Jak większość szanujących się miast także Tarnów już od dziesięcioleci, posiada okalający go szlak i jak większość szlaków okalających ma on oznaczenie czerwone. Nie pokrywa się z granicami administracyjnymi (i słusznie) ale wiedziony jest malowniczymi zakątkami i w okolicach miejsc wartych zobaczenia. Rowerem to całodzienna eskapada, piechotą trzeba by poświęcić ze dwa dni, i to pod warunkiem dobrego tempa i wytrenowania.
Wiedzie przez góry, doliny, rzeki, parowy, równiny, potoki, pola uprawne, tereny przemysłowe, wały nadrzeczne (tudzież pewne miejsca niedorzeczne ;-) ). Naprawdę warto go poznać.
Połowę od "Marcinki" do ujścia Białej już pokazywałem po kawałku (ot chociażby Tu), ale tej na wschód jeszcze nie (no kawalątko przy okazji spacerów w okolice Kruka, na Krzak, czy do św. Mikołaja w Łękawicy. Więc naszła mnie ochota na skok w drugą stronę. Fragment już pokazywany omijam i śmigam do Skrzyszowa przez Harcerską i wzdłuż obwodnicy. Teoretycznie powinienem tam odnaleźć znaki szlaku bez żadnego problemu... i owszem odnajduję ich sporo tylko że żaden nie jest tym którego szukam. Oczywiście z mapy i z innych wypadów wiem którędy biegnie, więc mógł bym jechać bez potrzeby patrzenia na znaki, ale celowo ich szukam, bo tak robił by ktoś kto terenu nie zna.
Jadę więc dalej, do miejsca w którym przebiega szlak w/g dawnej marszruty (został przemieszczony kilka lat temu, chyba słusznie), tam już znaki odnajduję (choć powinny być zamalowane). Szlaki mają się znów zbiegać, więc nie powinno być kłopotu, ale jest, bo tu też ślady giną i w efekcie nadkładam kilka kilometrów - nie żałuję wszak bo tereny naprawdę piękne, asfalt miły dla kół, albo twardo ubity szuter, ruch samochodowy bliski zeru, fajnie jest!
No ale zobaczcie na mapce:
Zobacz trasę w Traseo
Od tego pierwszego wykrzyknika do następnej w kolejności gwiazdki powinna być w miarę prosta linia, no ale jej nie ma bo jechałem przecież inaczej. Wróćmy jednak do
Wejścia na teren świątyni, "strzegą" figurki św. Stanisława BM i Chrystus frasobliwy.
No cóż a ja jadę dalej.
Odnajduję stare znaki szlakowe i oto po wzejdzie na garb między Skrzyszowem a Ładną widzę takie oto pejzaże:
Od tego pierwszego wykrzyknika do następnej w kolejności gwiazdki powinna być w miarę prosta linia, no ale jej nie ma bo jechałem przecież inaczej. Wróćmy jednak do
SKRZYSZOWA
Pomnik poległych w trakcie wojen z roku dwudziestego i w latach 1939/45. Nie bardzo wiem czemu nie ma ofiar z lat I W.Ś ?
W pomnik wmurowana urna zawierająca ziemię z Pszczyny i Katynia. Ta ziemia faktycznie została zroszona krwią moich krajanów. Pamiętacie jak pisałem o chłopakach z Bielska i Cieszyna którzy ginęli pod Radłowem? No to wcześniej chłopaki z Tarnowa i okolic ginęli na ziemi cieszyńskiej i bielskiej.
A Katyń? 16PP z Tarnowa srodze się Bolszewikom do skóry dobierał, mieli się za co mścić...
W zasadzie właśnie koło tego pomnika powinienem skręcić, no ale skoro jednoznacznego znaku nie było, to pojechałem dalej, by wkrótce dotrzeć pod nasyp pięknego kościoła
pw. świętego Stanisława Biskupa Męczennika.
