środa, 27 czerwca 2018

Polichty


Początkowo planowałem w ogóle inne miejsce, myślałem by zabrać dzieciaki na szkolną wycieczkę do Bruśnika na wieżę widokową a potem na diable boisko, dojazd i powrót pociągiem, ognisko na "diablim" itp. atrakcje. Niestety okazało się po rozpytaniu że zapalenie ognia zaskutkuje szybką interwencją leśniczych - chyba mają tam gdzieś kamerkę - pociągi wcale nie jeżdżą już tak często jak dawniej i ogólnie wyjdzie z tego fajny rajd dla tych którzy lubią ale dla reszty już niekoniecznie. Zaproponowałem więc wychowawczyni inne miejsce i dojazd autobusem, a że były wolne terminy to stanęło na Polichtach.

A tak wycieczka wyglądała okiem wychowawczyni   - jeszcze mogę linkować - choć draniom z UE bardzo przeszkadza (jak wszystkim marksistom) swobodny przepływ informacji. Dlatego pod pozorem ochrony paw autorskich próbują założyć Internetowi kaganiec - tak samo jak Tusk chciał cenzurować Sieć pod pozorem "walki z pedofilią".

No to pora na moje oko.

Pogoda się nam spierdasiła, ale to nic, mnie nie zniechęca, na miejscu będzie wiata na ognisko, ważne żeby nie zniechęcała dzieci - ale jak widzę humory dopisują, mżawka nie straszna, zapał nie gaśnie.  Bus feniksa już podjeżdża i zaczynamy wycieczkę. Dojazd nie trwa długo, znaczy jak dla mnie, bo jeżdżę tędy często - znacie takie zjawisko psychologiczne iż to co za pierwszym razem dłuży się Wam niemiłosiernie (np. pierwszy dzień w pracy), po wielu kolejnych mija niczym mrugnięcie okiem? 
Teoretycznie istnieje możliwość podjechania bliżej, ale po konsultacji z kierowcą stajemy na parkingu niecałe dwa kilometry od Ośrodka Edukacji Ekologicznej i urządzamy sobie rozgrzewkę przemarszem. Cały czas mży z przerwami na deszcz - przed nami dwa kilometry marszu.

Spacerujemy w chmurach - ma to swój urok, ale świata daleko nie widać, a stąd są naprawdę ładne widoki. Np. na Górę Majdan nad Rożnowem. No ale jak nie ma to nie ma i nie ma co płakać. 
Już przy zejściu do ośrodka wyprzedza nas w Dusterze Leśnik, który będzie naszym prelegentem terenowym.
Pod jego wszakże nieobecność rolę te przejmuje ja i tłumaczę szanownemu narybkowi czym jest wychodnia skalna, z czego jest zbudowana i co to w zasadzie w ogóle jest ten piaskowiec ciężkowicki.
 Wreszcie docieramy do Ośrodka
W ośrodku akurat mają plener rzeźbiarski - ale nie wadzimy sobie wzajem i po chwili ruszamy na ścieżkę edukacyjną.

Zobacz trasę w Traseo

Mapka obejmuje także trasę dojścia - nie obejmuje późniejszych wypadów.

Domki dla zapylaczy

Najdalej na północ wysunięta kłokoczka południowa jaką widziałem. Szczerze mówiąc nie wierzę w jej "naturalne poczęcie" w tym miejscu...


Każdy punkt zostaje odpowiednio omówiony i pokazany. Larwy owadów można obserwować pod kamieniami podnoszonymi z dna strumyka, rośliny i zjawiska przyrodnicze obok ścieżki. 



Widłaki... pomyślcie sobie  - rodzina która tworzyła "lasy" gdy po Ziemi stąpały jeszcze prymitywne dinozaury.

Wiele było tych punktów - omawiać tu wszystkich nie ma sensu - co młodzi zapamiętali, to zapamiętali - jak będziecie mieli okazję to wpadnijcie - opisy są tak dobre, ze spokojnie można skorzystać i bez przewodnika.
Potem przyszedł "czas wolny" czyli obowiązkowe pieczenie kiełbasek - które musiałem tachać, wraz z innymi utensyliami (fakt że już nie na ścieżce edukacyjnej)

Byłem tak głodny że swoją porcję po prostu wrzuciłem w ogień a następnie szybkimi ruchami poprawiałem żeby równo się zjarała - czym wzbudziłem niemały podziw obserwatorów, nieświadomych myku mokrej ręki.
Po konsumpcji przyszedł czas na spacer po ośrodku. Wiele się nie zmienił, ale... co nieco rzeźb przybyło.

Jak pisałem wyżej - trwał plener artystyczny.
Poniżej owoce kilku poprzednich.



