się nie ruszamy... ;)

A potem ruszamy na wschód.

W Bogucicach taka urokliwa kapliczka maryjna z bardzo bogato płaskorzeźbionym cokołem.
wartościowy zabytek - jak by kogoś interesowało.

A kilka kilometrów dalej


Taki, równie wartościowy krzyż przydrożny, choć za ogrodzeniem.



Zaczyna się pojawiać zmęczenie, ból pośladów, nadgarstków i krzyża...
odpoczynek krótki ale intensywny.


Bez zatrzymywania mijamy Okulice i ichniejsze sanktuarium czy izbę pamięci gen Leopolda Okulickiego. Nie ma już na to czasu.


W przelocie fotografuję figurę Chrystusa w Dąbrówce i mkniemy dalej. Wkrótce docieramy do serwisówki wzdłuż autostrady i fotografowanie w ogóle traci sens, bo z tej trasy chyba już wszystkie możliwe miejscówki pokazywałem. Zresztą zaczyna liczyć się czas - Kasia ma pociąg do domu i on nie będzie na nią czekał. A było by głupio spóźnić się minutę. Prowadzi jednak Marek i kosztem ogromnego wysiłku tak nawiguje w przestrzeni i czasie, że jesteśmy na styk. Znaczy nie wszyscy - On z Kasią w Zbylitowskiej Górze przyśpieszają - jadą przodem, odjeżdżając nam znacznie a wkrótce całkiem. Ela z Wieśkiem urywają się na ulicy Zbylitowskiej i jadą do domów, a ja z Anią powoli zjeżdżamy śladem Kasi i Marka. Rozstajemy się przy Pułaskiego. Zajeżdżam na dworzec - Marek siedzi na ławce i... dogorywa. Widać dopiero teraz ile Go ta akcja kosztowała - ale zdążyli!

No cóż tym się różni prawdziwy wódz i lider, od malowanego że na siebie bierze najwięcej podczas gdy ten drugi to najczęściej zwykły buc spijający śmietankę z pracy i wysiłku innych.

Ps. W domu wypiłem trzy piwa, dwie kawy na raz, a pizzę zagryzałem batonikiem czekoladowym... smakowało!!!



19 komentarzy:

  1. Z pakunkiem kajakowym to jak z naszym psem Maksiem, który przewędrował z nami kawał świata; niektórzy kierowcy autobusów robili wielką łaskę, choć Maksio miał tylko kilka kilogramów i trzymałam go na rękach; ale wiesz, nawet odrobina władzy zmienia człowieka:-) podobają mi się bardzo figury świętych na rzeźbionych słupach; jak to kładka zamknięta? znam to uczucie zawodu, kiedy drogę zamyka szlaban albo zakaz, a tam dalej jest tak ładnie; Puszcza Niepołomicka jakaś mizerna, jak w parku:-) no, odwodniłeś się przez cały dzień, trzeba było nadrobić ... a już myślałam, że nie używasz piwa:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamknięta nie znaczy że nieprzejezdna ;)
      Puszczę to myśmy zaledwie kąsnęłi - ale są plany na lepsze poznanie.
      Piękne są te stare figury i krzyże - te "ludowe" zaczynają pojawiać się tak mniej więcej 150 lat temu i wskazują że chłopstwo robiło się coraz zamożniejsze (zapewne nie cała warstwa, ale górna jej część i stać ich było na takie fundacje.

      odwodniłem - ale w drodze wypiłem trzy butelki 0.7 litra izotoniku i piwo i kawę! więć było "ostro" z wysiłkiem.

      Usuń
  2. No już wiem gdzie pojadę w te wakacje.... do Uścia Solnego ciekawe miasteczko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wycieczkę i plener malarski... może być naprawdę dobrą ofertą.

      Usuń
  3. Poczułam się, jakbym była na tej wycieczce rowerowej. 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to miłe... ale wiesz, miejsce dla Ciebie się w ekipie zawsze znajdzie ;)

      Usuń
  4. zdyszałam się od samego czytania, i mam wrażenie, że nawet zaczęło mnie boleć siedzenie.... :DDDD
    podziwiam i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj macieju.
    Fajna wycieczka, ciekawa trasa i sporo różnych kapliczek po drodze.
    A o historii, to nawet nie wspomnę.
    Ja już nie pamiętam, kiedy rowerem jechałem a na wycieczki lata całe.
    Jakieś wspomnienia pozostały.
    Pozdrawiam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to zawsze możesz spróbować wrócić - u nas kręcą i osiemdziesięciolatkowie (Wiesław ma coś koło tego). Naprawdę dobra zabawa - oczywiście nie po 140 na raz, ale zacząć powoli od spacerów rowerowych po okolicy, a potem coraz dalej... kondycja sama się zrobi.

      Usuń
  6. Mam na liście 'do zobaczenia' te cmentarze wojenne, muszę też zapamiętać kapliczki, bo warte są uwagi. Oby tylko mozna było sie wreszcie normalnie poruszać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież można! Będziemy organizować serię rajdów szlakami cmentarzy z I Wojny (rowerowych)- na pewno info będzie na moim fejsowym profilu.

      Usuń
  7. Pokazujesz jak zawsze wiele ciekawych miejsc.
    Zainteresowały mnie ruiny zamku Tarnowskich, neogotycki kościół, nieznany dwór bez przyszłości i kilka ciekawych kapliczek.
    Bardzo fajna relacja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajt malownicze miejsce te ruiny i w ogóle wiele pięknych, ciekawych i wartych poznania miejsc kryje nasza ziemia. Trzeba tylko wyruszyć w teren.

      Usuń
  8. Kościółek w Otfinowie przepiękny. Zauroczył mnie niesamowicie. Jesteś Wielki Maćku. Twoje rowerowe przygody nie mają sobie równych. Cenię sobie bardzo twą wiedzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki - ale myślę że jednak BAAARDZO mnie przeceniasz.

      Usuń
  9. Strzyżenie owiec 🤣 a zdjęcie jak zwykle obejrzalam z przyjemnością

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba Kasi przyznać że ma dobrą rękę do męskich łbów.

      Usuń
  10. Trasa jak zwykle bardzo ciekawa, tyle kilometrów oznacza bardzo dużo do zobaczenia :) A placki ziemniaczane też lubię, ech narobiłeś mi smaka...

    OdpowiedzUsuń