wtorek, 19 czerwca 2018

Tam gdzie Biesy z czadu po nocach wyją

Co tu dużo mówić, w Bieszczadach nie byłem już dawno, strasznie dawno, tak dawno że aż mi głupio. Nawet nie chcę wspominać, bo młodzi uznają że konfabuluję, a starsi mogą zacząć poprawiać. Ale w końcu się udało tam wyrwać. Marzenka znalazła lokum i rozpoczęliśmy naszą małą bieszczadzką przygodę. 

Z setek opcji i pomysłów wybrałem chyba ten najbardziej dla Bieszczad charakterystyczny szczyt, albo inaczej nie tyle charakterystyczny, bo tu osoby dobrze znające te góry będą miały (i powinny mieć) odmienne zdanie, ale ten najbardziej rozpoznawany, bieszczadzki odpowiednik Giewontu czyli Tarnicę. 

O Tarnicy zresztą rozmawiałem z Marzenką od dawna. Moje dawne koło PTTK właśnie drogą krzyżową na Tarnicę rozpoczynało nowy sezon wędrówkowy. Padały też propozycje wypadu tutaj z rodziną Piotra, ale ostatecznie pognaliśmy tam sami. 

Nocleg mamy w Wołosatem (tak jest prawidłowo, choć ja w rozmowie najczęściej mówię o Wołosatym) i to w znacznym stopniu determinuje nasze plany, choć najbardziej determinuje je konieczność wykonania pierdyliarda niecierpiących zwłoki czynności przed wyjazdem, co z kolei opóźnia porę wyjazdu i w efekcie nie starcza już czasu np. na marsz przez Rozsypaniec.  Kombinowałem też przejście z Ustrzyk Górnych na Tarnicę i zejście do Wołosatego, a sam okazją lub busem (choć najchętniej piechotą) śmignął bym po samochód pozostawiony w Ustrzykach ale tu znów zaważyła raczej niechętna do rozłąki mina Marzenki więc stanęło na tym że:

USTRZYKI GÓRNE

Zaliczyliśmy tylko przejazdem.
Jako się rzekło, co nieco teren znam, bo kiedyś tam właśnie zaczynaliśmy nasze bieszczadzkie drogi krzyżowe (co poniektórzy już w trakcie jazdy autokarem doprowadzali się do stanu "żywcem z krzyża zdjętych", a my mieliśmy z nimi prawdziwy "krzyż pański"). Ale mniejsza o nich. Pora była taka że pasowało coś zjeść, ja tam wprawdzie mógł bym się obejść, lecz Marzenka silnie optowała za nakarmieniem Miłosza, a przy okazji i siebie więc zajechaliśmy do Zajazdu pod Caryńską. Głównie dlatego że pamiętałem iż mają tam wygodny parking dla klientów.

 Lokal znam i doceniam zmiany, choć nie wszystkim przypadły do gustu. Mi nie przeszkadzają.
To zresztą cały kompleks wypoczynkowy i nie wiem czy mam ochotę poznawać ludzi którzy korzystają z części hotelowej. Nam wszak potrzebna jest tylko część restauracyjna i do niej zachodzimy.

Zamawiamy pierogi, w menu było więcej potraw, ale akurat pierogi to jest to co wiem że wszyscy zjemy ze smakiem. I w oczekiwaniu na danie nam dania popijam kawusię i robimy sobie małą sesję foto. 
Charakterystyczny dla Bieszczad czy Beskidu Niskiego element wyposażenia kuchni. Rozbrojony granat - świetnie się nadaje np. jako tłuczek do przygniatania wieka beczki z kiszoną kapustą. Słyszałem opowieści o używaniu także nierozbrojonych... sam jednak takich przypadków nie spotkałem. Fakt faktem jednak że w ubożuchnych gospodarstwach tego regionu, każde powojenne żelastwo znalazło swoje zastosowanie i po dziś dzień spotkać by można jeszcze przedmioty gospodarskie wykonane z materiałów wojennych pozostawionych tu w trakcie I i II wojen światowych. 
  