I znów daruję sobie (czego darować sobie nie umiem) wnętrze, z racji niestosownego ubioru. To w ogóle dziwna sprawa. Nie mam oporów przed zaglądaniem do kościołów i na cmentarze, pomimo wdzianych na tyłek krótkich spodenek i sportowej koszulki, rzecz jasna na msze się nie pcham, ale co się da zobaczyć, to zobaczam, a tych lokalnych w ten sam sposób traktować nie umiem? Ani parafialnego, ani "Szkaplerznej" na Burku, ani Starego Cmentarza" czy św. Mikołaja w Łękawicy, lubo św. Józefa w Tarnowcu. Macie podobnie? To chyba jakaś odmiana xenofobii, a może szowinizm wręcz? No sam już nie wiem.
No cóż a ja jadę dalej.
Odnajduję stare znaki szlakowe i oto po wzejdzie na garb między Skrzyszowem a Ładną widzę takie oto pejzaże:
To zdjęcie to zoom wcześniejszego, bo na tamtym "Marcinki" praktycznie nie widać. Takie krajobrazy będą mi towarzyszyć kilka kilometrów, jak się zapewne domyślacie, jazda pośród nich nie męczy.
W tym miejscu zachęcam do wejścia poprzez kliknięcie na mapę do serwisu Traseo - tam opis tej trasy jest prowadzony z nieco innego punktu widzenia i jest też kilka zdjęć, których tu nie ma. Nie zamieszczam ich tu, bo nie wniosły by wiele do opowieści, a na Traseo, mają sens jako wskazówki dla kogoś kto koniecznie chciał by jechać tamtędy.
Ja sobie tak kręcę i jadę, a jedzie mi się znakomicie, bo nie dość że lekko z górki to jeszcze wieje mi teraz w plecyki (wcześniej wiało w twarz ale bez "babskiej" złośliwości Hypatii czy Madlen) i powolutku zbliżam się do nieprzyjemnie ruchliwej trasy 94 - to stara "czwórka", obecnie nieco rozluźniona przez autostradę A4 ale nadal pełna motomatołków i dość często jest to czyjaś ostatnia droga... A będę musiał nią kawałek przejechać. Na szczęście obyło się bez tragedii i przede mną.
POGÓRSKA WOLA
A tu pomnik pomordowanych przez Niemców Polek.
Na tablicy wymienione:
Helena Marusarz - Mistrzyni sportu
Jandura Maria - urzędniczka
Ziętkiewicz Maria - nauczycielka
Pająk Józefa - robotnica
Sermak Maria - lat 17
Kwaśniak Eugenia
i inni nie rozpoznani.
Wjeżdżam w lasy? zarośla? zagajniki? no sam nie wiem jak to nazwać, na Pogórskiej woli. Przez pewien czas szlak jest znów nieźle widoczny, ale dość szybko go gubię.
Natrafiam za to na kopalnię gazu ze złóż łupkowych - jak widać nie jest to odkrywka ;-)
Oraz zostaję zaatakowany przez groźną bestię z lasu
Bestia jest krwiożercza i nienasycona, wkrótce zaczynają mnie boleć ręce od głaskania...
Po drodze jeszcze przejeżdżam przez teren Koła Łowieckiego "Dzik", nawet nie strzelali - pewnie ich nie było, przy okazji odnajduję dzikie leśne wysypisko śmieci, trudno mi uwierzyć by "Dzikowie" o nim nie wiedzieli, skoro jest kilkadziesiąt metrów od ich siedziby! Gotów jestem nawet iść o zakład że to ich "pamiątki", gdyż głównie mamy tam do czynienia z butelkami po napojach i niekoniecznie są to napoje orzeźwiające. Srodze się odgrażają na tablicach że teren monitorowany, jeśli zatem będą mnie chcieli ścigać za "naruszenie" to mam co nieco do pokazania...
I tak błąkając się po lasach, niepostrzeżenie docieram na szczyt Sztorcowej Góry (że też nikt nie wpisał jej do korony gór Polski ;-) ) i potem zjeżdżam sobie wsiowymi dróżkami, przez pola, laski, i obok niesamowitego składu paliw WitosPolu (tu autentycznie żałuję że nie zrobiłem zdjęć - bo imponuje ta inwestycja!) Aż w końcu.
