Osobiście kilka rajdów już mam za sobą, ale rodzinnie to dla nas otwarcie sezonu (inna sprawa że materiał ponad tydzień czekał na publikację). Akurat sprzęgły się trzy zmienne, moje zmiany, pogoda i dzień tygodnia, w sumie nieczęsta to kombinacja. Mam w/g grafiku dwie soboty wolne co siedem tygodni, jedna bezpośrednio po nocnej zmianie, druga przed dniówką. Wystarczy że w jeden tydzień będę padnięty a w tydzień wcześniej będzie lało i rodzinny wyjazd musi czekać kolejne półtora miesiąca, no chyba że uda się wziąć wolne, ale inni też chcą wolne w soboty, więc musimy się dzielić. To główny powód że wypadów rodzinnych mamy mniej niż by się chciało.
Ale tym razem wyszło idealnie - żal by było nie skorzystać.
Łabowa jest stosunkowo blisko, mapa i GPS podpowiadają kilka możliwych dróg dojazdu, wybieram szlak przez Grybów (Bardzo lubię Grybów) a potem na Nowy Sącz, koło browaru, rozglądnąć się co ostatnimi czasami uległo zmianie. W sumie to jest możliwość skrótu z tej trasy, ale jakoś przegapiam, nic to, dołożyliśmy raptem kilka minut, więc strata niewielka.
ŁABOWA
Krzyż nad Łabową
O tym że jest tam ptaszor, dowiedziałem się dopiero w domu, jako tako usiłując wyciągnąć coś ze zdjęć które inni uznali by za nie nadające się do przechowywania a co dopiero do publikacji.
Parking w Łabowej i początek niebieskiego szlaku.
My jednak wybieramy opcję "leniwiec" i jedziemy cztery kilometry wyżej aż przejeżdżamy:
ŁABOWIEC
Łabowiec, to przysiółek Łabowej, tu kończy się ogólnodostępna droga, a na turystów czeka spory, parking. W sumie to nie żałuję - zaoszczędziliśmy nie tylko drogi i czasu, ale też przejścia, przez niespecjalnie piękną wieś.
Na szlaku - już pierwsze zwiastuny wiosny - Lepiężnik biały. Na równinach kwitnie lepiężnik różowy, tu w górach biały. Znaczy białego można spotkać i na nizinach a różowego na pogórzu, ale generalnie trzymają się podziału terytorialnego.
Łabowiec Parking.
Pierwszy z prawdziwego zdarzenia szlakowskaz, od Łabowej.
Nawet mi się udało "zamrozić" wodę w strumieniu.
Powoli acz raźno pniemy się pod Wargulszańskie Góry, mało kto kojarzy tę nazwę, ja też kojarzę ją dopiero z mapy. Prawdopodobnie to nazwa dzierżawcza, bo w pobliskiej Łomnicy Zdroju jest przysiółek o nazwie Wargulce...
Antykaskadowa zapora na potoku.
Wypróchniały pień, te "ostrza" które widzicie skierowane do środka, to nie jest naturalna odmiana "żelaznej dziewicy", ale miejsca skąd wyrastają konary, czyli coś co w drewnie pociętym na deski nazywamy sękami. Łatwo też dostrzec iż drzewo za życia stało w miejscu w którym miało znaczne zróżnicowanie oświetlenia, czyli na stromym zboczu, albo skraju gęstego lasu.
Jeden z wodospadów przy szlaku - trzeba przyznać ze atrakcyjnie zrobiony.
Oczywiście nie możemy sobie odpuścić i schodzimy z Miłoszem w dół, aparat ustawiamy na pieńku, ręką przygniatam sterczące wyschnięte zeszłoroczne badyle, odpalam samowyzwalacz i ... one się podnoszą. Trudno.
A to kolejny wodospadzik
Jałowiec - rzadko już spotykany w stanie "dzikim" podobnie jak cis.
a tu nie wodospad, ale wodoschodki...
Rezerwat Przyrody Łabowiec
W zimie szlak którym idziemy zamienia się na ścieżkę narciarską
Kokorycz
Żywiec gruczołowaty /g zgodnych głosów Łucji, Stanisława i Ani
przepraszam za niedopatrzenie.
