W Rożnowie rowerem byłem dziesiątki razy... serio! Tyle że wodnym ;). No tak się składało, często jeździłem do Tabaszowej na Uroczysko, bo tam Azoty miały swój ośrodek wypoczynkowy. Praktycznie całe dnie pływałem na kajaku lub plątałem się po górkach, a wieczorami brałem znajomych i płynąłem z nimi do Rożnowa. Czemu właśnie tam? Bo tam był najbliższy sklep z alkoholami!!! Zdarzało się że i w ciągu dnia pływałem tam z ludźmi którzy z jakiś przyczyn bali się płynąć sami - a w Tabaszowej mieli takie duże rowerki wodne z platformą - więc mogłem zapakować ojca, matkę i dzieci i razem ich przeprawić - potem oni szli do sklepu, a ja na placki ziemniaczane... i ta miłość do placków została mi do dziś.
Tym zwykłym, to jeszcze nie byłem wcale! Więc gdy padło hasło "jedziemy na Rożnów" moja reakcja mogła być wyłącznie entuzjastyczna. Co nieco studziła mój zapał myśl że będę po nocy, bo wolnego nie dostanę, ale co mi tam... jedziemy.
Rankiem po pracy, pędem do samochodu i do domciu, tu szybka zmiana ciuchów, kawa - przepakowanie plecaka i w drogę.
Rankiem po pracy, pędem do samochodu i do domciu, tu szybka zmiana ciuchów, kawa - przepakowanie plecaka i w drogę.
Trzon grupy odpala z Rynku gdzie mają punkt zborny. Ela, Kasia która przyjechała nieco wcześniej i jeszcze była u Marka na kawie, Ania, Marek i Wiesiek. Ja miałem dołączyć pod kościołem św Stanisława w Skrzyszowie, a Robert pod kościołem w Łękawicy. W rzeczywistości spotkaliśmy się idealnie pod wiaduktem obwodnicy, czyli w miejscu gdzie nasze drogi się łączą - powiedzmy sobie szczerze - jak byśmy tak planowali, to by się nie udało. Robert jednak chwilę na nas musiał czekać.
Wszakże zacznijmy od trasy - tradycji przecież musi stać się zadość.
Zapis pochodzi od Wiesława, z jego endomondo, bo mój rwał na każdym postoju i w efekcie zrobiła się z tego nieedytowalna sieka. Cóż było czynić wgrałem trasę w Traseo, edytowałem przebieg (A co? Ja piszę, to i swoje przebiegi zamieszczam - jakiś się przywilej autorowi należy), dodałem zdjęcia oraz punkty drogowe i jako tako to teraz wygląda.
A skoro już przy zdjęciach jesteśmy... No to mam ich nadmiar! Robili wszyscy a potem wszyscy powrzucali na messengera i każdy sobie pościągał - ma to ten ogromny plus że dysponuję swoimi zdjęciami i swoimi fotografiami - przypadek pierwszy to zdjęcia które ja zrobiłem a drugi to te które mi zrobiono. Notabene... nie wiedziałem jak bardzo koślawy jestem, póki nie ujrzałem siebie na zdjęciach innych, nie tych pozowanych ale tych zwykłych z trasy, gdy coś mówię, pokazuję, albo tylko stoję lub jadę na rowerze. Zgroza!!!!
Więc z tego nadmiaru musiałem dokonać ostrej selekcji. Uwierzcie nie było lekko! A oto efekt:
A skoro już przy zdjęciach jesteśmy... No to mam ich nadmiar! Robili wszyscy a potem wszyscy powrzucali na messengera i każdy sobie pościągał - ma to ten ogromny plus że dysponuję swoimi zdjęciami i swoimi fotografiami - przypadek pierwszy to zdjęcia które ja zrobiłem a drugi to te które mi zrobiono. Notabene... nie wiedziałem jak bardzo koślawy jestem, póki nie ujrzałem siebie na zdjęciach innych, nie tych pozowanych ale tych zwykłych z trasy, gdy coś mówię, pokazuję, albo tylko stoję lub jadę na rowerze. Zgroza!!!!
