poniedziałek, 18 grudnia 2017

Mała pętla przed pracą

Mogłem zrobić większą, plany mam, na mapie wyglądała fajnie. Problemem jest... Aura. No, nie umiem odmówić temu psu wypadu w teren, ale po takim wypadzie już brakuje mi czasu na dłuższe trasy. Gdy czas jest sprzyjający, to w jeden dzień śmigamy z Aurą na dłuższy spacer, a w drugi mogę jechać na rowerową eskapadę (co nie znaczy że nie szczeka i nie zawodzi, gdy ruszam bez niej - owszem robi to, ale ja mam czyste sumienie, jednak gdy od kilku dni nie była gdzieś dalej, nie mógł bym spojrzeć jej w oczy).  
A tu okres przedświąteczny, wyjazdy z Marzenką, niekorzystny układ zmian, chłopcy i ich potrzeby... kieracik codzienności. Jednak w piątek udało się wygospodarować praktycznie całe dzień przed pracą. Szybko robię to co mam do zrobienia, wypadamy z Aurą na "Marcinkę" - relacji z tego wypadu nie będzie - choć trasa jest na Traseo, bo tamte tereny już wiele razy pokazywałem, a nic nowego nie znalazłem - no poza roztrzaskanym kolarzem, kolo wziął dosłownie nazwę Kross i pojechał tam gdzie są zrobione trasy zjazdowe dla rowerów typowo do tego przeznaczonych. W rezultacie rozwalił przednie koło, prawdopodobnie uszkodził widelec, poharatał osprzęt i siebie. pomoc ratowników potrzebna na szczęście nie była - szkoda chłopaka, widać było że mu strasznie żal tego roweru. Krossy kosztują w okolicach dwóch tysięcy - tymczasem zjazdówkę miał by za kilka stówek  i mógł by nią tyrać do woli. na przyszłość zapamięta.  
Więc byliśmy z Aurą na "Marcince" potem jeszcze kawusia, na czas wrzucania trasy na Traseo i opisu miejsc i siadam na rower. Przede mną ciekawa (mam nadzieję) trasa wokół Tarnowa do pracy. Aura nawet nie szczeka - może później, ale nie póki jestem w zasięgu głosu. 

Pogoda ostatni raz próbuje mnie straszyć, w twarz zacina mi drobniutkim deszczykiem - ale za chwilę daje sobie spokój, widocznie widząc że nic nie wskóra, straszyła zresztą już na Górze św. Marcina z podobnym skutkiem. 

Witaj przygodo. 


Zobacz trasę w Traseo

 Ulicą Hanny Marusarz chciałem się przejechać już od dawna - jeździłem samochodem, ale to wszak nie to samo.  Dlatego ją wybrałem jako punkt obowiązkowy, od początku, od rada na Rzędzinie - do końca - reszta miała być wypadkową - czasu i okoliczności. Choć zarys trasy rzecz jasna w głowie miałem, to miałem tez kilka opcji alternatywnych - wiecie, nie mogę spóźnić się do pracy.  

To co przejechałem wygląda jak na mapce powyżej. W sumie wyszło tego bez maleńkości 30 km. W sam raz jak na bardzo późna jesień. 

Zdjęcia robiłem phabletem - stąd podła jakość, która i tak była by mizerna z racji na warunki pogodowe, marność sprzętu i fotografa, ale przynajmniej miał bym do dyspozycji lampę błyskową. 
  
TARNÓW - GUMNISKA

Gumniska - moja rodzinna wieś, obecnie obudowana cudacznymi imitacjami projektów awangardowych, dzielnica Tarnowa. Straciła już swój wiejski charakter, ale jeszcze nie wyburzono wszystkich chatynek, jeszcze nie zlikwidowano wszystkich kapliczek.
 
 Przedświąteczny kicz

TARNÓW RZĘDZIN
 Ul. Hanny Marusarz - kapliczka o cechach barokowo klasycystycznych (tych drugich zdecydowanie mniej) z 1792 roku. Wybudowana z fundacji Antoniego Saratowicza. 

 Wewnątrz Madonna z dzieciątkiem (pierwsza połowa XIXw) - rzeźba utrzymana w stylu barokowym. 
 Krzyż z 1910 roku

 Kapliczka z figurą Matki Bożej Niepokalanie Poczętej, pochodzi z okolic roku 1930. Na moje oko niezły przykład późnego eklektyzmu malowniczego, albo lepiej nawiązanie do tego stylu.