WOLA RZĘDZIŃSKA
A tam żniwiarka, która wszak sierp trzyma w takiej pozycji i w oczach ma coś takiego iż niekoniecznie urzynanie akurat kłosów przychodzi mi na myśl gdy na nią patrzę ;-)
W chwile potem zataczam się pod neogotycki kościół pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
A tam zaadoptowana na gazon misa na święconą wodę...
I sam kościół - całkiem ładna, jednonawowa, ale utrzymana w stylistyce bazylik budowla z ceramiczną mozaiką na fasadzie.
I grota maryjna.
Aniołek na drzwiach - ciekaw snycerka, mało pamiętam podobnych zdobień drzwiowych.
I wnętrze. Zdjęcie robione przez kratę.
Na zewnątrz współczesne stacje drogi krzyżowej wmurowane w słupki ogrodzenia.
A na ścianach, cegły z sygnaturą cegielni. Ciekawostka - bo kilkaset metrów stąd mieli lokalną cegielnię (a może w czasach gdy powstawała świątynia to jeszcze tej cegielni tu nie było, albo nie mogła nastarczyć z produkcją? - temat do rozeznania) - wszak Rudy to cegielnia z Tarnowa, obecnie już nie istniejąca, albo istniejąca w stanie rozkładu i będąca składowiskiem odpadów. W kilku postach nadmieniałem o tamtej okolicy - ale trzeba będzie zrobić dłuższy wypad i porządny opis terenu.
No w każdym razie cegły z Tarnowa.
Zaraz na przeciwko kościoła, Wiejski skwer, a tam oprócz fontanny także pomnik poległych.
Przepisywał zawartości tablicy nie będę, bo chyba sensu to nie ma?
A zaraz za pomnikiem Cmentarz z I wojny nr 204 projektu Gustawa Rossmanna.
Pochowani to głównie żołnierze carscy, choć jest kilku cesarskich.
I potem znów w drogę, znanym już odcinkiem z Woli poprzez Lipie i tu fenomenalne oznaczenie szlaku - na każdym drzewku, krzaczku i kamyku... problem w tym że droga jest tylko jedna i nie sposób zabłądzić... co innego gdy szlak wjeżdża w lasek i ... znów się gubi.
Ale jakoś sobie radzę, w końcu znam tereny - co innego gdybym był przybyszem z innego miasta który koniecznie chce objechać na rowerze Tarnów dookoła...
Tak czy siak, mniej lub bardziej olewając znaki i przepisy docieram do Klikowej
KLIKOWA
A tu Kapliczka św. Huberta przy Stadninie.
Pamiętam jak ten dąb jeszcze żył, ale kruszył się z roku na rok, coraz straszniej, i przy tym groził upadkiem na w sumie dość ruchliwą szosę prowadząca do Białej. Nie wiem czy przerobienie drzewa na kapliczkę spodoba się ekologom, ale jak dla mnie to pomysł na medal - i nawet jakoś toleruje i patrona i myśl że wyfundowali ją ludzie którzy przynajmniej w pewnej liczbie strzelają do zwierząt.
No ale tu to już pełny szyk. Wiadomo jak jechać na kopulację to tylko wypasionym nowoczesnym modelem roweru z Decathlonu!
A kawałek dalej w kierunku Białej
Powozownia - to zdaje się sprzęt sportowy nawet...
No ale nie z Decathlonu, więc się nim na kopulację jechać nie da ;-)
A przede mną już tylko
BIAŁA
I kolejny skansen na żywo.
A potem przez kładkę, a na kładeczce rodzinna "wyprawa" lokalsów z gośćmi (panie z wózkami, panowie ściskający za szyje... butelki z piwem) i jakieś opowieści o tym że tam to jest to, a tam tamto i że owam to jeszcze owamto - sporo ich, więc chcąc nie chcąc słyszę wypowiadane mądrości (zwłaszcza w temacie "Azotów"), na szczęście udaje się przebić nim pęka moja bariera immunologiczna (mam alergię na głupi bełkot) i nim doszło by niechybnie do awantury.
Kilka ruchów korbą i już "moja" strona rzeki Białej, potem znów nieco kręcenia i już jestem w pracy. Rozkulbaczam rower i zasiadam przed baterią monitorów czynić swe obowiązki służbowe.