 Bieszczadzkie zakapiory. 
Pamiętam obrazek ze Żmigrodu (tak wiem nie Bieszczady - jednak stosunkowo blisko i klimat społeczny ten sam), gdy zakapiory brały w barze jedno piwo do trzech kufli, uzupełniali poziom cieczy denaturatem i... potem spali z głowami na krawężnikach a resztą ciała na jezdni, tyle że wówczas w gminie były trzy samochody, w tym jeden milicyjny więc mogli smacznie spać bez obaw snu wiecznego wywołanego czymkolwiek innym niż to co wypili. 
 Wydawało mi się że robię więcej zdjęć, ale gdzieś się zapodziały, albo skasowały przez przypadek. 
Nie szkodzi. Miejsce Wam polecam, aczkolwiek ma tu konkurencję i tam także warto zaglądnąć. 


 Bardzo pusty bezpłatny parking, obok bardzo zapełnionego parkingu płatnego... zagadka? 
"a bo to Panie Bieszczady som, to pewnie biesy na tych ludziów czar rzuciły". No więc nie biesy, po prostu tamten parking jest świetnie widoczny z drogi, opisany i stoi na nim masa aut, a do tego trzeba przejechać między sklepikami... legalnie, bez napinki, za darmo... tylko trzeba wiedzieć - tymczasem przyjeżdża tu masa ludzi którzy są bieszczadzkimi żółtodziobami... 
A jak mówi stare góralskie przysłowie "łowce som po to co by je szczyc". 

Te wzgórza na horyzoncie to Ukraina, Użański Narodowy Park Przyrody - jak mniemam, ale nazw szczytów nie czuje się kompetentny opisywać. 

 Kościół w Ustrzykach, tyle że z dala. 

Oczywiście robimy zakupy, bo nie wiem czy w Wołosatem będzie jakiś sklep. 
Do kolekcji przybył nam kolejny anioł, obok mojej rzeźbionej pamiątki I Komunii (jedynej którą cenię! - drodzy rodzice chrzestni, wam ku przestrodze - rower, quad, tablet itp to nie są pamiątki to prezenty) zawiśnie równie piękny drewniany rzeźbiony bieszczadzki krzyż. w lodówce wyląduje  kilka piw i ... tanie (nie takie tanie, którego zakapiora stać na 9 zeta za flaszkę?) dobre wino owocowe marki - no jakże by inaczej - Bieszczady (pycha mówię Wam).
Prócz tego jakieś kartki pocztowe (obowiązkowo), znaczki itp. 

A potem już.

WOŁOSATE
Ale wiecie co? 
O tym opowiem Wam następnym razem.

28 komentarzy:

  1. Ludzie, to juz niemal 12 lat, jak bylam:(
    http://klimaty.blox.pl/2006/11/na-Tarnice-z-Wolosatego.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trochę się pozmieniało - ale tylko tasiemek i schodków przybyło, Góra pozostała tak samo piękna.

      Usuń
  2. Witaj Macieju.
    Kocham Bieszczady i często tam wracam. W Bieszczady jedzie się tylko raz, a później się tylko wraca. Bieszczady, nazwa od Biesa i Czadów. Bies zginął w walce z Sanem, a Czady, to takie dobre duszki, które rzucają sympatyczny urok na wędrowców.
    Pozdrawiam i zapraszam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  3. W Bieszczadach byłem dwa razy. Pierwszy na jakiejś konferencji, a drugi na tzw. wakacjach. Z drugiego wyjazdu zapamiętałem tłumy nad Soliną, najlepszą na świecie kwaśnicę z kawałem barana w Wołosatych właśnie, powódź i cwaniaka-mechanika z Ustrzyk Dolnych, który wymienił mi przebitą michę olejową (jak się ma auto niskie, jak wtedy, to się nie jeździ oglądać retort) na - teoretycznie - nową. PS. Po powrocie do Olsztyna okazało się, że micha była stara i nawet olej był stary:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Solina czy Polańczyk to ostoja buraka, porównywalna z Zakopanem. Ale już kawałek dalej jest inaczej i tłumy się tracą, wraz z ostatnim barem dla turystów i sklepikiem z pamiątkami.