Więc z tego nadmiaru musiałem dokonać ostrej selekcji. Uwierzcie nie było lekko! A oto efekt:
św. Stanisław Biskup męczennik na prawym słupku i Chrystus frasobliwy na lewym
(tak wiem kiepsko widać... ale to celowo, żeby głód podsycić)
Pierwszy poważny postój wypadł w Rzuchowej w Centrum Produktu Lokalnego - Ela która zna wszystkich gospodarzy tego typu miejsc na terenie sporego szmatu Rzeczypospolitej Polskiej załatwia nam kawę i zwiedzanie obiektu. A powiem Wam że warto tu przyjechać - choćby jak się jest miłośnikiem ziołolecznictwa i produktów naturalnych (dostrzegacie lekki oksymoron? Ja też, ale nie mam lepszego określenia), albo na kawę lub tylko w odwiedziny zdjęcia pooglądać.
I co? nie mówiłem? Jest klimat... a jaki zapach!
A potem kawusia i drugie śniadanie na świeżym powietrzu.
Oczywiście nie był bym sobą gdybym nie pomyszkował po okolicy:
I nie znalazł na przykład tego
I takiej kolekcji ekslibrisów Norberta Lippoczego
A pośród nich choćby takie perełki.
Mówcie co chcecie, ale miał stary Węgier świetny gust nie tylko do wina ale i kobiecych kształtów...
Dolina Dunajca
A potem zjechaliśmy do Zakliczyna
Jedna z najlepiej rozpoznawanych uliczek w Małopolsce, przegrywa chyba tylko z Floriańską w Krakowie i Krupówkami w Zakopanem.
Za Zakliczynem kręcimy już doliną Dunajca - płaską, malowniczą z pięknymi widokami - o na ten przykład - powiększcie sobie to zdjęcie - na środku tych wzgórz widać ruiny zamku Melsztyńskich w... (no kto by pomyślał? ;) ) Melsztynie.
Zresztą ciśnie się takowa dygresja - potomkowie Spytki, to waleczny i rycerski ród był. Jeden w Melsztynie osiadł drugi w Tarnowie, obie gałęzie wielkimi się zasługami dla Króla Jegomości zasłużyły, aczkolwiek jedna tylko prócz zmysłu do wojaczki miała jeszcze zmysł do gospodarki. jak łatwo się domyślić, nie była to gałąź melsztyńska - bo wszak dziś Melsztyn to w zasadzie... no, gdyby nie tablice, to by człowiek nie wiedział że w Melsztynie się znalazł! A Tarnów to, bądź co bądź, duże, stosunkowo zamożne (pomimo starań różnych gremiów zapatrzonych w metropolie) miasto.
Taka myśl mnie naszła złota (możecie kopiować... a co mi tam) - majątek łatwo zdobędziesz mieczem, ale utrzymasz go wyłącznie lemieszem.
Taka myśl mnie naszła złota (możecie kopiować... a co mi tam) - majątek łatwo zdobędziesz mieczem, ale utrzymasz go wyłącznie lemieszem.
Już pojawiają się charakterystyczne dla tych terenów stożkowate wzniesienia. Podejrzewam iż swój kształt uzyskały w epoce lodowcowej, gdy pozbawione roślinności i gleby nagie piaskowcowe wzniesienia erodowały właśnie w ten sposób. Rozmywane od góry deszczem, szlifowane po bokach przepływającą wodą.
Całkiem nie powoli zbliżamy się do Czchowa, zapora jest jednocześnie mostem. przejedziemy po koronie. Żal mi że nie mogę poplątać się po instalacji i porobić nieco industrialnych fotek. No ale cóż, nawet gdyby mi pozwolono to i tak przecież muszę liczyć się z resztą ekipy, a powiedzmy sobie szczerze dla 99% ludzi, temat odpływów grawitacyjnych, albo jazów przelewowych jest ciekawy niczym grabienie liści.
Po przejechaniu tamy kierujemy się w stronę Wytrzyszczki (jak ktoś ma znajomego Niemca, to niech mu każe powtórzyć), by tam złapać prom do Tropia - w sumie to nie musimy go łapać - stoi i czeka - akumulatory ładuje!
A dla nas to okazja do przegryzienia czegoś i chwili relaksu. W zasadzie moglibyśmy jechać na kładkę ale... myślę że zrobili to dla mnie, wiedząc jak bardzo lubię promy! Kochana taka ekipa!