Kapliczka Maryjna 
NMPNP
(ciekawe kto za kilkaset lat, odczyta ten skrót? czy nie będzie to jak z Asztarte, czy Izydą - których setne "mutacje" spędzały sen z powiek badaczom, a dziś są przekleństwem studentów bliskowschodnich starożytności?)  

 Na cokole kapliczki wezwanie oraz fundatorowie: Maria Wawrzyniec i Wojciech Marcinkiewiczowie. 1929 rok. 
 Ostatnie rozsypujące się już "zabudowania" przy Ulicy Hanny Marusarz. To granice miasta. Za chwilę :

WOLA RZĘDZIŃSKA 

 Urocza maleńka chatynka, wciśnięta obok współczesnego klocka. Najwyraźniej zamieszkana. czasami gdy czytam blogi innych, szczerze komentuję że nie jestem miłośnikiem skansenów. Teraz powinniście domyślić się czemu - to nie arogancja, poza, bufonada czy inne takie - ja po prostu mam szczęście obcować z takimi zabytkami przy okazji praktycznie każdego wypadu. U nas jeszcze ich dużo - fakt niszczeją, ale są i mam je na wyciągniecie ręki.  
  
 Kolejny przykład. 

 Przydrożny krzyż - ale nie znam jego historii.

 Neogotycki kościół na Woli Rzędzińskiej. Nie jest bohaterem dzisiejszego rajdu, pokazuje go jako malowniczy element krajobrazu - Kiedyś specjalnie pojadę na Wolę - pokazać właśnie ten kościół, cmentarz wojenny, cmentarz "cywilny" i jeszcze kilka ciekawostek - ale to kiedyś - dziś będzie tylko zajawka. 
 
 Wiadukt nad torami - jak ja lubię takie miejsca. Zawsze takie znikające na horyzoncie tory, są dla mnie obietnica przygody. 
 
 I znów ten sam kościół - ale z całkiem innego miejsca.
 A o to najważniejszy punkt tej wycieczki.
Ciekawa forma krzyża przydrożnego.
Z trzech stron zdobiona figurami męki pańskiej, świętych i maryjnymi. 
 
 Piaskowiec z którego powstała, wymagał konserwacji - co widać, bo jest świeżo odnowiona. 
Ale zrobiono to z dużym kunsztem, nie zacierając śladów wieku, a jedynie nie dopuszczając by popadła w rozsypkę (jak to piaskowcowe figury, krzyże, czy nagrobki mają w zwyczaju) 

 Na cokole inskrypcja - myślę że nie zmieniona w czasie restauracji. Przepisuję literka po literce, zachowując oryginalny układ. 

Fundatorowie Macijiregina
Kołodziejowie proszą
przechodzących
owe sthnienie do BOga
1869 

Jeszcze tam wrócę - to zobaczycie lepszej jakości zdjęcia - warto. 

A potem dalej w trasę - dopada mnie głód, batonik mam w plecaku, plecak na bagażniku - nic tylko sięgnąć, ale obiecuje siebie że nie ruszę wcześniej niż przy autostradzie - ot taka automotywacja ;-) 
 POP
(punkt, obsługi podróżnych... no powiedzmy noclegownia pod chmurka ;-)  )
 Wzniesienie rozdzielające Wolę Rzędzińską od Zaczarnia - świetny stąd widok na Pogórze. Niestety nie na tym zdjęciu - ale moim oczętom możecie pozazdrościć - podobało im się to co widziały. 

ZACZARNIE 
 Szkoła w Zaczarniu. 

 Tablioce ku czci patronów:
Konopnickiej podstawówka i Sybiraków gimnazjum. 

 Figura maryjna 
"Fundacya gminy 
Zaczarnie
1904 rok"
(stąd ta pięknie brzmiąca pisownia) 

 Kościół w Zaczarniu - ale współczesny. jeszcze tu kiedyś wpadnę, poszukam ciekawostek, ale nie sądzę by był w nie bogaty. 

 I znów wiejskie, XIX wieczne klimaty ... tak było gdy moi pradziadkowie byli młodzi - 
nie dziwcie się że piszę to co piszę o skansenach, wiem nawracam, ale doszły mnie słuchy że kilku osobom nie spodobały się moje komentarze. 