      Co do mechanika, to i tak masz szczęście bo mógł założyć taką od T34 ;-)
      A tak na serio, to nauczyłem się że w podróży robi się naprawy tylko prowizorycznie i najtaniej. Spawnąć, zaklepać, zakleić, dokręcić i tyle - reszta na miejscu, ziomala mechanik tak łatwo nie przekręci, bo się będzie bał odwetu.
      Myślałem o kwaśnicy, ale Miłosz by nie tknął, a ja nie chciałem się wyłamywać.

      Usuń
    2. Wiem, ale podczas tygodniowego pobytu z kilkuletnią pannicą z nizin w góry nie pójdziesz:)) Nie dało się. Dziura w misie jak pięść, a do domu kilkaset kilometrów. Niestety chamidło o tym wiedziało, więc wiedziało też, że nie będę wracał po sprawiedliwość:))

      Usuń
    3. Mimo wszystko bym się starał, pannicę gdzieś "uprowadzić".

      Mnie tak chcieli w Kamieniu Pomorskim w serwisie bosza przy naprawie zbiornika LPG zrobić "Pan, zostawi auto, podpisze umowę naprawy a my zobaczymy...(na ile uda się mnie skroić?)" Pojechałem do chłopaka z serwisu w dawnym PGR, który na moich oczach rozbebeszył zbiornik, dokręcił pływak i "skroił" mnie na flaszkę...

      Usuń
  4. No, a ja mam awersję. Byłem kilkukrotnie i za każdym razem rozczarowany, czy nawet zawiedziony. A schody na szczyt to już mnie całkiem rozwaliły. Jedynie zafascynowany jestem Siekierezadą w Cisnej, ale to chyba z uwagi na książkę autorstwa barmana. Natomiast zauroczony jestem pagórkami po drugiej stronie granicy - na Ukrainie. Tam jest prawdziwa wolność, choć niezbyt bezpiecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem - wschodnie Karpaty, to miejsca dzikie i nieprzystępne, piękne i nieco niebezpieczne - choć z tym niebezpieczeństwem bym nie przesadzał. Ludzi mało a ci którzy są raczej poprzyjaźni - choć to opinia także sprzed lat ponad dwudziestu i mogło już się sporo zmienić.
      czy przeszkadzają mi schody na Tarnicę - nie bardziej niż łańcuchy na Śnieżce czy barierki na szlakach beskidzkich. Gdy przejdzie jeden człowiek nic się nie dzieje, gdy setka także przyroda wróci szybko do równowagi - ale gdy przejdzie tysiąc i każdy inną droga to zadepczą miejsce na klepisko - nie o to chodzi.
      A Siekierezada - opowiadałem o niej Miłoszowi gdy tamtędy przejeżdżaliśmy i o książce i o filmie.

      Usuń
  5. Byłam kiedyś w Polańczyku (dwa razy) i buraków nie spotkałam... Czyżby się zmieniło od tamtej pory? Szkoda by było... Bo rejony cudne i malownicze.
    Chociaż czekaj, faktycznie jeden z gospodarzy nas goszczących był burakiem i miał buraczaną żonę. Ale nawet to nie zepsuło nam pobytu, trzeba było tylko szybciej się zwijać, niż to sobie zaplanowaliśmy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat żadnego gospodarza z Polańczyka nie znam. Jak nocowaliśmy to tylko na łajbie ale wystarczyło wyjść "na miasto"... Miejscami nie do odróżnienia od Krupówek czy "spacerniaka" w Krynicy Morskiej ;-)