Robert - Kasia - mła - Ania - Wiesław - Ela i Marek... zaległ.
Uwaga kryptoreklama wolontariacka!
Inna sprawa że jeśli stosowna firma nie domyśli się i nie zasponsoruje nam czegoś, to zaczniemy robić kryptoreklamę innym, konkurencyjnym firmom...
Ale w końcu, prom rusza - pakujemy się absolutnie najpierwsi, jeszcze w zasadzie brodząc przez wodę - niczym Zagłoba z Helenką za chłopca przebraną. Jeno krzyku "spasajtjes ljudi Jarema idut" zabrakło... no i nie spaliliśmy promu na przeciwległym brzegu... Myślę że potomni docenią nasze poświęcenie ;)
Kościół w Tropiu p.w. Świętych Pustelników Andrzeja Świerada i Benedykta (Świerad to nie nazwisko! Świerad to imię!!! - Czy to ważne? Tak to BARDZO ważne, bo pokazuje kontekst wydarzeń. Świerad mógł być chrześcijaninem od kilku pokoleń, bo tereny te były chrzczone w obrządku Cyrylo-Metodiańskim na sto lat przynajmniej przed tzw. "Chrztem Polski" z 966 roku. Nosił jednak imię Świerad, więc przyjęcie chrześcijaństwa nie wiązało się z terrorem w kwestiach obyczajowych i zmuszaniem do nadawania dzieciom "prawomyślnych" imion)
A i jeszcze jedna dygresja - jak się kto w młodości Potockiego naczytał, to na starość... już mu nie przejdzie - no więc dygresja: św. Benedykt nie wiedzieć na jakiej zasadzie chodzi na naszych terenach pod imieniem św. Urbana, a niekiedy nawet św. Urbanka. Jak dla mnie dość niejasna sprawa, to co można napisano na tablicach informacyjnych, choćby przy źródełku św. Urbanka przekonuje mnie cokolwiek mało...
A sam obiekt? No cóż w wiki możemy przeczytać "jeden z najstarszych w tej części Polski" - no to mi pokażcie starsze! Ten ma tysiąc lat i na pewno stoi na miejscu czegoś starszego - być może pustelni, być może kaplicy.
A sam obiekt? No cóż w wiki możemy przeczytać "jeden z najstarszych w tej części Polski" - no to mi pokażcie starsze! Ten ma tysiąc lat i na pewno stoi na miejscu czegoś starszego - być może pustelni, być może kaplicy.
Matka Boża Skalna to także Tropie.
To Tropie nadal - ale widok na drugą stronę Dunajca - na zamek Tropsztyn w Wytrzyszczce.
Tzw. "zamek dolny" w Rożnowie - nazwa mało (delikatnie mówiąc) precyzyjna!
Zamek to budowla łącząca cechy mieszkalne i obronne - tu mamy do czynienia z twierdzą! Zresztą jedną z pierwszych twierdz sensu stricto w Europie - oczywiście wcześniej bo już w późnym średniowieczu, powstawały tzw. palazzo in fortezza - ale jak sama nazwa wskazuje były to rezydencje obronne - w pewnym sensie twierdzami były zamki zakonne, ale to tyle - nowożytne twierdze czyli założenia wyłącznie obronne, obsadzane stałą zawodową załogą to renesans - a w renesansie to właśnie hetman Tarnowski zasłynął z jednego z pierwszych podręczników sztuki wojennej! Ten konkretny obiekt nosi nazwę beluardu - składał się z dwóch poziomów - górnej działobitni i dolnego poziomu "technicznego" oraz będącego punktem poru gdyby nieprzyjacielowi jakimś cudem udało się wedrzeć do okalającej go fosy. Myśl Hetmana była prosta i genialna jednocześnie - wyprzedzała swą epokę o dobre sto lat - obiekty nie broniły siebie samych, ale sąsiadujących towarzyszy - ten na zdjęciu był w stanie pokryć gęstym ogniem cały teren wkoło "zamku" i wszystkie podejścia doń. Planowany zaś drugi podobny mógł by kryć ogniem całą dolinę Dunajca w tym miejscu, samemu będąc osłanianym przez ten pierwszy - mordercze połączenie - nie ma twierdz nie do zdobycia - ale w tym wypadku jedynie Rosjanie byli by w stanie zaakceptować wielkość poniesionych strat.