 I wreszcie Autostrada - patrzę na śmigające pojazdy i zajadam batonika cini-minis z Biedronki, popijając to zmarzniętym jak źródlana woda 4movem też z Biedry.
Wiatr wieje jak szalony, auta śmigają pod nogami, co bynajmniej nie sprawia wrażenia przytulności - po drugiej stronie już BRZOZÓWKA - ale Bogiem a prawdą niczego Ciekawego tam nie dopatrzyłem. Będę musiał wrócić, gdyż jestem, głębokim sceptykiem co do wiary w miejsca które niczego ciekawego nie kryją.

BRZOZÓWKA / TARNÓW KRZYŻ

Dokładnie na granicy Brzozówki i Tarnowa stoi ta oto kapliczka. Pochodzi z 1850 roku, z fundacji Xiążąt Sanguszków. Powstała jako wotum dziękczynne za ustanie epidemii cholery. Wewnątrz ofiarowany przez Xiężną Izabelę z Lubomirskich Sanguszkową XVIII wieczny pochodzący z Litwy bądź Ukrainy Obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem. 
W czasie II wojny niemieckie żołdactwo urządziło sobie tu kuchnię polową i sypialnię. Odrestaurowana, w 1978 roku była "uczestniczką" wypadku samochodowego!  


TARNÓW KRZYŻ

Rezerwat debrza - także spuścizna po Sanguszkach. 


Kapliczka maryjna przy ulicy Wiśniowej. Ufundowana w 1939r. przez Adama Brogowskiego, rządcę majątku Sanguszków. Wybudowana przez murarza Franciszka Nytkę z Brzegówki (tak w przewodniku PTTKowskim - ale bym stawiał na Brzozówkę, bo Brzegówki nijak z okolic nie kojarzę, a zgoła i wujo Gugiel jest bezradny). Za materiał posłużyły polne kamienie - wewnątrz figurka NMPNP ( ;-) ) fundowana w 1945 roku przez rodzinę Rajskich w miejsce starszej. 




Stawy Krzyskie 

Amazonka z orbity ;-) 


"Szczucinka" dawna linia kolejowa (wystarczyło zbudować most przez Wisłę - połączyć tarnowski węzeł kolejowy ze świętokrzyskim - no ale skoro PKP zarządzali eksperci od wygaszania popytu... to co się dziwić że zgnojono te infrastrukturę?) - w/g zapewnień polityków mój rower (chyba nazwę go Gawron - co Wy na to?)  stoi właśnie na środku ścieżki rowerowej...  fajna ta "ścieżka" tylko poręcze strasznie niskie... i do tego trzęsie ;-) 

BIAŁA

W/g mapy Compassu "Okolice Tarnowa" 2016 droga techniczna wzdłuż autostrady ciągnie się aż do Dunajca... W/g tej samej mapy tylko z dokładniejszym planem Tarnowa - widac że nie... 
a ja sobie tego wcześniej nie sprawdziłem. 

- "Panie tam się nie da przejechać!" - woła za mną jakiś lokals
- a tam się nie da... - bagatelizuję jego ostrzeżenia. 
- "no mówię że dalej nie ma drogi!!" 
- a bo to raz bez drogi jechałem? odpieram
Facet daje za wygrana - widać nie ma nerwów do gadania z kretynami (znaczy personalnie ze mną). 

I co ? przejechałem - przez rów przeniosłem, ale dalej pojechałem - nawet się kawałek ul. Żytniej znalazł - czyli klepana gruntówka - ale przynajmniej nie moczyłem nóg w zmarzniętych rozlewiskach. 

Trafiłem na jakieś coś - może budynki firmy zajmującej się stawami w Białej i Bobrownikach? Nie wiem - nie podpisane było - przedarłem po stalkersku - czyli obcesowo, ale bez zwracania na siebie uwagi i oto com zobaczył! 
 
Potok Klikowski!! 
No tego przeskoczyć się nie da, ani przejechać... pokonywać w bród? (odwrót nie wchodził w rachubę).
Ale od czego setne wypady UrbExu?! Zsiadam z Gawrona, po grobli przechodzę nad   rowem melioracyjnym, potem po betonowym wypuście przepustu pod autostradą - tam jest jakieś 20 cm przestrzeni - rower niosę nad wodą - plecak na sobie -w razie zachwiania po prostu puszczę maszynę w dół - ale się udaje - po drugiej stronie jest gorzej. błotniste brzegi skarpy, nie dają oparcia dla butów ślizgam w dół, nawet manewr z podrzucaniem roweru i zaciskaniem hamulców niewiele daje - w rozmiękłym gruncie kopniakami drążę quasi schodki i po nich wygrzebuje sie na skarpę - potem po tej cieniutkiej deseczce na drugą skarpę a dalej... to już bajka niecałe 30 metrów łąki i znów asfaltowa droga techniczna - aż do samego Dunajca. 
Buty zabłocone, opony tez - opony otrzepią się po drodze, buty będę musiał wymyć w pracy.   
Biała - krzyż upamiętniający powódź z 1927 roku 
 
  Pomnik poległych w walce żołnierzy Szarych Szeregów.