Żywiec gruczołowaty /g zgodnych głosów Łucji, Stanisława i Ani
przepraszam za niedopatrzenie.
Rozdroże pod Kobylarką 840 m npm
straszydło leśne
Buczyna karpacka.
Jeszcze świetlista, nie porosła liśćmi.
Jak widać rośnie prawie na gołych skałach.
Kobylarka Przełęcz 925 m npm
Na Halę 1 kilometr...
nic to, zdawałoby się.
Niby nie daleko ale niektórych zwala z nóg ;-)
Problem w tym że prawie pod wierzchołkiem jest jeszcze masa śniegu, co zdecydowanie utrudnia życie wędrowcom. Raz że nogi się ślizgają, a dwa że przy silniejszym stąpnięciu, warstwa zlodowaciała ustępuje i noga zapada się grzęznąc w śnieżnej paciarze.
Po drodze znalazłem małą karteczkę z zapisanymi zakupami; masło, pieczarki i parę innych produktów. Nic szczególnego w mieście, ale tutaj? Opowiadam moim iż być może ktoś chodzi na dół do wioski codziennie po zakupy. Zostaję uznany za wariata...
Już niby tak blisko...
a jednak daleko na odległość zapadających się prawie po kolana nóg.
No dobrze to już Hala Łabowska - do schroniska zostały kroki.
Ale za to oko można nacieszyć panoramą doliny Popradu.
wreszcie jesteśmy
papu...
(ciąg dalszy historii karteczki z zakupami)
W schronisku zagaduję do szefa o tym schodzeniu w dół po zakupy. Potwierdza moją wersję! On sam jedzie kawałek skuterem śnieżnym, dokąd ma śnieg, potem z plecakiem robi kilka kursów do i od samochodu, którym dowiózł towary tak wysoko jak się dało...
I co głupio im teraz?!
Kącik pamięci w świetlico/jadalni schroniska.
Patron schroniska
Robimy samojebkę żeby posłać znajomym MMS'a (jak złapiemy zasięg), a Miłosz trzaska nam niespopdziewankę.
Pomnik
Pamięci Żołnierzy oddziały "Żandarmeria"
Polskiej Podziemnej
Armii Niepodległościowej
z dowódcą
Stanisławem Piórą "Emirem"
i księdzem kapelanem
Władysławem Gurgaczem TJ,
zabitych przez komunistów w roku 1949
Chrystus Frasobliwy
Hala Łabowska Schronisko PTTK 1035 m npm
Chmury psuja zdjęcia, ale widoki mieliśmy znakomite, tylko na matrycy to się wszystko marnie zapisało.
Super było, ale pora schodzić, z obawą by na "lodowcu" nie pokiereszować odnóży, ale jakoś się udało.
Wracamy tą samą trasą, miałem w planach pętlę, ale trudno.
Wilczomlecz lancetowaty - stawiam - ale mogę się mylić.
Migdałolistny - błąd odkryty przez Stanisława
Migdałolistny - błąd odkryty przez Stanisława
dwoja na kłodzie przy każdej pogodzie
A w drodze powrotnej to i Marzenka się pokusiła o "życie na krawędzi" ;-)
No bo Milosz to prawdziwy hardcore!
A wodospad sobie płynie i za nic ma nasze wygłupy...
W pewnym momencie nad głowami przelatuje nam coś dużego i pierzastego.
Stawiam że to myszołów, ale z takiego zdjęcia nie sposób się wyznać.
I pierwiosnka wypatrzyłem przy szlaku.
A to już koniec wypadu, dochodzimy do parkingu.
Postanawiam wracać trasą alternatywną, czyli kierujemy się na Krynicę, z trasy tej zjeżdżamy na przełęczy Huta (zwanej też Krzyżówką) i z punktu widokowego pod Hutą trzaskam jeszcze zdjęcie Słońca zachodzącego w Beskidzie Sądeckim.
a na zakończenie teletubisie mówią pa pa
My zaś mówimy do zobaczenia na szlaku.
Super wyprawa!
OdpowiedzUsuńTaki wypadzik, nawet bez specjalnych przygotowań.
