poniedziałek, 9 marca 2020

Próba ognia, błota i wysokości

Znacie takie sytuacje gdy z rozbuchanych planów wychodzi siano, a prosty, lekki plan przeradza się w świetną przygodę? Myślę że każdy coś takiego w życiu miał i to nie raz. Nie każdy chce się przyznać do pierwszego, ale za to drugim chętnie się chwalimy.

I tak właśnie było tym razem. Padł pomysł ogniska, padło kilka możliwych lokalizacji, wybrano najbliższą, (jedną z najbliższych), ustalono maksymalnie lajtową trasę dojazdu i ... się zaczęło! 

A skoro zaczęło, to od początku:
No więc tak - na początku był Chaos, taki najbardziej chaotyczny z chaosów - chaos kwantowy, probabilistyka totalna. I wtedy Bóg powiedział "niech się stanie!"... I się stało, jakimś cudem złamała się symetria i zamiast jednej wielkiej anihilacji, mamy materialny wszechświat... minęło jakieś niecałe 14 miliardów lat (mgnienie) i z chaosu narodził się ON! ROWER!

I to w zasadzie wszystko co trzeba wiedzieć! Cała reszta jest konsekwencją tego pierwotnie podstawowego (arche - dla tych co lubią poszpanować erudycją ;) ) faktu.

Ogień znany jest ludzkości od czasów Prometeusza (są zupełnie nienaukowe tezy o przejęciu ognia z naturalnych pożarów - ale kto by tam wierzył w takie bajki?) - czyli także jest arche.

Najoczywistrzym połączeniem roweru i ognia, jest rowerowy wyjazd na ognisko, jak to zostało zaanonsowane wyżej. Tym sposobem historia świata zatoczyła koło i rozpoczynamy kolejny eon ;).



Zobacz trasę w Traseo

Jak łatwo zauważyć trasa była... niemonotonna.

Kasię odbieramy z dworca i jeszcze mała rundka po mieście w ramach zwiedzania. Marek prowadzi, ja nawijam a dziewczyny i tak jadą do Tramwaju na kawę ;)  Resztę grupy zgarniamy już z Placu Kazimierza. Zaczyna się niewinnie, jedziemy Terlikówką, potem u stóp Góry św. Marcina i do Skrzyszowa. Jeszcze chwila postoju przy Groszku, bo trzeba to i owo dokupić. A potem już prosto, zakrętami do Kruka, a w Kruku, lasek, wiatka i Andrzej co już ognisko rozpalił. 

No ale zobaczcie sami:
EKSKURSING
 
 Lukanie na teren Muzeum Etnograficznego.
 
 Pod Pomnikiem Bema, jtory się nie załapał - ale kawałek muralu z fragmentem Panoramy Siedmiogrodzkiej, już tak. 
Na pierwszym planie Michał.
KAWING
 My w Cafe Tramwaj
Marek - Ela - Kasia - ja.
Michał cyka foty, więc Go nie ma w kadrze. 

MITING ;)
 

ROWERING
 
 No ale jazda nie musi być na ostro - zawsze można zatrzymać się jeszcze przy Kościele NMP "na Burku".

SMAŻING
 


 
Andrzej, ja , Ela

Część ekipy niestety musi się zbierać, szkoda i żal. Ale trudno nie zrozumieć - na rowerowych przygodach życie się nie kończy.


A my postanawiamy jechać dalej. 

DĘTKING

Tak łapam, gumę... 
Czyli w zasadzie suplement do "kwadratury koła".
Gdzieś wewnątrz felgi jest jakaś ostra krawędź i na niej właśnie przecinam dętkę. Ja mam zapas, Marek ma taśmę izolacyjną, oklejamy felgę od środka, dymamy gumę i jest git.
Można kręcić dalej. 
Przy okazji dowiaduję się o rosnącej powolutku tonsurce... który to fakt skrzętnie tają przede mną wszystkie fryzjerki! I jak tu nie wierzyć w światowy spisek masonów, cyklistów i fryzjerek?!  

BŁOCKING
Wpadam na pomysł że przecież możemy zjechać do Łękawicy przez las, no bo czemu nie?
Marek deliberuje, przelicza, konsultuje prawą półkulę z lewą i ... jedziemy przez las. Pomysł zostaje przyjęty z entuzjazmem, nikt prócz mnie nie zna tego "skrótu"... więc nie wiedzą też co ich czeka. Wpierw jest nawet fajnie - asfalcik, domki... potem szuterek, za szuterkiem leśna ściółka... wąwozik pełen iłu, w którym już nie można ani zawrócić ani się zatrzymać.


Onże wąwóz sinym iłem wypełniony, wypluwa nas po kolei na plac po mygle,  i tu wcale błoto się nie kończy - tu jedynie zmienia konsystencję, z gliniastej na wodnistą. Fajnie jest, już się nie lepi do kół - ale za to jak malowniczo rozbryzguj wkoło, na drzewa, trawę, nas samych... Zaiste jak tu nie kochać błota?  

