czwartek, 7 maja 2020

Kokocz z przyjaciółmi!

Rany jak dawno nic nie pisałem... nie żeby się nie działo, działo się naprawdę wiele, ale jakoś tan czas koronaszaleństwa spowodował że wszystko jest inne niż normalnie - czyli... nienormalne!

I od razu zastrzeżenie! Jestem koronasceptykiem - nie wierzę by to co nam pokazują w TV było prawdą (jaki szaleniec organizuje kolumnę zwykłych ciężarówek jadącą ze zwłokami przez środek miasta?!  jeśli już to NATYCHMIAST po załadunku taki pojedynczy pojazd jest wysyłany do miejsca docelowego!), nie wierze by to co mówiły rządy (każdego z osobna i wszystkich na raz) państw - liczba zainfekowanych, chorych czy zmarłych NIC nie mówi - jedyna istotna statystyka to porównanie ilości zgonów w okresie od stycznia do maja 2019 z tym samym okresem 2020 roku! A tych żaden rząd nie publikuje!

Nie zgadzam się z polityką obostrzeń, izolacji społecznej, zabijania gospodarki! Z drugiej strony jeśli już jakiś rząd zdecydował się na ich wprowadzenie (Francja, Hiszpania, Włochy, Polska) to doceniam konsekwencje działań, czyli jeśli nie wolno na place, do parków, do kościołów czy galerii handlowych - to nie wolno też do lasów, nad rzeki, na plaże itp. !

Z drugiej strony, jako rogata koziorożcowa dusza, z lubością łamałem te wszystkie ograniczenia pod byle pozorem, dbając jedynie by mieć przygotowaną stosowną legendę na okoliczność zatrzymania. Jednakowoż takie nie nastąpiło. Ale przy okazji namnożyło się mnóstwo tras -  w zasadzie tak wiele, że z części po prostu zrezygnuję, bo  nie jestem w stanie ich wszystkich opisać - no chyba że coś takiego się podzieję, że zostanę zmuszony do siedzenia na tyłku... Czego wszakże ani sobie ani Wam nie życzę. 

Tylko którą wybrać?

Wiecie co? Mam taki pomysł - ja teraz opiszę ten ostatni wypad, a Wam kochani zadam zadanie domowe! Poproszę grzecznie byście weszli na moje konto na Traseo, odnaleźli trasy z ostatniego miesiąca i te których opis chcieli byście przeczytać, wymienili w komentarzach. Co Wy na to - przechodzimy do bloga interakcyjnego - Beskidnicknaszlaku 2.0?

No więc tak, Panie oficerze. Na początku był Internet, bo przed internetem nic nie było,  a potem pojawił się Marek Głowacukru! O ten to Panie władzo, to miał łeb nie z cukru, o żeby Pan wiedział! Cwaniak, jakich w promieniu kilku parseków mało! I Wie Pan co on, ten Marek zrobił? Nie uwierzy Pan!! Gadał z ludźmi a oni z nim... no niby nie grzech, ale niech Pan posłucha! On z nimi gadał, a oni myśleli że to git człowiek, i gadali z nim jak z git funflem! A on był skiepszczony, normalnie mówię panu, Panie Władzo krzywy był jak nie przymierając ten wytrych coście go przy mnie znaleźli, a który klnę się na mamusię, dopierom co podniósł z trotuaru! Mo więc Panie Oficerze, ten Marek, gadał i on mu mówili co i jak, znaczy jakie rozkminy mają żeby w tym Internecie fajniej było, a temu się marzyło takie miejsce zrobić, żeby znajomi mogli się odnajdywać, a inny, by chciał rozrywki, a jeszcze inny by ludzie mogli rozmawiać, poznawać się i każden chciał dobrze! No mówię Panu, Panie  Śledczy, każden to był czestny człowiek! A trafili na frajera który ich wygumkował bez gumki!  I jak już ten Marek Głowacukru tak wszystko wiedział, co i jak, to się zebrał i w Internecie Tablicę Absolwentów powiesił, i każdy mógł się tam wpisać i różni się wpisywali, i śmietnik się zrobił i nie o to tym innym co ich Marek przecw... (ale to nie dla szanownych uszu Pana Władzy), chodziło, nie o to. No ale to ten Marek teraz szmal taki trzepie że strach pomyśleć, co by człowiekowi czaszki nie rozniosło! Zarzekam się na duszę że to com zeznał to prawdą jest. Gdzie mam podpisać zeznania?!