UsuńTe wodospady przy szlaku to tzw "zabudowa potoków górskich" stosowana po to żeby zmniejszyć prędkość przepływu i wyłapać energię kinetyczną wody. Kiedyś na studiach leśnych tego uczyli i robiliśmy dziwne projekty - pamiętam jak się na końcu nie wyrobiłem z rządną potoku i prowadzący kazał mi stawek dla kaczek zaprojektować ;-) A teraz w lasach jest moda na tzw. małą retencję i już zapomniano o zabudowie potoków górskich. co do wilczomlecza to jednak migdałolistny :-)
OdpowiedzUsuńMoim skromnym zdaniem to prędzej są zapory przeciwrumowiskowe, niż progi, czy stopnie zmniejszające energię. Jasne, że zapory p.rumowiskowe z czasem stają się progami, ale pierwotnie mają za zadanie wyłapywać rumowisko wleczone. Charakterystyczne dla zapór są te okna w ścianie zapory, którymi leci woda, gdy zapora jest jeszcze nie zasypana rumowiskiem.
UsuńMasz rację jak widać niewiele się nauczyłem na tych zajęciach ;-)
UsuńZ tego co widzę to obaj macie rację - wodospady spowalniają nurt, a konstrukcje z bali, zatrzymują rumowisko.
UsuńWilczomlecz - do zapamiętania!
UsuńWitaj Maciej.
OdpowiedzUsuńLubię takie wędrówki i fajne widoki.
W sobotę też rozpocząłem swoje. Oby tak dalej i kondycja mi dopisywała.
Pozdrawiam.
Michał
Oby Ci dopisywała i kondycja i zdrowie i chęć do snucia opowieści, bo dobrze się je czyta.
UsuńŚwietne zdjęcie zamrożonego strumienia.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że na zdjęciu jest żywiec gruczołowaty a nie kokorycz. Może się mylę.
W niedzielę w Dolinie Kobylańskiej widziałam setki kokoryczy.
Serdecznie pozdrawiam:)
Racja
UsuńTak, to żywiec na pewno.
UsuńFakt - ale plama. Nawet się nie przyglądałem. Założyłem iż skoro na Marcince sama kokorycz, to tu pewnie też. A przecież różnice są duże.
UsuńJuż dodaję erratę.
Takie samopodnoszące się chabazie, to zmora naszych czatowni, więc doskonale Cię rozumiem :)) PS. I kto miał rację, gdy pisał, że najstarsza latorośl, prędzej, czy później Was opuści??
OdpowiedzUsuńA ja nigdy z tym nie polemizowałem - już od trzech lat, tylko wspólne wczasy się udają, przy czym i tak najczęściej jest to tylko dowiezienie go na miejsce, bo potem rusza w swój ślad.
UsuńAle czasami jeszcze wspólne wypady się zdarzają.
Toście szczęściarze!
UsuńCzytam sobie ten wpis, czytam i myślę, co ten Maciej tak mało zdjęć dał z takiej fajnej wyprawy. No i zaskoczenie po zakończeniu lektury, kiedy zwykle oglądam powiększenia - toż to ponad 50. Dobrze rozłożyłeś zdjęcia i ciekawie zrelacjonowałeś wydarzenia. Aż mi zimno było podczas czytania o podejściu przez głęboki śnieg.
OdpowiedzUsuńTam w ogóle zrobiłem stosunkowo niewiele zdjęć na potrzeby bloga, co gorsza niektóre robiłem tabletem na użytek Traseo a takie już niespecjalnie nadają się do publikacji na blogu. O jak bym miał sprzęt Marzenki... ostatnie zdjęcie jest robione właśnie nim, ale mój "aparat" w tablecie to porażka. Inna sprawa ze wybrałem ten model w najmniejszym stopniu kierując się aparatem, chodziło głównie o wygodę czytania i dobrą antenę GPS.
UsuńA jeszcze muszę w okolice powrócić, bo kilka miejsc do obfotografowania zostało.
Może Marzenka czasem mężowi pożyczy sprzęt?
UsuńA która kobieta dobrowolnie odda telefon?
UsuńSerce, cnotę, rękę to i owszem ale telefon?! Niewyobrazalne ;)
W tej sytuacji ciesz się z tego, co już dostałeś. I szanuj dary.
UsuńSzanuję.
UsuńCo roku Marzenka dostaje odemnie białą lilię, w zamian za jeden z darów.