Niestety obiekt niszczeje - na tarczach zdobiących narożniki budowli były onegdaj profil "Turka" i herb Leliwa - dziś już tylko są w mojej pamięci i jeśli tu ktoś nie był ćwierć wieku temu, to się ich nie domyśli.
Zamek Górny
Tu nazwa jest w zasadzie prawidłowa, Czasami równolegle mówi się o zamku Zawiszy Czarnego - która jest w zasadzie (z naciskiem na "w zasadzie") prawidłowa. W rzeczywistości to zamek Rożnowskich, który Barbara z tegoż rodu wniosła w wianie Zawiszy z Garbowa.
Ściana zapory - nie robi takiego wrażenia jak ta solińska, ale i tak fajnie.
Taaaaaaka ryba.
Serio duża była. Nie pytajcie mnie o gatunek! Nie znam się - w sprzyjających warunkach odróżnię gupika od karpia, ale już niewiele więcej.
Przerwa na jedzenie.
Już nawet nie zamawiam kawy, nie ma sensu, czuję że i tak mi nie pomoże. Zamawiam placki ziemniaczane zmamiony wspomnieniami z młodości... W rzeczy samej wspomnienia bywają złudne - albo sami je upiększamy (w tym wypadku doprawiamy), albo rzeczywistość tak dalece uległa wykoślawieniu - zamiast fajnych smacznych placuchów, dostajemy po dwa kółka "rozmrożeńców", bezsmakowych (no chyba że za smak uznajemy wysokie nasączenie olejem) ale za to w paskarskich cenach! No trudno cena sześciu złotych za naukę i tak nie jest wygórowana, niektórzy płacą znacznie większe.
Pojedli, popili to jadą dalej. Tym bardziej że stale dojeżdżają nowe porcje spragnionych "wypoczynku nad wodą" pipoli i staje się naprawdę gęsto. Lekki ból jest z faktem że trzeba wracać tą samą drogą. Pewnie pieszo wzdłuż brzegów zalewu udało by się gdzieś dotrzeć, ale z rowerami to raczej niewykonalne.
Zatem znów jesteśmy w "centrum" Rożnowa co wykorzystuję na zrobienie kilku zdjęć jakoś dotychczas omijanej przeze mnie figurze maryjnej.
Typowo barokowy przerost formy nad treścią
Figura jak figura, ale na uwagę zasługuje herb na cokole - nie jestem heraldykiem, ale tak pokrótce. Przed nami herb "Szreniawa bez krzyża", czyli "Drużyna" - jeden z najstarszych, najbardziej rdzennych dla tych terenów herbów rodowych. Tak stary że już nawet do końca nie jest pewnym czy to zakola rzeki Szreniawy (skądinąd świetnie pasujące do meandrów Dunajca) czy jak chcą niektórzy stylizowana zakrzywiona laska (rodzaj pastorału), znamionująca w początkach polskiej państwowości funkcje przywódcze.
O ile nazwisko Drużyna dość szybko znikło z kart polskiej historii o tyle herb przetrwał a pieczętujący się nim Lubomirscy byli przez wieki jednym z najpotężniejszych rodów magnackich Rzeczypospolitej. Zapamiętajcie ten Herb bo na pewno często będziecie go widywać w Małopolsce i nie tylko.
Ps. Nie przeceniajmy Piastów! Małopolscy Toporczykowie czy Lubomirscy właśnie, byli rodami co najmniej równie zacnymi a na pewno przez wieki wykazali się i większą żywotnością i czymś co można by nazwać instynktem historycznym.
Cały czas, tą samą drogą jednak nie jedziemy, w pewnym momencie odbijamy na prawo i sporym podjazdem zdążamy do miejscowości Dzierżaniny - wioseczka jak wioseczka - ale na uwagę zasługuje stary kościół będący dziś kaplicą cmentarną. Jego właśnie chciał nam pokazać Robert i dobrze chciał. Naprawdę godny jest zatrzymania się i obejrzenia - szkoda że nie możne wejść do wnętrza.
