wtorek, 9 sierpnia 2022

Sudeckie przypadki - sezon pierwszy - epizod drugi - Na Gigancie... rodział pierwszy - Śnieżnik

Gigant to oczywiście dom wypoczynkowy w Międzygórzu. Będzie naszą kwaterą przez najbliższe kilka dni. Obiekt stary, po korytarzach snuje się jeszcze duch Bismarcka. W zasadzie dwa duchy, w postaci kotów jednego nazwałem Bismarck drugiego Wilhelm. W ogóle to przeżyłem przez nie deja vu. Siedzę sobie na balkoniku, popijam kawę, rozmawiam z Aneczką i widzę kota, po prostu sobie spaceruje idąc w kierunku skarpy, odwracam się na moment i za chwile kot znów idzie w tym samym kierunku... hmmm. Potem siedzimy w pokoju a ówże kot przechodzi z inspekcją wzdłuż balkonów, przystaje przypatruje się mieszkańcom i idzie dalej... po czym znów przystaje i idzie dalej... ten sam kot, w tych samych drzwiach (muszą być te same - bo mamy w pokoju tylko jedne!) To już staje się niepokojące! Na szczęście dach nad jadalnia jest na tyle duży że udaje mi się dostrzec oba koty idące jeden za drugim dokładnie w odległości 6 sekund od siebie! I taki rytuał powtarza się każdego ranka. Dokładnie ta sama trasa, dokładnie ten sam odstęp, dokładnie dwa takie same koty...  Bismarck i Wilhelm...

Pod barierkami jest dokładnie tyle miejsca, aby koty mogły się swobodnie przemieszczać...


Widzicie te dwa wielkie rude (w typie Garfielda) kociska? Nie? Ja też ich  nie widzę, a był bym dał głowę że były w chwili gdy robiłem zdjęcia... no cóż są na świecie rzeczy o których się felinologom nie śniło...


Kawa wypita, Improwizujemy z Aneczką śniadanie, chyba oboje nie mamy w czasie naszych wypadów apetytów na najadanie się. W każdym razie ja nie mam, co innego druga kawa... więc przekąszam coś na szybko (chleb z konserwą i pomidorem - ale to tylko dzięki Ani, bo sam bym po niego nie sięgnął) i w drogę. A dziś Śnieżnik i to prosto z kwatery. Szlak zaczyna się 50 metrów wyżej przy parkingu.


Niestety, zapominam włączyć Traseo i nagranie obejmuje tylko zejście. Szkoda, ale trudno. W rzeczywistości szliśmy sporą pętlą dookoła tak by nacieszyć się górską wędrówką.


Takie miejsce musi mieć swoje tajemnice i swoje ducy pod postaciami kotów...


Choć jak widać, niektórzy stosują odstraszanie

I zaczynamy wędrówkę

Takie widoki - jeszcze chłodno, jeszcze chmurnie





Kaplica ewangelistów

Dużo szlaków, dużo... Jest z czego wybierać, ale trasę zaplanowaliśmy już wcześniej i nie improwizujemy.

Schronisko pod Śnieżnikiem. Sporo mugoli, ale ogólnie wrażenia świetne. Siadamy na piwko, coś przegryzamy i idziemy dalej. Góra sama się nie zdobędzie.

Taki fotożarcik. Hejnalista
Po moich butach widać że nie jest to jakaś ciężka wędrówka, bardzie spacer i faktycznie tak jest naprawdę, odrobina kamieni na ścieżce to jedynie urozmaicenie - wejść tu można praktycznie nawet na bosaka

To już praktycznie wierzchołek
jesteśmy na szczycie
"Blender" w budowie - nie wiem kto pierwszy rzucił tę nazwę, ale przyjęła się. Być może po obłożeniu kamieniami, znajdzie się jakaś inna, ale jak na razie "Blenderem" nie gardzą nawet przewodnicy Sudeccy. Jednego z nich spotykamy na szczycie, wprowadzającego grupkę młodzieży


Wracamy tą samą drogą... ale tylko pod schronisko, potem już inną dorabiamy sobie kilka kilometrów ekstra, ale warto.


Trudno z takich skałek nie skorzystać.






To już prawie Międzygórze... Ale wciąż jeszcze ciekawie i wędrówkowo.
Uliczna część wędrówki - startowaliśmy spod pensjonatu, ale wracamy całkiem z drugiej strony miasteczka.
Nie jest to metropolia - ale kilka ciekawych miejsc tu znajdziecie.
I znów na Gigancie


zamawiamy sobie wypasiony obiadek i po odświeżeniu...ruszamy dalej. To przecież nie koniec dnia!
Ps - nie regulujcie odbiorników - ja rzeczywiście tak wyglądam.

4 komentarze:

  1. Blender zawsze lepiej brzmi niż tampon. Taką nazwę nadano palmiarni bez palmy w parku oliwskim. Pozdrawiam słonecznie i lekkich nóg na szlaku życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tym razem raczej przejrzałam zdjęcia niż przeczytałam ;) nabrałam po tym oglądaniu ochoty na wędrówkę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze - zacznij od domu, coraz dłuższe spacery, potem wyjeżdża się autobusem czy pociągiem za miast i wraca, wtedy następuje już faza kompletowania sprzętu, potem jakieś zorganizowane wyjazdy (parafia, PTT, itp) potem samodzielne jednodniówki, a potem... potem to już tylko Mount Everest jest granica ;)

      Usuń