      Usuń
  6. Jakiś czas temu byliśmy w Lutowiskach, cudowne widoki na Bieszczady a jakie jagody? Do dziś pamiętam ich smak. Przywieźliśmy do domu kilka pojemników.
    Nie zbierałam, bałam się strażników i żmij. Kupiliśmy u gospodarza.
    Czekam na dalszą relację.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas to są borówki... I raczej pośród nich żmij nie znajdziesz. Ale jeśli zbierali w lesie (bo czasami sprzedają te ogrodowe amerykańskie) to dobrze jest dać lokalsowi zarobić, bo tam bogactwa nie ma.

      Usuń
  7. Z Bieszczadów mamy cała masę miłych wspomnień. Są niestety tak odległe, że aż wstyd, bo przez ponad trzydzieści lat omijaliśmy ten rejon. Może Wasza wycieczka nas zainspiruje? Zapowiada się ciekawie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tęsknię za Bieszczadami. To drugie, po Tatrach, najpiękniejsze dla mnie góry.
    Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak są piękne, niezwykłe, tak bardzo odmienne od innych gór w Polsce.

      Usuń
  9. Moje bardzo dawno - to wrzesień 1970 roku... i pewnie czasowo pobiłem Twój rekord niebycia w Bieszczadach.

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam. Ciekawa relacja. Jutro jadę w Bieszczady pierwszy raz w życiu! Aż wstyd się przyznać. 40 lat na karku i nie być w Bieszczadach. Też mam w planach Tarnicę z Wołosatego. Myślę, że w środę albo czwartek bo wtedy ma się poprawić pogoda. Zobaczymy co z tego będzie bo dzieciaki nie bardzo lubią po górach chodzić. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam jest fajny zróżnicowany szlak, powinien się dzieciom spodobać.
      I trzymam kciuki za pogodę, choć zasięgu by to przeczgtać w Wołosatem raczej mieć nie będziesz.

      Usuń
    2. Wróciłem wczoraj. Na Tarnicę udało się wejść. Pogoda była wyśmienita i nawet nie wiało za bardzo. Dzieciaki dały radę choć jedno miało kryzys w drodze do góry a drugie w drodze na dół. Pozdrawiam

      Usuń
  11. Macieju, polecam Tarnicę z Wołosatego przez Halicz lub Bukowe Berdo w ostateczności przez Szerokie Wierchy, wtedy będziesz coś mógł poopowiadać ;) Wołosate-Tarnica to niczym Krupówki, lub - jak sam twierdzisz- zapora w Solinie.
    Wzgórza na horyzoncie to nie Ukraina, a Mała Rawka (1271) i Wielka Rawka (1304) (poki co jeszcze w Polsce) niemniej na styku granic (polecam oba szyty)
    Tradycyjnie pozdawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja wyłem z radości bo udało mi się wrócić w Bieszczady po ćwierćwieczu. Marzenka wcześniej nie dawała się namówić (bo Lesko czy Solina to owszem) a ja sobie bez niej nie wyobrażałem wyjazdu. Mów co chcesz i tak sporo pamiętam.

      Usuń
  12. Cieszę się na te Twoje bieszczadzkie wycieczki, na ten sentyment, pasję i całokształt który sprawia że i ja zaczynam mówić pod nosem: "no dobra, namówiłeś" po czym już planuje listopadowy wyjazd w Biesy.
    Jeżli uda Ci się (Wam) wrócić w Bieszczady, koniecznie odwiedźcie wspomnianą Rawkę zarówno Mała jaki i Wielką. To krótka- choć miejscami stroma trasa, niemniej warta przejścia.
    Pozdrawiam równie serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno się uda... Da Bóg, bo pojawiła się pewna przeszkodą, wtedy będą piękne, długie i barwne opisy. Na razie wszak muszę kontentować się opisami u innych wędrowców.

      Usuń