A ten misiu z miną "popuściłem sobie" nieodmiennie od lat mnie rozczula.
No fajnie - ale ile można siedzieć w miejscu? dziewczynki mogą, niezależnie od tego czy tak mają dwa, dwanaście, czy... wielokrotność dwunastki - mogą i już. Problem w tym że ja dziewczynką nie jestem...
Montuję ekipę rozrabiaków i idziemy w las - nam się nie nudzi a ci którzy zostają mają wreszcie święty spokój.
Oczywiście punkt pierwszy to Źródło Geologów.



Woda podobno ma własności lecznicze - przyjmijmy. Na moje oko jak ktoś jest tak zdesperowany że do tej wody wejdzie to ona może mu już tylko pomóc...

Ale komfort leśnej łazienki balneologicznej jest ;-)

A potem zaczyna się zabawa - bo idziemy jeszcze do pomnika partyzantów i nagle okazuje się iż mojego aparatu nie ma - rozdarła się saszetka uwiązana na mojej szyi i aparat był się stracił. Klęska! Usiłujemy odnaleźć ale nic z tego. robię dwie rundy po przewidywanym obszarze zagubienia ale znajduję tylko kleszcza na spodniach. Muszę wrócić na dół, tam montuję kolejną ekipę - tym razem z kimś kto ma telefon i wspinamy się znów po mokrych zboczach Suchej Góry. Kilka pierwszych prób  wdzwonienia się do mnie spełza na niczym z racji braku zasięgu, ale potem idziemy kawałek dalej a tam już zasięg udaje się złapać. Cóż z tego skoro mojego telefonu nie słychać - nie jest ściszony a i dzwonek mam absolutnie niepowtarzalny (sam robiłem z kawałka starej ballady Lecha Makowieckiego), tyle że jak nie słychać to nie słychać i szlus. 
NAGLE!!! 
Tak słychać drania - po drugiej stronie pola, obok cześni, tam musiał mi wypaść podczas podchodzenia pod szczyt. I Faktycznie leży tam, woda po draniu cieknie a on nic - dzwoni okrzykiem "nie stój tak! co to może Cie obchodzić?!" UFFFFFFFFF!!!!!!

Możemy wracać... a aparat znów się gubi, bo wsadziłem go do tej samej kieszeni saszetki... Tym razem jednak problemu nie ma, wypadł kilkanaście sekund wcześniej i znajduje się równie szybko - feralny "halsztuk" zwijam i wciskam do kieszeni kurtki - aparat wędruje do drugiej. 

Schodzimy opowiadając nasze przygody - a to wzbudza zainteresowanie innych.Zatem montuję grupę rekonesansową po raz trzeci i znów znikamy w lesie - tym razem po pokazaniu im "kąpieliska" 


nie idziemy do pomnika partyzantów ale wdrapujemy się na niższy ze szczytów Budzynia i pokazuję im Teofilówkę
Niestety zdjęć Wam nie pokażę, bo wszystkie były z... dziećmi, a nie mam zgody rodziców na publikowanie ich portretów. Ale pod linkiem zobaczycie sami jak tam ładnie.

Tak więc zgoniłem towarzystwo (za wyjątkiem Igora, który jest niesamowity i niezniszczalny) i wróciliśmy do Ośrodka, ja dojadłem kiełbaski, resztki pozbierałem dla Aury, posprzątałem po nas (pannice wychowane przez swoje równie pełne pretensji mamusie nie raczyły się schylić po papierek - bo jedna wszak nie rzuciła, a ta która rzuciła za nic się do tego nie przyzna, a tak zostało by potraktowane podniesienie śmiecia - cholerna babska logika!), podziękowałem ludziom z ośrodka i .. no cóż - kolejne dwa kilometry powrotu. Tym razem jednak trwały "wieczność" bo chłopcy zwiedzieli się o jadalności cześni, dzikich malin oraz poziomek i za nic nie chcieli przyśpieszyć, jeśli choć jedna jagoda czy owoc zostały w zasięgu.
No ale koniec końców...

Z opowieści Miłosza wynikało że klasa była bardzo zadowolona, a ja muszę "telefonicznej ekipie poszukiwawczej" podziękować - nie chcieli lodów ani pizzy - wolą żebym im zorganizował kolejną wycieczkę... no to chyba dobrze o moich talentach przewodnickich świadczy?

