Tak samo "po drodze" - czy warto telepać francowatym autem przez 500 kilometrów po to by zobaczyć jakieś ceglane pozostałości w środku... (cisnęły mi się na klawiaturę inne słowa) mazowieckiej równiny? No nie bardzo - ale po drodze na Suwalszczyznę... no to już zaledwie niecała setka dołożona. Opłaca się. Zwłaszcza że jak będziemy wracali na szlak do Augustowa, to po drodze drugi zamek się odnajdzie i wtedy to już całkiem będzie się opłacało.
Zatem tak robimy. Za Lublinem, a przed Białymstokiem odbijamy na zachód i jedziemy w kierunku Warszawy. Tak wiem, z Tarnowa do Augustowa krócej było by jechać na Warszawę, tylko że ja mam alergię na tamte okolice, a zwłaszcza na samochody z literką "W" na rejestracji...
Dlatego jadę okrężną drogą. Jest super - znaczy do momentu gdy zjeżdżam z Wyżyny Lubelskiej i ląduję na stolnicowatym kawałku ziemi.
Przygnębiająco otwarty horyzont wywołuje u mnie fobię, nic na to nie poradzę. Próbuję prowadzić z zamkniętymi oczami, ale to niezbyt skuteczna metoda, zwłaszcza gdy z przeciwka jadą auta z niebudzącą zaufania literką "W" na tablicy...
Ratuję się zerkając co i raz na krągłości siedzącej obok Marzenki - zaiste chronią mnie one przed traumą i możliwym PTSD. W końcu docieramy.
Przed nami
LIW
Zamek Liw to pozostałości po XV wiecznej warowni granicznej.
Wieża w ciągu murów kurtynowych szumnie zwana dziś "zbrojownia" to w zasadzie jedyna cało stojąca cześć założenia.
Zamek
otoczony był fosą, do której wodę doprowadzała ta rzeczka czyli Liwiec.
Obecnie proponuje się tu turystom spływy kajakowe...
To tak pod kątem Hegemona.
Na
majdanie usadowił się dworek barokowy dworek - a ścislej jego
rekonstrukcja, bo oryginał był się spalił w połowie XIX wieku.
Na odtworzonych murach ekspozycja kilku dział z różnych epok i niekoniecznie związanych z tym miejscem.
Sama
zbrojownia zaś także nie jest oryginalna. Jej odbudowę rozpoczęli
jeszcze Niemcy w czasie okupacji, bo uwierzyli że to zamek krzyżacki
(stąd charakterystyczny wygląd tego elementu fortyfikacji, słabo
nawiązujący do polskich wzorów z epoki...delikatnie mówiąc), a skończyli
w latach 60 XX wieku Polacy. Obecnie szczyci się jedną z największych w
Polsce kolekcją dawnych militariów.
Niestety
w poniedziałek nieczynne... jak większość muzeów w Polsce, przynajmniej
tych które chętnie bym zobaczył - jak chociażby to w Wiślicy.
Lufa działa, od środka.
Nie mam pojęcia jak powstał ten pasek - pewnie jakiś błąd matrycy albo zapisu.
Miałem usunąć, ale sobie pomyślałem że będzie to niezła dokumentacja wrakowatości mojego sprzętu, a także swoiste curiosum
wodopój ? ;-D
I jeszcze ostatni rzut oka na zamek...
wchodzimy do pobliskiej karczmy nazwanej (jakże by inaczej)
Karczma
przy Zamku, w nadziei że mają tam widokówki - może mieli, ale w
obiekcie był tylko około dziesięcioletni chłopiec który za cholerę
polskiego słowa "widokówka" nie jarzył, pewnie dlatego że pochłaniały go
boje toczone na smartfonie, a babci akurat nie było.
Ale karczma zadbana, wydaje się że na "popas" podczas spływu Liwcem, lub rowerowej eskapady była by w sam raz.
A potem znów w drogę, azymut północny wschód.
Oddycham z ulgą.
Tym razem czeka na nas położony na północ od Białegostoku
TYKOCIN
Sam
zamek to także rekonstrukcja (odbudowa praktycznie od zera), ale już
współczesna, sięgająca także do innych wzorców (na podstawie
oryginalnych planów), nadająca budowli bardziej ludzki a mniej koszarowy
charakter.