To co obecne widzimy w postaci kaplicy pw. Matki Bożej Częstochowskiej to zaledwie absyda i prezbiterium dawnej świątyni, (plus kruchta i zakrystia). Był to bowiem duży, parafialny kościół w Lubczy p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego, który kolejami losu w 1909 roku trafił do Janowic a potem aż tu. Na uwagę zasługują zwłaszcza portale drzwiowe i okienne. Uprzedzę pytania - tak oczywiście mam więcej zdjęć, ale celowo nie zamieszam żeby rozbudzić w Was ochotę do samodzielnego odwiedzenia miejsca.
To zresztą nie jedyny drewniany budynek w tamtych okolicach.
Z Dzierżanin mamy kilka dróg, ale wszystkie prowadzą na Paleśnicę i Zakliczyn. Przynajmniej te sensowne.
Kościół i klasztor O.O Franciszkanów w Zakliczynie.
No cóż można by po płaskim ale nam się widoki marzą, więc śmigamy po górkach.
Nawet na takim zdjęciu widać że pochyłość jest spora z tendencjami do znacznej.
Ale za to widoki, nawet pomimo gęstniejących chmur deszczowych robię wrażenie.
A wiecie że nie wolno przez takie "okna czarownic" patrzeć? Bo po drugiej stronie może nam się pokazać wiedźma i przepowie nam przyszłość od której nie będzie już odwołania.
Mi się nie pokazała... pewnie dlatego że chaszcze po drugiej stronie były zbyt duże...
"Narada wojenna" na jednym z pośrednich szczytów. Kto żyw kurtki wdziewa, bo tam już ewidentnie chłodem po kościach przeciąga.
Ale też wiatr chmury co nieco rozgonił - widok w kierunku Beskidu Niskiego - jak by się kto wpatrzył to by Chełm tam gdzieś na środku kadru ujrzał.
Ale stąd Dunajca już nie widać.
Jedna z przydrożnych kapliczek
Ostatni dłuższy odpoczynek na Lubince. Stąd przez Dąbrówkę Szczepanowską śmigamy Baaaaaaaardzo ostrymi zjazdami do doliny Białej a stamtąd już unikając podjazdów prosto do Tarnowa. Jeszcze tylko Marek z Anią i Kasią wejdą na wieżę w Dąbrówce i wywołają konsternację pośród zgromadzonych tam osób gdy będą głośno komentować, wskazując na ledwie widoczne na horyzoncie punkty "tam byliśmy, stamtąd jechaliśmy tam, a potem znów do góry...". Ale ogólnie rajd ma się ku końcowi.
Starym zwyczajem Marek z Kasią urywają się znacznie wcześniej, tak aby Kasia zdążyła na pociąg do domu, a reszta dociąga chwilę potem. Rozstajemy się przy dworcu.
Następny dłuższy wyjazd za tydzień.
ale trasa... już nie dla mnie za daleko... nie ten czas... ale trasa fajna... i ekipa również.
OdpowiedzUsuńPosdrawiam
A wiesz ile Wiesław ma lat? A nie jest najstarszy z naszych rowerowych włóczęgów. Więc nie mów "dla mnie za daleko" lecz "muszę potrenować"
UsuńZnam część tej trasy, przypomniałem sobie mój niedawny pobyt w Tropiu i nad jeziorem Rożnowskim, piękne okolice. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńReszty nie znasz na pewno zwłaszcza dróg którymi jeździliśmy - powiem Ci tak - żyję tu pięćdziesiąt lat, na rowerze jeżdżę od ... zawsze a po niektórych przejechałem pierwszy raz w życiu - Marek jest mistrzem w wynajdywaniu takich szlaków a teraz jeszcze współpracują z Robertem!
UsuńPomyśl o trasie Tropie - Rożnów - Grudek - Paleśnica - Jamna!
Przypomniał mi się mój rajd rowerowy po okolicach Tarnowa. W Zakliczynie byliśmy codziennie, bo mieliśmy wynajęty dom powyżej tej miejscowości. Do Rożnowa pojechaliśmy chyba dwa razy, ale nigdy to nie było 125 km. Po takim przebiegu bym umarł.
OdpowiedzUsuńZ Zakliczyna na rożnów to połowa naszego dystansu, z Tarnowa jest znacznie dalej.