A potem na kładkę, przez Białą (tym razem rzekę) i do pracy - jestem godzinę wcześniej oporządzam buty, odzież i myję rower - jestem już po tej robocie, gdy zaczynają schodzić się koledzy.

Ta przygoda skończona - inne czekają w kolejce.  

32 komentarze:

  1. Zawsze zastanawiam się, jakim cudem te chałupki przetrwały tyle lat i to w takich miejscach? Tak na marginesie, jeszcze większym cudem jest to, że faktycznie bywają zamieszkałe, co wielokrotnie obserwujemy na Podlasiu. PS. Szacun za determinację i za Amazonkę :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo "pierwy miszkoła tu babka, potym jak dziodek umor, to sama miszkała ino z dzieckami. Sie dziecka wyksztalciły, do miasta poszly, to ino Zośka co /nie taka była/ z matkom!została. Co tyj Zośce brzuch zrobił taki Gienek spod lasa, pijoczyna i złodziej. No to teroz jak babka pomarli, a Zośka sie utopiła, to ino ta Magda co jom Gienek zrobił, tam została i z jakimś chłopem siedzo".
      Imiona, okoliczności itp zmyślone, ale zarys historii jak najbardziej prawdziwy, w setkach przypadków powtarzany.
      U nas się wyburza (na "pol" - czyli na palenie w piecu) takie stare domki, dopiero gdy już zabraknie ubogich krewnych do zasiedlenia.
      Najfajniejsze w tym wszystkim jest to że czasem tacy "ubodzy krewni" co by za nich pięciu zlotych nikt nie dał, potrafią z domku zrobić prawdziwe cacuszkoz albo przynajmniej przyzwoicie go utrzymać.

      Harcerz nie pęka ;)

      A Amazonka faktycznie fotogeniczna ;)

      Usuń
    2. Na Podlasiu bywa podobnie, choć są pewne różnice. Opowiadano mi, że w pewnej wsi mieszka czterech kawalerów, z których każdy miał dom, ale stwierdzili, że to bez sensu, więc trzy sprzedali, zamieszkali w jednym i konsumują zawzięcie za kasę z dealu:)))

      Usuń
    3. I to się nazywa oszczędność i gospodarność! Rolnicy z Wielkopolski mogli by się jeszcze wiele nauczyć ;)

      Usuń
  2. Amazonka - świetna, jednak moje serce rwie się do tego krzyża z piaskowca. Bardzo mi się podoba. W naszej okolicy występują podobne krzyże, ale żeliwne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jeszcze kilka u nas w okolicy np. na cmentarzu rzędzińskim. rzecz jasna także będzie pokazany - przy najbliższej okazji.

      Usuń
    2. I to jest fajne - zawsze może być kolejna najbliższa okazja. Za to, miedzy innymi, lubię turystykę.

      Usuń
    3. Ta najbliższa okazja mogła by być szybciej - ale mój wewnętrzny łowca - zbieracz podpowiada mi żebym nosa z domu nie wychylał - wiec pewnie nieco się przesunie.
      Ale tak - masz racje póki życia póty wędrówki a miejsca do których warto dojść nigdy się nie kończą.

      Usuń
  3. Maciej, toż to wyprawa extreme, po wodach, błotach, drogi niby są, a ich nie ma, i potem jeszcze do pracy ... głowa by mi spadła na biurko:-)
    ten materac na poboczu to pewnie komuś z auta zwiało, kiedy wiózł z Jyska do domu:-) a gdzie śnieg, panie, gdzie śnieg???? pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śniegu jeszcze resztki we wschodnio ukierunkowanych dolinkach na gorze św. Marcina - wszędzie indziej stopniał.

      Materac z "utylizowanych" mebli - ktoś rozbił je do spalenia w piecu, a z materacem za dużo kłopotu, więc wywlókł do rowu.