A
propos. Wiele osób nadal nie zdaje sobie sprawy że np. zamki krzyżackie
nie były zamkami w sensie rozumianym współcześnie (rezydencja,
księżniczka, dzielni rycerze itp.) tylko zwykłymi koszarami, budowanymi
przez ludzi o mentalności zupaka dla ludzi o mentalności trepa.
Jednak
Tykocin nie był jedynie koszarami - owszem pełnił rolę fortyfikacji, z
czasem coraz to bardziej rozbudowując swój potencjał obronny - ale był
też rezydencją królewską, a to implikowało takie a nie inne rozwiązania -
choćby zdobienia, pomieszczenia dla dworu czy służby.
Powstawał na pogorzelisku drewnianego zameczku Gasztołdów.
(Po
wygaśnięciu linii męskiej tereny stały się królewszczyzną). Od początku
budowany był jako zamek renesansowy, próżno tu szukać uroczych
gotyckich wykuszy, delikatnych portali, uduchowienia. Był jak cały
renesans; poświęcony człowiekowi, zapatrzony w człowieka... Bogu
oddający tylko "to co boskie" i ani krzty więcej, w efekcie
przysadzisty, przyziemny, przyciężkawy.
Jest
to zresztą jeden z nielicznych zamków w Polsce który nie został
zniszczony przez Szwedzką protestancką dzicz, grabiącą co się dało, a
jak się nie dało to palącą za sobą resztki... zaiste duma być "typem
nordyckim".
Czemuż jednak tak się stało?
A to akurat jest proste, bo zamek został obsadzony przez Szwedów i sprzymierzonego z nimi Bogusława Radziwiłła.
(Litwini
twierdzą że Radziwiłłowie zostali "zmuszeni do polonizacji" - doprawdy?
A jakaż to moc inna niż boska lub śmierć, mogła Radziwiłłów do
czegokolwiek zmusić?)
Zresztą
tenże Bogusław kilkukrotnie ratuje szwedzkie tyłki przed zagładą,
znosząc oblegające tykociński zamek siły wierne królowi i Polsce.
Po zakończonym "Potopie" zamek w uznaniu zasług ofiarowany zostaje Stefanowi Czarnieckiemu,
który np. więzi tu jeńców moskiewskich, a następnie w jako posag jego córki wraz przechodzi w ręce Branickich.
W
1753 roku płonie, a kilkanaście lat później Jan Klemens Branicki
nakazuje jego rozbiórkę. Cześć budulca "idzie" na powstający w okolicy
klasztor (jak w Tarnowie) resztę rozbierają miejscowi chłopi "na
chlewiki" (jak to pięknie ujął swego czasu Papcio Chmiel w jednym ze
swoich komiksów).
Podczas
I wojny relikty murów posłużyły wojskom pruskim do utwardzania drogi,
zaś ziemia z bastionów do sypania grobli. Potem jakiś bałwan na początku
lat 60 XX wieku nakazał przekopać zamkowy dziedziniec, co skutecznie
uczyniło prace archeologiczne tam bezsensownymi.
Dlatego tak pieczołowicie eksponuje się choćby takie szczątki ułamków zabytków z tego miejsca.
To
co widzimy obecnie to prywatna inicjatywa, za ogromne pieniądze ale z
archeologami ratującymi co tylko się da i w/g planów z epoki. Oczywiście
wygląd jest domniemany, ale możliwy do akceptacji.
Obecnie
to pensjonat, ale z możliwością zwiedzania, ciekawy, malowniczy,
świetnie przygotowany dla turystów, z pamiątkami, kartkami pocztowymi,
kawiarnią restauracją i bezpłatnym parkingiem!!!
W ogóle sam Tykocin szalenie mnie urzekł.
Nie mieliśmy czasu na zwiedzanie, ale musiałem choćby na kilka sekund wyrwać się z samochodu i pobiegać po okolicy.
W koło masa sakwiarzy, rowerzyści okupują sklepiki, placyk i punkty z pamiątkami.
Gwarnie i kolorowo. Fajnie tam! Chce się wracać.
Zdjęcia robię w biegu, bez ustawiania, byle zarejestrować jak najwięcej, na pamiątkę.
Kiedyś może się tu wróci rowerem lub kajakiem...
Bardzo chce się wrócić...
Następny post specjalnie dla fotografów przyrody.
Fajnie tak się cofnąć do historii :) Niektóre obiekty są mi znane :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jasne że fajni!
UsuńMy wędrowcy prócz przestrzeni umiemy wszak poruszać się też w czasie. ;-)
Pozdrawiam.