Jak to było za PRL z koloniami dla dzieci pracowników, wie większość z osób tego bloga czytających, jak jest teraz... w zasadzie tak samo. Od kilku lat lepiej, ale to wciąż nie rarytasy. Inna sprawa że dla dzieci liczy się nie tyle atrakcyjna lokacja, co dobre towarzystwo rówieśników. A pobyt w Hiszpanii może stać się dla dziecka udręką, podczas gdy kolonia w jakimś lokalnym zapupiu wspaniałą przygodą którą będzie się pamiętać latami.
Marzenka zatem wylądowała pewnych wakacji w Jodłowej. Jeśli koniecznie chcecie wiedzieć gdzie to jest, to postaram się przybliżyć. zatem znajdźcie na mapie linie Tarnów - Rzeszów. Na wschód od Tarnowa będzie Pilzno. Teraz od Pilzna wolniutko posuwacie się na południe i jeśli macie Jasło - to zasunęliście za daleko! Zatrzymajcie się przed pasmem gór (Pasmo Liwocza i Brzanki) i szukajcie u jego północnych podnóży. Ewentualnie skorzystajcie z tej mapy ;-)
Zobacz trasę w Traseo
Kościół był zamknięty, ale otwarty dla wiernych przedsionek, dał szansę na modlitwę i zrobienie kilku fotek przez kraty.
Miejscowość maleńka, cicha (raczej) i spokojna (jak sądzę). Ale Marzenka wspomina ją z sentymentem, a skoro chciała odwiedzić? No jak bym mógł odmówić? Siadamy w samochód i jedziemy. A przy okazji i dla mnie będzie okazja to i owo zobaczyć, bo byłem tam wyłącznie przejazdem.
Jedziemy przez Ryglice, fajna malownicza trasa, nieco zakrętasów, podjazdów i wąsko - dla nas tu na Pogórzu norma, więc jedzie mi się dobrze. Parkujemy na dużym placu pomiędzy kościołami i idziemy na spacer.
Pierwszy w oczy rzuca mi się pomnik - dał bym sobie łeb uciąć, że to kolejny pomnik grunwaldzki, jakich setki (obok pomników papieskich) "zdobi" nasze wsie i miasta, a tu miłe rozczarowanie - pomnik owszem, patriotyczny w treści ale nie grunwaldzką lecz racławicką wiktorię sławiący! Choć na tablicy informacyjnej pisze że grunwaldzki... wszelako mnie oczy raczej nie mylą, a dysleksji nijakiej nie mam i czytać umiem, że racławickiej! Pewnie ktoś tworzący tę tablicę - był tak samo pewny jak ja, a po schodkach wchodzić mu się nie chciało i tablicy przeczytać!
Obok wejścia na teren starego kościoła piękna adaptacja starego pnia lipy na kapliczkę maryjną, jak widać pewne trendy pogańskie związane z kultem drzew, zostały sprawnie i zgrabnie zaadaptowane na potrzeby chrześcijaństwa.
I wreszcie stary kościół p.w. św. Stanisława Biskupa i Męczennika - ładna drewniana budowla - zbudowana w latach 1670 - 1679 a konsekrowana przez biskupa Michała Oborskiego w 1683 roku.
Wnętrze polichromowane przed Józefa E. Dutkiewicza w 1930 roku, w technice temperowej. Wyposażenie z przełomu XVIII i XIX w.
Kolejny z patriotycznych pomników - tym razem solidarnościowy z 1981 roku (jak przetrwał Stan Wojenny nie wiem - a nikogo znajomego z okolic nie mam, żeby zapytać)
A potem przechodzimy obok nowego kościoła - Sanktuarium Dzieciątka Jezus i idziemy na cmentarz - bo tam kwatera z I Wojny, której sobie nie chcę darować.
O właśnie ona. Wtulona w róg cmentarza, ale od frontu, na honorowym miejscu.
"Bóg dał nam prawo do waszych serc"
jedna z piękniejszych, mniej patetycznych inskrypcji jakie spotykam na pierwszo wojennych cmentarzach.
Widok z cmentarza na pasmo Liwocza i Brzanki.
Nie wydaje się wysokie - pewnie dlatego że i Jodłowa daleka od nizin...
A oto znów nowy kościół - sanktuarium Dzieciątka Jezus.
Oboje z Marzenka przyznajemy jedno - wnętrze (czego nie oddaje zdjęcie) jest piękne i uduchowione.
Z elementami ludowymi - ale bardzo skromnymi.
Za to sama figurka Dzieciątka Jezus - to już pogranicze kiczu i makabry...
