wtorek, 13 października 2020

Trzech na pontonie nie utonie, czyli - o tym jak Beskidnick Synów Dunajca uczył.

Dunajec zdradliwa rzeka! Takie twierdzenia często można usłyszeć w okolicy, a nawet całkiem daleko od niej. Jak do niech podchodzę? Z ubolewaniem! Serio. Autentycznie cierpię gdy słyszę takie tezy, zazwyczaj wypowiadane przez ludzi którzy NIC wspólnego nie mają z wodniactwem a swój pobyt nad rzeką ograniczają do pluskania na bystrzu lub brodzenia w wodzie po kolana. Tymczasem Dunajec to rzeka górska, silna, energiczna, która cały czas szuka sobie nowego koryta, meandruje, wymywa i nanosi - żyje! 

 

zapoznanie z rzeką, czyli ciut teorii, której i tak chyba nikt nie pamięta

  I owszem nie ma roku by na brzegach  nie płonęły znicze, by lokalne media nie trąbiły o kolejnych utonięciach. Ale tu jest właśnie problem, ludzie nie rozróżniają utopienia od utonięcia, a już zwłaszcza nie rozumieją że nie każda śmierć w wodzie jest... utonięciem. Tymczasem tych klasycznych UTOPIEŃ jest na Dunajcu bardzo mało, naprawdę trudno tu znaleźć takie głębie, które pozwoliły by się "swobodnie" utopić, zazwyczaj zresztą nim dojdzie do śmierci, delikwent jest siłą nurtu wyrzucany na miejsca znacznie płytsze - no chyba że zaplącze się w zatopionych konarach lub korzeniach. Natomiast często dochodzi do śmierci lub utraty przytomności w wyniku urazów mechanicznych (człowiek jest siłą nurtu pchany na kamienie w które uderza), a potem już wtórnie dochodzi do UTONIĘCIA! Jak ktoś ma problemy z rozeznaniem, to proponuję taką mnemotechnikę ktoś "się topi", a nie ktoś "się tonie", "statek tonie" (bo jest martwy) ale statek "się nie utapia"! 

Więc teraz gdy wszystko jasne to... Zapraszam do wspólnej zabawy wodniackiej! 

Jak zapewne się domyślacie, Dunajec nie napawa mnie strachem, ani nie głoszę wieści o jego "zdradzieckości" znam tę rzekę, szanuję, czuję respekt i zachowuję czujność. Co w najmniejszym stopniu nie przeszkadza mi świetnie się bawić. 


A tak w ogóle, to mi się z tego wszystkiego chronologia poplątała... Ale o tym na końcu.*

Tradycyjnie, zaczynamy od Chorwacji w Jurkowie. Tym razem jestem z moimi chłopcami i... mamy pewien problem - ponton jest liczony na dziewięć osób, ok! Ale nas jest trzech! Co to znaczy? Ano ino to że będziemy mieli ciut roboty więcej, bo o ile do przodu popłynie z nurtem, o tyle do tyłu, już nie bardzo, a i na boki z ociąganiem, więc manewry muszą być stosunkowo wcześniej rozpoczynane. Gdyż na to żeby nas obijało po kamienicach, albo wyrzucało na brzeg, to się moja bosmańska dusza nie godzi. 

Kolejny problem to jak rozłożyć siły! Mikołaj jest znacznie od Miłosza silniejszy, ale obaj mają bardzo niewielkie doświadczenie wodniackie, ideałem był by Mikołaj na sterburcie w roli obserwatora, Miłosz na bakburcie jako przeciwwaga, a ja na rufie jako sternik. No ale skoro Mikołaj jeszcze nie umie czytać rzeki, to taki układ jest nierealny, ponadto wtedy oni przejęli by olbrzymią ilość pracy pagajami. Ale jak na razie innego rozwiązania nie widzę. Pojawia się poniekąd samo. Nurt prawie natychmiast po zwodowaniu obraca nas o 180 stopni i ... płyniemy do tyłu. Tu w moich zwojach rodzi się diabelski iście pomysł, nie obkręcamy pontonu! Siadam na rufie, która w tym momencie stała się dziobem, spuszczam nogi do wody, i jako "sternik napędowy" mam pełną kontrolę nad kursem. Muszę wprawdzie co i raz przekładać pagaj z prawej na lewą i odwrotnie, ale to fajny wysiłek. Chłopcy zostali na swoich miejscach, musieli jedynie obrócić się przodem do tylu, co jakiś czas zresztą pilnuję by się zamieniali miejscami, tak aby nie męczyli się za bardzo, stale pracując jedną połową ciała. 


 pozycje wypracowane eksperymentalnie

Sam spływ jest super, ale... jakiś czas przed nami wypłynął inny skład i poproszono nas byśmy byli z nimi na miejscu mniej więcej o tej samej porze, czyli już pomysł ogniska odpada, dodatkowo chcąc ich dopaść musimy w miarę raźno pracować pagajami, a to znaczy że z chilloutowego spływu też nici - choć akurat chyba nie uwierzylibyście gdybym Wam napisał że miałem takie plany? Fakt, nie miałem, ani mi przez myśl nie przeszło. Ale ogniska szkoda...


Sam rejs super! Chłopcy radzą sobie wyśmienicie, nurt niesie, siedząc na rufo/dziobie widzę doskonale co mamy przed i pod sobą. Wystarczy poprosić jednego lub drugiego o nieco większy wysiłek i nasz ponton posłusznie ustawia się na wymaganym kursie. Oczywiście i tak raz uderzamy o skały nadbrzeżne, niestety niedobór mocy robi swoje. 


