Liczy bez mała pół tysiąca lat
(patrzcie jak łatwo manipulować informacjami! - bo napisanie 460lat już takiego wrażenia nie robi a podanie daty 1557 - zgoła żadnego)
i mojemu sercu jest bliskie (no jak na "bliskość sercu" 30 lat rozłąki to jednak sporo...) gdyż uprawiano w nim dwa procedery. Jednym z nich było ... beskidnictwo! Beskidnicy to ludzie którzy przyciśnięci ciężkimi warunkami (skoro państwo nie umiało ich obronić przed Tołhajami, to prawa takiego państwa niewiele dla nich znaczyły) po prostu zajmowali się łupieniem karawan i napadami na dwory szlacheckie (na chłopskie nie napadano, z takich samych powodów dla których nikt nie kradnie mojego roweru), karczmy itp. Janosik był najbardziej znanym beskidnikiem, lecz nie brakuje w tym towarzystwie i innych ciekawych, niekiedy tragicznych postaci.
UWAGA! Robin Hood, Rob Roy i Wilhelm Tell beskidnikami nie byli...trudno, nie każdemu jest pisane to zaszczytne miano.
Drugi z procederów to wykoctwo - czyli "oderwanie chłopa od ziemi" (bo światłe prawa Przenajjaśniejszej Rzeczy Pospolitej uczyniły z nich de facto niewolników) za jego wiedzą i zgodą. Chodziło o to by pomóc chłopu pokazać panu środkowy palec, osadzając go w miejscu gdzie kij ekonoma lub laska arendarza nie mogły go dotknąć - czyli na zadupiu takim jak Wołosate.
Wreszcie trzeci z powodów - to stanica harcerska, która wszak nie przetrwała "przemian wolnorynkowych" (które z wolnym rynkiem miały tyle wspólnego co Balcerowicz z Libertarianami).
Czy będę opisywał Wołosate takim jakim go zapamiętałem? Nie, nie będę! Z prostego powodu - marnie je pamiętam! Trzydzieści lat to jednak szmat czasu, Wspomnienia się pomieszały, ponakładały... zresztą - pokażcie mi nastolatka który zajmie się zapamiętywaniem terenu zamiast liczenia piegów na twarzy koleżanki?
W zasadzie można powiedzieć że dopiero odkrywałem tę miejscowość. I dobrze.
Przy zejściu z Tarnicy, lubo przy wejściu, jak kto woli, znajdziemy taką oto tablicę. Warto przystanąć, przeczytać i zrobić mały spacer po tym co zostało z dawnego Wołosatego.
A pierwsze co dostrzeżemy to rekonstrukcja żurawia studziennego.
A propos znacie ten kawał o UPowcach i żołnierzach KBW?
No to posłuchajcie.
Czasy po II wojnie, UPowcy mordują i palą, KBW przesiedla, a jak tylko mają pu temu okazję to strzelają do siebie nawzajem. I właśnie w czasie takiej strzelaniny, garstka ocalałych rezunów daje dyla i chroni się w małej wiosce. W chwilę potem są tam już Polacy i szukają niedobitków. Niestety znikli i nie sposób ich wytropić. Stają więc na środku wsi i głośno rozważają:
- może poszli do lasu? rzuca jeden z KBWowców
a echo ze studni potwierdza - poszli do lasu, lasu, ...su
- a może siedzą w studni? - pyta inny z żołnierzy
- nie siedzą w studni, udni, ...i - zaprzecza echo.
trzeci z żołnierzy zapytuje - a może wrzucimy granat i sprawdzimy czy nie siedzą w studni?!
a echo odpowiada - poszli do lasu, lasu...su
Teren w Wołosatem jest zadbany, regularnie koszony, odsłonięte są nagrobki, krzyże, kamienie. miejsce jest opisane.
Te kamienie zamiast nagrobków to rzekomo z biedy... jakoś mi się wierzyć nie chce.
Raczej celowo właśnie tak pochówki oznaczano. Co oczywiście nie znaczy że była to wieś bogata.
Szczerze mówiąc sam bym nie miał nic przeciw takiemu kamieniowi na grobie - choć osobiście wolał bym by posadzono na moich prochach buka. A obok nagrobek i to grodzony.
Ten z prawej krzyż to w ogóle ciekawostka.
Bruc (rdzennie rusackie nazwisko prawda?) Iwan Wasiłowicz (otcziestwo od Wasyla - czyli po naszemu Wasylewicz)
Uczestnik dwóch wojen - data śmierci 1944 rok, może umarł sam od siebie, może zamieszany w walce? Kto wie - wieczna pamięć z tabliczki, bynajmniej nie jest wspomagana wiedzą o człowieku.
A na koniec znów wrócić do studni... która wyschła, i nie jest już zdrojem niosącym życie, jest po prostu dziurą w ziemi.
Bezsprzecznie najokazalszy budynek w Wołosatem należy do BdPN, jak oglądam na ich profilu fejsbukowym, to odbywają się tam nieliche imprezy edukacyjne - niestety szukałem tam jakieś pamiątkowej pieczątki, ale obiekt zawarty był na głucho - czyli po prostu miałem pecha i pewnie innym razem uda mi się wparować do środka.
A potem cóż - trzeba wracać. Przede mną trzy godziny jazdy samochodem (czego nie lubię) nużące i męczące, przerywane tylko atakiem furii kiedy jakiś debil jadący przede mną wyprzedzał rowerzystę "na styk" i jeszcze użył klaksonu gdy był z nim zrównany!
Ps. przywiozłem sobie flaszkę wina marki Bieszczady i delektowałem się nią przez trzy wieczory...