UsuńByłam raz nad tą wielką wodą, właśnie przy okazji pobytu w Jamnej, przejeżdżaliśmy tamtędy w drodze na "Most Stacha"; wielce urokliwe okolice; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńUrokliwe, a z pokładu kajaka czy roweru jeszcze urokliwsze - następny wpis o... Czorsztynie więc wodniackie klimaty zachowane ;)
UsuńNa obecne czasy turystyka rowerowa okazuje się najlepszym rozwiązaniem. Szkoda, że nigdy się nie nauczyłam jeździć na rowerze...
OdpowiedzUsuńZawsze można spróbować - choć powiem Ci szczerze, że ma ogromne ograniczenia - pieszo wejdę wszędzie, a jak przystanę żeby zrobić zdjęcia to nie muszę morderczo gonić reszty stawki.
UsuńWitaj Macieju.
OdpowiedzUsuńJak zwykle niezwykle. Ciekawa trasa, przydrożne kapliczki, krzyże, zapory wodne, no i ten drewniany kościółek otoczony kapliczkami. To robi wrażenie.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Bo Podhale to piękna kraina.
UsuńPiękne miejsca pokazałeś :-) Szczególnie Tropie miłe wspomnienia wywołuje. Robiąc notatki do pracy magisterskiej o roślinności Pogórza Rożnowskiego zafascynowany bogactwem flory okolicznej zapisałem na marginesie notatnika - "Wiwat Tropie - Pieniny Pogórza" ;-)
OdpowiedzUsuńWykrakałeś następny wpis o Czorsztynie ;)
Usuńale w sumie już taki lekko pieniński charakterek jest.
Rower, szlaki rowerowe, drogi polne też planuje (co prawda nie takie długie) na te wakacje.
OdpowiedzUsuńMy też nie tylko takie szlaki kręcimy - bywają że i znacznie krótsze dostarczają nam mnóstwa wrażeń.
UsuńTeraz sobie przypomniałam Maćku. Byłam tam w dzieciństwie z rodzicami. Okolice Jeziora Rożnowskiego piękne i ciekawe. Dziękuję Ci za przypomnienie tamtych urokliwych stron. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTo tylko ich zajawka, stamtąd by można setkę wpisów zrobić i tematu nie wyczerpać.
UsuńPlacki, to robi się ze świeżych ziemniaków, cebula, jajko, mąka i dobry tłuszcz, najlepiej smalec świeży. I tak nie zawsze się udają, bo bywają odmiany kartofla, niewłaściwe do tego. A te koslawe zdjęcia : }?
OdpowiedzUsuńDawniej... lata temu... takie właśnie były jak piszesz
UsuńTeż jeździłem do Uroczyska, ale po alkohol czy po placki rowerem nie pływałem, bo... byłem dzieckiem. Pamiętam tą jadalnie na dole i te schodki do kampingów. Jest tam dziś pole namiotowe nad plażą, planowałem jechać z rodziną na jakiś długi weekend, ale rodzina się żachnęła, że za WC robi jedna "sławojka" na cały kemping. Ale wciąż nad nimi pracuję.
OdpowiedzUsuńWłaśnie popatrzyłem sobie na tę ekipę pod kątem wieku, no i optymistycznie to wygląda, bo to tacy raczej emeryci (oprocz Ciebie Maćku rzecz jasna), czyli mam jeszcze czas aby do Was dołączyć. Narazie trzeba potrenować nieco, bo trasa 125 póki co wydarła by ze mnie trzewia już gdzieś w połowie. Ale pracujemy, pracujemy.
Średnia 5 dych... Wieśiek i Marek na wzajem się "zerują".
UsuńA widzisz - nie wiesz co stracileś... A jak się skończyło piwo na "Barce" w Tabaszowej to pływałem kajakiem do Gródka... schodziło błyskawicznie i zawsze miałem cały piwny wieczór zafundowany przez tych którym płynąć się nie chciało.;)
Długa wycieczka. Zmęczenie na pewno było duże, ale chyba było warto. Poza tym, jak towarzystwo jest fajne, to czas się nie dłuży, a świat wydaje się jeszcze piękniejszy ;)
OdpowiedzUsuń