18 komentarzy:

  1. Bardzo dobrze, gdyż ja bym szczeniaki potopił w tej wannie już po pierwszym kwadransie. Nijak nie nadaję się do współpracy z tak nieletnimi. Byłem na takiej wycieczce tylko raz, a jedyną reakcją na moje pytanie, jak podobała się wycieczka, było burknięcie syna kumpla - przyroda dupoda:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać nie urodziłeś się belfrem ;-)
      Ja mam co roku przynajmniej jeden wyjazd z młodymi na takie rajdowycieczki.
      Wyobraź sobie ze jak chciałem w nagrodę dla grupy poszukiwawczej ufundować im lody, to stwierdzili że wolą kolejną wycieczkę ze mną od lodów (ja im tego nie sugerowałem w żaden sposób). No to już plan wycieczki mam gotowy.

      Usuń
    2. Ależ ja jestem belfrem! Tyle tylko, że moje dzieci są ciut starsze (rocznikowo, gdyż mentalnie … nie dałbym głowy:)) Podziwiam (to akurat szczerze i na poważnie) i cieszę się jednocześnie, gdyż być może kiedyś te dzieciaki trafią do mnie i będzie mi wtedy zdecydowanie łatwiej:)

      Usuń
  2. Witaj Maciej.
    Fajna wycieczka.Szkoda, że nie znam tych terenów.
    U ciebie też piekielnie i artystycznie, tak jak u mnie.
    Pozdrawiam i zapraszam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od kilkunastu lat Pogórze staje się krainą rzeźby. I jest ich tu na[prawdę sporo. Nawet sam będę stawiał u siebie w ogrodzie kapliczkę z Chrystusem Frasobliwym - ale to pewnie dopiero po jarmarku w Łoniowej, bo tam rzeźbiarzy ludowych sporo, swoją figurkę mam, ale dość drobna nie wiem czy w kapliczce będzie czytelna.

      Usuń
  3. Ja na wycieczce z licealistami zgubiłam w lesie aparat fotograficzny - ten nie ma sygnału. Na szczęście jakimś cudem zapamiętałam miejsce, gdzie to mogło być i licealny poszukiwacz odnalazł zgubę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo On! Ja tak kiedyś szukałem Aurowej smyczy, tez udało mi się znaleźć dzięki zapamiętaniu trasy.
      ps. Co dostał licealista w nagrodę?

      Usuń
    2. Uścisk dłoni i pochwałę pisemną na blogu.
      Może wychowawczyni coś od siebie dorzuciła, ale nic mi o tym nie wiadomo.

      Usuń
  4. Świetnie że znajdujesz czas dla dzieciaków nie tylko swoich:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jak się musiało przerwać studia na WSP to jakiś niedosyt w człowieku zostaje. Najważniejsze że ani chwili nie było nudy, lapnęli sporą dawkę przyrody, a większość z nich to mieszczuchy, dzieci mieszczuchów, które nigdy nie miały okazji łyknąć przyrody (no chyba że na wycieczkach ze mną - tak jak w zeszłym roku do Wszołków w Rzepienniku do ich obserwatorium, to wtedy idąc przez pola i las, co nieco im opowiedziałem) - ale nijak to się ma do rzetelnej wiedzy leśnika i edukatorów przyrody.

      Usuń
  5. Taki przewodnik to skarb! Dorosłych też oprowadzasz? Gdzie zapisy? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne. Każdy kto potrzebuje przewodnika na Pogórze może na mnie liczyć.

      Usuń
  6. Och Maciusiu, nie byłbyś sobą gdybyś nie wszedł do tej wanienki.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pierwszy raz, ale wciąż jeszcze nie znalazłem w sobie tyle determinacji by się w niej wykąpać ;)

      Usuń
  7. Jeśli jesteś w miejscu publicznym i nikt wcześniej wyraźnie nie zastrzegł sobie, że nie życzy sobie fotki, to możesz je robić i publikować. Zastrzeżenia późniejsze nic nie zmieniają. Są na ten temat wyroki sądowe, kiedy to niektórzy cwaniacy podchodzili pod obiektyw, a potem próbowali wysądzić odszkodowania. W związku z tym ten proceder szybko zakończył się.
    Jeśli chodzi o Twoją przygodę z telefonem to bardzo współczułem Ci, bo wiem co to znaczy zagubienie lub popsucie. Powinieneś zmienić zawód na przewodnika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat to były zdjęcia typowo portretowo/pamiątkowe. Nikt by mnie do sądu nie podał, ale chodzi o uszanowanie prywatności. Jak zechcą to sobie te zdjęcia na fejsa wrzucą.

      Z zajęcia przewodnika trudno siebie i rodzinę utrzymać, może w Watykanie, może na Wawelu, ale tu w Tarnowie czy na Pogórzu to tylko fajne hobby.

      Usuń
  8. Przepiękne miejsca. Mina misia niesamowicie wymowna. Wiadomo o co chodzi.

    OdpowiedzUsuń