piątek, 23 grudnia 2022

Zimowe drapanie się po Nosalu

Ta... plany, planami. Życie życiem, syndrom dnia następnego też dawał o sobie niejednemu znać. A plany fajne miałem - poranna kawa, potem akcja na Zielony Staw Gąsienicowy z przejściem nad Czarny i ewentualnie wejście na Kościelec, o ile by był dostępny bez olinowania. Ta... ale to by trzeba było wstać tak koło szóstej i uzgodnić z innymi kiedy grupa opuszcza schronisko. Już pierwsze okazało się niewykonalne, a drugie... no właśnie, więc siedzimy grzecznie, pijemy kawusię, jemy śniadanko... i robi się za późno na tę akcję. Więc co powrót?  

No powrót, ale przecież nie tą samą drogę, wchodziliśmy przez Boczań, schodzimy przez połoninę Jaworzynki a potem... na Nosal. bo tak fajnie! Trudno,  nie  było widoków, nie było stawów... ale przecież przygoda to samo bycie w górach, sam szlak, samo oddychanie górskim powietrzem na podejściach. 

No dobrze tylko czy zdążymy, trwają negocjacje pośród uczestników - jedni są za tym żeby wracać od razu i w autokar, na szczęście spora liczba osób domaga się czasu w Zakopanym na zjedzenie obiadu. hosanna, to jest czas którego potrzebujemy. Ta godzina nam wystarczy. 

Już nie marnujemy czasu, plecaki zapakowane byle jak, byle tylko nic nie zostawić i żeby dało się iść. Szybkie pożegnania i w drogę, zaraz za progiem wzuwamy raczki i w drogę. Ekipa taka sama jak wczoraj Ania, Basia i ja. Dobra ekipa, zgrana. jakiś czas jeszcze idziemy większa grupą, ale potem się rozdzielamy, jeszcze po kielonku na Połoninie Jaworzynki i na Nosal idziemy już sami. Później w czasie oczekiwania na autokar, okazuje się  że inne grupy też wchodziły na Nosala, ale schodząc przez Boczań, więc mieli nad nami dobre 20 minut przewagi. Okazuje się też że niektóre osoby  nie dorosły do wycieczek grupowych, bo poszły sobie na kawę którą zamówiły na 5 minut przed przyjazdem autokaru. Sorry ale to trochę nie fair wobec innych i obsłuchały. Zresztą podobnie było podczas jazdy autostradą, 5 minut na sikanie, a dwóch kolesi wali do McDonalda i zamawia hamburgery po czym je je na miejscu a reszta czeka... Zdecydowanie gdyby to była moja ekipa to mieli  by bana na następne wyjazdy.

Taki dość nietypowy wariant, ale fajny.
to co zdjęcia?

Taki widok z okna
taras
O tak - ten tam...
Szałasy na Polanie Gąsienicowej
Idziemy w lewo
szlak prawie nieprzetarty
Ale urokliwy wielce... 

pasmo Jaworzyńskiej Czuby
Szałasy w Dolinie Jaworzyńskiej
Kuźnice
A tu już wczoraj byliśmy
tak to on w całym swoim kinolowym majestacie ;)
Dolina Bystrej
I już blisko
Najtrudniejszy odcinek - spotykamy tu tatę który ruszył w góry z kilkulatkiem... i zanim zacznie się wydziwiane - Chłopiec miał na sobie solidny kombinezon, raczki, kask i uprząż, oraz był z Tatą związany linką asekuracyjną - tak to ja rozumiem! 
Kuźnice
Zakopcone
jak by tak podcięło ten śnieg... nie spokojna - dotąd kopalem aż raczki zazgrzytały o litą skałę i ani kroku dalej
była ochota wcisnąć się w tę szczelinę, ale dziewczyny już poszły przodem
Już tylko w dół

Nie, nie wracamy... to tylko pamiątka
słuszna uwaga
chata "Tea" z 1879 r.

I tyle - wracamy, dojadamy w autokarze resztki z plecaków i... stoimy trzy godziny w korku na Zakopiance - tym razem  nie idiotyczne rozwiązanie świateł w Klikuszowej, albo nie tylko ono, lecz śnieżyca która zablokowała ruch pojazdów. Z pod autostrady zabiera mnie Mikołaj - gieniusz projektantów i inwestorów spowodował iż musze iść kilkaset metrów ryzykując potrącenie, bo z parkingu nie ma zjazdu w kierunku miasta... 

Tak, pamiętam o zdjęciach od innych... pamiętam, będą w suplemencie.

niedziela, 18 grudnia 2022

Murowaniec grudniem.

Grudniówki to taka tradycyjna już licząca lat dwadzieścia trzy lata impreza Mieleckiego PTT - "Carpatia", a w tym roku dostaliśmy na nią zaproszenie z Aneczką i... no sami wiecie - takich rzeczy się nie odmawia! 

Na szczęście akurat grudzień to taki miesiąc w pracy w którym za bardzo grafik urlopami obciążony nie jest, więc w ciemno wysłałem przelewy za rezerwacje i dopiero potem wypisywałem wolne. Ale już z uczuciem radochy, że czeka nas świetna przygoda.  Zwłaszcza o Aneczkę mi chodziło, bo Ona jeszcze w murowańcu nie spała, choć to w zasadzie nie jest typowe schronisko, a górski hotel z wieloosobowymi salami - no ale zawsze to jednak legenda polskiej turystyki górskiej, nawet gdy dziś z dawnego klimatu pozostały wyłącznie mury i... swastyki na balustradach.  