Tak więc i my skrzyknęliśmy się za pośrednictwem... wiecie czego. Dobre to jest, wygodne - Za dwa dni jadę na Kokocz... - o jak fajnie też bym pojechała - to co za problem? - a którędy jedziemy - tam jest duży podjazd? - nie, jest do góry, ale to nie "Golgota" - a to fajnie - to gdzie się umawiamy? - itd. itp.
To co wcześniej było robione na zebraniach kół turystycznych, teraz załatwia się na komunikatorach, szybciej, a przede wszystkim w razie komplikacji łatwiej jest o zmiany, trasy, terminu, uczestników.

Dość gadania!  W drogę!

Jak zapewne zauważyliście, dawno nie eksploatowany przeze mnie kierunek południowo wschodni. Tereny do Kokoczy znam nieźle, a dalej? A dalej to już... Robert poprowadzi!!!!

Na samym początku skucha! Umawiamy się pod kościołem św Stanisława w Skrzyszowie - jestem kilka naście minut wcześniej, zrobiłem kilka zdjęć, przyglądnąłem się kilku szczegółom, nagrałem filmik na mapy googli i w pewnym momencie widzę jak coś przemknęło główną ulicą!  Jasnowłosa, szczupła dziewczyna na szosie i popie.dala zdrowo! No ani chybi Elka!!! Skik na mojego trekkinga, cisk ma pedały, ale gdzie tam, nim się zebrałem już jej nie widzę! no dobra, gonię - ale wiecie - rower trekkingowy nie został wynaleziony do wyścigów! Mimo wszystko walczę - do ronda w Skrzyszowie jeszcze jakoś idzie, potem już zadyszka a dziewczyny na długiej prostej nie widać nawet na horyzoncie. No nie ma szans, nie dogonię. Staję, i dzwonię i co? To nie ta laska! Ela z Anią i Wieśkiem czekają grzecznie przy "starym trakcie", czyli za cmentarzem od strony kościoła... Ale ulga! Tyle że teraz muszę wrócić ładnych parę kilometrów... i to pod wiatr! Inna sprawa że dla takiego towarzystwa to mogę i pod prąd wodospadu Niagara kajakiem wracać ;)


A potem już sielanka - Wiesław prowadzi, Ela usiłuje dodzwonić się do Roberta, a ja z Anią sobie gadamy o dzieciach... wszystko legalnie układ 1 - 2 - 1 zdecydowanie zgodnie z przepisami.

Kapliczka na Kociej Górze


Robert czekał tam gdzie miał czekać, a nas czekał teraz podjazd, a potem... całkiem nieznane tereny...



Kuc górski, odmiana polska ;)

Matka Boska Pogórzańska - piękne miejsce, jest tych Pań Pogórzańskich kilka, ani za dużo, ani za mało, ot w sam raz żeby wędrowiec czy turysta miał się do kogo udać w swojej wędrówce.
Za to drzewo... ludzie. Ja przez lata myślałem że to... wierzba! Amen, zafiksowałem się na wierzbie, i był  bym gotów za wierzbę łeb postawić! A tymczasem to grab! Potraktujcie to jako przestrogę, raz że nie zawsze musicie mieć rację, a dwa że naoczny świadek mógł widzieć całkiem co innego niż się zarzekał że widzi. Znany (w pewnych kręgach) i wybitny krakowski prokurator Jerzy Biederman (a co?! się na wykłady do prokuratorów też chadzało!) często powtarzał jedną z prokuratorskich zasad: "łże jak naoczny świadek"...