      Kawusie i głowa nie spada - a jak nogi nieco bolą to wodzowie się cieszą, bo siedzę przy komputerach, a nie łażę po obiekcie ;-)

      ps. Miałem już gorsze przeprawy - ekstremalnie to było jechać zalanym przepustem, mając wodę powyżej... siodełka (a potem suszyć, czyścić, i konserwować rower) - ale dotarłem na drugą stronę!

      Pozdrowienia.

      Usuń
  4. Witaj Maciej.
    Wspaniała wedrówka. Uwielbiam takie krzyże i kapliczki przydrożne.
    Lubię też takie dawne drewniane chaty.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  5. Niezwykłe, że na tyle sposobów można jechać do swojej pracy. A ja dzień w dzień tak samo. Zastanawiam się nad powrotami. Jedziesz w nocy rowerem, czy czekasz na ranną zmianę i wtedy wracasz do domu na rowerze?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracam na rowerze - czasami "łapiąc trasę":
      https://www.traseo.pl/trasa/noca-przez-mechaniczne

      światełka mam, drogę znam na pamięć, kamizelka odblaskowa na grzbiet, taśmy odblaskowe na nogi (bardziej rzucają się w oczy)i jazda - tyle że nocą już nie robię pętelek tylko wybieram jedną z krótszych opcji.

      To i tak była "mała pętelka" bo w sezonie robię przed pracą po 70 / 80 km. A trasy alternatywne pewnie znajdziesz - tylko trzeba do tego bodźca.

      Usuń
  6. Witam serdecznie,
    ciekawie opisujesz swoje trasy. Przyszło mi do głowy, że stare domy mają w sobie coś magnetycznego. Są oderwane od rzeczywistości, można ich nie lubić, ale i tak każdy oko na takim przez chwilę zawiesi.

    Zapraszam do siebie, bo odpowiedziałam Ci (mam nadzieję, że satysfakcjonująco), na Twoje słowa i wierzę, że teraz zrozumiesz mój punkt widzenia.
    Nie bierz mnie, proszę, za wojującą ateistkę, bo nią nie jestem. I nie świętuję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam!
      Staram się nie zanudzać, dzięki za uznanie.

      Usuń
  7. Bardzo interesująca jest kapliczka z krzyżem przyozdobiona
    figurami świętych - z każdej strony. Jeszcze takiej nie widziałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjedź na Wolę, przy okazji zobaczysz podobną na cmentarzu rzędzińskim (tyle ze bez malunków)

      Usuń
  8. Masz spory problem ze swoją dziewczyną mam tu na myśli oczywiście Aurę. Jak jej odmówić. Przecież dziewczynom się nie odmawia. Ona tak bardzo uwielbia wojaże z Tobą. Oczywiście, że nie możesz jej zabrać w taką mega ekstremalną trasę rowerową.
    Wierzę. Jednak nie umiem zrozumieć, w jaki sposób szedłeś z rowerem tym wąziutkim wypustem pod autostradą. Wiem, że jest wąziutko bo samą przechodziłam pod jednym z mostów. Przecudne na Twoim terenie są te chatunie i kapliczki. Szkoda, że tak szybko znikają z polskiego krajobrazu. Maćku, czy Marzenka nie denerwuje się jak Ty wracasz nocą rowerem? Co z tego, że masz kamizelkę, światełka i taśmy na nogach?
    Nie uwierzę, że nie widziałeś jakiś drażliwych sytuacji. Doskonale wiesz, że w ciemnościach kierowca gorzej widzi kątem oka, mniej precyzyjnie ocenia odległość.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego z Aurą najpierw byłem w lesie na Górze św. Marcina. Próbowałem ją uczyć jazdy w koszu na rowerze,ale wyskakuje. Zatem z nią to tylko jakieś krótsze trasy. (Już kilka zaplanowałem).

      Spokojnie mógł bym ją do pracy zabrać, nikt nie śmiał by mi zlego słowa powiedzieć, ale w warunkach energetyki widziałem już zwierzaki oszalałe od zapachów i wibracji więc na oewno nie narażę jej na taki stres.

      Ja szedłem, rower w lewej wisiał nad strumykiem, plecak na plecach, w razie czego po prostu bym go puścił.