Coraz więcej miejsc pamięci jest odnawianych, choć, jak piszesz, nie zawsze da nam wiedzę o człowieku tam leżącym, ale dobre i to. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTo akurat zwykły cmentarz, nie miejsce pamięci, ale fakt że zadbany. Niestety pojedynczy człowiek gubi się w nurtach historii, a nawet ci najważniejsi z graczy, po latach stają się już tylko płaskimi ikonami.
UsuńNiestety ludzie wychowani w socjalizmie, gdzie wszystko było "za darmo" nie rozumieją, że każda nieruchomość generuje koszty i to oni muszą za nie płacić, a nie mityczne państwo. Chłopi nie mieli w Polsce aż tak źle, nierzadko byli o wiele bogatsi od tak zwanej szlachty zagrodowej, więc z tym niewolnictwem to trochę fejk. :)
OdpowiedzUsuńLavinko nie wiem co masz na myśli pisząc o nieruchomościach. Jeśli stanice harcerskie, to całkiem nie tak. Owszem zabrakło pieniędzy, ale na skutek decyzji politycznych.
UsuńCo do biedy chłopstwa... Owszem zdarzali się krezusi, ale realia były takie że umierano z głodu (mamy na to świadectwa kościelne), a powstanie libuskie, czy rabacja galicyjska nigdy by nie wybuchły gdyby chłopstwo było sprawiedliwie traktowane.
Witaj Macieju.
OdpowiedzUsuńFajne wspomnienia. Bieszczady to moja młodość, a teraz powroty.
Pozdrawiam.
Michał
To kraina gdzie zawsze warto wracać.
UsuńA dlaczego nikt nie kradnie Twojego roweru?
OdpowiedzUsuńZ takiego samego powodu z jakiego Beskidnicy nie okradali chałup chłopskich ;)
UsuńPo prostu więcej kłopotu niż korzyści.
Moi koledzy, maniacy rajdów rowerowych, każdy nowy rower celowo przerabiają na takie kradliwe. Szkopuł w tym, że czasem można trafić na fachowca, który dopatrzy się mistyfikacji:))
UsuńJak na historię zasiedlania Karpat to lokacja wsi w drugiej połowie XVI wieku to raczej późno. Pogórze zasiedlano 2 albo i trzy stulecia wcześniej ;-)
OdpowiedzUsuńJasne... Stąd słowa o manipulacji datami. Gdy ktoś nie zna historii to "pół tysiąca lat" brzmi dla niego imponująco.
UsuńByłem dawno temu, ale minąłem w drodze na bieszczadzkie wierchy. Nic nie pamiętam, więc jak zawsze u Ciebie nadrobiłem wiadomości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Pewnie gdyby nie to że kiedyś była tam stanica w której spałem a teraz spałem w "Stajni" to i ja bym minął bezwiednie, w końcu Tarnica czy Rozsypaniec kuszą bardziej.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZwiedzałam Wołosate dwa lata temu. Cmentarz zrobił na mnie wrażenie bardzo zadbanego. I również żuraw.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :)
Bo tam są naprawdę odpowiedzialni, mądrzy ludzie.
UsuńDziwne dziecko ze mnie było - nie cierpiałam harcerstwa, w Bieszczadach nie byłam. Nie mam co wspominać. To sobie chociaż Twoje wspomnienia poczytam.
OdpowiedzUsuńWiesz ja prawdziwe harcerstwo to dopiero w liceum poznałem. W podstawówce "drużynowymi" były tonowej masy "druhny" nauczycielki, które nijak się z przygodą nie kojarzyły a same "druhnami" zostały na zasadzie "towarzyszko Barbaro, ojczyzna i dyrekcja wyznacza was na ten zaszczytny odcinek pracy wychowawczej" ;-)
UsuńAle za to to co robicie teraz jest... najczystszej wody harcerstwem!
No właśnie. Tamto harcerstwo to było ciągłe siedzenie na zbiorkach i śpiewanie pieśni wszelakich, do czego nie mam talentu. A, i wieczorki dla rodziców.
UsuńZ liceum pamiętam jedną grę terenową, którą można było szybko "opylić" odczytując odpowiedzi z planu miasta przy dworcu. Dziwne, że tylko dwie osoby na to wpadły, inni latali jak głupi po mieście, a my z koleżanką nudziłyśmy się jak mopsy na mecie. Może jednak nie warto było tak się wysilać umysłowo... ;)
Właśnie.
UsuńWielkie dzięki. Odżyły moje wspomnienia.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak ja wytrzymam gdy będę miała szlaban na komputer.
We wtorek byłam na konsultacji, w czwartek kolejna. Już wyznaczono mi termin na operację oczu 25 lipca. Brr, nie chce nawet o tym myśleć.
Pozdrawiam:)
To przykre. Życzę szybkiego powrotu do Internetu. No chyba że nauczysz się działać w Internecie głosowo, tylko jak wtedy oglądać zdjęcia?
UsuńWołosate, czyli początek lub koniec Głównego Szlaku Beskidzkiego, kończącego się lub zaczynającego w moim Ustroniu.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Bardzo chciał bym nim powędrować z jednego krańca do drugiego, ale tak bez przerw, z noclegami na szlaku.
UsuńMój mąż przeszedł GSB jak był jeszcze w Technikum. Szedł z Ustrzyk i skończył w Ustroniu 😃 mnie się też marzy przejście GSB i Korona Beskidów.
UsuńPodobne krzyże ruskich żołnierzy spotkaliśmy ostatnio w Gorcach pod Kudłoniem na polanie Gorc Troszacki.
OdpowiedzUsuńhmmm nie kojarzę tych krzyży, ale kiedyś tam wrócę, to ich poszukam.
Usuń