Widok z Kokoczy Cię zauroczy...
Tu akurat Kotlina Tarnowsko - Sandomierska.

Cafecoronavirus na Kokoczy, tym razem w wersji prefabrykowanej.
W między czasie na Kokocz dojechał Miłościwie Bikersom panujący Prezes Piotr i zrobiła się ciut większa grupa. Za to było to prawdziwe spotkanie na szczycie.

Mocna ekipa wolnych strzelców!
A za plecami Pasmo Brzanki.
A Wiesław w samym środku!!!
To w ogóle jedyny rowerzysta jakiego znam z którym mogę pogadać o kołach curtisa! Nie wiecie co to takiego? Zapytajcie Wiesława... albo mnie ;)

A potem stery przejął Robert - (ten najwyższy na zdjęciu) i pośmigaliśmy... gdzieś!


Opłotki miejscowości o słodkiej nazwie...
Budyń Pierwszy

To tam na samym środku kadru to piękna góra Liwocz

Cmentarz wojenny numer 235 w Słotowej.
Jako ciekawostkę dodam (dziękujta Robertowi, bez jego wiedzy, to bym Wam nic nie powiedział) że ten pomnik centralny powstał... kilka tat temu!!! Austriacy nie byli w stanie skończyć wszystkich grobów przed upadkiem monarchii i rozpadem państwa. Jednak przygotowane kute elementy krzyża były złożone na miejscu - jakiś czas temu grupka zapaleńców (chwała im) odnalazła go, odnowiła, poskładała i ustawiła - tak samo zadbano o sam cmentarz i jest teraz pięknym miejscem w pięknym miejscu upamiętniającym tragiczną historię.

Wiesław cyka - od lewej ja, Ania, Elka, Robert


Wychodnia skalna w Dęborzynie - temat do rozkminienia, co za skały.

A to już piękna pustelnia kapucynów. Usiąść nad płynącą Wolanką (bo tak się owa rzeczka nazywa) i kontemplować dzieło Boże... dobry pomysł na życie.
Kurza twarz gdyby nie to że mi się kobiety tak bardzo podobają to sam bym Franciszkaninem został!

I tu Robert pokazuje tygrysi pazur! Wyjmuje telefon i dzwoni do... Mufinki! A Mufinka to restauracja w Lubczy (zaprawdę powiadam Wam, jak będziecie w okolicy, wbijajcie bez wahania - warto!!!), żeby szykowali nam trzy duże pizze, dziewczyny oczywiście , "nie, nie potrzeba aż tyle..." a jak by była czwarta to też by weszła ;) - no ale to za chwilę.
Na razie jedziemy dalej. Odcinek bardzo łatwy, dnem doliny, równo i prawie płasko, ale za to masa uroczej drewanianej architektury po drodze.

Spokojnie mógł bym w takim miejscu zamieszkać!


Czy tylko mi szkoda tak ślicznej chatki?

A to już stara kuźnia.

I centrum Lubczy.
Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa a po prawej Rzeczona restauracja Mufinka na górze a na dole remiza OSP. A wiecie co? Robert jest druhem i to dużego kalibru więc, bierzemy sobie pizze na wynos i bez wynoszenia jemy je w remizie... 

Druh Maciej!
Spoko, nie uzurpuję sobie tego zaszczytnego miana - raz że jestem harcerzem, a dwa że jestem w pogotowiu halowym - czyli w razie pożaru też walczę na pierwszej linii.


Idę o stówę że niejeden oddział pewnego banku wydał by DUUUUUŻO pieniędzy by wejść w posiadanie takiej szafy.
Już rzecz jasna nie jako sejfu, ale jako wystroju wnętrza.


I jeszcze dwa obrazki - ale wierzcie mi - jak by Was tam wpuszczono... zapytajcie, może wpuszczą, to fajni ludzie, dumni z tego co mają! ... to oczy nacieszycie mnóstwem zdjęć, eksponatów, ciekawostek.