Mniej więcej, tuż za połową trasy czyli za mostem w Zakliczynie, dostrzegamy ponton tych którzy wypłynęli pół godziny przed nami, przynajmniej daliśmy im czas na kąpiel w Dunajcu, co już samo w sobie jest jakąś atrakcją, ale teraz zwijają się pośpiesznie i płyną tak by zachować dystans.

Ostatecznie i tak dopadamy ich na kamienicy w Isepiu (swoją drogę, jak odmienić miejscowość która w mianowniku brzmi Isep? Isepiu? Isepie? Isepii?) Ale tu czeka nas ciut, ciut czekania... można było jednak to ognisko spokojnie rozpalić... bo nie ma dla nas stosownego transportu. Wykorzystuję ten czas by pokazać chłopakom (ale nie tylko) Jak się myje pontony od wewnątrz i jak można je wykorzystać w roli szałasu, dającego cień parawanu, albo wiatrochronu. Z Wami tą wiedzą podzielę się dwa posty dalej.

I w sumie tyle, wracając, ucinam sobie pogawędkę z kierowcą, który jak się okazuje także ma wiele wspólnego z harcerstwem, organizacjami strzeleckimi i im podobnymi zajęciami które wprawdzie może nie są cool ale za to dają ogromną satysfakcję i spory zasób wiedzy, która potem świetnie się przydaje podczas takich przygód.


* chronologię wpisów na blogu, brałem sugerując się kolejnością mapek na Traseo - zapominając iż nie wszystkie trasy rejestrowałem... więc czeka nas mały skok w przeszłość... Ale będzie naprawdę ładnie.









17 komentarzy:

  1. Czym skorupka za młodu i tak dalej - chłopcom sie podobało, mam nadzieję:) Mój syn tak prowadzi swoich chłopaków w górki (kiedyś my jego), tylko róznica wieku między młodymi większa, więc czasem bierze ich oddzielnie, by z jednym bardziej, a z drugim mniej rekreacyjnie sie poszwendac. A na wycieczki rowerowe ich ciągniesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne na rowery także, byliśmy na kilku wycieczkach, ale tego nie opisuję, bo miejsca już tu pokazywane. Starszy w góry chodzi ze swoją paczką przyjaciół, a młodszy... młodszego zabieram na wypady z jego kolegami i dla całej ekipy urządzam akcje. Jeszcze nie było żeby nie wracali zachwyceni.

      Usuń
    2. Młodszy też niebawem będzie mial swoją paczkę, czas goni...

      Usuń
    3. Już ma , tylko na razie jeszcze działają pod naszą opieką.

      Usuń
  2. Witaj Macieju.
    Co ma wisieć, nie utonie.
    Szczególnie na Dunajcu i w pontonie.
    Pewnie też nie zaszkodzi, rejs ekstremalny na łodzi.
    Pozdrawiam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W samej rzeczy
      któż docieczy
      kiedy pech zniweczy
      wysiłek człowieczy ;)

      to w kontekście ekstremalnych spływów łodzią - w zasadzie na tym odcinku Dunajca nie ma szansy, trzeba by co i raz przewlekać łódkę przez bystrza i progi. Ale już od ujścia Białej - do Wisły spokojnie można płynąc, pod warunkiem wszak że nie jest to okres suszy.

      Usuń
  3. Świetna przygoda dla chłopaków, pouczająca. Aż zrobiłam rachunek sumienia ile razy ja przez wodę. Pontonem z Mielca do ujścia do Wisły, żeglowanie momentami ekstremalne na Mazurach i cudowne kajakiem po starorzeczu Kamionki. Ale wszystko w młodości. A Dunajec naprawdę zdradliwy dwoje dzieci mojej koleżanki pochłonął i nie były same.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też pięknie, warto na wodę powrócić.
      Ale wiesz o zdradliwości można by mówić gdyby spokojna i łagodna rzeczka nagle objawiła w sobie, głębie, wiry, zapadliska, podmyte brzegi. Dunajec od początku oznajmia głośnym szumem, dudnieniem i łoskotem toczonych kamieni, swój charakter. On zdradliwy nie jest, natomiast wymaga respektu.
      Współczucie dla koleżanki.

      Usuń
  4. Po Twoim wstępie trochę się bałam czytać dalej, ale pomyślałam, że skoro tytuł jest optymistyczny, to może warto zajrzeć dalej i nie obawiać się grozy. Dobrze zrobiłam - przygoda świetna.
    Gdyby była z wami Aura, to można by sparafrazować tytuł książki "Trzech panów w pontonie nie licząc psa" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chwaląc się ale dobry ze mnie wodniak - może dlatego iż czuję respekt dla wody i zawsze mam gdzieś z tylu głowy, jak wygląda załoga wywróconej łajby i przyrzekłem sobie że nigdy na mojej wachcie ;)

      Usuń
  5. Świetny tytuł i fajowa męska, rodzinna wyprawa. I tylko ogniska szkoda...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogniska szkoda, ale mieliśmy już razem niejedno, więc jakoś bez żalu to przyjęliśmy.

      Usuń
  6. Fajnie, że wycieczka okazała się udana pod kątem wspólnie spędzonego czasu. Do tego zaprocentowała barwnie napisaną relacją i zestawem ładnych zdjęć z podróży. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajna przygoda, bardzo to integruje rodzinę. Polecam każdemu.

      Usuń
  7. Z ciekawości wrzuciłam nazwę tej miejscowości do wyszukiwarki i okazuje się, że odmiana wygląda następująco: M: Isep, D: Ispu, C: Ispowi, B: Isep, N: Ispem, Msc: Ispie, W: Ispie. Ale! Jest też druga wersja, która tyczy się miejscowości Isep w gminie Zaleszany i wygląda tak: M: Isep, D: Isepu, C: Isepowi, B: Isep, N: Isepem, Msc: Isepie, W: Isepie.

    OdpowiedzUsuń