Służby leśne zrobiły tu sobie takie miejsce ogniskowe - onegdaj było naprawdę urocze - od kilku lat systematycznie rozjeżdżane, przy okazji zrywki drzew, już nie jest tak klimatyczne. Ale mimo wszystko, można odpocząć, i zaczekać na maruderów. 


A potem już nurzania część druga - tym razem nurzanie równinne.

Lekko nie ma...
Znaczy na foci tego nie znać - ale wcześniej nikt nie miał głowy do wyjmowania aparatu, musząc wybierać między kałużami... co woli: płytką ale rozległą, czy krótszą lecz głęboką po osie, myślę że taki trening może nam się przydać przed nadchodzącymi wyborami ;) 


OBERŻING

Zostaje mi powierzone mega istotne zadanie, w zasadzie być albo nie być całej przygody! Mam jechać przodem i... złożyć zamówienie!
Trzy razy rosół, cztery razy kawa, napoje, placki ziemniaczane, kotlet z zestawem surówek... 
Czujecie odpowiedzialność która na mnie ciążyła?!
Na szczęście udaje się zapamiętać i poprawnie złożyć zamówienie, chwilę potem wpada Ela.

Reszta dobija po jakimś czasie...


Jakiś geniusz zaparkował na wprost stojaka dla rowerów - w sumie to ma szczęście że trafił na sensownych ludzi bo rysy się nu należą... i niekoniecznie mam na myśli szczyt w Tatrach.


Biesiada że mucha nie siada. Same smaczności...


Sami widzicie - się zjadło, nim się fotkę zrobiło...


Po jedzeniu nie zapomnij o jeżdżeniu.
Ale wpierw pamiątkowa fota.
Janusz - Marta - Marek - Ela - Wiesiek - Ja - Kasia - Michał

KRAJOBRAZING
Oberża pod Grzybem jest na Słonej Górze - no nie na szczycie, ale zasadniczo szczytu blisko, więc i widoki miejscami z niej naprawdę piękne...


by mogły być, gdyby mniej mglisto nieco było.


Ale i tak każdy przystaje - oko widokami nacieszyć. 


A potem jedzie dalej...

WSPINACZKING

Zjazd do Pleśnej to pora wytchnienia. 
Ale potem! 
potem!!
potem zlewamy się potem!!!

Z Pleśnej na Szczepanowice jest bez mała 200 metrów w pionie, niby niewiele ale na 3 km długości, daje całkiem fajny skos... zna ktoś trygonometrię? No więc to się liczy sinus kąta między poziomem zero a drogą - albo inaczej,  10 metrów różnicy poziomów na stu metrach to dziesięć procent. Tu mamy jakieś... 7% circa about mniej więcej na oko.



opowiadałem Wam już o syndromie Somosierry...?


 Ale powód do świętowania jest...

DWORCING


Żegnamy Kasię
do następnego razu rzecz jasna...


ELING


I tym uroczo optymistycznym akcentem zakończę ten wpis.

Ps. błoto z tego wyjazdu na niektórych rowerach pojedzie z nami do Żabna... ale to już zupełnie inna historia.

35 komentarzy:

  1. Pamiętam te czasy kiedy kilka razy w miesiącu się tak jeździło i robiło ogniska gdzieś na polanach. Wprawdzie u mnie nie ma tak pięknych krajobrazów i czystego powietrza ale jednak spędzało się trochę czasu na jakiś aktywnościach. Dziś już nikomu się nie chce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekaj - twoje pokolenie ma akurat małe dzieci, za jakiś czas dorosną, już będą same sobie wycieczki i zabawy organizowały - wtedy przyjdzie czas na Ciebie, powrócą wypady za miasto, ogniska...

      Usuń
  2. Witaj Macieju.
    Zazdroszczę kondycji. Ja już te aktywne lata mam za sobą. Ale kiedyś byłem bardzo ruchliwy na rowerze.
    No cóż, lata lecą, a sił ubywa.
    Pozdrawiam i zapraszam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę Michale że taki twardy bieszczadzki zakapior jak Ty to jeszcze niejednym by świat zadziwił!

      Usuń
    2. Bóg zapłać Macieju za dobre słowo.
      Pozdrawiam.
      Michał

      Usuń
  3. No tak trzeba przyznać-kondycję masz niezłą. Do pozazdroszczenia. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu jestem aktywny - reszta przychodzi sama.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak przygoda to trzeba sie pobrudzic 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba nie trzeba - ale zawsze łatwiej się upaćkać niż podczas lenistwa ;)

      Usuń
  6. Może kiedyś sobie zrobię podobną wycieczkę w mojej okolicy, ale nie na rowerze (no i pewnie na o wiele skromniejszą skalę). Na razie jednak muszę też uporać się z pewnymi poważnymi zmartwieniami i nie mam nawet teraz zbytnio głowy do takich spraw. Jeśli chodzi o rozbudowane plany, nie zawsze tak musi być, że nie wypalą. Czasami jednak nadciągają tak niespodziewane okoliczności, że mogą dosłownie wszystko odwrócić o 180 stopni, i to niekiedy na gorsze. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się też z tym, że proste plany, które są robione na szybko, wcale nie są skazane na porażkę. A wręcz przeciwnie, może coś z nich wyjść fajnego. Może nawet chodzić o jakąś drobnostkę do załatwienia. Ot, nagle chcemy coś ogarnąć i faktycznie szybko, a do tego dobrze idzie.