Szamamy pizzę, pijemy kawę a tu Marek się odzywa - (Marek to taki facet, że jak bym miał młodszego brata, to chciał bym by był taki jak On) - ba nie sam, jeszcze Mama Marka, i Filip i Jakub i ... pies Marka!

Ha i znów mega spotkanie - oczywiście zachowujemy wszelkie prawem nakazane zasady, ale radość jest wielka. Tylko pizzy już dla Nich nie ma... Ale nie chcą - mają grilla i zrobią sobie kiełbaski na szczycie Kokoczy. No cóż - my kręcimy, Robert zostaje w domu, a Marek z ekipą jadą na Kokocz (autem).

A to już pożegnanie z pasmem Brzanki.

I miejsce wybitnie stylowe ;)


Ale to już koniec - potem był powrót do Tarnowa - praktycznie tą samą drogą, więc bez niespodzianek. Grupa rozwiązuje się w Skrzyszowie - Ela i Wiesław jadą "górą", ja z Anią kręcę przez Gumniska - jest okazja do rozmowy o rodzinnych stronach...

i tyle.

 A Wam moi Drodzy przypominam o zadaniu domowym - wbijacie na Traseo na profil Beskidnick, wyszukujecie kilka ostatnich tras i wybieracie o ktorej chcecie przeczytać na blogu.






31 komentarzy:

  1. Wycieczka fantastyczna. Ja bym była trochę ostrożna z tym sceptyzmem dotyczącego koronowirus. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się fantastyczna. Ale takie pytanie ilu twoich znajomych lub sąsiadów zachorowało na COVID? U mnie nikt - a z racji rowerowo turystycznych pasji i pracy w ciągu miesiąca mam kontakt lub wiedzę o losach jakiegoś tysiąca osób. Czyżbym był wyjątkiem?

      Usuń
    2. Miejscowość BUDYŃ PIERWSZY - nazwa wspaniała. Mieszkać w miejscowośći o takiej nazwie to tak jakby żyć w innej rzeczywistości. Krysia

      Usuń
    3. Na Twoje pytanie chcę odpowiadać - NIKT. I dlatego jestem i zamierzam nadal być ostrożna. A ponieważ mojej miejscowości wirus nie ominął nie wdaję się w jałowe dyskusje.
      Powodzenia na trasach - z przyjemnością czytam i oglądam relacje, a sama siedzę w domu do czasu, aż uznam, że mogę wyruszyć, co w moim przypadku oznacza bez obaw dojechać komunikacją publiczną na start i bezpiecznie wrócić tym sposobem z mety wędrówki.

      Usuń
  2. Jak zwykle ciekawie opisane. Czytając miałam wrażenie że byłam z Wami.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Bardzo ciekawy opis. O takich wypadach człowiek marzy.

      Usuń
    3. Dzięki. staram się pisać, tak jak się prowadzi wieczorem gawędy w schronisku przy ogniu i piwie.

      Usuń
    4. Anno - to przestań marzyć... o ile urzeczywistnienie wielu marzeń to... marzenie ;) o tyle urzeczywistnienie wypadów rowerowych to tylko kwestia chęci.

      Usuń
  3. Jak sie dużo dzieje to i czasu na blogowanie mniej 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - nie było tygodnia bez dwóch trzech akcji w terenie (a bywało że i codziennie) do tego przecież żyć trzeba, pracować... sprzątanie, ogród, gary... nie ma lekko.

      Usuń
  4. Witaj macieju.
    Fajna wędrówka, ciekawe miejsca i bliskie memu sercu klimaty.
    Fajnie, że mamy podobne zainteresowania, choć mentalnie jesteś dość oddaleni.
    Pozdrawiam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mentalnie? nie, nie mentalnie - politycznie. A to różnica. Wystarczy wypiąć się na politykę i już świat staje się piękniejsi, a ludzie lepsi.