Od razu tytułem wtrętu i wyjaśnienia. Swastyki i runy to dwa różne rodzaje notacji symbolicznej. Swastyka nie ma nic wspólnego z  runą "sieg" (takie piorunki jak symbol strajku kobiet, albo oznakowanie urządzeń wysokiego napięcia). Swastyka to... SWARGA. tak ją powinniśmy nazywać w odróżnieniu od niemieckiego hakenkreuza. Tak właśnie SWARGA - i póki nie przedostanie się do powszechnej świadomości że Swarga to nie hakenkreutz, to nadal ten piękny symbol będzie budził mnóstwo mieszanych uczuć i skojarzeń. 

No dobrze, zapędziłem się, na razie trzeba tam po prostu dotrzeć.

I znów plan zakłada nocleg u Aneczki i pali na panewce. No trudno czasami się nie składa. Szybko piszę do Jurka, umawiam się na odbiór mojej osoby z Tarnowa i... pisze do Ani, że nic z tego. Szkoda, ale wiecie, są rzeczy których na prawdę nie należy zaniedbywać. 

Mikołaja udaje się zedrzeć z mar i odwozi mnie pod autostradę - kolejny raz wyrazy "uznania" dla durniów projektujących parking bez odwrotu... Ale my sobie radzimy, tyle że z buta idę spory kawałek drogi w miejscu niekoniecznie bezpiecznym... no cóż kolejny raz projektanci usłyszą że są durniami, bo zabrakło tam czegoś tak oczywistego jak... chodnik! 

Zachodzę na miejsce i nawet dobrze nie wypalam papierosa, a oni już są. To zresztą łatwo policzyć, bo wiecie jeśli wyjeżdżają o szóstej z centrum Mielca, nie ma siły by w Tarnowie byli wcześniej niż o siódmej... i faktycznie... jeszcze im się nie zdarzyło. 

Jazda mija szybko i sprawnie, ciut się człowiek zdrzemnął i już się było na miejscu. Znaczy w Jaszczurówce i stąd zaczyna się nasza przygoda, bo dalej ruszamy pieszo. 


To co pooglądamy trochę zdjęć? W pierwszym rzucie pójdą te z mojego hammera - podłej jakości, a potem dorzucę w formie suplementu zdjęcia od Aneczki i innych uczestników wypadu. Bo w sumie to nas całkiem nie mało było, mimo iż prognozy pogody i początek intensywnych opadów śniegu nieco ludzi zniechęcił do wyjazdu.

Jeszcze trzymamy się razem. 
A to już Kużnice, tuż obok wejście do TPNu
Rozchodnia szlaków - w lewo na Nosal, w prawo na Boczań - 
Tak lubię na Boczań wchodzić, ale schodzić po tych kamulcach, chorym śnie sadysty z fetyszem obolałych stóp, nie cierpię.  
Inna sprawa że gdy kamulce przysypane śniegiem to nawet droga tędy n9ie jest taka tragiczna. 
Wzmocnienie na szlaku
Tak , to już hala Gąsienicowa
I schronisko 
Chwilka odpoczynku, zapisywanie tras i oczekiwanie na resztę ekipy, żeby się rozmieścić w pokojach. w sumie to nawet są luzy, pogoda faktycznie zniechęciła nie tylko osoby z naszej ekipy, ale też sporo osób które miały tam przyjechać indywidualnie i w schronisku zrobiła się nagle 1/3 miejsc wolnych.

Było się zagrzało i pomajdało się dalej, zamiar ambitny, walimy na Kasprowy, ale nie będę ukrywał, nie doszliśmy. Fajnie było by wejść, tym bardziej że szczyt Kasprowego już ponad chmurami, a do szczytu raptem pół godziny drogi... tak blisko i... tak daleko. Mgły gęstnieją, na śniegu wiatr sypie bardzo lawinowowyglądające nawisy, a ciemno zrobi się za niecałą godzinę - czyli nie zdążymy do schroniska przed zmierzchem, a nie daj Bóg jakieś osuwisko śnieżne - nie mamy ani balonów lawinowych, ani sond (w ten sam dzień kilka kilometrów od nas lawina zabiła 19 letniego chłopaka) - podejmuję decyzję że zawracamy a dziewczyny nie oponowały

Nie ma co iść dalej - Kasprowego  nie rozbiorą, a nas mogą zbierać
ODWRÓT
Jak widać już niewiele widać
Stąd wracamy, nawet płoty przeciw nawiewaniu śniegu na trasy narciarskie nie są jeszcze ustawione.
 
Murowaniec nocą
Takich trzech jak my dwa, to nie ma ani jednego ;)
Barierka na Murowańcu - i już wiecie o czym była mowa

I tak ten dzionek minął... znaczy były jeszcze śpiewy, opowiadania, popijawa... ale wiecie z takich zabaw już się zdjęć nie daje. Co było na Murowańcu, zostaje na Murowańcu. A Was zapraszam na kolejną opowieść, o dniu następnym. Wprawdzie powrót też taki cokolwiek mglisty, ale przecież ciekawy.