A w drodze powrotnej jeszcze... pęka mi łańcuch! Nie żeby tam się rozpiął, po prostu strzela całe ogniwko i nie ma szans na sensownie szybkie opanowanie awarii. Przypinam go przy bramie głównej, przerzucam cały rynsztunek do plecaka i pędzikiem na autobus. Na szczęście udaje się dobiec, wygrzebuje z kieszeni jakieś monetki groszowe ale Antonio zabiera mnie po znajomości choć brakuje mi koło złocisza do pełnej odpłatności.
Na drugi dzień pojadę do pracy autem i zwiozę rower na bagażniku.
Ps. Już naprawiony i przetestowany ;-)
A potem przez kładkę, a na kładeczce rodzinna "wyprawa" lokalsów z gośćmi (panie z wózkami, panowie ściskający za szyje... butelki z piwem) i jakieś opowieści o tym że tam to jest to, a tam tamto i że owam to jeszcze owamto - sporo ich, więc chcąc nie chcąc słyszę wypowiadane mądrości (zwłaszcza w temacie "Azotów"), na szczęście udaje się przebić nim pęka moja bariera immunologiczna (mam alergię na głupi bełkot) i nim doszło by niechybnie do awantury.
Kilka ruchów korbą i już "moja" strona rzeki Białej, potem znów nieco kręcenia i już jestem w pracy. Rozkulbaczam rower i zasiadam przed baterią monitorów czynić swe obowiązki służbowe.
A w drodze powrotnej jeszcze... pęka mi łańcuch! Nie żeby tam się rozpiął, po prostu strzela całe ogniwko i nie ma szans na sensownie szybkie opanowanie awarii. Przypinam go przy bramie głównej, przerzucam cały rynsztunek do plecaka i pędzikiem na autobus. Na szczęście udaje się dobiec, wygrzebuje z kieszeni jakieś monetki groszowe ale Antonio zabiera mnie po znajomości choć brakuje mi koło złocisza do pełnej odpłatności.
Na drugi dzień pojadę do pracy autem i zwiozę rower na bagażniku.
Ps. Już naprawiony i przetestowany ;-)
Witaj Maciej.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem twoich wędrówek i zdjęć. To wszak moje klimaty.
Z wnuczką i kamperem, to dobry pomysł. Ja swoją zabieram na wedrówki, aby w niej zaszczepić żyłkę do wędrówek.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Warto lazič,choćby po to by potem móc te same miejsca pokazywać dzieciom a potem wnukom...
UsuńU mnie wokół Zabrza też wytyczono szlak rowerowy. Ma coś koło 60 km. Pora się z nim zapoznać. Tym bardziej, że jego fragment przebiega całkiem blisko mojego domu. Fajny pomysł na wycieczkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Tu własnie zabrakło pomysłu czy ma to być szlak poeszy czy rowerowy. Na rower kilka odcinków to naprawę wymagajace "trasy ekstremalne" (zwlaszcza po deszczach czy roztopach) a na piechotę to daleko,z dluzynami po asfalcie gdzie "nic nie ma".
UsuńKawał szlaku, bez dwóch zdań. A szlak wokół Skarżyska ma kolor żółty.
OdpowiedzUsuńAkurat tu długość nie idzie w parze z jakością.
UsuńMozna było ominąć Pogórską Wolę, inaczej poprowadzić jego północny odcinek oraz poludniowo wschodni,a otrzymalibyśmy calkiem sensowny jednodniowy szlak pieszy. Albo zrobić zeń szlak stricte rowerowy i wtedy ominąć kilka trudnych odcinków, wzamian dając kilka innych,dla rowerzystów atrakcyjnych.
Podobają mi się figurki - może raczej kapliczki - św. Stanisława i Jezusa frasobliwego. Urocze.
OdpowiedzUsuńSą urokliwe i malownicze,to prawda. Całe miejsce takie jest.
UsuńMam dwa zasadnicze pytania. Dlaczego piszesz bolszewik dużą literą i co ma Decathlon do kopulacji? Z wyrazami itd. :))
OdpowiedzUsuń1 - Nazwa własna
Usuń2 - przygladnij się zdjęciu
Z wyr. wzaj. szac, sług. uniż.