      Ale rzeczywiście miejsca na pewno przypadły by Ci do gustu, z Liwocza przy dobrej pogodzie spokojnie widać Biesy.

      Usuń
  5. Sorry, Miało być Macieju.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne te stare chaty, chętnie bym je zobaczyła, ale właściwie w mojej okolicy też takie można odnaleźć.
    Matka Boska Pogórzańska - to dla mnie coś nowego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze się te chatynki spotyka, coraz ich mniej niestety.

      Oficjalnie takiego kultu nie ma - ale są miejsca do których wąłśnie taka nazwa pasuje najlepiej.

      Usuń
  7. Widok z Kokoczy faktycznie zauroczył,wycieczka fantastyczna. Trochę inaczej ma się sprawa u nas, niestety znam osoby, które zachorowały i znam te które przebywają na kwarantannie. U was jest po prostu mniej zachorowań. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kwarantannie to miałem połowę osiedla - jak powracali z W. Brytanii, Hiszpanii i innych miejsc, gdzie pracowali. Ale już minęła i teraz znowu patrole tu to rzadkość. Ale o zachorowaniu nie słyszałem.

      Usuń
  8. Trochę szaro przez te chmury, ale w takim towarzystwie na pewno było radośnie, mimo pogody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - jak się trafi dobra pogoda - to widoki wspaniałe.

      Usuń
  9. Jestem ostrożna, jeśli chodzi o koronawirusa; w mieście jest mi gorzej, na Pogórzu czuję się bezpieczna; super takie wycieczki w grupie przyjaciół, nie pozwólcie tylko, żeby ktoś "zamieszał".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dopuszczamy "mieszaczy" - a ekipa naprawdę świetna. Jest kilka w Tarnowie - więc każdy może sobie dowolnie pod kątem upodobań dobrać, a potem z takich większych grup, tworzą się podgrupy przyjacielskie.

      Usuń
  10. Ależ nakręciłeś tych tras!! Trudno jakąś wybrać tak z mapki, musisz sam wybrać która z nich wniesie w nasze głowy nowe informacje o ciekawostkach mijanych po drodze. Chyba rzucę maseczką w kąt i zacznę trochę kręcić, bo już mam tego dosyć. Tylko nie mam sumienia zostawiać w domu żonę samą na pastwę dwóch zblazowanych e-edukacją i przymusowym siedzeniem w domu córek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zabierz także Je. A co za problem? Oj nabiłem kilometrów, nabiłem i już są w planach setki następnych

      Usuń
    2. zabiorę, zabiorę, też już snuję plany rozmaite.

      Usuń
    3. Będziemy organizowali też rajdy rodzinne - może się załapiecie?

      Usuń
  11. Faktycznie długo było tu cicho, zapewne miałeś ciekawsze rzeczy do roboty bo o brak tematów Cię nie podejrzewam. Jestem pod wrażeniem dystansu, takim czymś to można się chwalić.
    Budyń Pierwszy to pierwszorzędna nazwa miejscowości. Mieszkać w Budyniu albo na przykład zakopać się w Budyniu samochodem - czy to nie brzmi...słodko?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praktycznie codziennie miałem rower i to wielokilometrowy, do tego ogródek (wiosna, to i robota) - szkoły trzeba przypilnować, obiady ugotować, posprzątać, do pracy iść... na bloga już mało czasu zostaje.

      Usuń
  12. Mogę jedynie podsunąć swój pomysł jeśli chodzi o wychodnie skalne w Dęborzynie. Obstawiałbym może piaskowce fliszu karpackiego, ale niestety na zdjęciu są zbyt daleko bym mógł to stwierdzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie! Natomiast to nie są piaskowce jednakowe - te ciężkowickie są gruboziarniste i mają inny wiek niż także gruboziarniste piaskowce z Kokoczy, zaś już na Beskidzie Niskim mamy drobnoziarnisty piaskowiec magurski...

      Usuń