      Usuń
    2. Co do zdjęć, I miejsce dla działu z "Krajobrazing" - widok na niebo super.

      Usuń
    3. Wiesz - należę do ludzi którzy potrafią znaleźć przygodę, nawet idąc z psem do Biedry po zakupy ;)

      Usuń
    4. Co do zakupów w marketach, to ostatnio w sumie można było załapać się na przygody nawet bez specjalnego ich szukania, choć akurat nie chodzi o zbyt przyjemne doświadczenia.

      Usuń
    5. Wszystkie opowieści postapo przecież tak się zaczynają ... ;) A my wszak kochamy postapo ;)

      Usuń
    6. Swoją drogą, parę razy w necie przewijały mi się zdjęcia lub filmiki z opustoszałymi ulicami w różnych miastach na świecie (stan związany właśnie z bieżącą sytuacją). No i też wzbudzają takie postapokaliptyczne skojarzenia.

      Usuń
  7. Proste i szybkie plany najczęściej są realizowane. W tym roku coś słabo widzę realizację naszych planów, przygotowanych, przemyślanych a tu łup - koronawirus i wszystko na nic. Może posłużysz mi w tym roku za przykład :) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie z rezerwacjami poważne też mamy, Teraz na koniec miesiąca rajd po Gorcach z noclegiem z Starych wierchach, potem Biesy rowerowo z potężną ekipą (30 osób) ... a co wyjdzie? Bóg wie,

      Usuń
  8. Świetna wyprawa. Ale taka jazda rowerem po błocie to musi być przeżycie ekstremalne. Wyobrażam sobie, jak błotniste pacynki uderzają człowiek w plecy. A potem przyklejone jadą dalej na gapę.
    I pytanie mam. Czy ta panorama obok pomnika Bema nowa jest? Jakoś jej nie pamiętam z czasów mojego pobytu w Tarnowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błoto to nic - po prostu błoto - gorzej jest w terenie ilastym, gdy oblepia opony, albo tak jak dziś - raz błoto a za moment ostry podjazd i to wszystko w lesie, między korzeniami.
      Panorama ma rok.

      Usuń
  9. Wyprawa wygląda na intensywną, zwaszcza jazda poboczami. Jestem pod wrażeniem zdjęć i trasy. Ambitnie.

    Mnie kolega pytał czy jestem zainteresowana trekingiem, miło ale odparłam, że by mnie musieli ze szlaku chyba zbierać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu? - pierwsze trekkingi to najlepiej spacery do ciut wyżej położonych restauracji.. a potem to sama nie zauważysz kiedy kondycja się zrobi, mięśnie stężeją, płuca zwiększą pojemność i będziesz się dziwić tym którzy sapią wchodząc po stopniach.

      Usuń
    2. Tutaj nie ma łatwych tras, nie wiem czy są takie w Alpach. Wczoraj poszliśmy na górki, wzgórza właściwie obok mnie, i myślałam, że padnę. To będzie trening przez trekingiem. A próba to będzie wejście na Uetliberg.

      Usuń
    3. Mów mi o przewyższeniach... Jeśli robisz ćwierćkilometra w górę na odcinku tysiąca metrów - to... masz tak jak u mnie ;)

      Usuń
  10. Zawsze wozisz ze soba zapasową dętkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze - a na dodatek klej i łatki. Znaczy uż teraz zamieniłem je na samoprzylepne - bo klej "lubi" niespodziewanie wyschnąć ;)

      Usuń
    2. ja tylko łatki i klej. Rzadko dętkę, ale natchnąłeś mnie, od tego sezonu zawsze będę miał dętkę. Zwłaszcza, ze cała moja rowerowa trójka ma już koła jednakowego rozmiaru.

      Usuń
    3. Wymiana dętki to kilka minut, a jednak z łatką już tak szybko nie idzie, a zdarzy się że złapiesz kapcia nocą, w czasie deszczu albo na zimnie.

      Usuń
  11. Zawsze przygotowany i zawsze konkretny. Fajnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz - zbyt wiele jeżdżę, żeby pozwolić sobie na lekceważenie pecha i awarii.

      Usuń
  12. Fajny wypad, ładny krajobrazing, podziwiam za kondycję i życzę jak najpiękniejszych wycieczek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj śliczne te nasze Pogórza, śliczne... A kondycja? Sama się zrobiła.

      Usuń
  13. ładna wyprawa oj ja na taką bym się nie nadawała choć dużo jeżdżę:)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie - my nikogo nie zostawiamy - a po rozgrzewce, zobaczyła byś że i wspinaczka dobrze się kręci. A swoją drogą przydała byś się w ekipie z twoją wiedzą przyrodniczą - mojej nie starcza.

      Usuń