      Sam jestem kierowcą więc wiem - stąd pomysł na odblaski na nogach, bo bardziej się rzucają w oczy gdy są ruchome, nieraz to obserwowałem zza szyby. Dlatego też tak denerwują mnie kierowcy którzy "wiedzą jak mają jechać".
      Uważam, nie jestem samobójcą, poza tym na sporym odcinku mam scieżkę rowerową, lub jadę bocznymi uliczkami, praktycznie bez ruchu samochodowego. Więc Marzenka moze byč spokojna.

      Usuń
    2. Czy przypadkiem zamek tego znanego Spytka z Melsztyna nie był kiedyś zbudowany na Górze św. Marcina? Nasza Bellusia też nie chciała siedzieć w koszyku, wyskakiwała ale wystarczyło tylko powiedzieć, że schodzi się do samochodu już była przy drzwiach.
      Jazdę autem kochała nade wszystko.
      Teraz jest tak wiele wypadków na drodze, że człowiek musi mieć oczy nawet z tyłu głowy. Dzisiaj wracając do domu też był wypadek. Facet jadący Oplem nie zauważył czerwonego światła (przypuszczam, że był bardzo zamyślony) i dosłownie wrył się w drzwi od strony pasażera. Na szczęście tam nikt nie siedział. Jednak karetki zabrały gości do szpitala.
      Serdecznie pozdrawiam:)

      Usuń
    3. Tak, to ta budowla. Rozbudowana i ufortyfikowana na potęgę przez Tarnowskich. Rakoczy zdobył ją ale nie zniszczył. Spalona i zburzona podczas wojen o sukcesję między Ostrogskimi a boczną linią Tarnowskich. Słuzyła za kamieniołom, potem stanął tu kopiec ofiar rabacji...
      Ale z Aurą byliśmy pod kosciółkiem Św. Marcina. Ruiny są na nizszym zachodnim szczycie góry.

      Aura nawet samochodu się boi, choć jezdzi jak ją zapakuję to sama nie wsiądzie.

      Tragiczna jest bezmyślność na jezdni, ale zabija zawsze prędkość.

      Usuń
  9. Macieju!
    Największy prezent na święta nosimy już w naszych sercach!
    Miłość i empatia są bezcenne i naszym największym dobrem.
    Życzę Ci oraz Twojej rodzinie pięknych i spokojnych świąt!
    Łucja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki - były takie, w końcu cztery pokolenia mieszkają 5 minut spaceru od siebie.

      Usuń
  10. Odpowiedzi
    1. To zaledwie promil interesujących miejsc u nas. Ale miło ze doceniasz.

      Usuń
  11. Dziękuję za piękne życzenia.
    Życzę Tobie i Twojej Rodzinie najwspanialszych,
    najpiękniejszych Świąt Bożego Narodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  12. Amazonka zrobiła na mnie wrażenie, a tak na serio to uwielbiam to Twoje pokazywanie ważnych miejsc, dla mnie zupełnie nieznanych. Dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Batonik z syropem, olejem palmowym i teee dee i jeszcze puszka energizera w żelaznej puszczce? Zdrowy jesteś? Serce wysiad od tego młodzieży (pracującej także). Życzę zdrowia w każdym razie na kolejny rok. Tak się to kręci szybko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Batonik diabli wiedzą z czym - ale koi głód i blokuje łaknienie na dłużej, wiec można kręcić.
      Energetyków na szlak nie biorę, bo to samobójstwo, natomiast izotoniki jak najbardziej - sportowców nie zabijają to może i mnie tez nie zabiją.
      Dzięki za Życzenia - przyjmij serdeczne wzajemności.

      Usuń
    2. Maćku, Bezwstydniku : ) batonik wiadomo z czym: proteiny, syrop g-f i trochę śmieci. Do tego margaryna w polewie (z oleju palmowego).
      Te tigery, naprawdę destabilizują pracę serca, pewnie powodują deficyt, może potasu, może coś jeszcze. A najlepszym izotonikiem i to nieszkodliwym dla zdrowia, a wręcz przeciwnie, jest woda z kiszonych ogórków.

      Do kręcenia potrzebujesz tłuszczów(!), węglowodanów i białka + sok z ogórków oczywista.
      Tłuszcze są nośnikiem smaku, energii dla życia i można na chlebie i oleju, przeżyć. Polecam lniany z Biedry, oliwka oczywiście - dużo oszukanej na rynku, rzepakowy i masełko-śmietana: ostatnie produkty mleczne, nieprzetworzone, na rynku.

      Usuń