Tak wiem - sam jestem Chrześcijaninem i katolem zapiekłym - wiem że nie oddajemy czci posążkom, tylko traktujemy je jak symbole... ale te symbole mogły by czasem mieć w sobie nieco więcej artyzmu...
A potem już w auto i przez wał turlamy się do Lubczy i wracamy do domu - miła, owocna wycieczka. W sumie to mam plany rowerowego wypadu tam, ale nieco dygam się tych podjazdów, no zobaczymy.
Na razie tyle - do zobaczenia na szlaku.
Odnoszę wrażenie, że wnętrze nowego kościoła nawiązuje do starego.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam w tytule "Jodłowa", to od razu mam dopowiedzenie - puszcza. Czyli nasze tereny. A tu taki zwrot akcji!
Też myślę że to jakaś forma kontynuacji. Choć bardzo nowoczesna, bo żebrowania nasuwają myśli o wręgach statku kosmicznego.
UsuńTu widać tu też jodeł nie brakowało, myślę że jeszcze niejedną by spotkał zaraz za opłotkami.
Miłe wspomnienia z dzieciństwa pamięta się do końca życia. Nie jestem zaskoczona, że Marzenka chciała tam pojechać i zobaczyć jak tam jest teraz.
OdpowiedzUsuńteż bardzo lubię odświeżać swoje wspomnienia.
A wnętrze kościółka prześliczne.
Pozdrawiam:)
O tak zaraz poszły w ruch stare albumy ze zdjęciami, skaner, obróbka starych fotografii, rozsyłanie ich znajomym... miłe to było, choć nie moje wspomnienia.
UsuńByłem na koloniach dwa razy i dwa razy chciałem uciekać do domu. To coś przypominało raczej wypoczynek dla kolesi z poprawczaka, a nie z normalnej podstawówki, a na dodatek były to czasy, gdy nauczyciel lał dzieci na pełnym legalu:))
OdpowiedzUsuńI dlatego ja jeździłem na obozy harcerskie.
UsuńU nas harcerstwa nie było. Ot co.
UsuńI dlatego teraz musicie improwizować z czatowniami ;-)
UsuńGdzieś tam mieszka bard z gitarą, pan M...k:-) nie spotkaliście?
OdpowiedzUsuńPrzejeżdżałam przez Jodłową przy okazji zakupu uli w pobliskiej Czermnej, bardzo ładne okolice.
Gdybyśmy przewędrowali tamte tereny wte i wewte to pewnie byśmy spotkali...
UsuńWitaj Macieju.
OdpowiedzUsuńUwielbiał takie sentymentale wędrówki, które wyołują wspomnienia.
Stare drewniane kościółki z sygnaturkami na dachu, to moje klimaty.
Pozdrawiam i zapraszam na nowy cykl wędrówek.
Michał
Sentyment to jedna z fajniejszych motywacji do podróżowania.
UsuńOj tak! Kolonie! One mnie ukształtowały, czekałam na nie cały rok - ja dziecię znad morza co roku w inne miejsce "na dole" Polski - cały dzień PKS-em, zaopatrzona w Aviomarin ( i woreczki ), kanapki, termos z miętą i siatę jabłek z sadu od dziadków - żeby było dla wszystkich. Do dzisiaj pamiętam wiele przygód a lat minęło kilkadzięsiąt ( kiedy się pytam? kiedy? ).
OdpowiedzUsuńJedź tam na rowerze koniecznie, niech obawa przed podjazdami Cię nie zniechęca - najwyżej "podprowadzisz".
No tak to w życiu bywa... Zyjemy, nie zmieniamy się, a potem zdarza się coś, jakies zdjęcia, czyjeś wspomnienie i nagle uświadamiamy sobie szmat czasu który minął.
UsuńTeż lubię sentymentalne powroty. Ładna miejscowość i okolica.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Owszem dobrze jest wracać.
UsuńBardzo ciekawa wycieczka. Kiedyś odwiedziłam miejsce w Kołobrzegu, w którym spędziłam miesiąc, w dzieciństwie - w sanatorium. Aż się serce ścisnęło. Z perspektywy czasu wszystko wydaje się inne.
OdpowiedzUsuńDokładnie! Dlatego jedni tak chętnie wracają, a innym brak na to odwagi bo boją się konfrontacji wspomnień z rzeczywistością.
UsuńPatrząc na stary i nowy kościół dziwię się, gdzie i kiedy zanikła tradycja robienia ładnych świątyń pięknie wpisanych w krajobraz?
OdpowiedzUsuńKiedyś był taki rysunek, bodajże Kobylińskiego.
UsuńDwóch starożytnych greków siedzi na kamiennej ławie, patrzą na Akropol i stojącą tam świątynię Ateny. Jeden mówi do drugiego: "jak można było tak zeszpecić krajobraz"... ;)