Z wielką przyjemnością czytam Twoje posty i oglądam zdjęcia. Jestem pod wrażeniem świetnie opisanej małej architektury sakralnej. Ona jest bardzo charakterystyczna dla polskiego krajobrazu. Tereny które prezentujesz na swoim blogu są wyjątkowo bogate w krzyże, kapliczki. Zdjęcia w każdym Twoim poście oglądam po kilka razy:)
OdpowiedzUsuńMiło mi, faktycznie Polska jest bogata w kapliczki, krzyże przydrożne, figury. Do tego stanowią ciekawy materiał historyczny. Ot choćby kwestia pisowni, użytego słownictwa itp.
UsuńDałeś rowerowi popalić i tego nie wytrzymał :). Uwielbiam takie krajobrazy jakie pokazujesz bo taka Polska jest piękniejsza i bliższa mi zdecydowanie niż wielkie aglomeracje. Świat wydaje się być lepszy na takich kadrach. Tylko uwierzyć nie mogę, że Ty to wszystko przed pracą, a nawet w drodze do...Mnie chyba przez te wszystkie wypedałowane endorfiny ciężko by było skupić się na robocie.
OdpowiedzUsuńPS. Podaj mi proszę swój adres na malamo@op.pl. Wyślę co obiecałam :)
Owszem nie ma ze mną biedak lekko ;-) Inna sprawa że daję mu pełen serwis na profesjonalnym poziomie, bo wszystkie naprawy wykonuję osobiście. Pewnie zresztą dlatego funkcjonuje pomimo intensywnej eksploatacji.
UsuńBardzo ciekawa wycieczka. Z kościółkami mam to samo - zazwyczaj zaglądam tylko przez drzwi, nie wiem dlaczego, ale cieszy, że nie jestem w tym osamotniona.
OdpowiedzUsuńWolał bym wejść, ale większość kościołów jest otwarta tylko w przedsionku, a dalej krata - rozumiem, takie są środki bezpieczeństwa (profanacja, kradzież, akty wandalizmu), więc się nie skarżę. Choć niekiedy to bardzo cenne zabytki i powinny być udostępniane turystom. Najgorzej jest wtedy, gdy kościół jest zamknięty na głucho - jak ten w Lanckoronie.
UsuńProblem znakowania szlaków bywa faktycznie problemem wszędzie. Przeważnie tam, gdzie jest tylko jedna droga to oznakowanie jest właściwe, ale jeśli znajdzie się na niej rozwidlenie to często zdarza się jego brak. Temat wiecznie żywy. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. jeszcze te znakowane przez ludzi z PTT czy PTTK są najczęściej OK. Ale gminy często traktują to jako formę "aktywizacji zawodowej" dają kubeł z farbą i pędzel mówią: "idźta ludziska znakować szlaki dla miastowych" i one te ludziska idą, a potem my błądzimy ;-)
UsuńMacku, w tej chwili przeczytałam Twój komentarz w którym piszesz, że byliście z Marzenką u Kapiasów. A zabrałeś Ją do Parku w Pszczynie?
OdpowiedzUsuńJuż na tyle znam ją wirtualnie i wiem, że uwielbia kwiaty a tam mogła zobaczyć rododendronowe "Hanami". Ja w tym roku nie byłam i prawdopodobnie nie będę ponieważ w sobotę i niedzielę idę na komunie.
Serdecznie pozdrawiam:)
Pszczynę znamy z przed lat, teraz po prostu zabrakło czasu na więcej, chciałem jeszcze zobaczyć zbiornik goczałkowicki i też czasu zabrakło. Miłosz był wtedy na parafialnej wycieczce dla "aktywu młodzieżowego" i wrócił dokładnie dwadzieścia minut po nas. Więc zgraliśmy trasy "na styk".
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA tutaj dodam jeszcze, że podpowiedziałeś mi fajny sposób na ujarzmienie takich bestii z lasu, bo cierpię na okropny lęk przed nimi:). A to może właśnie trzeba jak z mężczyznami - po dobroci i załatwione:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJasne zagłaskać bestię na śmierć ;-)
Usuń