Świetna wycieczka rodzinna.
OdpowiedzUsuńJak zawsze dużo ciekawostek z humorem :)
O tak, bardzo takie wycieczki integrują familię, szkoda ze nie było Mikołaja, ale on już calym sercem wsiąkł w Harcerstwo.
UsuńSuper wycieczka. Podziwiam wiedzę i spostrzegawczość - level master :).
OdpowiedzUsuńJak widzisz dwa razy plamę na roślinach dałem... Więc i ta wiedza nie taka godna podziwu, pocieszam się tym że w całości nabyta na szlakach, własnymi nogami do głowy wdeptana, nie w salkach akademickich ;)
UsuńNa pewno jeszcze tam wrócimy.
Świetna rodzinna wyprawa. Śniegu resztki, ale potrafią dać się we znaki. Jednak lepsze to, niż gruba warstwa lodu, którą iść nie można, obejść też nie można. Pamiętasz pewnie naszą spiralę śmierci ze słowackiego Makowa (naszą, czyli koleżanki i moją), ale tylko z opisu, bo nie było czasu ani możliwości focić.
OdpowiedzUsuńNie byłem nigdy na Hali Łabowskiej, a Ty mnie zachęciłeś i to jest to. Pozdrawiam wędrującą Rodzinkę.
Tu też był zlodowaciały, ale jakoś przebrnęliśmy - przy większej pochyłości nakazał bym odwrót, jak dwa lata temu spod Trzech Koron.
UsuńBeskid Sądecki czeka na tak świetną ekipę jak wasza!
Sezon na rodzinne wycieczki otwarty. Bardzo udany wypad, aura na szczytach jeszcze postraszyła zimowymi akcentami, ale niżej wiosna już na całego. Ładnie udokumentowana wycieczka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
O tak - otwarty!
UsuńJa też rozpocząłem od wycieczki na Hrobaczą. Jednak Twoja to prwadziwa wyprawa. Lubię ten rejon. Jeszcze w latach 90-tych łaziłem po Łabowskiej i okolicy. Mieszkałem przez trzy tygodnie w Żegiestowie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam 😀
No to znasz tereny! Naprawdę urokliwe tu miejsca. Chciało by sie nie schodzić z tych szlaków wcale. Tez w latach 90-tych bywałem tu najczęściej, ale wtedy byłem jeszcze samopas.
UsuńAż mi się zachciało na szlak... Fajna wyprawa i widać Was więcej :) Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńFajna, bez dwóch zdań. Szkoda ze nie było Mikołaja, ale miał swoje obowiązki harcerskie.
UsuńHala Łabowska - nazwa jakoś swojsko mi w uszach brzmi, ale chyba nie byłem tam jeszcze nigdy :(
OdpowiedzUsuńDość często wspominane miejsce na różnych blogach, czy publikacjach turystycznych. Łatwe, urokliwe, blisko Nju Sącza ;-)
UsuńJaka przyjemna rodzinna wycieczka. A kolejne będą jeszcze przyjemniejsze, bo pogoda coraz ładniejsza :)
OdpowiedzUsuńMamy już plany że ho ho, a co z tego wyjdzie? Zobaczymy.
UsuńCiekawa, górska wycieczka, niżej pełno oznak wiosny, ale wyżej jeszcze całkiem zimowo. Ładne, rodzinne zdjęcia:) Pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńTam jest jeszcze masa innych ciekawych miejsc do pokazania. Obiecuję ze przy najbliższej okazji potuptamy inym szlakiem i inne atrakcje bendą.
UsuńNa Hali Łabowskiej jeszcze nie byłam. Bardzo ładnie tam. Jaki ten nasz Beskid Sądecki jest super. W chacie pod Niemcową też zapewne byliście nie? My ostatnio byliśmy tam w 2008. Piękne klimatyczne miejsce bez prądu i w ogóle.
OdpowiedzUsuńNa pewno się na Łabowskiej nie zawiedziecie.
UsuńChatę pod Niemcową znam osobiście (nie pamiętam, ale chyba wrzuciłem zdjęcia w poście o Przehybie), mój starszy syn Mikołaj był tam z harcerstwem, ale rodzinnie wypadu nie urządziliśmy.